Zbliżam się do Rock of Cashel - okazałej grupy średniowiecznych budowli i fortyfikacji.
Teraz będzie trochę o legendach. Według jednej z nich, przelatujący Szatan, trzymał w zębach głaz. Po co go trzymał nie mam pojęcia. Ale gdy zobaczył świętego Patryka głaz ten upuścił.
I tak powstał Rock of Cashel.
W tym miejscu zachowały się w dobrym stanie najważniejsze średniowieczne zabytki Irlandii.
Zbliżam się do katedry.
Zaczęłam od spaceru wokół katedry św. Patryka. Z tej strony najlepiej było widać okrągłą wieżę z XII wieku. Niektóre źródła zapewniają, że powstała w X wieku. Dawniej wejście do niej znajdowało się na wysokości 3,5 metra.
Gdy chmury zasłoniły słońce, wyczuwałam posępność tego miejsca. Wokół katedry zachowały się najstarsze nagrobki z rozległego niegdyś cmentarza.
Ale mi najbardziej spodobał się ten skromny aniołek.
Jeszcze jedna strona katedry. A w głębi Pomnik Rodu O'Scully wzniesiony przez miejscową rodzinę ziemiańską.
Podeszłam pod ten monument. Górna część pomnika została zniszczona podczas strasznej burzy, w latach siedemdziesiątych XX wieku.
Ludzie chętnie fotografują się przy Krzyżu św. Patryka. Od niedawna znajduje się tu jego kopia. Oryginał, od 1982 roku, znalazł schronienie w niewielkim muzeum.
Zauważyłam wyrzeźbioną postać świętego, który podobno w 450 roku odwiedził Cashel.
No i tutaj można wspomnieć o kolejnej legendzie. Święty Patryk podobno właśnie w Cashel tłumaczył miejscowym, na przykładzie zerwanego listka koniczyny, tajemnicę Trójcy Świętej. Od tej pory koniczyna jest nieoficjalnym godłem Irlandii.
(zdjęcie znalezione w internecie)
Weszłam do katedry. Jest ona dziełem Irlandczyków. Wybudowano ją bez pomocy zagranicznych artystów, w XIII wieku.
Podziwiałam te smukłe lancetowate okna. I piękne okno w prezbiterium, wypełnione kamiennym maswerkiem. Poprosiłam o zrobienie zdjęcia.
Pochodziłam po wnętrzu i znalazłam tę starą kolumnę...
a także płytkie kaplice z niszami grobowymi...
i bogato zdobionymi sarkofagami.
Dowiedziałam się, że prezbiterium jest dłuższe od nawy, bo tę skrócono, aby dobudować wieżę obronną. A ta pełniła rolę rezydencji arcybiskupa.
Spodobało mi się to sklepienie krzyżowe.
Niektóre okna zmniejszono, aby łatwiej było się przez nie bronić.
Przez jedno z takich okien zobaczyłam ruiny opactwa Hore. Wybudowane zostało przez Cystersów, w XIII wieku. Co prawda kolejna legenda mówi, że pierwszymi zakonnikami byli benedyktyni. Pewnej nocy opatowi przyśniło się, że mnisi chcą skrócić go o głowę. Wypędził ich więc i sprowadził cystersów.
Nie tylko ruiny, z okien strzelniczych, zobaczyłam. Ale też pasące się na pobliskim pastwisku stado krówek
Z katedry przeszłam do Sali Kantorów, z XV wieku. Dom ten zbudowano dla uprzywilejowanych chórzystów z Cashel. Już przy wejściu zachwyciłam się pięknym stołem i arrasem.
W krypcie Domu Kantorów, mieści się niewielkie muzeum. I to w nim znajduje się oryginalny Krzyż św. Patryka. Według tradycji, potężny cokół krzyża to kamień koronacyjny królów Munsteru. Była to prowincja, której nazwa wywodziła się od gaelickiej bogini Muman. Prowincja ta słynęła z wielu legendarnych królów, z których najsłynniejszy był Brian Boru. Ciekawostką jest to, że sam krzyż jest prostszy niż większość krzyży celtyckich. W środku krzyża brak typowej aureoli. Podpórki monumentu prawdopodobnie symbolizowały dwóch łotrów ukrzyżowanych z Chrystusem. Jedno ramię i podpórka się nie zachowały. Po jednej stronie krzyż przedstawia wyrzeźbioną postać Chrystusa, a po drugiej stronie, św. Patryka. Według przekazu, dotykanie krzyża pomaga w problemach zdrowotnych. A co ważniejsze w znalezieniu współmałżonka. Krzyż był tak nagminnie dotykany, że trzeba było oryginał schować w krypcie
W muzeum schronienie znalazło też wiele ciekawych, kamiennych płaskorzeźb, znalezionych podczas wykopalisk archeologicznych w Rock of Cashel.
Weszłam do Kaplicy Cormacka. Według przekazów, król Cormac ufundował tę piękną, wczesno-romańską kaplicę.
(zdjęcie znalezione w internecie)
Ze względu na ochronę tego zabytku, co pół godziny wpuszcza się grupę zwiedzających. Wszyscy opuszczają kaplicę jednocześnie.
Kaplica ozdobiona jest okrągłymi łukami, które zwieńczone są fantazyjnymi żłobieniami i kamiennymi głowami.
Podobno trzeba było dużo zapłacić, aby podobizna się tu znalazła.
Ze wspaniałych niegdyś fresków, zachowały się tylko fragmenty. Do wykonania fresków sprowadzano barwniki z zamorskich krain.
Podeszłam do niekompletnego sarkofagu z XII wieku. Jest dużo przesłanek, że to tutaj spoczął król Cormac.
Sarkofag zdobią dekoracje w stylu Urnes - z zaplecionymi wężami i bestiami.
Na te schody, nie wolno było wchodzić.
Weszliśmy za to na maleńki dziedziniec.
Rzeźba nad wejściem, zachowała się lepiej i można było zobaczyć centaura, w hełmie, mierzącego z łuku do lwa.
Wypatrzyłam na dziedzińcu miejsce, gdzie stykają się ściany kaplicy i katedry. Jaśniejsze są ściany kaplicy wykonanej z piaskowca.
Popatrzyłam jeszcze na miasteczko Cashel leżące u podnóża fortyfikacji.
Wychodząc, obejrzałam się i zrobiłam ostatnie zdjęcie Rock of Cashel.
Ten dzień ukoronował Wieczór Irlandzki. Siedzieliśmy w dużej sali, popijając Gunessa. Słuchaliśmy smutnych piosenek...
oglądaliśmy skoczne tańce (irlandzki step jest znany na całym świecie) ...
i słuchaliśmy zespołu, który wspaniale nam przygrywał.
Do hotelu wróciliśmy późno. A następnego dnia wcześnie wyjeżdżaliśmy, żeby zobaczyć słynny Ring of Kerry.