Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aluuzja

kobieta, 33 lat, Warszawa

166 cm, 83.50 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Nowy Rok przywitać z wagą 75 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lutego 2018 , Skomentuj

Już tak zwykle wychodzi, że niedziela jest czasem spotkań rodzinnych i mniejszych lub większych wtop jedzeniowych. Ustanawiam sobotę dniem ważenia. I tak ważę się prawie codziennie, ale nie jestem wtedy w stanie ocenić realnych postępów. 

Pierwsze podsumowanie:

  1. waga 17.02.2018 r. - 92,9 kg 
  2. 3 razy siłownia i raz basen
  3. niedzielny cheat - kawałek ciasta i 3 kawałki pizzy - makro wyszło fatalnie
  4. waga po cheacie - 93,0 (+0,1)

Dzisiaj mini detox - rezygnuję z mojego ukochanego pieczywa, które najbardziej mi nie służy i nie potrafię zjeść mało. 

Wczoraj rozmawialiśmy rodzinnie o redukcji. Wszyscy mają za sobą większe lub mniejsze sukcesy, porażki i jojo. W zasadzie oprócz mnie, bo ja tylko raz schudłam 7 kg, a poza tym to systematycznie, powoli tyje/stoję w miejscu. Teściowa, teść i tż w pewnych momentach życia zmagali się z dużą otyłością, więc nie jest to odchudzanie rzędu 5, a 25 kg. Może Ameryki nie odkryję, ale zgodnie stwierdzili, że jak już się przezwycięży organizm i trzyma to kilogramy ruszają. Inna sprawa utrzymać to potem. Jestem trochę pocieszona, bo zawsze się poddaję z braku rezultatów. Może nigdy nie miałam wystarczającej motywacji? Jedni chudną od razu, a inni potrzebują 3 miesięcy.

Mój ojciec po ok. 10 latach otyłości wreszcie rozprawił się z kilogramami. Cieszę się bardzo. Schudł około 25 kg w ciągu 2 lat. Czyli książkowo. Co ciekawe, nie odżywia się super zdrowo, tylko je wszystko, w mniejszych ilościach. 

17 lutego 2018 , Skomentuj

Minęły już dwa tygodnie, od kiedy porządnie wzięłam się za ryj. Chodzę na siłownie, micha jest ogarnięta z drobnymi wpadkami (np. walentynkowa czekolada) ale wliczonymi w bilans! Czuje się lepiej i więcej robię w domu, pomimo siłowni. 

Teraz zaczyna się prawdziwa jatka. Organizm mówi "WTF? to już nie będzie pączków, nie będzie wiadra makaronu w białym sosie?" Przez ostatnie 3 dni ssie mnie odkąd wstanę i nie najadam się normalną porcją. Wczoraj ładny jadłospis, do siłowni zjadłam 1700 kcal i po powrocie miałam wypić tylko szejka z odżywką. Tak mnie przycisnęło około 20, że musiałam na szybko wykombinować posiłek, który trochę by oszukał żołądek i mózg. Ostatecznie zrobiłam jajecznice z 2 jaj i sałatkę z odrobiną fety i słonecznika. Nie zrujnowało to bilansu, ale jednak 2 000 kcal to trochę za dużo na redukcji. Muszę powalczyć ze sobą, żeby się na nic nie rzucić przez weekend, szczególnie, że idziemy na obiad do rodziców. Cheat meal będzie popełniony z premedytacją, ale na Boga, to ma być cheat meal a nie uczta grubasa od rana do wieczora. Bądź twarda!

7 lutego 2018 , Skomentuj

     Po obcięciu węglowodanów z poziomu posiłku dla słonia na porcję dla hipopotamka, czuję się znacznie lepiej. Psychicznie nadal jest ciężko (np. dzisiaj kiedy stałam przed ladą pełną drożdżówek, pączków i ciastek) ale za to nie czuję się taka ociężała i śpiąca. Mam więcej siły na gotowanie i spędzanie czasu z partnerem. Na razie nie liczę kalorii ani makro i staram się przyzwyczaić do nowej szamy.

     Być może jest mi łatwiej niż statystycznej Polce, bo TŻ tuż przed naszym poznaniem schudł niewyobrażalną liczbę kg i nadal jest na stabilizacji, bardzo uważa na jedzenie. To duże wsparcie. W lodówce nic nie kusi. Razem lub na zmianę przygotowujemy posiłki i wyciąga mnie na siłownie. Grzeszki TŻa (już może ;P) to pizza, bardzo rzadko alkohol i chipsy. Tak jak to pierwsze mnie nie kusi bo zjem dwa kawałki i koniec, tak na zimne piwko zawsze mam chęć. Ale co zrobisz, nic nie zrobisz!

     Szykujecie się psychicznie na jutro? To nasze święto :P A tak serio, to myślę, że Tłusty Czwartek to święto dla szczupłych osób, którym taka dawka kalorii nie straszna. My Grubasy musimy pączki omijać szerokim łukiem nawet jutro. Ja planuję zjeść jednego zamiast drugiego śniadania albo wcale, a wieczorem mamy wypróbować przepis na pieczone.

Nie trzeba być świętszym od papieża, ale zawsze świadomym konsekwencji.

2 lutego 2018 , Skomentuj

     Im jestem starsza, im więcej mam za sobą prób zrzucenia kilogramów, tym więcej zajmuje mi myślenie nad psychologią odchudzania. Uzależnieni od alkoholu, narkomani, kleptomani... oni wszyscy uważani są za chorych, którym należy się pomoc. Osoba otyła, jest postrzegana jako osoba leniwa, a przecież my też jesteśmy uzależnieni.... od jedzenia. Nikt nie dziwi się, że palacz nie może rzucić papierosów, ale już nikt nie jest w stanie pojąć jak silne jest uzależnienie od jedzenia. Odchudzanie to ogromna wojna ze sobą. Wygrać może tylko ten, kto w 100% przezwycięży siebie. 

Kiedyś mi się wydawało, że miesiąc diety rozwiąże problem. Teraz już wiem, że albo zmienię swoje nawyki na zawsze, albo za kilka lat nie zmieszczę się w futrynę. Już jest mi ciężko, wyglądam jak świnia i nie wchodzę w ubrania w sieciówkach. Uwielbiam jeść "do końca", aż poczuję, że nic więcej się nie zmieści, zwłaszcza w stresogennym czasie.

Nie chcę schudnąć 10 kg w miesiąc, nie muszę wyglądać jak modelka, ale niech każdy dzień będzie coraz lepszy (cwaniak)

co się udało zrobić przez 5 dni:

1. nie podjadałam

2. jem zdecydowanie mniejsze porcje

3. trzymam 4-5 posiłków dziennie i próbuję by były wartościowe

4. ćwiczyłam


nad czym jeszcze muszę popracować:

1. uwierzyć, że się uda

2. spróbować rozgraniczyć emocje i jedzenie --> kompulsywne zachcianki!

3. mniej chleba, więcej białka

3 lutego 2016 , Komentarze (1)

Od ostatniego wpisu jestem prawie codziennie, ale nie miałam specjalnie o czym pisać. Dopiero od kilku ostatnich dni trzymam się porządnie diety. Waga spada wolno i nieznacznie - mój typ tak ma i dlatego szybko tracę motywację.(szloch)

A może to właśnie teraz się uda? ;) 

Przez wahania wagi mam już problemy ze skórą, rozstępy i te sprawy, więc zawczasu postaram się o nią zadbać. W razie czego gdyby jednak udało się conieco zrzucić :P

Narazie stawiam na domowy peeling z kawy i zwykły balsam.

Miska jest już mniej więcej ogarnięta ok 1500 kcal. Problemem nadal sa wieczory!!! A konkretnie to, że włącza mi się odkurzacz. Płakać mi się chce :P Mam nadzieję, że do głodu też się można przyzwyczaić. Dzisiaj zjadłam późny obiad o 17.30 a potem zapychałam się jeszcze marchewką i styropianem. Nie jest to cudowne rozwiązanie, ale nie od razu Rzym zbudowano. Jak nie napcham się chleba to jestem głodna i już. 

Zołza pokazuje 82,...... i tutaj już cała paleta liczb sie pojawiła , więc na pasku nadal 83.  

Postanowiłam co tydzień robić zestawienie bo wiadomo, że od ważenia się codziennie można zgłupieć a nie mam jako takiej kontroli nad tym wszystkim

27.01.2016        83,9
2.02        82,9    -1 kg
.............
6.07        62,9  - 20 kg     hihihihihi:D

Pół bidy, że do lata jeszcze chwila i jest czas powalczyc (cwaniak) 

11 stycznia 2016 , Skomentuj

Ile razy zaczynalam od nowa... Nie zlicze, ale jak to przeczytalam, w ktoryms z pamietnikow, trzeba sobie wybaczyc. Oficjalnie, po raz pierwszy w 2016 roku WROCILAM!!! I wiecie co? Bardzo sie ciesze, bo dieta to swego radzaju hobby - zajmuje mysli, czas i uszczesliwia. Jak terapia, skutki uboczne tez fajne ;-)

Na szklanej znow 83 kg. Co sobie uzylam w tym czasie to moje :D W zasadzie to zaluje tylko tego, ze w pewnym momencie przestalam cwiczyc. Widze teraz, ze forma spadla. Skora jakas nie taka... :|  Wymowka byla calkiem niezla - w pazdzierniku zaczelam nowa prace po 12 h do tego weekendy w szkole. Teraz juz sie troche przyzwyczailam, plus w swieta odpoczelam wiec jest moc. 

Sciagnelam darmowa aplikacje Vitalii na telefon i jest na prawde spoko! Polecam. Co do aktywnosci to w tym roku zaliczone juz po razie: silownia, basen, bieganie , rowerek stacjonarny (10 km).  Dzis postaram sie wyladowac na silowni (swiety)

Wiecie... Szkoda mi bylo kasy na moj ulubiony fitness i dojazdy na niego, ale juz na piwo i kebaba wydawalam bez mrugniecia okiem. Czlowiek to jednak glupi umrze :-) koniec z oszczedzaniem na WAZNE rzeczy

17 marca 2015 , Komentarze (2)

Dzisiaj szklana pokazała równiutkie 78 kg. Jutro zobaczę czy to tylko chwilowy spadek czy coś się wreszcie ruszyło w temacie.  Ostatni raz siódemkę na drugim miejscu widziałam we wrześniu 2013... Zgroza! :(

Mimo, że idzie mi średnio to nabrałam ogromnej pozytywnej energii :D Nie wiem skąd to wynika, ale z 5 niepowiązanych ze sobą osób powiedziało, że bardzo schudłam. Ani na wadze, ani specjalnie na obwodach nie zauważyłam... może po prostu wyglądam na szczęśliwszą? Jedyne co, to rzeczywiście sporo się ruszam. Może jednak tłuszczyk ustępuje miejsce mięśniom ..? (zakochany)    Przydałoby się zrobić zdjęcia porównawcze, ale to jeszcze poczekam, bo mam cyknięte tylko 84 kg.

24 lutego 2015 , Komentarze (1)

Waga okołopaskowa. Można powiedzieć, że od dwóch tygodni idzie dobrze - pilnuję paszczy przede wszystkim a i ruchu jest trochę. 3-4 razy w tygodniu intensywnie się fitnessuję albo biegam ok 8 km. Do tego dojdzie jeszcze obowiązkowy basen dwa razy w tygodniu (z uczelni), z czego nawet się cieszę bo nie będzie zmiłuj - trzeba iść żeby zaliczyć wf. Jak na razie kontrolowaną wpadkę zaliczyłam w ubiegłą niedzielę - potężny obiad z rodzicami. 

Pierwsze efekty już widzę! :D brzuch, na który nie mogłam od jakiegoś czasu patrzeć, mniej już przypomina piłkę. Otłuszczone, pokryte cellulitem nogi i pupa też normalnieją. 

Nie chce nawet myśleć jak wyglądałam 8 kg temu. Gdzie ja miałam rozum? Po co było tak żreć..? Zniszczonej skóry już nie wrócę, ale można jeszcze dużo naprawić. 

Cel wydaje się bardzo odległy, ale poprawiłam sobie humor, kiedy przypomniało mi się ile ważyłam idąc do liceum. Nie dam sobie głowy uciąc, no może jeden palec... że to było gdzieś tak 73 kg. I wcale na tych zdjęciach nie ma takiej tragedii. Wyglądam stosunkowo normalnie. A co to oznacza? że, już za 5 kg mogę przypominać człowieka ;) 5 kg to dużo i mało jednocześnie. Ale drogie panie, która z nas by pogardziła takim spadkiem ;) ?

Więc nie ma użalania się nad sobą i działamy! Wcale nie trzeba stawać na głowie, żeby codziennie było lepiej. A mi się nigdzie nie spieszy.  Może być nawet kg na miesiąc. 

Analizując w którym etapie mojej drogi przezyłam największą zmianę, taką w głowie, to chyba wtedy, gdy polubiłam aktywność. Najpierw nieśmiało na basen z kolegą, jakieś zaczątki biegania i w końcu trafiłam do klubu fitness. A tam inny świat. Wysportowane babeczki, które potrafia przyjść i 5 razy w tygodniu, niesamowita atmosfera, fajne prowadzące a i panie z wyraźną nadwagą, które tez stawiały swoje pierwsze kroki w tym świecie - zakochałam się. A jaka satysfakcja gdy po kilku miesiącach to ja jestem tym starym bywalcem, córą marnotrawną która zawsze wraca, ZNA JUZ KROKI! i pokazuje świezakom jak rozłożyć step i gdzie leza maty :)  po 50 minutach, cała spocona i ucharchana, leżąc na macie, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.

11 lutego 2015 , Skomentuj

Staram się dużo z siebie dawać, pomagać w miarę możliwości. Z jednej strony wierzę w karmę, a z drugiej strony prawdą jest, że za każdy dobry uczynek odpokutujesz 3 razy.

Wiecie co? Dobro wraca, ale nie od tych, którzy powinni Wam podziękować. Od nich można dostać tylko kopa w ... Pomagają niewidzialne dotąd osoby. Pojawiają się znikąd. Jak cholernie ciężko jest to wszystko uporządkować w głowie. Rozróżnić, dla kogo warto się na chwilę zatrzymać a dla kogo nie. Jestem wdzięczna, że tyle od życia dostaje. Serio. Szkoda tylko, że nie od  tych od których się tego spodziewałam.

17 kwietnia 2014 , Skomentuj

Waga z dzisiaj - 80,9 kg 

Jak na zawołanie 3. dzień z rzędu minus 100 g. Niby mało, a jak się tak tydzień zliczy to jest kilogram! Pozbyć się jak najszybciej tej przebrzydłej "8". Serdecznie jej nienawidze :)

Dzisiaj pożarte malutko bo wstałam, o zgrozo, przed 14. Wciągnęłam kanapki z wiejskim twarogiem i dżemem. Pycha! A jeszcze wcześniej banana :p. Od kiedy nie obżeram się na noc polubiłam to uczucie, kiedy rano zjadłabym słonia :) Muszę o tym pamiętać kiedy o 23 chce mi się kanapek. Teraz też mi się chce :P

Po 'śniadaniu' o czternastej trzeba było się już zabierać za obiad - kapuśniaczek i placki ziemniaczane. Na szczęście nawąchałam się tłuszczu, więc suma sumarum placki tylko 3 zjadłam(uff) Potem pokręcilam się jeszcze po domu, kawka raz, i wybrałyśmy się z koleżanką na basen. Bardzo lubię, ale zajmuje to trochę czasu - 15 km w jedną stronę, przebieranie się i 3 godzin nie ma. Nie zawsze można sobie na to pozwolić. Po powrocie, bardzo bijąc się z myślami, zjadłam: ogórasa świeżego, ogórasa kiszonego, kilka migdałów i nieśmiertelny wafel ryżowy.

O tym jedzeniu mogłabym tak do rana, ale napiszę już tak tylko na koniec, że na jutro do pracy(szloch) przygotowałam owsiankę ze słoika - płatki ow, mleko, łyżka jogurtu, banan, poł kiwi i wiórki kokosowe. Wezmę jeszcze wafle i grejpfruta. Może z głodu nie zginę :)