wczoraj
Choroba rozbierała mnie od soboty, ale rano czułam się nieźle więc wio w samochód i do rodziców. Wszystko było OK póki nie wybraliśmy się na rower w ten upał. Zrobiłam 25 km szybkim tempem i padłam na ryj Zatoki, gardło zawalone i koniec. Nie specjalnie chciało mi się jeść więc bez szału:
1500 kcal B 90g T 50 g W 181 g
śniadanie: bułka z ziarnami z szynką, serem, jajkiem i warzywami
obiad: rosół z makaronem, kawałek wołowiny z rosołu, i pyszne warzywa: ziemniaki z koperkiem, groszek cukrowy, szparagi na maśle i pomidory ze śmietaną i cebulą, kawałeczek ciasta i kompot.
kolacja: 2 nektarynki i tyle bo zdychałam
Taki bal na obiad zrobiła mama. Brzmi ogromniasto ale się pohamowałam i były to małe porcje Niestety u mnie w domu ciężko odejść od stołu nie pękając w szwach. Po co, po co, po co.... Ale wiem, że to z miłości.
dziś
Ciąg dalszy średniego samopoczucia, więc jadę na gotowcach od mamy co ciekawe kaloryka i BTW bardzo w porządku.
1700 kcal B 120 g T 60 g W 160 g
śniadanie: dwie kromki gruboziarnistego z masłem, cała kostka sera białego, 2 łyżeczki dżemu
II śniadanie: rosół z makaronem
obiad: rosół z makaronem i kurczakiem
kolacja :dwie kromki gruboziarnistego z masłem, wędliną drobiową, ogórki gruntowe
1/4 melona