Przedwczoraj byłam u mojej koleżanki, która 3 tygodnie temu urodziła
BTW szczęściara, po porodzie zostało jej tylko 2 kg nadwagi! Ale zmierzam do tego, że będąc u niej, zjadłam kilka wafelków czekoladowych, pałek pomarańczowo-czekoladowych i słonych paluszków.
Komentarz mojej znajomej z pracy:
i ty jesteś na diecie?! Ogarnij się!Tak właśnie, jestem na diecie, tylko zaczęłam pojmować ją inaczej niż standardowo. Dla mnie dieta nie ma być wyłącznie sposobem na zrzucenie kilogramów polegającym na rzuceniu wszystkiego co słodkie, tłuste, niezdrowe i odżywianiu się sałatą. Ma być szeroko pojętym SPOSOBEM odżywiania się do końca życia, a sądzę, że słodycze, pizza itp. to element takiego odżywienia, tyle, że z umiarem. Oczywiście, ci którzy nie chcą, nie muszą tego jeść, ale ja chcę
OK, może nie 300 g Milki Toffee Wholenut naraz, jak dotychczas, ale chcę móc ją zjeść bez wyrzutów sumienia i jęczenia, że wszystko zaprzepaściłam. A tu wystarczy od następnego posiłku znów jeść zdrowo :) W tym wypadku głównie białko, bo węglowodanów w czekoladzie było aż nadto. Tak samo, jeśli zjem pizzę - następny posiłek niech składa się z warzyw. Nie popadajmy w paranoję!
Ostatnio było mi trochę ciężko, ponieważ poranne zmiany powodują, że wracam do domu i śpię, pomijając posiłki
Wczoraj, przez to, że przedwczoraj nie miałam sił ugotować obiadu na wczoraj (hehe), dopuściłam do uczucia głodu... A gdy już o 17 zjadłam sycącą zupkę, poszłam spać, obudziłam się o 23, więc zjadłam już tylko lekką przekąskę (Jogobella Light Panna Cotta z jagodami i łyżka otrąb - słownik ortograficzny dopuszcza dwie odmiany w dopełniaczu: otrąb lub otrębów
) A dzisiaj, ponieważ nie miałam sił na robienie zakupów, na śniadanie zjadłam wczorajszą kolację - grahamka z żółtym serem i papryką, na II śniadanie surówkę, którą miałam jeść do wczorajszej zupy - marchew, seler, jogurt naturalny, a od siebie dorzuciłam jeszcze kabanosa, żeby się nie zmarnował :) Na obiad zjem zupę, która została mi z wczoraj, ponieważ zakupy dowiezie mi kurier z
a.pl dopiero między 15 a 17. I czy to takie straszne grzechy? Chyba najważniejsze, żebym jadła
Przemyślenia na temat samej diety:
1) Ktoś, kto ją układał (ponoć dyplomowana pani dietetyk) chyba miał zepsutą wagę w domu... Przy posiłkach są sformułowania typu kukurydza konserwowa 50 g, a dla tych którzy wagi nie mają dopisek 2 łyżki czubate. Mogę Was zapewnić, że 50 g kukurydzy konserwowej to prawie 3 czubate łyżki... I tak jest przy każdym tego typu produkcie, czy są to otręby, czy rodzynki, czy nasiona słonecznika - ilość w łyżkach nie zgadza mi się z masą w gramach, a mam nowiutką wagę kuchenną! I nie wiem, czy stosować zalecenia łyżkowe czy gramowe. Osobiście wybieram gramowe, bo jest wtedy więcej jedzenia niż w łyżkach, ale czy to nie zaszkodzi diecie?
2) Dla mnie, jest w niej zdecydowanie za dużo cebuli, więc nie polecam osobom, które za cebulą nie przepadają. Ja osobiście fanką nie jestem, ale jem ją, bo wiem, że jest zdrowa.
3) Jeden posiłek z pierwszego tygodnia jest całkowicie "od czapy", jest to sałatka z pora, kiełków rzodkiewki i kukurydzy. Jak zapewne wiecie, kiełki są drobne i lekkie, a każą nam spożyć 200 g! Wyszedł mi cały durszlak (jak płukałam). Ta ilość jest po prostu niemożliwa do zjedzenia, szczególnie w połączeniu z porem, gdzie i kiełki są pikantne jak diabli (tak ze 2 razy bardziej niż rzodkiewka w sezonie), i por... Próba zjedzenia wszystkiego skończyła się 3 godzinnym bólem żołądka
Także, od tej pory kiełki tylko do kanapek...
Kupiłam sobie Zioła Mnicha Na Odchudzanie firmy Bioactive. Ktoś je zna? Poleca? Macie jakieś doświadczenia z nimi związane? Piszcie!