Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1496459
Komentarzy: 54602
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 23 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lutego 2024 , Komentarze (10)

Dziś mam szkołę do 15. Później muszę sie bardzo spieszyć, bo o 16 mam koncert. Muszę dojechać. Koncert trwa do 18, ale wyjdę nieco wcześniej, bo nie chcę tłoku w szatni. Chcę jechać taksówką w obie strony. Sasiada nie poproszę, bo moze to uznać za fanaberię. Przeglądam koncerty na kolejne miesiące. Jest jeden koncert ale w kilka dni po pierwszym koncercie, a ja nie bardzo mam energie psychiczna na dwa wyjścia w przeciągu kilku dni. To Chopin. Koncert jest w piatek i mogłabym iść z Krzyskiem. No zobaczę jeszcze. Miejsca na razie są. Ja mimo gorszej akustyki wolę miejsca z brzegu, a te maja mniejsze wziecie. Jest jeszcze retransmisja koncertu Davida Garretta.

W marcu jest Jezioro łabędzie i koncert muzyki filmowej. Jedno wydarzenie od drugiego dzieli kilka dni i bilety sa dość drogie, a trzeba jeszcze opłacić taksówki. Pomyślę... Ostatnio coś Krzysiek mówi, że może ze mna pójdzie. Na oba wydarzenia po 2 osoby mnie nie stać, bo to prawie 1000 zł.

Już nigdy nie kupię ebooków w Taniej książce. Można je pobrać tylko przez rok. Ja po awarii dysku straciłam kilkanaście ebooków i niestety te z Taniej książki mi przepadły. Trzeba kupić ponownie. Uważam, że to nieuczciwe, bo nigdzie o tym nie piszą.

Bazie i kiełkujace kwiatki wzbudziły we mnie myśli o wiośnie. Nie bardzo wiem co w tym roku zrobić z warzywnikiem. Mam duzo pracy typu porzadki i nie bardzo będę pewnie miała ochotę na plewienie, podlewanie i pielęgnowanie. Może więc w tym roku zrobię przerwę. Posadzę tylko kilka pomidorów i moze sałate w donicy. Z tym roboty nie będzie, a za to przyjemności trochę. Przy kwiatkach będzie praca. Mam dodatkowe miejsce na krzewy ozdobne pod mamy domem. Trzeba wyplewić, dać lepszej ziemi i posadzić. Nie wiem jeszcze co. Będzie bardzo dużo pracy typu wycinania chaszczy. Jest do uprzatnięcia ogród mamy. Są do wyrwania dzikie maliny. 

Prace typu remontowego ruszą chyba dopiero pod koniec marca lub w kwietniu. Na pierwszy ogień pójdzie ocieplenie jednej sciany i zrobienie tarasu. Z drugiej strony zastanawiam się czy jest sens ta ścianę ocieplać skoro pokoju nie zamierzam ogrzewać. To ma być biblioteka i pokój do ćwiczeń w lecie. Centralne do niego nie jest doprowadzone i w piecu palić też nie będę. Będę włączać na chwilę najwyżej dmuchawę albo nagrzewnicę. Gdybym tej ściany nie ocieplała, toby były fundusze na już na pomalowanie i urzadzenie.

Jest do poprawienia, a raczej są do poprawienia płotki w ogródku przed domem. Trzeba kupić nowe, bo wiklina nie wytrzymała. Były kilka lat i juz sa brzydkie. Niektóre leżą, bo kołki przegniły.

Wczoraj była piękna wiosenna pogoda. Słońce świeciło i ciepło. Byliśmy z Mikusiem w lesie. Był szczęśliwy. W lesie śmietnik. Jakieś worki, cegły, butelki. Ja tego nie dam rady sprzątnąć, bo to trzeba wywieźć samochodem. Na plecach nie wyniosę. Zostało też miejsce niedaleko dawnego sklepu gdzie gościli się panowie drinkujący. Są tam jakieś siedziska nawet. Kto to teraz posprząta pojęcia nie mam. Po powrocie do domu otworzyłam kotom osiatkowane okno. Zaraz wyszły na parapet i cieszyły sie świezym powietrzem...

***

znowu nic nie mówisz

nic istotnego od serca

cisza ścieli się między nami

jak trawa na łące

wrogie spojrzenia gesty

kłują w oczy ranią boleśnie

dziś wściekły wybiegłeś z domu

a ja nie wiem po co dlaczego

czy nasza codzienność ci tak ciąży

czy chwile gdy jesteś sam z sobą

czy po prostu życie

biorę w dłonie samotność i drżę

jak pomóc ci poskładać wszystko w całość

jak pomóc ci wprowadzić ład

jak pomóc ci wyzdrowieć

ukoić duszę

16 lutego 2024 , Komentarze (10)

Miałam kilka dni gdy jadłam węglowodany i wiecej. Bałam sie zważyć, ale gdy w końcu sie odwazyłam okazało się, że przytyłam tylko 80 dkg. Teraz podchodzę do zrzucania wagi z wiekszym entuzjazmem. 

Od jakiegoś czasu znowu ćwiczę jogę. Jest w końcu miejsce, bo choinki nie ma i jest cieplej, bo tak juz od podłogi tak nie ciągnie. Pierwsze dni były dość trudne. Tu bolało, tam ciągneło. Stawy zardzewiałe i nie chciały sie poddawać. Kręgosłup kiepsko chciał się zginać. Mięśnie tez zastane. Trzeba było tygodnia, dwóch żeby wszystko wróciło do względnej normy. Teraz pracuję nad nogami, bo niektóre asany robię z trudem. Jakiś czas temu miałam rwę. Oczywiście u lekarza nie byłam i teraz w czasie ćwiczeń coś tam odczuwam. Staram się wydłużyć czas. Teraz ćwiczę codziennie po około 12 minut. Chcę dojść do 15-20. Ten ponad miesiąc niećwiczenia spowodował mniejsza ruchliwość, wiekszą ociężałość. Znowu z trudem wstawałam z podłogi. Znowu z trudem wychodzę z wanny. Przypuszczam, ze gdyby nie spacery byłoby jeszcze gorzej. brakowało mi jogi. Tego spokoju, który daje.

Przyszedł mi naturalny szafir. Nie jest to oczywiście kamień typu do pierscionka, ale tez jest szlifowany na płasko i dobrze, bo łatwo będzie sie na czakrze trzymał. Teraz będę go umieszczać na czakrze 3 oka. Miałam szafir, ale jakiś czas temu mi przepadł. Nie wiem gdzie. Teraz używałam lapis lazuli albo ametystu. 

Czuję potrzebę wzmocnienia czakry korzenia/1/. Na nia przykłada się kamienie czerwone. Mam kilka w tym granat, koral. Problem w tym, że nie można kamienia nosić przyklejonego. Pomaga też noszenie czerwonej bielizny ale kamienie są skuteczniejsze.

Majeczka od jakiegoś czasu nauczyła mi się leżeć na ramieniu tak jak Mruczek. Wcześniej leżała obok i wystawiała brzuszek. Teraz leży tuz przy twarzy i tuli się. Przyjemność, którą mi daje jest nie do przecenienia. Mogę zrezygnować z wszystkich ludzi w moim życiu, ale z kotów nigdy. Mam od nich tylko przyjemność, słodycz, czułość, przywiązanie. Przykrości nigdy.

***

nie mówię nic nikomu

trwam w ciszy

schroniłam się za murem obojętności

pragnę tylko spokoju

splątane myśli nie niosą ukojenia

coś we mnie krzyczy złorzeczy mąci umysł

jeden głos kolejny i jeszcze jeden

dręczą i zniewalają

apogeum stresu trwa

wiem że już niedługo

liczę dni

jeszcze jeden może dwa trzy

i dusza znowu zanuci subtelne melodie

wyciszy się i poszybuje do światła

niczym latawiec

niesiony ciepłym pachnącym wiatrem

w letni słoneczny dzień

15 lutego 2024 , Komentarze (36)

Prawie tydzień nie mam kontaktu z S. Zobaczymy. Dobre jest to, że przemyślałam sobie nasza relację i dotarło do mnie wszystko co powinno. Przez 8 lat znajomości kierowałam sie sercem, dobrym sercem i nic dobrego to nie przyniosło. Chciałam pomóc, a on jak pił tak pije. Byłam oszukiwana, kłamana, raniona, wykorzystywana i manipulowana. Czas chyba się poddać i powiedzieć dość. Nie ma co tkwić w niszczącym uzależnieniu. Na razie jestem na etapie detoksu. Co dalej czas pokaże. To nie jest tak przyjemne uzależnienie jak jedzenie. Często czułam się źle w związku z nim. Z psychodelikami dałam radę. Z papierosami też  to i z tym dam radę. Byle wytrzymać 21 dni to nawyk codziennych rozmów przeminie. Z każdym dniem będzie lepiej. Dla pewności nie będę odbierać nieznajomych telefonów. Nie potrzebuję przeprosin i dalszej manipulacji z telefonów kolegów. 

Na otarcie łez wykupiłam sobie kurs czakroterapii. Oczywiście czakroterapię znam i potrafię to robić, ale liczyłam, że moze coś sie nowego dowiem no i dyplom tez sie przyda... Nie zawiodłam się kurs sie przydał i już z wiedzy korzystam. Od dawna miałam ochotę na ten kurs i wreszcie go mam.

Przymierzam się do pracy z wewnętrznym dzieckiem. To trudne dla mnie, bo to wymaga akceptacji i przeżywania trudnych emocji. Ja nie chcę przeżywać złosci, smutku, żałoby. Nie chcę sie w tym pogrążać. To niszczące uczucia i ich nie lubię. Ja chcę się czuć dobrze. Nie chcę zajmować się tym co nie jest dla mnie miłe i przyjemne. Uciekam od tych emocji. Zajmuję sie pracą, czytaniem, malowaniem, medytacjami i czym sie da byle nie poświęcic czasu temu co nieprzyjemne. Chcę mieć dobry nastrój i uważam to za zdrowe. Inna sprawa, że jestem zdania, że te emocje nie zsyła Siła Wyższa. Ja chcę słuchać tylko tego co jest inspiracją co pochodzi od Siły Wyzszej.

Za dwa dni idę na koncert Gregorian Grace. Trochę sie denerwuję, bo nie wiem czy będzie taksówka po koncercie. Niby mogę zamówić wcześniej, ale trochę stresu jest jednak. Autobusem nie pojadę, bo niby przystanek blisko, ale ja po ciemku nie chodzę. Krzysiek idzie do pracy i ja pójdę sama.

Wczoraj Krzysiek po pracy pojechał do miasta. Przywiózł wino, ptasie mleczko, moje ulubione ciastka i bukiet róż dla mnie. Doceniłam i oczywiście zjadłam. WAżyć sie nie mam odwagi...:)

***

kolejny raz

moje słowa roztrzaskały się o ścianę

mur nawet się nie nadkruszył

ja też nie rozumiem

jak to jest gdy butelka jest sensem życia

ty w jedną ja w drugą stronę

los zadrwił ze mnie gdy samotność złorzeczyła

sięgnęłam po to co było blisko

teraz docenię wolność

uśmiechnę się

poukładam sobie świat

pokoloruję to co uchwycę w dłonie

może kiedyś wspomnę

a może i nie

Takie bazie u mnie są. Wiosna :) 

14 lutego 2024 , Komentarze (11)

Ostatnio rozglądam się za przyjemnościami. W moim życiu trwa jakiś marazm. Nie czuję się psychicznie dobrze. Brak mi nauki, sukcesów, satysfakcji. Ostatnie zajęcia w szkole były ciekawe. Odniosłam z nich korzyść i czułam przyjemność. Kolejne w weekend. Tym powinnam żyć teraz, a nie walkami psychicznymi, które mnie męczą i nie przynoszą satysfakcji. Nie jestem tak silna psychicznie by wciąż walczyć. Jest we mnie jakaś olbrzymia siła i to siła destrukcyjna. Czasem mnie kusi do złego. Mama ją czuła, ale ja uświadomiłam ja sobie niedawno. Muszę się jej przyjrzeć, ale ujawnia sie rzadko. Nie wiem czy dam radę z nią walczyć i wygrać. Do tego potrzeba chyba kogoś silniejszego ode mnie albo Siły Wyższej. Ostatnio mnie opanowała gdy Krzysiek miał wrócić z zakupów. Chciałam sie rzucić na jedzenie i nie myślałam wtedy o Sile Wyższej. Ta siła mnie niszczy i zżera od środka. To też te koszmary, które mi sie czasem śnią. Czyżbym potrzebowała egzorcysty? A moze to tylko skumulowane emocje negatywne, których nie wyrażam. Na razie znalazłam modlitwy o uwolnienie i je odmawiam.

Powinnam rozejrzeć się za przyjemnościami i na nich się skupić. Maluję od kilku dni. Moze też pomyślę o pisaniu wierszy. Gdy to robię i kończę, widzę efekt jestem zadowolona. Ta pozytywna fala mnie niesie przez jakiś czas i tego powinnam się trzymać. Nie dopuszczać do siebie myśli pesymistycznych typu, że ani moje wiersze ani obrazy nie są jakieś wybitnie dobre. Teraz bardzo widzę w nich niedoskonałości i to mnie przytłacza. Zawsze mierzyłam w średni poziom i to osiągnęłam. Widzę jednak ten wyższy i teraz czuję się gorsza. Czyżbym powinna zacząć mierzyć w wyższy?

Dziś Walentynki i Krzysiek chciał nakupować słodyczy. Marzył o ptasim mleczku, rafaello, ciastkach. Zabroniłam przynosic do domu. Niech zje poza domem. Czasem myślę, ze go ograniczam, ale z drugiej strony gdy jest alkoholik w domu to nikt w domu alkoholu nie trzyma. Jedzenioholik to też nałogowiec. Ja w ogóle mam skłonność do nałogów. Mama brała wiele lat relanium, tata też, dziadek też, a pradziadek pił za duzo. Chyba był alkoholikiem. Relanium to też narkotyk i to nawet wtedy gdy go przepisuje lekarz.

Przedwiośnie i to czuć. U mnie jest ciepło. Czekam na wiosnę. kwiaty wiosenne już kiełkują. W tym roku nic mi prawie nie wzejdzie, bo rabata przed dmoem zarosła mi rośliną na skalniaki, która okazała sie bardzo ekspansywna. Czekam na wiosnę to ja moze przesadzę, a część po prostu usunę.

Mikuś je. Kupiłam nowe, stare puszki kocie i znowu je. On po prostu wybiera sobie smaki. Kocie puszki to ostateczność. Ostatnio żył parówkami i chlebem z pasztetową. Nic innego nie chciał. Teraz je troche puszki kocie, troche kiełbase dla psa i trochę chrupek dla psa.


13 lutego 2024 , Komentarze (6)

Dziś Mikuś nie chciał jeść w kuchni. Gdy wzięłam talerzyk do pokoju, żeby dać kotom, to je odgonił i sam zjadł. To jest sposób na niego. Często nie chce jeść, a gdy zobaczy zbliżające sie koty, warczy i zjada. Skaranie z takim psem w tym przypadku.

Kiedyś bałam się polegać na Sile Wyzszej, bo nie wiedziałam do czego mnie ona wiedzie. Dla mnie są siły dobre i złe. Mogłam przeciez zaufać złej. Bywa przewrotna i czasem obiecuje i mami. Teraz juz wiem, że moja siła wyzsza nie chce dla mnie cierpienia, smutku, bólu, choroby i jeśli mi podpowiada to tylko taką drogę, która wiedzie do dobra dla mnie i dla innych. Już wiem, że jeśli coś robię i czuję się z tym źle, niekomfortowo to to dla mnie zle. Już wiem, ze ona mnie wiedzie do zdrowej wagi, do dbania o siebie, do dobrostanu psychicznego. Uzyskanie wgladu w to, poczucie tego dało mi szczęście.

Nadal biorę udział w mitingach NA, ale w tym co ludzie mówią rzadko odnajduję siebie. Za długą mam już abstynencję, żebym się odnajdowała. Ja już nie walczę, bo nie muszę. Pozostał alkohol. Teraz juz tylko poł wina tygodniowo. Oczywiście mogę przestać całkiem pić tylko po co? Kroki sobie jednak chyba kiedyś zrobię, bo trzeba odreagować to cale zlo, które zrobilam innym gdy brałam psychodeliki.

Na starym dysku miałam program biblioteczny i na nim masę ebooków. Część pewnie przepadła, bo nie znajdę gdzie kupiłam. Tytuły niby mam...

Zaczęłam bardziej intensywną pracę z czakrami. Codziennie przyklejam sobie tygrysie oko albo cytryn na splot słoneczny. To czakra 3. Odprowadzam energię z czakry 5 i znowu śpię z ametystem na czakrze 3 oka. Czuję się lepiej psychicznie... kupiłam szafir na 6 czakrę...

Przedwiośnie


zanurzam twarz w chłodzie poranka

krok za krokiem

zdążam do cichego lasu

on jeszcze przysypia posapując tęsknie

drzewa śnią o wybuchającej zieleni

o śpiewie ptaków

to nurzając cienie

w błotnistych kałużach

to prężąc gołe gałęzie ku słońcu

jeszcze jeden dzień i jeszcze jeden

a ziemia odetchnie

i nieśmiało zazieleni się trawa

pączek na pędzie krzewu

uśmiechnie się do mnie

i młody listek ukłoni się światu

skąpany w kroplach deszczu

jeszcze jeden dzień...






12 lutego 2024 , Komentarze (16)

Dziś chcę coś w domu zrobić. Na pewno sprzatnę stertę prania, a Krzysiek odkurzy podłogi. Trzeba by podlać kwiatki, wynieść te które umarły z zimna. Trzeba by ogarnąć łazienkę, ale moze jutro. Umywalka znowu zatkana i woda stoi... Krzysiek się goli i to co zostaje na maszynce, spłukuje.

Zorientowałam się, ze w zeszłym roku straciliśmy przez głupotę co najmniej 2500. Na to sie sklada niepotrzebny abonament na telewizję i telefon stacjonarny w Orange. Nie uzywamy ani tego ani tego. Mamy komorki i telewizję z canal+. Do tego dochodzi wpływ z ewentualnego konta oszczędnosciowego. Teraz te grosze, ktore mamy trzymamy na zwykłym koncie. Krzysiek się boi założyć drugie konto. Uparł się. Ja mam dwa konta i moje procentuje. Niby te 2500 to nie jest duzo, ale tak to tracić? Szkoda przecież. To jest prawie koszt duzego okna. Ja go nie przekonam, bo uważa mnie za głupią babę. Trzeba będzie poprosić jego brata. Niech mu przemówi do rozumu. W tym roku kończy się nam pakiet love w Orange i weźmiemy tylko internet i telefon. Wyjdzie mniej.

Wczoraj Mikuś nie chciał jeść ani obiadu ani kolacji. Dałam nawet puszkę kocią i też nie zjadl. Gdy go próbowałam namawiać, uciekł pod kanapę i nie chciał wyjść. Już myslałam, że weterynarz jutro, ale zjadł pól kanapki Krzyśka z pasztetową. Wychodzi na to, ze to byl kaprys. Zdarza mu sie to czasem... Krzysiek się na to strasznie denerwuje. On był wychowany na wsi gdzie psy były na łańcuchach przy budach. Jadły byle co i się zajadały. Pikuś też nie kaprysił. Mikuś jest wybredny i Krzyśkowi sie w głowie nie mieści, ze pies mięsa nie chce. 

Wczoraj odpisywałam na listy do Rosji i Japonii. Zdałam sobie sprawę, ze brak mi nauki języków. Chyba niedługo do tego wrócę. Angielski też będzie z tym, że skupię się na słowkach, rozumieniu, a gramatyką nie będę sie przejmować. Mam rozumieć słowo pisane i proste rzeczy - mówienie. Na NA jest obcokrajowiec ze wschodu. Ma duzy zasób słow ale gramatykę kaleczy. Często sie wypowiada i to nie jest, ta gramatyka przeszkodą. Każdy go rozumie.

Byliśmy wczoraj na spacerze podczas lekkiego deszczu. Mikuś i tak był szczęśliwy. Byliśmy tez w lesie i nawet na drodze leśnej aż takiego błota nie było. Przedwiośnie, ale liście gruba warstwą leżą na ścieżkach. Las jeszcze drzemie. Slady po dzikach też były... Spacer nie był długi, bo tylko około 2000 kroków.  Wróciłam rozgrzana i trochę mokra, ale zadowolona. Dziś też raczej wyjdziemy o ile nie będzie lać deszcz.

***

jestem sama wciąż sama

dni pachną smutkiem i deszczem

czekam tylko na co

sama nie wiem

w spokoju składam chwilę do chwili

nie unikam refleksji wspomnień

to co było czasem kaleczyło

słodko-gorzka nuta szarpała ciążyła

to co jest kładzie się cieniem mami goryczą zniewala

powinnam uchwycić promyczek cichej nadziei

jest tuż obok zaufać dobru

i polecieć choć w marzeniach

do światła


11 lutego 2024 , Komentarze (17)

Dziś chciałam pospać. W dzień też i tak będzie. Od jutra moze więcej pracy w domu.

Przygotowuję się do sponsorowania w AJ. Muszę opracować wszystkie kroki by pomagać innym. Dziś też trochę popiszę. Piszę od kilku dni.

Niedawno się dowiedziałam, że na drodze po której spacerujemy z Mikusiem tuż po 15 widziano w lecie lochę z młodymi. Myślałam, że wychodzą wieczorami. Dziki wcale sie nie boją. Koleżanka klaskała w dłonie, a one szły dalej. Pogoniły psa od sąsiada. Sąsiad wyskoczył z kijem, żeby je przegonić, ale nie zareagowały. Boję sie teraz wychodzić. Szkoda mi dzików, ale teraz i ja jestem za odstrzałem. Strach wyjść.

W czwartek były wywożone śmieci w tym sukienka mojej cioci Resi. Pamiętam jak się cieszyła gdy materiał dostała w pracy na imieniny. Później byłyśmy razem u krawcowej do przymiarki. Te 50 lat przeleciało jak rok. Ciocia bardzo lubiła się ubierać. Mimo kryzysu wciąż szyła sobie nowe sukienki. Lubiła też ładną bieliznę. Całe życie miała duże powodzenie u mężczyzn. Była rozwiedziona i drugi raz za mąż wyjść nie chciała, a kandydaci byli. Pracowała w radzie zakładowej w PKS -ie, a poźniej do emerytury dorabiała w bibliotece. Lubiła wyjazdy na kuracje, wczasy. Uwielbiała czytać i zbierać grzyby, jagody, dziady czyli jeżyny. U niej się wychowywałam i bardzo mnie rozpieszczała. Swoich dzieci nie miała. Jedno dziecko poroniła w zaawansowanej ciąży, a drugie zmarło tuż po porodzie. Nie pomogła mama położna. Ciocia była łagodna i cierpliwa. Lubiła się uczyć nowych rzeczy. Kończyła kursy. Ja byłam z nią na czymś w rodzaju warsztatów. Raz z tego co pamietam ciocia uczyła się wyrabiać kwiaty z tkanin, a drugi raz to byla nauka przygotowywania rożnych sałatek.

Krzysiek mial kilka miesięcy katar i jutro mieliśmy jechać na badania, bo toby mogł być problem z małą ilością białych ciałek/nowy lek/. Katar mu jednak niespodziewanie przeszedł. Powodu nie znam. Czyżby po zabiegach na czakry?

Od kilku dni maluję. Moze dziś. Trzeba dopieszczać swoje wewnętrzne dziecko.

Trzeba zrobić paznokcie...

10 lutego 2024 , Komentarze (20)

Niedługo Walentynki. Dla mnie święto miłe, aczkolwiek dziwne. nie będę świętować za bardzo. Nie mam zamiaru piec ciasta w kształcie serca, ani kupować świec w tym ksztalcie czy czerwonych poduszek, bielizny erotycznej. Chyba na to jestem juz za stara i romantyczne wzloty już za mną. A może po prostu taką mam naturę, że z romantycznymi gestami mi nie po drodze? Jakoś do mnie nie przemawia sex na łóżku z płatkami róż. Jestem praktyczna i kto by później te platki sprzatał. :)

Kilka dni temu rano na telefonie powitałam mnie wiadomość - Mufinka uratowana. To mnie nastroiło pozytywnie na caly dzień. Ja regularnie, prawie codziennie wpłacam drobne kwoty do fundacji na zwierzeta - koty, psy, konie, osiolki, kucyki. Mufinka to teraz podopieczna Centaurusa wyrwana od handlarza, ktory wywozi konie do rzeźni. Krzysiek wie i nawet nic nie mówi. On się denerwuje tylko wtedy gdy coś wysylam S. Tu link na koty  https://www.ratujemyzwierzaki....

Ostatnio w życiu mi sie układa. Nie mam poważnych problemów. Mam dom, pieniadze, pracę którą lubię, zdrowie względne i moi bliscy też. Do tego trochę schudłam i mam nadzieję na dalszy postęp. W relacjach nie jest najgorzej. Mam szkołę za którą przepadam. Mam za co być wdzięczna siłom wyższym. Jednak mój nastrój nie jest dobry. Można wszystko zwalić na wpływ saturna, ale i wnioski jakieś powinny być. Przygniata mnie to, że nic prawie nie robię w wolnych chwilach. POwinnam malować, czytać, no choćby oglądać filmy itp, a ja lezę owinieta w kołdrę i drzemię, albo myślę Bóg wie o czym. Myśli są zwykle ponure. Nic mi sie robić nie chce... Pracuję jednak nad tym i już widać swiatełko w tunelu.

Dziś spaceru nie będzie, bo Krzysiek pracuje po południu. Rano nie da się wyjść. Ruch będę miala tylko w domu. Mikuś chyba czuje, bo w soboty i środy spaceru się nie domaga.

Krzysiek od kilku dni jest tak jakby nieco milszy dla mnie, a to mnie pogłaska po ręce, a to przytuli. Ciekawe czy mu to zostanie.

Wczoraj zapłaciłam zaległą pożyczkę mojej mamy w Skoku Stefczyka. Uważam firmę za bardzo nieuczciwą. Jeszcze niedawno namawiali moja mamę mimo wieku na pożyczkę, a później rodzina musi spłacać. Do tego zaległości rosną bardzo szybko. Od 1500 zl praktycznie 1 zł dziennie. Splaca spadkobierca. A gdyby sie dowiedział po roku albo po kilku latach i pożyczka by była większa? Strach myśleć o tym.  Teraz mam sie jeszcze upomnieć o wkłady. Ciekawe czy mi zwrócą.

9 lutego 2024 , Komentarze (14)

Koniec tygodnia. Ja będę spała dłużej w niedzielę dopiero, bo w niedzielę miting NA jest otwarty i niekoniecznie wezmę w nim udział. Zajęć w tym tygodniu nie mam.

Prawie dwa miesiące już minęły odkąd pozegnałam mamę. Koszmary mi sie juz prawie nie śnią. Mama mi sie śni często, ale to dobre, pozytywne sny. Już zaczynam się godzić z tym co się stało. Myśli o tym, że coś mam mamie powiedzieć, coś zrobić, że mam do niej iść zdarzają sie coraz rzadziej. Wiosną trzeba będzie zrobić tablicę na grób.

Dziś kolejny miting DDD. Ponoć wskazane by wziąć udział w 6 co najmniej zanim zaczną się warsztaty. Ja dziś jestem na etapie wybaczenia mamie. Niby mnie skrzywdziła, ale i dobro jej pamiętam. Nie zamierzam z tego wybaczenia rezygnować i wpajać sobie jakiś negatywnych uczuć w stosunku do niej. Była jaka była. Jak zdrowie jej pozwalało. Teraz tylko chcę odreagować to co mi uwiera, a co niebacznie mi zaszczepiła swoim postępowaniem. Nie posądzam jej o to by mnie krzywdziła celowo. No chyba, że wtedy gdy ja też w porządku nie byłam. Na warsztatach będzie praca z wewnętrznym dzieckiem. Mam książkę na ten temat. Może zerknę wcześniej.

Pod koniec tego miesiąca chyba pójdę do fryzjera i już sie boję po tej ostatniej akcji z wszami. Fryzjerce nic nie powiedziłam. Zmienić jej nie chcę, bo mnie zawsze dobrze obcina. jeszcze sie nie zdarzyło, zebym wyszła niezadowolona, a chodzę do niej juz długo. Teraz będzie balejaż z jasnym. 

Kocham wszystkie moje koty, nawet dziką Suzi, ale pupile to Mruczek, Rozi, Aronek i Majka. Te koty najbardziej do mnie lgną i największy mam z nimi kontakt. Do Krzyśka najbardziej idzie sie przytulać Megusia i Punia. Trzy koty trzymają sie trochę na uboczu. Suzi umyka gdy się na nia zwraca uwagę. Jej siostra Czarnusia lubi dotyk, ale sama się o niego nie upomina. Wczoraj jednak przyszła do mnie na kolana z własnej woli. Onka jest kapryśna, czasem lubi być glaskana i przychodzi pospać w poblizu, a czasem nie. Ja koty mam przez całe zycie. Pierwszy mój osobisty kot to byl uroczy burasek- Odyseusz. Mialam wtedy 16 lat i przyniosłam go od koleżanki z liceum. później już kotów było po kilka. Ludzie mi podrzucali i ja zbierałam je z ulicy. Przynosiłam je do domu i później ktoś szukał im domu. Pamiętam wszystkie ich mordki. Najwięcej miałam 16 kotow. Wtedy trafiły się całe mioty nikomu nie potrzebnych istnień. Wydałam z nich tylko jednego- burą koteczkę. Pozostałe żyły u mnie do końca. Kilka jeszcze żyje. Ostatnio nowe koty nie przybyły. Proszę siłę wyższą, żebym trwała na tym swiecie do czasu aż pochowam ostatnie zwierzatko. Kot żyje i 20 lat. Czyżby juz tyle nie bylo mi pisane?

8 lutego 2024 , Komentarze (51)

Dziś trochę refleksji na temat twardych, zimnych, nieczułych ludzi. To niekoniecznie jest tak, ze są tacy od zawsze. Często pancerze przybrali, bo byli krzywdzeni. Nie chcieli cierpieć i dlatego są tacy. Trwaja w tym, bo sie boją zranienia i nie chcą stać sie ofiarami. Tak sie z tym zżyli, że te pancerze to ich druga skóra. Niektórzy robią źle, krzywdzą innych by sobie i innym udowodnić swoją twardość. Większość z nich może być już w takim stanie, że nie uda sie im pomóc. Nie każdy może im pomóc. Myślę jednak, że do niektórych sercem można trafić i wtedy zmienia swoje postępowanie, otworzą się. Nie wszyscy jednak są w stanie to zrozumieć i nie wszyscy chca sie zmienić. Niektórzy twardość w sobie lubią i upajają sie nią. Moim zdaniem twardość bardziej wspólgra z mężczyznami. Oni określają się jako męscy. Mogą nawet mieć powodzenie w niektórych kręgach i to ich utwierdza w tym, że twardość jest dobra, pożądana. Twarde kobiety nie są dobrze widziane. To wszystko może być związane z S. On jest DDA.

Zapisalam się warsztaty 12 krokowe dla DDD jakiś czas temu. Teraz nie wiem czy zrobiłam dobrze. Jest na poprzednich np kobieta która nienawidzi własnej matki. Matka jest już w podeszłym wieku, a kobieta nie zamierza jej pomagać, nie interesuje się nia i najchętniej by zerwała kontakt gdyby nie spadek po ojcu. Matka dała jej studia, dawała jeść, dała ubranie inne dobra materialne itd więc cos chyba jej zawdzięcza. O tym nie mówi. Nie mówi też o przemocy. Matka to zło wcielone, bo była skupiona na sobie- narcystyczna. Mnie ta kobieta wygląda na egoistkę stawiająca się na piedestale. Bardzo źle ja odbieram i nie pozwolę by te warsztaty zmieniły mnie w takiego samego potwora. Zostałam nauczona w domu, ze słabszym się pomaga. Ja to akceptuję i za nic nie zmienię takiego podejścia. W tym wypadku słabsza jest stara, schorowana kobieta.

Z jedzeniem sobie radzę, a raczej moja Siła Wyższa, którą wytrwale proszę o pomoc. W moje imieniny miałam poslizg, bo zjadłam nieco więcej niż planowałam, ale nie tyle by nazwać to kompulsywnych jedzeniem. To nie było z emocji, a po prostu nawyk typu jem, bo jest okazja. Nad nawykami muszę jeszcze popracować. Tak jak jem, tyle kalorii mam zamiar jeść do świąt o ile waga będzie spadać. Zależy mi na szybkim zrzuceniu wagi. Zeszło już około 9 kg, ale odetchnę gdy zejdzie jeszcze 4. Przy 84 kg ciśnienie mam normalne. Na razie jestem jeszcze koszmarnie otyła. To widać. Szczególnie brzuch jest olbrzymi i biust. Z wanny wychodzę, ale z trudem. Joga też utrudniona. Z chodzeniem nie mam problemu aczkolwiek chodzę teraz tylko na krótkich dystansach.

Mikuś tak lubi spacery i tak się do nich przyzwyczaił, że jak przychodzi pora to robi sie niespokojny. Biega i patrzy z  wyczekiwaniem, zagląda mi w oczy, stawia uszka i podnosi ogonek. Jest bardzo zadowolony gdy wkładam buty, bo wie że to już... Na spacerach ciągnie, ale tylko w jedną stronę. Gdy wracamy idzie juz spokojnie. Długo broniłam się przed spacerami, ale teraz nie wyobrażam sobie nie wyjść. Nie dla mnie. Dla Mikusia. Teraz mam wyrzuty sumienia, że Pikuś wychodził tak rzadko. On był jednak mniej ruchliwy. Wolał kanapę i spanie. Nie wyobrażam sobie juz duzego psa na łańcuchu lub w kojcu bez spacerów. Chyba bardzo cierpi. Widzę, że osoby starsze czy mało ruchliwe nie powinny mieć psów lubiacych ruch, bo nie dadza rady za nimi nadążyć. My za Mikusiem nadążamy, ale on jest mały. Gdyby to był pies duży i młody, ruchliwy nie dalibyśmy rady. Może w lecie uda się zabezpieczyć pod bramą, toby Mikuś mógł też biegać po duzym podwórku luzem. Mozna by go puścić, rzucać piłeczkę czy patyk...Byłby szczęśliwy...