Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malgorzatalub48

kobieta, 63 lat, Rybnik

160 cm, 84.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 października 2011 , Komentarze (3)
...to duży, czy mały spadek wagi? Napiszcie, bo sama nie wiem, czy mam się cieszyć z tego wyniku, czy jakoś próbować przyśpieszyć to moje odchudzanie...

4 października 2011 , Komentarze (1)
Chyba żadnych rewelacji nie ma, tzn. waga idzie w dół ustawicznie, ale bez wielkich skoków. Może to i dobrze. W moim wieku gdybym tak gwałtownie chudła, to mogłabym spodziewać się, że w krótkim czasie wyglądałabym jak wysuszone jabłuszko, a skóra gdzieniegdzie (szczególnie tam, gdzie najbardziej mi zależy żeby jako tako zachowała sprężystość) np. na piersiach, szyi albo brzuchu wisiałaby napewno. I tak pewnie będzie trochę wisieć, ale tyle to jakoś przeżyję. Wolę to niż wyglądać jak baleron.
Po ostatnim wpisie, kiedy to "wcięło" mi niemal wszystko co zanotowałam, teraz po kilku zdaniach klikam na "Publikuj", a potem wchodzę do edycji i piszę dalej. Człowiek uczy się na błędach...niestety.
Dziś na śniadanko były naleśniki dukanowskie z twarożkiem ze szczypiorkiem. Lubię je chyba najbardziej, bo są delikatne i smaczne i można z nimi "cudować" różnie. Np. przekładać różnymi nadzieniami: na słodko, albo nie, albo pokroić do zupy, lub coś w nie zawinąć i też fajne jedzonko. No i nie dodaje się do nich otrąb, a to znaczy, że na obiad lub kolację można wymyślić właśnie coś z otrębami, bo ta dzienna dawka max 3 łyżek nieraz nie pozwala skorzystać z jakiegoś przepisu.
Na obiad kotlety z dorsza. Jeszcze się rozmraża, bo za późno wyjęłam z zamrażalnika. To moja wada niestety, że za późno planuję jedzenie i przez to potem godziny posiłków nie są o stałych porach. Na szczęście też mam w lodówce zrobione śledzie i nimi przed chwilką się posoliłam, bo inaczej to dietowanie całkiem by pewnie nie wychodziło.
A na kolację bułeczka otrębowo-kakaowa z serkiem. Co prawda Dukan namawia żeby otręby jeść raczej na śniadanie lub w ciągu dnia, ale ważne, że wogóle się je je. Tak przynajmniej mi się wydaje.
W weekend pilnowałam tez diety, chociaż pokus było sporo, w tym rozweselacze też. Ja zadedykowałam sobie tylko jedno małe "Danio" waniliowe, ale dołożyłam do niego 2 łychy jogurtu i dodałam łyżkę otrąb, bo wg mnie był za słodki i patrzyłam jak inni wcinają ciastka tortowe. eeeeech..."cierp ciało coś chciało"! Dziwne, że kiedyś wcale mnie do takich ciastek nie ciągnęło, a teraz..oj chętnie bym się nimi podelektowała. Muszę częściej robić coś słodkiego.
W sobotę i niedzielę gościliśmy u teściowej, a to związane jest przede wszystkim z obiadkiem (a jakże, całkiem "śląskim") - rolada, kluski i "modro kapusta" ( kapusta czerwona). Teściowa jednak pomyślała i o mnie i upiekła specjalnie dwa udka (bez skóry!) na podkładzie antytłuszczowym, a więc bez dodatku tłuszczu. Zjadłam je z sałatką z ogórka konserwowego z cebulką. Miałam wielką ochotę na tę sałatkę z modrej kapusty,ale jak teściowa zdradziła, że jest tam conajmniej łyżka margaryny to zrezygnowałam. Taka cierpiętnica ze mnie!
Jak dieta, to dieta. Nie ma to tamto!
Wszyscy twierdzili, że jednak jest mnie trochę mniej tzn. już troszkę widać ten spadek wagi no i tak się zresztą czuję. Ja to porównuję do dwóch toreb z zakupami. Czasem przecież ważą koło 7-8 kg. Jak ktoś ci je odbierze to napewno się poczuje, że jest lżej. I ja tak właśnie się czuję.
Jesienne słońce, szczególnie popołudniu jest najlepsze do fotografowania i wyprowadziłam rodzinkę do ogrodu i strzeliłam parę fotek. Nawet zachodzące słoneczko udało mi się jeszcze złapać.
Rano po śniadaniu nieplanowany wypad do lasu na grzyby. Nam kobietkom udało się zebrać....jednego grzybka i to malutkiego (gąskę zresztą), ale to wina mojego męża, bo to on zawsze wszystkie grzyby zbierze i dla nas zostanie figa z makiem, a raczej...gąska, hihihi. Fakt faktem, że ma chłop talent do zbierania grzybów i czasem potrafi je zobaczyć nawet z kilku metrów. Jak on to robi, nie wiem, ale wiem, że na tym i tak korzystam, więc za długo nie narzekam. Warto było i tak pochodzić po lesie i pooddychać świeżym powietrzem. trochę ruchu też się przydało. Na koniec trafiliśmy na jakieś krzaczki jeżyn i ja mimo, że mi nie wolno zjadłam tez chyba ze 3 garstki prosto z krzaka. Jeżyny były nawet niektóre niedojrzałe. Gdyby pójść w to miejsce za tydzień pewnie zebrałby ktoś sporo. Pod warunkiem, że słońce dopisze, a zanosi się raczej na niepogodę.
Mnie spodobał się jeden grzybek....niejadalny:



i nastrojowe choinki:






Jesień jest piękna! Cieszę się kiedy trwa dłużej i jest taka polska i złota... Uwielbiam jej kolory i zapachy. Bardzo lubię spacery o tej porze roku.
Wczoraj byłam na małych zakupach i udało mi się kupić kurtkę jesienną. Nie planowałam, ale za taką małą kasę przyda się:


Zdjęcie zrobiłam, bo chciałam zakup skonsultować telefonicznie z siostrą.
Tylko metka mi się nie spodobała..., sporo tam X-ów było..... Za dużo troszeczkę, no alllle mooooże wkrótce się to zmieni?! Będę nad tym pracować. Ha!
No i miałam podsumowywać, a tu nic tylko zdjęcia i pełno bzdurek. Aaaa tam! Jutro zrobię jakąś rameczkę albo coś w tym rodzaju i zobaczę jak się mam teraz, do tej Małgosi sprzed miesiąca.
Trochę "Was" dzisiaj poczytałam, a jutro znów będę wertować nowe wpisy.
Pozdrawiam Wszystkich serdecznie!
Hej!








28 września 2011 , Komentarze (5)
Napisałam sporo i przy wklejaniu kolejnego zdjęcia kliknęłam na Ustawienia wrrrrrrrr i poszłoooooooo wszystko w kosmos! Kurde!
Nie mam czasu juz od początku pisać, albo...chociaż w skrócie...
No więc: dziś po porannym ważeniu 0,70 mniej! od wczoraj!
To chyba poprawka z wczorajszego dnia, bo jakiś zastój czułam niemal namacalnie, a dziś proszę bardzo! Niespodzianka. Może to kwestia dni warzywno-białkowych i lepszej przemiany materii, albo mojego pilnowania się w kwestii stałych godzin posiłku. Dobra nasza! Oby już było te upragniony dwucyfrowy wynik! Potem już wszystko będzie łatwiejsze.
Udało mi się kupić z Vity takie wydanie specjalne:

w którym znalazłam przepis na naleśniki z twarożkiem na słodko:

Ja twarożek robię wg przepisu mojej teściowej, tj.:
- twaróg chudy
- jogurt "chudy"
- ząbek, lub więcej czosnku
- pomidor pokrojony w kostkę (dodany na samym końcu, żeby się zbytnio nie pogniótł)
- rzodkiewka (ale niekoniecznie)
- coś zielonego: szczypior, koperek, por (co kto lubi, a jak nie ma to troszkę cebulki w kosteczkę pokrojonej)
- pieprz, sól i ew. jakieś inne przyprawy
Mnie smakuje z tymi naleśnikami rewelacyjnie.
Udało mi się kupić w końcu to kakao odtłuszczone i mam zamiar zrobić coś słodkiego w końcu. No i w sklepie ze zdrowa żywnością "Zioła Małgorzatki" (nomen-omen! bo choćby dla mnie). Można je dodawać niemal do wszystkich potraw.

Ten Wedel pod spodem to dlatego, że postawiłam słoiczek na pudełku od kakao żeby zrobić fotkę. No i te zioła nie są w oryginale w słoiczku tylko w niedużej torebce foliowej. Ja przesypałam je do słoiczka i nakleiłam etykietkę. Są z firmy RAMI.
No to narazie na tyle.
Muszę spadać, bo jadę do teściowej. Poczta przyszły te podkłady antytłuszczowe, które dla niej zamówiłam i chce je zawieźć. Wrócę pewnie dopiero jutro, więc najpewniej jutro spróbuję coś tu jeszcze wkleić, bo zostało mi jeszcze parę zdjęć.
Mam  spore zaległości w czytaniu Waszych wpisów, więc jutro popołudniu napewno wszystko nadrobię.
Wpiiiiiiszcie jakieś komentarze! Please!
Pozdrawiam Was cieplutko.
Niech się Wam dziś wszystko udaje! Hej! (i nie tylko dziś ma się rozumieć!)

23 września 2011 , Komentarze (3)
Mój spadek wagi należy chyba do książkowych.
Znów "spadł" 1 kg! Mało, ale jednak cieszy...
Jeśli tygodniowo będzie ubywał 1 kg to...do upragnionej wagi zostanie mi ponad 7 m-cy odchudzania!!! Rany julek! Muszę to jakoś przyśpieszyć! Zaczynam dziś walkę z moim lenistwem do ćwiczeń. Tak, tak - walkę, bo muszę sobie wyznaczyć jakiś "program" tych wygibasów, a potem codziennie się tego trzymać. Jak czytam, że ktoś zrobić np. 100 półbrzuszków, albo brzuszków to ogarnia mnie zwątpienie czy coś z tego mojego odchudzania wyjdzie skoro ja ani w ząb się nie ruszam, no chyba że "lecę" przez całe miasto na pocztę, albo do biblioteki i przychodzę zlana potem (dosłownie), ale to świadczyłoby o tym, że jednak ruch dla mnie powinien być jednym ze sposobów utraty wagi.
No dobra. To już jak zrobiłam sobie sama taki piękny wykład to nie mam wyjścia tylko dziś powiedzmy....20 półbrzuszków. No muszę i już!
Do niedzieli włącznie jestem na 5 dniach P (proteinowych), a od poniedziałku znów będzie P+W. Odpowiada mi bardzo ta dieta. Pije dużo, nawet ponad te zalecane 1,5 l, bo przecież mój "kubeł" do herbaty ma prawie 1/2 l, a ja wypijam w ciągu dnia czasem jeszcze 2-3 takie herbaty. A'propos to kupiłam tę osławioną yerba mate i faktycznie picie jej daje niezłe wyniki, ale na prawdziwe efekty trzeba poczekać za kilkanaście dni, bo przeciez kilka dni picia to za mało, żeby oceniać. Poza tym noszę się z zamiarem kupna siemienia lnianego odtłuszczonego żeby jeszcze bardziej pobudzić wydalanie z organizmu zbędnego balastu. W dni P+W to bez problemu. Gorzej z tymi, w których je się niemal samo białko.
Jeszcze się uczę wszystkiego, tzn. przygotowywania potraw białkowych. Kupiłam nawet specjalny zeszyt i wpisuję ciekawe przepisy żeby mieć je zawsze pod ręką, bo inaczej to za każdym razem muszę szukać czegoś w komputerze.
Nie robiłam jeszcze nic słodkiego oprócz oczywiście zwykłego jogurtu z otrębami i odrobiną słodziku, a spotkałam takie fajne przepisy, że aż ślinka cieknie. Niestety do ich zrobienia potrzebne są takie podstawowe produkty jak np. kakao odtłuszczone, aromaty spożywcze, mazeina, formy do pieczenia serków i chlebka itp. Skrobię kukurydziana juz mam, aha i mleko odtłuszczone z Mlekovity w proszku też, brakuje mi tylko kakao i aromatów. Kupię też sobie kilka budyniów bezcukrowych, bo okazało się, że na tej diecie można używać dziennie 1 łyżkę mąki ziemniaczanej. Zresztą jak będę miała jakieś aromaty to zrobię sobie budyń sama. Dziwne, ale czasem brakuje mi jakichś słodkości, a przecież przedtem dla mnie nie istniały - ktoś mógł przy mnie wcinać jakieś ciastko, albo czekoladę, a mnie jakoś na to nie przychodziła ochota, a teraz czasem, szczególnie wieczorem, zjadłabym jakiś kawałeczek czegoś.    
Z tych 5 dni P+W zostało mi trochę leczo i je zamroziłam. Przyda się na następne takie dni. Wczoraj trochę praktykowałam z nowymi potrawami. Zrobiłam pulpeciki rybne z kluseczkami jajeczno-otrębowymi i na kolację sałatkę: pieczona pierś kurczaka, jajo na twardo, czerwona cebulka i korniszony - oczywiście wszystko krojone w kostkę i doprawione "po swojemu".
Spodobała mi się ta sałatka i będę powtarzać napewno.
Rano znów nowość: placki z sera chudego+2 jajka+3 łyżki otrębów owsianych+3 łyżki jogurtu gęstego+przyprawy. Ja chciałam trochę zmodyfikować i dosypałam odrobinę sody i......na patelni wyszła BURZA bąbli, bo wiadomo, że soda to "rozburzyła". Łapałam tę pianę z brzegów do środka patelni (trzy placuszki zlały się w jeden wielki buzujący
"plach"...) i próbowałam jakoś okiełznać, ale dopiero po paru minutach zdołałam odwrócić "to" na druga stronę. Na drugi raz trzy razy się zastanowię zanim sody do czegoś dosypię, hihihihi! (byle mi soda do głowy nie uderzyła!!!).
No, ale smakowało wiecie jak? JAK PLACKI ZIEMNIACZANE! Dziwne nie?! A do tego jadłam jeszcze serek wiejski i ogólnie smakowo wyszło całkiem nieźle. Na drugi raz nie będę dosypywać napewno sody tylko ubije pianę z białek i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Nie wiem czy wam pisałam, że mam w końcu ten podkład antytłuszczowy na patelnię. Jest rewelacyjny! Wszystko na nim piekę i nie muszę korzystać z piekarnika, bo to i bardziej opłacalnie. Piekłam np. 2 kawałki kurczaka, a piekarnik "chodził" 40 min! No chyba, że piekę większy kawałek mięsa, ale i tak mogę wtedy obsmażyć najpierw na patelni, a potem np. poddusić.
Teściowa, która bardzo dba o cholesterol jak zobaczyła jak się smaży be tłuszczu na tym podkładzie zaraz dała mi kasę i prosiła, żeby jej tez zamówić dwa te podkłady.
Po usmażeniu piersi z kurczaka widać dopiero, że i ten rodzaj mięsa ma tłuszcz, no ale takie ilości można jeszcze zdzierżyć.
Ciekawi mnie jakich jogurtów używacie najczęściej, bo zauważyłam, że te )% są cokolwiek słodkawe i nie wiem czy teraz nie będę kupować innych. Za to rewelacyjne są serki wiejskie light
bo zawierają 11% białka, a skoro codziennie powinno się przyjmować 1g białka/kg masy ciała to najlepsze.
Pozdrawiam wszystkich walczących z kilogramami i własnymi słabościami!
Hej!

14 września 2011 , Komentarze (2)
...na diecie Dukana cały czas w I fazie tzw. uderzeniowej. Kilosów mam do zgubienia sporo więc wybrałam te drogę przez mękę....albo jak ja to mówię: "cierpienie na własne życzenie'
Twarożki, jogurciki, rybki, kurczaczki itp,. itd. Co którzy wiedza na czym ta dieta polega wiedzą też, że ten pierwszy etap najtrudniej przejść. Ja I fazę ustaliłam sobie na 10 dni, bo im więcej kilogramów do stracenia tym ten pierwszy etap powinien być dłuższy. Oczywicie przerwałabym go, gdybym czuła się fatalnie, ale narazie można wytrzymać. Napiszę więcej jak wrócę z miasta.
Jeśli ktoś już próbował tej diety to proszę o wypróbowane przepisy i ....komentarze, które mnie pozytywnie ustawia na resztę diety (właściwie sposobu na życie, bo potem już mi tak zostanie do końca życia...).
No to nara! kochaniutkie.

7 września 2011 , Komentarze (1)
Nie było mnie dość długo, ale sporo się u mnie działo i o diecie zupełnie zapomniałam, chociaż czasem gdzieś w zakamarkach mózgu coś mi podpowiadało że muszę kontynuować odchudzanie, bo...innego wyjścia nie mam i już. No i znów jestem.
Musiałam dziś wleźć na wagę, bo przecież muszę mieć jakiś punkt odniesienia do dalszych działań i bałam się jak diabli, że przybyło mi znów ze 2-3 kg żywej wagi a tu niespodzianka, bo wyobraźcie sobie, że waga pokazała mniej niż poprzednio, czyli 103,20 kg! Odetchnęłam, że przynajmniej jest spadek wagi, bo tak naprawdę to przez ostatnie trzy tygodnie jadłam co chciałam, w tym sporo "rozweselaczy".... i tłustych kalorycznych potraw, bo w międzyczasie obchodziłam 50-tkę, czyli jubileusz półwiecza (o Matko! jak to brzmi!)mojego przyjścia na ten ziemski padół i  co normalne zupełnie w tych okolicznościach latałam z zakupami, smażyłam, pichciłam, podawałam na stół i sama sporo jadłam, zalewając to jadło  różnymi trunkami...Potem przez kilka dni gościła jeszcze u mnie moja siostrzyczka i też sobie pozwalałam na wiele...Pamiętam taką wiegachną knyszę jaką jadłyśmy w mieście...fakt, że było w niej mnóstwo warzyw, ale też ta buła czy placek był pszenny i sromotnie kaloryczny napewno..
No ale co by złego nie wspominać, to jedno chyba udało mi się przestrzegać, tj. piłam dużo wody, herbaty i innych napojów niesłodzonych, bo przecież sami też wiecie jakie upały panowały od trzech tygodni (no, od dwóch dni już to tylko wspomnienie). Ja jeszcze, zupełnie nieświadomie, jakieś też ze 3 tygodnie przed tą moja 50-tką zaczęłam pić ziółka - gwiazdnicę - która miała działać wybitnie odchudzająco, tj. na przemianę materii przecież i tak się złożyło, że wybitne tego efekty poczułam w ferworze tych przygotować i bieganiny przez tą moja imprezą, bo pociłam się setnie. Czasem miałam wrażenie, że wylewam z siebie po parę litrów wody na dzień, no i piłam oczywiście strasznie dużo przy tym i myślę, że ten minimalny spadek wagi zawdzięczam właśnie temu, bo dietka leżała gdzieś w kącie i czekała aż sobie o niej przypomnę.
No a od dziś...DIETA DUKANA!
A co mi tam! Muszę mieć jakiś inny plan, bo jak się nie będę trzymać jakichś twardych zasad to nic z tego mojego odchudzania nie będzie!
Dlaczego? - bo moja siostra schudła już ponad 15 kg i ja też tak chcę. Ona ma świetne wyniki lekarskie i czuje się jak młoda bogini. Tak, tak!
Poczytałam wszystkie za i przeciw i myślę, że uda mi się przebrnąć przez I fazę diety bez złych konsekwencji, jeśli będę przestrzegać zasad tej diety, a to jest główna wada tego sposobu odchudzania.
Pierwszy dzień już za mną! Jeszcze tylko 5 i przejdę do drugiej fazy, a wtedy już będzie dużo lżej.
Wiem, wiem, będziecie mi odradzać, ale ja chcę spróbować. Zrobię badania teraz i potem po kilku tygodniach znów, tak żeby mieć kontrolę co się ze mną dzieje.
Potrzebuje trochę wiary w siebie i aplauzu z waszej strony...
Pozdrawiam wszystkie Vitalijki. Jutro pooglądam wasze wpisy, co tez się tu pozmieniało.
Hej!

10 sierpnia 2011 , Komentarze (4)
Okna mam już trzeci dzień zaklejone od wewnątrz jakimś materiałem przez budowlańców, którzy robią nowa elewację budynku. Trudno w domu oddychać, bo wietrzyć od godzin porannych aż do popołudniowych się nie da, bo nie wiadomo co przez okno wpadnie, a w godzinach późniejszych też niewiele powietrza się dostanie tą drogą, bo ta siatka, czy co to tam jest nie przepuszcza za bardzo ani powietrza ani nawet wody. Wczorajszy deszcz zostawił tylko pomiędzy tą siatka i oknem taką wilgoć, która powoli tamowała oddech przy każdym większym ruchu, że od rana ciągle próbowałam otwierać drzwi na klatkę, ale wiadomo, że tam często ludzie biegają po schodach wte i wewte i nie zawsze się dało. Nareszcie doczekałam się dziś koło 15.00 rozdarcia przez któregoś z robotników tej płachty na jednym i drugim oknie, gdzieś mniej więcej w połowie, czyli zrobił taką wielgachną dziurę chyba tylko dlatego, że pewnie już lokatorzy wszyscy się skarżyli, a i przez to, że obrzucili w końcu cały budynek jakimś kolorowym "czymś".
No i z ćwiczeń znów nici, a moje lenistwo triumfuje w całej okazałości. Wiem, wiem, pewnie powiecie, że w końcu mogłam przynajmniej z domu wyjść, ale byłam dość fajny kawałek pieszo na poczcie, więc tak całkiem bez ruchu dziś nie jestem.
Za to chyba trochę za dużo pozwoliłam sobie z jedzonkiem obiadowym, bo porcja piersi z indyka była za duża i buraczków zjadłam chyba tez podwójna porcję (+2 łyżki kaszy gryczanej). Za to kolacyjki nie będzie już napewno. Zresztą jest już 20.00 a ja głodna nie jestem i tak niech zostanie.
Aaaa, a śniadanko - 2 kromki chleba pełnoziarnistego z twarożkiem chudym i picie wody itp. wykonane w 120%. To tez się liczy.
Ważenie dopiero w piątek i jutro może jakoś nadrobię to co sobie uzbierałam przez poprzednie dni.
Trzymajcie się Buziaczki!

 

5 sierpnia 2011 , Komentarze (3)
Głowiłam się co z ta owsianka zrobić, bo w wersji słodkiej odpada, no może z tym budyniem by nieźle smakowało (zobaczę jutro rano), ale chciałam coś z tym zrobić (pół garnka płatków ugotowanych na wodzie w formie gęstej masy!). No i wymyśliłam, że zrobię (spróbuję) zrobić kotleciki z twarogiem i szczypiorem. Do połowę nagotowanych płatków dodałam ok. 20 dkg sera białego 0%, niecały pęczek szczypioru, jajko, 2 łyżki mąki z amarantusa (można do wszystkiego) i łyżkę otrębów mieszanych i przyprawy (jakie kto tam lubi, ja dodałam ziół włoskich (zioła prowansalskie, papryka słodka, pieprz różowy, sól i czosnek granulowany), wymieszałam i uformowałam kotleciki, obtoczyłam w otrębach mieszanych i chciałam upiec w piekarniku.

masa na kotleciki i...........gotowe do pieczenia,

ale po 30 min. pieczenia w piekarniku kotlety owszem ze spodu były upieczone, a z wierzchu nic, więc przełożyłam je jakoś na patelnię posmarowana odrobineczka oleju i dopiekłam.

Polałam je trochę sosem z jogurtu, musztardy i ziół i było jak widać.
Zjadłam niecałe dwa, bo są tak syte, że nie da się poprostu. Na drugi raz będę musiała dodać odrobinkę więcej jakiegoś spoiwa, bo masa na kotleciki była jednak trochę za luźna wg mnie. Myślę, że możnaby zastosować inne dodatki oprócz sera i szczypioru.
Po zjedzeniu tych dwóch kotlecików czuje się dosłownie jak "wędrują" przez przewód pokarmowy zmiatają wszystko co spotkają na swej drodze, dlatego dobrze jest takie kotlety podać z bardzo "mokrą" surówką np. pomidor z ogórkiem kiszonym. Każdy ma swoje takie ulubione sałatki.
Z tej całej "operacji" wyszło 9 kotletów i wychodzi na to, że będę je chyba jadła przez następne 3-4 dni. Masakra!
Po tych eksperymentach doszłam do wniosku, że płatki owsiane "trzeba" jeść, ale niekoniecznie lubić.

5 sierpnia 2011 , Skomentuj
Owsianka brrrr...jednak jest to trochę słodkie, bo tak: okazało się, że mój jogurt ("Sokólski" jakiś) niby 0%, ale ma w składzie cukier, mało bo na 100 g produktu - 6.0 ale zawsze, więc jak dodałam do tej owsianki jabłuszko z cynamonem i odrobiną melasy, to zrobiło się lekko mdławe i ledwo zjadłam połowę. To było zaledwie parę łyżek, a czuję się jakbym zjadła jakiś ogromny obiad. Ufff. Może dlatego, że jednak rano nic nie jadłam, tylko napiłam się troszkę swoich ziółek i pół szklanki wody i wystartowałam w miasto. Pierwszy posiłek w sumie o 13.30 to stanowczo za późno. Teraz muszę to jakoś przywrócić do "regularności.
A reszty płatków już nie zrobię na słodko, bo ten smak stanowczo "gryzie mnie w zęby".
Płatki nie są na mleku i są bardzo gęste, więc można z nich coś tam wymyślić. Będę je jeść dziś co 3 godzinki, ale zaraz obmyślę w jaki sposób. Jak macie jakieś podpowiedzi to podajcie proszę. A  WAŻYĆ SIĘ BĘDĘ JEDNAK ZAWSZE PRZY KOŃCU TYGODNIA!.
Może potem jak troszkę mnie ubędzie to sobie to zsynchronizuję na - co 10 dni.

"Pozdrówka" dla wszystkich znanych i nieznanych (jeszcze) Vitalijek!

5 sierpnia 2011 , Komentarze (1)
Żeby mieć ten suwak to muszę wykupić to konto Plus? Jak to jest.