Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malgorzatalub48

kobieta, 63 lat, Rybnik

160 cm, 84.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 października 2011 , Komentarze (4)
..będzie. Tylko 3 osoby wśród moich znajomych miały lub mają doczynienia z dieta Dukana. Może jednak jest ich tu na Vitalii więcej. Mają swoje doświadczenia i przepisy. Szkoda, że nie ma możliwości żeby jakoś bezpośrednio do nich trafić. No wieeem, że jest dostęp do pamiętników i samemu można znaleźć, ale wiadomo, że trzebaby poświęcić jednak jakiś czas żeby się do nich dokopać.
Dziś jednak zważyłam swoje ciało jeszcze raz i waga chyba wczoraj kłamała, bo właziłam na nią chyba koło 10 razy i  wynik był 96,40/96/50 kg Wpisałam 96,50 bo nie chcę jak zwykle naciągać. Czyli nie jest źle. Norma tygodniowa nie taka zła, chociaż chyba pozwoliłam sobie na zbyt wiele słodkości. No i żarełko niezbyt rozłożone w czasie, bo to albo zakupy, albo coś innego przeszkodziło i w sumie przez niemal pół dnia chodziłam głodna. Tyle, że jedynym odstępstwem od diety były te 2-3 "Danio". Ładna mi metoda na głoda! kurde, chyba raczej metoda na następny wałek tłuszczu na brzuchu! A tak luuubię te z kawałkami czekolady...I tak sobie będę je jadła, tylko już nie w takich ilościach oczywiście.
Od jutra P+W. Zrobię gołąbki i oczywiście leczo, bo chcę choć na chwilkę zapomnieć o kurczakach i indykach. Może uda mi się kupić jakąś fajną wątróbkę, bo też dawno nie jadłam.
Dziś:
RANO - 2 placuszki Dukana z dwoma drobiowymi parówkami,
OBIAD - pulpety wołowe z wkrojonym jednym plackiem,
KOLACJA - DANIO + jeden porządny kawałek sernika...będzie oczywiście dopiero za jakieś 2 godzinki.
Pomiędzy śniadaniem i obiadem zjadłam kawałeczek wczorajszej pieczeni z indyka, ale malutki.
Picie: rano 1/2 l kawy inki z mlekiem i 2 tabl. słodziku, potem woda 1 l...jak do tej pory. Pewnie połknę więcej do nocy.
Czy wy kochaniutkie tez w nocy wędrujecie do łazienki? Bo ja to "detalicznie" co noc, zawsze koło 4-5-ej nad ranem.
Pola już dziś z tej pozy (odwrócona tyłem do towarzystwa i obrażona na amen!) zaczyna trochę chyba kapitulować. Co i raz odwraca się i widać, że wciąga ją jakaś akcja obok w drugiej klatce, albo patrzy na mnie co ja robię. Szkoda mi jej okropnie!, bo nie dość że ktoś jej przerwał cały cykl macierzyństwa to jeszcze teraz choćby za karę jest oddzielona od stada, no ale zamierzamy ją wypuścić w sobotę razem z innymi żeby trochę polatały i niech wróci już z całą resztą do tej dużej klatki. Będziemy obserwować co się będzie działo. Jak znów będzie rozrabiać to przedłużymy jej jeszcze tę "kwarantannę" i chyba kupimy drugą klatkę żeby ta druga parka sobie tam spokojnie żyła. Przecież to kilkanaście może lat. Opłaci się zainwestować w spokój. O oddaniu jej mowy nie ma. Przyzwyczailiśmy się do nich i chyba...pokochaliśmy na dobre. Poldek też nam dał w kość (już pisałam chyba...) jak wszystkie papużki w klatce straszył obijając się ze strachu po klatce przy najlżejszym odgłosie albo podejściu do klatki. Przez to wszystkie papużki zaczęły też się bać, bo wrzeszczał przy tym choćby na alarm. Teraz już się tak nie boi chociaż zawsze zachowuje rezerwę, a do jego pokrzykiwania już się przyzwyczailiśmy. Za to Wiki wyrywa marchewkę wprost z ręki i widać, że strach jej obcy. Każda z nich ma inny charakter, ale są cudowne!
Wczoraj kisiłam kapuchę. Nie ma przy tym dużej roboty tylko trochę się trzeba namachać przy gnieceniu i ubijaniu. Zrobiłam w wielkiej plastikowej misce i obciążyłam sporą plastikową deską dokrojenia na której stoi ciężki emaliowany garnek z wodą. Kapusta nie może miec styczności z żelaznymi rzeczami. Mam tylko obawy czy przez te 3-4 dni, zanim ją nie wożę do słoików zdołam odpowiednio o nią zadbać, bo trzeba ją "przebijać" czyli robić takie dziury np. drewniana rękojeścią, żeby dobrze fermentowała, ale nie wiem, czy tę piane mam zbierać z wierzchu, czy odlewać nadmiar tego soku. Ma podobno być przykryta tym sokiem więc chyba jednak wybierać za bardzo nie. Może któraś z was coś mi podpowie w temacie. Czytałam w necie, że jeśli potem chcę włożyć w słoiki to jeśli są na "zakręcadła" to pod nie dobrze jest dać kawałek folii. Wtedy kapusta napewno nie będzie czerniała i może b. długo stać. Zamierzam tak zrobić, bo najwięcej mam słoików z pokrywkami do zakręcania, a właściwie wszystkie. Najlepsze są do tego na gumki, ale musiałabym kupić, a tego chcę uniknąć. Tak bym chciała żeby wyszła mi jakoś, bo uwielbiam kiszoną i na Dukanie to jednak dobre źródło witamin na zimę. Dajcie proszę jakieś wskazówki jakby co.
Jutro pranie, sprzątanie i mycie okien. Mam nadzieję, że nie będzie padać. Tu na Śląsku oznacza to od razu zachlapane szyby w oknach. Od rana muszę zakasać rękawy, ale znajdę chwilkę żeby tu do Was wpaść i poczytać wasze pamiętniki.
Buziaaaaczki dla wszystkich! Trzymajcie się!

25 października 2011 , Komentarze (1)
..., bo w tamtym tygodniu taki spory spadek wagi był, a teraz tylko 0,40 kg...? Chociaż może to następstwo zeżarcia przeze mnie przez weekend czterech szt. Danio z kawałkami czekolady..W tych deserkach jest sporo węgli...
Podczas łażenia po markecie z mężem w piątek miałam zawroty głowy i byłam bardzo osłabiona i pomyślałam, że chyba zbyt rygorystycznie podchodzę do tej diety i to brak cukru w organiźmie, albo oznaka zakwaszenia. No i kupiłam te serki, ale chyba przesadziłam z ilością. Przedtem chyba też zjadłam jakieś dwa serki: brzoskwiniowy i waniliowy, tak że w ciągu trzech dni mogłam opylić ich dość sporo. Muszę chyba przyciągnąć pasa, bo inaczej waga całkiem stanie w miejscu, albo zacznie iść w górę. Eeeeech!
Ciekawe co tak naprawdę jest powodem tych moich osłabień i zawrotów głowy...Biorę codziennie ten Witaral Complete i czasem Essensial Duo z lecytyną i kwasem foliowym, ale może to za mało, albo nie to co trzeba. Wczoraj kupiłam Rutinoscorbin i wzięłam dawkę uderzeniową - 6 tabl. a teraz biorę po 3 trzy razy dziennie. Tych witaminek w dniach protal jest chyba stanowczo za mało. Mam zamiar zrobić badania, bo wtedy dowiem się więcej czego mi brakuje. Nie chcę się obudzić za parę lat z jakąś osteoporozą. Może lepiej byłoby przejść na system 3/3 albo 2/2 to wtedy tych warzyw byłoby więcej.

25 października 2011 , Komentarze (2)
Ważenie: 96,90 kg. Nie ma rewelacji, ale byle do przodu.
Zabrakło mi 10 dkg do 10 kilogramów utraty wagi, no ale....już świętuję pierwszą 10 kg! A co mi tam! Ważyłam się w ciuchach, więc właściwie to napewno te 10 kg mniej tylko ja jak zwykle nie chcę sobie ujmować ani 1 dkg więcej.
jeszcze miesiąc temu nie bardzo wierzyłam, że taka ilość kg może mi ubyć, a tu jakoś tak....samo mi się schudło....
A jak już jestem w temacie (hihihi..) to obserwuję mniejszy brzuszek u siebie i dzięki temu moje stare spodnie już całkiem swobodnie na mnie wchodzą. Otrzymuję oczywiście sygnały od rodzinki, że wizualnie jest to już odczytywalne, bo siostra jak tylko przyjechała to przywitała mnie słowami: "no, ja muszę zapytać szwagra czemu ci jeść nie daje!". U niej to najwyższa pochwała, bo sama ma sporo kg do zrzucenia i chyba kiedyś też z tą dietą ruszy w końcu z kopyta. Mąż, który przyjeżdża do domu co tydzień podkreśla szczególnie, że schudły mi nogi i wogóle korzystniej wyglądam. No i jak tu się nie cieszyć?!
Mój widok w lustrze zaczyna mnie dziwić, , bo te -10 kg naprawdę widać i chętniej już przeglądam się w wystawach sklepowych.
Dużo czytam Waszych pamiętników i wszystkich materiałów odnośnie diety Dukana i przyznam, że niektóre artykuły zasiały trochę we mnie niepewności. Chodzi mi przede wszystkim o wpływ diety na późniejszy stan zdrowia np. strukturę kości, serce itp. Szkoda, że niemal wszystkie artykuły są tak tendencyjne, bo albo pisze je dietetyk, który opisuje w czarnych kolorach jak to dorobimy się po kilku latach wielu chorób, a nawet możemy pozbawić się życia (!)., albo jak pisze zwykły dziennikarz to podaje ogólna charakterystykę każdej fazy Dukana i przykłady osób, które schudły i następnych, które z tych "schudniętych" biorą przykład i tez chudną. Czyli zupełnie brak tu obiektywizmu i jakichś konkretnych wskazówek dla nas. Ja, dzięki jednej z vitalijek poznałam historię odchudzania metoda Dukana jednej z forumowiczek, która w dość szczegółowy sposób opisała wszystkie niemal sposoby i możliwości udoskonalenia realizacji zasad tej diety poprzez np. odpowiednie suplementowanie i inne drogocenne rady dotyczące odżywiania i samopoczucia podczas diety. To są naprawdę rady drogocenne, bo wyobraźcie sobie, że ja teraz, w momencie kiedy przeżyłam jakoś pierwszą dekadę mojego odchudzania, rezygnuję z tej diety, bo np. męczą mnie zawroty głowy i boję się kolejnych złych następstw takiego odżywiania. Przecież szybko wróciłabym do mojej starej wagi i dźwigała już te kilogramy do...u-----j ś-----i! A tak, wiem jak się w takich przypadkach ratować i skąd się to bierze.
Mimo wszystko, jeśli macie jakieś doświadczenia odnośnie złego samopoczucia na Dukanie, albo wiecie o jakichś ciekawych materiałach to chętnie się z nimi zapoznam.
Pisałam Wam, że siostrzyczka przysłała mi link do fajnego cyckonosza na Allegro, no i dziś właśnie przyszła przesyłka. Jest super! Nie umywa się nawet do naszych polskich. Narazie nie będę kupować więcej bielizny, bo za chwilę może okazać się, że mam pod biustem o całe 10 cm mniej i będę miała następny kłopot, bo 10 cm różnicy w obwodzie to oznacza zjeżdżanie biustonosza na plecach pod samą szyję, a przy moim sporym rozmiarze miseczki (H, albo HH-hihihi), to....może spotkałoby mnie to szybciej niż myślę, bo ciężar jednak tez robi swoje.
Wrrrrr, nie cierrrrrpię!
Mam kłopot z papużkami, bo Ta która wysiadywała jajeczka okazało się, że puste, ale nijak nie chciała zrezygnować. Jak zauważyłam, że nie nocuje już w domku lęgowym tylko została z reszta papug i spała na żerdzi to (nieopatrznie!) oznajmiłam to mężowi jak wrócił przed niedzielą z trasy, a ten szybko jej te jajka zabrał i wyrzucił (!). Ja dowiedziałam się o tym jak już to zrobił,  bo napewno bym zareagowała. Potem zrobiliśmy jeszcze jeden błąd bo kiedy następna parka zaczęła miłosne korowody, kupiliśmy jeszcze jedną budkę (niepotrzebnie) i powiesiliśmy ją też, tylko niestety w miejsce tej pierwszej, gdzie przedtem Pola wysiadywała te jajka. Tu juz mogę całą winę zwalić na męża, bo to on zamienił te domki lęgowe i tę od POli dał innej papużce, a tę nową powiesił w miejsce gdzie Pola miała swoją z jajkami. Początkowo wyglądało, że jakoś papużki zaakceptowały te budki, ale już po południu była bitwa aż piórka leciały. Nie dość, że Poli zniknęły jajka, to jeszcze ktoś jej wtrynił inną budkę. Z rozpaczą próbowała jakoś ją przystosować do siebie, ale stworzenie nastawione na macierzyństwo nie tak łatwo odpuszcza.No i w niedzielę koło południa pod naszą nieobecność Pola musiała tak dzióbkiem uderzyć Wiki, że ta miała pół główki we krwi. Podejrzewamy, że zaglądała jak zwykle do budki lęgowej Poli i ta wtedy ją dziobnęła, na szczęście koło oka, bo inaczej  byłoby po papużce. Wikusia jest bardzo przyjazna i ruchliwa. Żal nam jej było okropnie.Mąż od razu odinstalował obydwie budki lęgowe, ale Pola wszystkie papużki terroryzowała odtąd niemiłosiernie. Doszliśmy do wniosku, że trzeba ją odizolować od reszty na jakiś czas, najlepiej z partnerem, żeby jej nie było smutno, ale to nie takie proste. Biegałam wczoraj po mieście żeby kupić drugą klatkę taką samą jak nasza, bo byłoby miejsce żeby ją postawić, ale na próżno. W końcu wczoraj wieczorem przyniosłam z piwnicy mniejszą klatkę, ale na tyle dużą, że swobodnie nawet dwie papużki mogą w niej funkcjonować, i przenieśliśmy Polę do niej. Było pełno wrzasku, bo to jednak mała rewolucja. Dziś zrobiłam jej w tej klatce fajne miejsce do siedzenia z jednej z żerdzi z tej dużej klatki, a wszystkie żerdzie w małej i dużej umieściłam na jednej wysokości, tak żeby Pola nie czuła, że jest jej źle (papużki siadają zawsze najchętniej na najwyższej żerdzi). Reszta papug chyba już się trochę do tej sytuacji przyzwyczaiła. Pola dziś siedzi cały czas tyłem do towarzystwa, czyli mnie i reszty "zgrai" lekceważąc nas w ten sposób i dając znać jak bardzo jest skrzywdzona. Myślę, że za kilka dni jej przejdzie. W każdym razie je normalnie i pije, tzn. że nie jest z nią tak tragicznie. Nie można było inaczej, bo terroryzowała resztę ptactwa dokładnie. Jak jej nie przejdzie to do niedzieli to kupimy drugą klatkę i parka zamieszka w niej na dobre, a jak się uspokoi, to Pola wróci do towarzystwa. I co wy na to?

Upiekłam dziś sernik, a wieczorem zrobię chlebek Dukana, bo to jednak ułatwia bardzo jedzenie śniadań i kolacji. A na obiad była pierś z kurczaka z dipem chrzanowo-ziołowym i ogórkiem kiszonym z odrobiną cebulki. Jeszcze tylko 2 dni protein i znów P+W. Fajnie, bo trafi akurat na niedzielę, a wtedy łatwiej dla mnie zrobić wspólny obiad np. z gotowanego mięsa z warzywami albo sałatką.
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i życzę miłego wieczoru.
A ja teraz sobie Was poczytam.
Hej!

20 października 2011 , Komentarze (3)
.., bo rano dopiero rozmroziłam mięso wołowe, z którego będą pulpety, no i teraz wymyśliłam, że zrobię z tego mięsa rosół, a potem pomidorówkę ("łazi" za mną już parę dni...), zjem z kluseczkami dukanowskimi a mięso zmielę, dodam jajko, zieleninkę jakąś i nadzieję kapelusze pieczarek i upiekę w piekarniku. Te pieczarki będą na kolację.
Mam jeszcze od wczoraj sałatkę z warzyw i piersi kurczaka więc w międzyczasie ją będę podjadać.
Jutro mam ostatni dzień P+W i chciałabym jeszcze jakoś najeść się na zapas tych warzyw. Musze zerknąć do moich przepisów i coś wybrać. No i słodkiego coś może przy okazji wymyślę żeby upiec, bo sernik już mi się kończy.
Rano miałam nieplanowany wypad na miasto, bo kupiłam dla papużek za dużą budkę lęgową i musiałam iść do sklepu zoo czyby mi nie wymienili na mniejszą, ale ta mniejsza była za mała i w rezultacie przywędrowałam spowrotem z tym pakunkiem. Byłam po drodze w innym sklepie zoo, ale tam też mieli te większe. No i chyba powiesimy w końcu tę większą i już. To dla tej drugiej naszej parki Wikusi i Wojtka. Strasznie im już się chce....mieć gniazdo, bo Wojtek uskutecznia takie zaloty, tak wyśpiewuje i nadskakuje Wiki, że trudno się nie domyślić w czym rzecz. Wiki wchodzi tez często do Poli budki lęgowej, która już od 2 tygodni wysiaduje jajka i nawet się dziwiłam, że ta jej na to pozwala, ale chyba tak jest zajęta wysiadywaniem, że nie reaguje na nic. Wiki najchętniej tez by tam sobie jakieś miejsce przygotowała dla siebie, ale budka jest tylko dla jednej papużki więc chyba poczeka do jutra jak mąż przyjedzie i dla niej tę budkę zamontuje. Chyba niepotrzebnie jej pokazywałam tę nową budkę, bo potem siedziała bez ruchu w pobliżu i przyglądała się jej uważnie. Musiałam ją odstawić na większą odległość i teraz nareszcie zabrała się do marchewki.  W budce Poli za to jakiś popłoch...i popiskiwanie..czyżby coś się już wykluło!? Musze poczekać aż Pola wyjdzie z budki i zerknąć tam (jest odsuwany daszek i zawsze można zajrzeć). No tak...ale to nie portal o zwierzętach, a ja tu wypisuję o papużkach...tyle, że sama przez cały tydzień siedze w domu i praktycznie tylko te stworzonka mam koło siebie. To pewnie dlatego...
Wczoraj była siostrzyczka z dziećmi i pogadaliśmy sobie zdrowo. Też by chętnie spróbowała Dukana, ale jednak z dwojgiem dzieci to musi najpierw się do tego jakoś nastawić, bo to oddzielne pitraszenie sobie trzeba jakoś najpierw zaplanować. No i oczywiście koszty najbardziej się liczą, chociaż...te potrawy przecież dzieci też mogą śmiało jeść przynajmniej niektóre, a zamiast np. kopować jakieś Danio, to można do zwykłego jogurtu dodać łyżeczkę musli albo potrzeć jabłuszko i to chyba lepsze. Najgorsze, że ona już od kilkunastu lat nie je mięsa, więc musiałaby jakoś się przemóc. Namawiałam ją, żeby przynajmniej spróbowała więcej pić codziennie i jeść tę dzienna dawkę otrąb owsianych. Zawsze to już coś. Powiedziała, że przemyśli sprawę, poczyta i zadecyduje.
Jaki to łańcuszek dietkowy się zrobił - najpierw moja najmłodsza siostra (schudła już ponad 15 kg!), teraz ja, czyli najstarsza, a teraz ta młodsza ode mnie o 5 lat...Została jeszcze jedna i ta też już mówiła, że spróbuje tylko zbiera przepisy i się przygotowuje, bo narazie bierze jakieś leki i nie chciałaby przerywać. Każda ma coś do zrzucenia...Fajnie by było! jakby tak razem się odchudzać..Wszystkie cztery siostry! i co wy na to? Jak w sumie zrzucimy ze 100 kg!? TO DOPIERO BĘDZIE REZULTAT! Do księgi Guinessa możnaby nas wpisać, hihihihi! Jak do tego dojdzie powiadomię Was niezwłocznie.
Trzymajcie się!



19 października 2011 , Komentarze (3)
Nie wiem co się działo, ale po zalogowaniu na Vitali i przejściu na jakąkolwiek stronę znów musiałam się logować. Podobno trzeba wtedy ustawić sobie w Narzędziach/Prywatność/Akceptuj ciasteczka, ale ja mam to zaznaczone więc powinno wszystko być ok. Wyłączyłam tez blokowanie witryny w Adblock Plusie no i nareszcie mogę zrobić wpis, ale jeszcze nie jestem pewna czy uda mi się poczytać wasze wpisy. Ufff może w końcu zacznie to działać jak trzeba. A przygotowałam się na czytanie i zamiast tego klikam gdzie popadnie żeby dojść do tego czemu nie mogę na vitali przechodzić między stronami...Makabra! Chyba to czytanie zostawię już na rano, bo oczy mi się kleją jak diabli.
Pa

19 października 2011 , Skomentuj
i chyba macie rację dziewczyny. Ta fruktoza to chyba poczeka sobie jeszcze na inne czasy, albo mężowi podpowiem, że zdrowsza i niech on się nią cieszy.
Nie mam żadnego pomysłu na śniadanie i chyba skonsumuję słoiczek gołąbków, a na obiad zrobię pulpeciki wołowe. Luuuubię bardzo, do tego brokuł i...już. Kupiłam dwa te brokuły i teraz muszę je jakoś zjeść. Jeszcze mam pieczarki do zagospodarowania, ale do nich muszę się zaopatrzyć w mięso mielone indycze, żeby je nafaszerować i upiec w piekarniku. To może jutro, bo dziś idę do miasta to gdzieś napewno uda mi się kupić.
W sobotę jadłam po raz pierwszy odkąd jestem na diecie kiełkaskę drobiową. Kupiłam na targu w takim stoisku z wyrobami od prywatnych wędliniarzy. Ta podobno jest spod Nowego Sącza i jest niesamowicie chuda. Żałowałam potem, że kupiłam tylko mały kawałek, bo można przecież zamrozić i czasem na śniadanko zjeść kawałek z musztardą. Tak rzadko spotyka się dobre wędliny. Ja takich kanapkowych nie kupuję wogóle. Kupuję za to "słuszny" kawał piersi z indyka i piekę w piekarniku z przyprawami. Lepsze to na kanapki lub jako dodatek do sałatki warzywnej niż przeraźliwie słone kupowane wędliny, a cena przecież niemal taka sama. Widziałam na YT (chyba na Skutecznie TV) sposób na zrobienie sobie samemu kiełbasek na parze. Muszę spróbować, bo to okazja żeby poeksperymentować z przyprawami. Zioła baaardzo przyśpieszają przemianę materii, wiem to po sobie.
Biorę się za porządki w domciu, bo po południu przyjeżdża siostrzyczka. Ma umówiona wizytę lekarską i wpadnie przy okazji. Tak rzadko przyjeżdża, że już się cieszę, że trochę pogadamy. hihihihi - ostatnio jak była i jej synek był głodny, to okazało się, że nie mam w domu ani chleba ani masła! Miałam chyba jakieś pulpety rybne to ich poczęstowałam, ale gdzie tam dla takiego 11-stolatka pulpety rybne! No i teraz muszę sie troszkę chyba przygotować na ich przyjazd, żeby nie było znów blamażu...
Poczytam Was kochaniutkie chyba dopiero wieczorkiem.
Hej!
Nie dajcie się podejść swoim zachciankom!
Niech zjeżdżają do kąta!
A siooo!

18 października 2011 , Komentarze (8)
Ważenie = 97,30 kg
U mnie to chyba już norma taki spadek. No i dobrze. Byle tak dalej. Teraz już to rozumiem jak pisały niektóre vitalijki o tym, jak bardzo chcą już zobaczyć np. 8 na początku wyniku. Teraz ja też tak chcę..., ale wg wszelkiego prawdopodobieństwa mogę się tego spodziewać za jakiś miesiąc dopiero. Będę się cieszyć jak dziecko jak do tego dojdzie.
Przez ostatni tydzień przestrzegałam diety o tyle, że oczywiście (jak zwykle) nie tknęłam innych produktów oprócz zalecanych. To akurat potrafię i nie sprawia mi to na szczęście żadnych kłopotów. Jak mam ochotę na coś słodkiego to pędzę do lodówki po kawałek sernika i jest ok. Dobrze, że ten sernik mężowi nie smakuje, bo on to dopiero jest łasuch...nie to, żebym mu żałowała, ale jednak na dłużej mi wtedy starcza. Pisałam już, że piekę z 600 g sera i sernik mam na 3-4 dni i to takie spore są te dzienne porcje.
Produkty całkowicie nieużywane przeze mnie;
- makarony, kasze
- ziemniaki
- pieczywo (chociaż ostatnio jak mężowi robiłam kanapki z takich świeżych pachnących bułeczek to ślinka mi trochę kapała...)
- cukier i produkty z cukrem
- owoce
- alkohol
Przyzwyczaiłam się już do diety. Nie szukam po omacku, bo mam już wypróbowane przepisy i już na pamięć potrafię zrobić np. bułeczki dukanowskie, placuszki albo naleśniki.
WAŻNE! - zawsze dobrze jest mieć coś na zapas w lodówce, np. upieczone mięso, albo choćby ugotowane jajka, żeby potem przy braku czasu szybciutko naprędce coś zrobić albo upichcić.
Piję sporo herbat różniastych. Robię na początku dnia spore naczynie takiego napitku i potem korzystam do wieczora. Jeśli jeszcze są to herbatki z witaminkami to jeszcze lepiej, bo woda jednak wypłukuje nam z organizmu nie tylko to co niepotrzebne, ale przy okazji i całą resztę i czasem na tej diecie zaczynają nas np. szczypać oczy, albo łamią się paznokcie, albo mamy jakieś dziwne "sensacje" z pęcherzem itp. Ja tak miałam przez chwilę. Zaczęły mnie boleć i szczypać oczy - kupiłam w aptece kropelki ze świetlikiem i trochę to złagodziło tę dolegliwość, ale żeby od środka witaminowo też coś w tym kierunku zrobić kupiła Vigor comlete z luteiną, no i jednak spróbuję więcej tych herbatek pić, bo ostatnio to w większości była woda.
Ja mam dobrze, bo prawie naprzeciwko mam sklep z herbatami i kawami z całego świata i mogę sobie wybrać co chcę, ale jest też sklep internetowy, dlatego wkleję wam zdjęcia z tych ulotek, które dostałam przy zakupie herbat. Może ktoś skorzysta.


 


Poza tym piję herbaty z serii BIO-AKTIV - zielona z maliną i zielona z pigwą (rano), a wieczorem melisę z pomarańczą - jest baaaardzo smaczna. Kupiłam chyba w Biedronce kiedyś.
Jeśli do tego dołożyć jeszcze różne rodzaje SAGI - dzika różą z malina i żurawiną, dzika róża z wiśnią, dzika róża z pigwą i truskawką, herbata czerwona prasowa w kostkach "Pu-erh Tea HAICHAO" i też chińska "NINGHONG" z kłączem pochrzynu ułatwiająca m.in. trawienie tłuszczów

 to jest tego niezły wybór...tylko najczęściej poprostu nie chce się parzyć (tym bardziej, że każdą herbatę parzy się zupełnie inaczej) i łatwiej sięgnąć po wodę. Rano i tak wypijam cały "kubeł" (taki 1/2 l wielki kubek) kawy inki z mlekiem i słodzikiem, bo kawy prawdziwej nie piję wogóle.
Od poniedziałku mam dni P+W, więc staram się jeść ile się da warzyw.
Wczoraj kupiłam dwa brokuły i kilka dużych pieczarek. Dziś zrobię brokuły z pomidorem i mięsem i jakiś dip do tego, może czosnkowy, a jutro będą pieczarki nadziewane mięsem i papryką z jajkiem. Pojutrze pulpety wołowe.
Dobry plan to połowa sukcesu. Pamiętam jak na początku diety latałam po kuchni i kombinowałam co tu szybko zjeść. Teraz już wiem, że jak wcześniej nie zaplanuję to będę musiała jeść byle co, a głodna chodzić nie powinnam. Chociaż....w tamtym tygodniu jak "zwiedzałam" Carrefour to tak mi piszczało w żołądku, że...szok! Wzięłam się na sposób i popijałam Cisowiankę z butelki, która dopiero co wstawiłam do koszyka...a nie powinno się dopuszczać żeby tak kiszki "walca grały".
Wczoraj było podobnie bo w każdy poniedziałek wysyłam faktury z poczty w Carreforze i mam wtedy okazje połazić po markecie, ale jak zwykle tak stracę rachubę czasu, że zamiast za godzinę wychodzę ze sklepu dopiero za kilka, to i nic dziwnego że głodna jak wilk jestem....a tu tyle żarcia dookoła...makabra. Jak przyjeżdżam do domu to nadrabiam z jedzeniem, ale tak nie powinno być. No ale....dietka jakoś działa, więc chyba nie jest tak źle.
Wiecie co?! Wlazłam w swoje stare dżinsy! rozmiar 37! Troszeczkę suwak musiałam docisnąć, ale wlazłam!, a od trzech lat leżały i już je miałam wyrzucić na śmieci...
Zlicytowałam na Allegro fajny stanik, bo moje wszystkie zaczynają mi wisieć, albo się zsuwać, a tego nie cierpię. No i czekam teraz na przesyłkę. Ciekawe...pierwszy raz zamawiam ciuch przez Allegro. Moje siostrzyczki mnie podkształciły co i jak i teraz już trochę sprawniej się po tym portalu poruszam, ale ten stanik to też siostrzyczka mi link podesłała, no i wypaliło.
Aaaa, zapomniałabym. Co myślicie nt. fruktozy?




Nie myślicie, że byłaby to lepsza alternatywa niż ten słodzik? Myślę oczywiście o Dukanie, ale nie tylko, bo pisze przecież, że zużywa się jej 40% mniej niż cukru. Ile też w końcu my na diecie słodzimy? Minimalnie. Herbaty wogóle, czasem odrobineczkę do smaku np. twaróg, ale to dosłownie małą szczyptę. No chyba, że do pieczenia. Nie wiem jak się to ma do tego słodziku. Może ktoś z was coś w tym temacie "kuma" to napiszcie.
No. To teraz sobie "Was" poczytam, co tam u słychać dobrego.
Buziaczki dla wszystkich! I pozdraaaaaawiam! Hej!

11 października 2011 , Komentarze (7)
Dzisiaj ważenie = 98,60 kg. Rewelacji może nie ma, ale spadek jest...
Nie przybywa tylko ubywa! I to jest ważne. Od poprzedniego ważenia - 0,80 kg..., albo 1,10 kg, bo ważyłam sie poprzednio 4.X i było 99,70 i 5.X - 99,20. Przeważnie ten tygodniowy spadek jest koło 1 kg, więc nie będę się przejmować zbytnio.
Trochę mało, bo za mało ruchu.
Wasze podpowiedzi i komentarze są bardzo ważne, bo bez nich nie raz bym pewnie coś schrzaniła, albo poprostu się "zawiesiła" w tym odchudzaniu, ale jak czytam jak Wam dobrze idzie to mnie samej jest wstyd i coraz bardziej w tę dietę wchodzę.
Ja myślę, że ten, co prawda powolny, ale jednak spadek wagi jest od chwili mojej abstynencji trunkowej - nie ma już piwkowania sobotnio-niedzielnego, ani przypadkowych drineczków. No i jedzonko beztłuszczowe i picie dużej ilości wody.
Dziś koniec 5-ciu dni P+W i od jutra same proteinki. Może waga trochę bardziej ruszy z kopyta, co?
Dziś jeszcze raczę się leczo, żeby nacieszyć zmysły i duszę witaminkami, a na jutro mam upieczone już piersi z indyka. Jem jeszcze sernik:

Jest pyyyyyszniuteńki. Dukanowski oczywiście.
Zrobiłam z za dłużej ilości twarogu i wyszły dwa, ale nie żałuję, bo robiłam w sobotę i jak widać jem już trzeci dzień, a dziś zaczęłam dopiero drugą blaszkę. Sernik stoi w lodówce, zabezpieczony przed innymi zapachami "lodówkowymi", więc można go zrobić nawet w takiej ilości i jeść potem przez dłuższy czas. Ja zrobiłam z mniej więcej 625 dkg twarogu. 500g był półtłusty, ale max do 3% tłuszczu (w foliowej grubej "kiełbasce) i pół kostki dodałam chudego.
- 5 jajek (zależy jakiej wielkości, bo zawsze jak większe to mniej, bo ciasto jest potem za rzadkie),
- 1 budyń waniliowy (albo śmietankowy), bez cukru,
- 1 łyżka skrobii kukurydzianej, albo ziemniaczanej (można trochę więcej, ale wtedy trzeba pamiętać o dziennej dawce mazeiny na dzień i tak podzielić ciasto do jedzenia),
- 2-3 łyżki mleka w proszku odtłuszczonego, np. z Mlekovity ( w niektórych przepisach jest mleko 0%, ale to znowu płyn i to ciasto byłoby za rzadkie stanowczo),
- słodzik do smaku do pieczenia (nie każdy się nadaje),
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia, albo odrobinę drożdży instant.
Twaróg rozrobić z żółtkami, skrobią, słodzikiem i proszkiem, a na końcu dodać ubite na sztywno białko i lekko wymieszać (jak przy biszkopcie). Wlać do form wyłożonych papierem do pieczenia. Piec ok. 50-60 min w temp. 170 st.
Jest tak delikatny i smaczny, że nawet nie będący na diecie Dukana mogą się pokusić o upieczenie. Zresztą jeśli mnie ten sernik się udał,  w starym piekarniku bez termometru, to chyba każdemu się uda. Fajne byłyby z tego ciasta muffinki. Do części ciasta możnaby dodać kakao. Na drugi raz tak zrobię.
Na koniec zdjęcie Wikusi, która dziś tak łapczywie jadła marchewkę:

Teraz już wszyscy jedzą...tylko Wojtuś robi to z doskoku..., bo jest najmłodszy i wszyscy go przeganiają od smacznych kąsków...


Pozdrawiam wszystkie Vitalijki!

7 października 2011 , Komentarze (3)
Powoli się kończy. Dziś mam drugi dzień P+W tylko jak zwykle u mnie ten brak planowania posiłków daje się we znaki. Mam niby gołąbki w słoikach i upieczoną pierś indyczą to mogę np. zrobić sałatkę mięso, pekinka, papryka, pomidor, albo ogórek (albo, albo, bo razem nielzia,,), ale chciałabym coś takiego extra innego i smacznego. Mam sporo zapasu sera to może jakiś serniczek upiekę, tylko czy w tym moim piekarniku się uda, bo wszystko się w nim piecze na oko. Nie ma wskaźnika temperatury. Jakoś do tej pory mi się udaje, ale sernik to insza inszość.
No i chlebek warto by było na weekend upiec, bo mniej roboty ze śniadaniami i kolacjami.
Czyli..trzeba zawinąć rękawy i to wszystko zrobić
No i widzicie? jak na mnie dobrze działa Vitalia? Tylko parę zdań i już mam wszystko w głowie poukładane.
Papużki mi tu trajlują obok w klatce. Wikusia uskutecznia loty od ściany do ściany, a wtedy w klatce robi się niezły rumor. Wojtuś zaczyna skrzeczeć, bo tez by chciał ale musi czekać na swoją kolej, żeby się z nią nie zderzyć. Klatka niby wielka, ale oni maja takie przyśpieszenie, że potem jak rozłożą skrzydła to może być kraksa.
Nie można wgrać zdjęcia do wpisu. Chciałam wam pokazać wszystkie papużki no i nici.
Przynajmniej narazie.
Ważenie dopiero we wtorek, bo nie lubię tego robić przy mężu, a będzie w domciu do poniedziałku włącznie. Właśnie zaraz zląduje z trasy (kierowca tira). Ufff, w te dni wszystko jest praktycznie robione i układane pod jego gust...
Aaaaaa, wskoczyło to zdjęcie jednak, ale dopiero po 3 minutach......ale buły!
No to przedstawiam wam, od lewej: Wojtuś, najmłodszy z tego towarzystwa, lubi jeszcze zabawy, psoty, a jak zamieszkał w klatce to przez jakiś czas ciągle zaczepiał Poldka żeby ten go karmił - papużki to zmyślne stworzonka. Poldek najpierw patrzył na niego spod byka, skąd mu się nagle taki potomek zjawił jak on dopiero zaczął uderzać w amory do Poli, ale jak Wojtuś dzióbek otwierał to przeważnie Poldek coś mu tam wtykał. Myślę, że Wojtuś szukał takiej ojcowskiej opieki jeszcze i przez to czuł się w klatce dobrze. Teraz jest tak, że małpuje Poldka we wszystkim, i w śpiewaniu, i w zalotach nawet. Trochę to czasem głupio wygląda, bo jest na to za mały jeszcze.
Druga z kolei to Wiki, Wikusia. Też jest jeszcze młoda, ale chyba najbardziej ufna z nich wszystkich. Jak daję im marchewkę albo jabłko przylatuje pierwsza i je ufnie z ręki albo łyżki (czasem odrobinka makaronu, ugotowanego oczywiście).
No i widać kawałek Poldka. To już starszy papug. Może mieć koło 2 - 2,5 roku. Jest bardzo strachliwy i przypuszczamy, że ma za sobą niezłe przeżycia (a raczej złe właśnie), bo wystarczy najdrobniejszy hałas, a on już rozbija się po klatce. Teraz już jakby nabrał tez do nas zaufania, ale pewnie nigdy nie będzie tak ufny jak np. Wiki. Pełni chyba w klatce rolę takiego strażnika, bo jednak jego popłoch udziela się innym papużkom, ale przecież taki czujny stróż zawsze się przyda. Wystarczy, że woda w czajniku za długo gotuje się na gazie, a on już zaczyna skrzeczeć. Fajny strażnik.
Wczoraj nie zdążyłam skończyć tego wpisu i dopiero dziś go edytuję.


A to Wojtuś (zielony), Pola (w środku i...znów kawałek Poldka...

No! To Poldek i Pola - para (wtedy jeszcze narzeczeńska, teraz to już..."po ptokach", czyli związek skonsumowany...). Pola siedzi już na jajeczkach i lada dzień pewnie będzie młody pisklak, bo pierwsze jajeczko było 22 września a po 18 dniach może się już wykluć. Poli nie widać teraz cały niemal dzień, bo wysiaduje te jajka. Hmm....nie widać, ale czasem słychać jak tymi jajkami przewraca na tej "podłodze" od budki lęgowej. Tam jest taki mały dołeczek, który ona własno..dziobnie sobie zrobiła i to jest właśnie to wgłębienie w którym jajeczka leżą.

To jest Wikusia - prawda, że śliczna?...

To były amory.... - schadzka na filodendronie
No tak...to chyba jednak portal nie o ptaszkach..., ale nie mogłam o nich nie napisać.
Dietkowanie wczoraj i dziś poprawnie.
ZAPIĘŁAM dziś kurtkę, która od dawna nie chciała się na mnie dopiąć! Sukces, mały, ale każdy taki mały kroczek mnie cieszy.
Z radości kupiłam dziś na targu dwie bluzki na jesień z 3/4 rękawem. Niezbyt tanie, ale co tam! Zasłużyłam
Życzę Wam udanej niedzieli. I....NIECH DIETA BĘDZIE Z WAMI (NAMI...!)



5 października 2011 , Komentarze (5)
Wczoraj się ważyłam i dziś nie planowałam, ale jakoś tak od niechcenia wlazłam jednak na wagę, a tu znów mniej o pół kilo?! Jakoś dużo! Może tak być?, że przez jeden dzień tak waga poleci w dół? No cieszę się jak diabli, tylko chyba jutro to sprawdzę jeszcze raz...
W każdym razie dziś do końca dnia mogę się cieszyć!
BUZIACZKI dla WSZYSTKICH!
No i jednak jestem hepi!