Udało się! Wróciłam już na stałe do wagi sprzed urlopu :) Trwało to dłużej niż sądziłam, bo po drodze były różne zawirowania (imprezy, spotkania ze znajomymi, no i @), ale teraz myślę, że już będzie z górki :) Co prawda pod koniec lutego zapowiadają się dwie imprezy, a w marcu kolejna, ale to tylko 3 dni. No i jeszcze wyjazd w góry (kolejne 2 dni), ale poza tym, że będę zdana na jedzenie poza domem, będę też miała duuużo ruchu, bo będziemy spacerować z plecakami i spać w schronisku :)
Od powrotu z urlopu wprowadzam do mojego życia po jednej aktywności na tydzień, które pomogą mi w zdrowym trybie życia. I tak wprowadziłam:
- od 16.01 - piję min. 2 l płynów (nie licząc czarnych i zielonych herbat) w dni bez treningu i 2,5 l z treningiem,
- od 23.01 - śpię min. 8 h (to nie zawsze mi wychodzi),
- od 30.01 - jem tylko zdrowe tłuszcze.
Dzisiaj wprowadzam kolejną rzecz: jedzenie sałatek. Mimo że nie jem mało warzyw, to są one przetworzone (gotowane, smażone, pieczone, w zupach, sosach, wytrawnych muffinkach) i mój organizm pomału domaga się surowych. Dzisiaj w planie sałatka ze szpinaku, gotowanych buraków, ogórków kiszonych z prażonym słonecznikiem i olejem z pestek winogron. Być może dodam pieczonego kurczaka i troszkę kaszy jaglanej i zjem w ramach kolacji. Będzie to chyba najtrudniejsze wyzwanie z dotychczasowych, bo surowe warzywa dobrze mi wchodzą wiosną i latem, a jesienią i zimą trochę gorzej. Ale czas się spiąć i dać organizmowi to, czego potrzebuje.
Myślę też o jakiś zmianach w diecie. W tej chwili jem rzeczy zdrowe, unikam cukru i słodzików (słodzę miodem, ale rzadko), nabiału i pszenicy, jem mało owoców. Poza tym nie ograniczam się jakoś mocno, ale czuję, że to za mało. Waga i pomiary spadają baaaardzo powoli. W tej chwili myślę o trzech możliwościach:
- Dieta przyspieszająca metabolizm - działała na mnie, nie chodziłam głodna, ale jest dość skomplikowana i czasochłonna. No i potrawy zbyt często były mniej smaczne niż bym tego oczekiwała.
- Ograniczenie kcal do 1800 i schodzenie powoli do 1600 (moja PPM = 1550 kcal) - to też działało, tylko trochę mnie odstrasza codzienne liczenie kcal.
- Dieta Anny Lewandowskiej - przykładowe przepisy wyglądają fantastycznie i dieta wyklucza to, czego nie jem (nabiał, pszenica). Nie wiem tylko, jak się będę czuła na tej diecie, czy gotowanie mi nie zajmie zbyt dużo czasu i czy na dłuższą metę nie będzie zbyt droga. No i czy będzie działać ;)
Mam też problem jeśli chodzi o ilość i regularność posiłków. Moja praca jest w bardzo nieregularnych godzinach, często pracuję nawet po 10 h i mogę sobie pozwolić na jedną przerwę, więc najczęściej jem 3 - 4 posiłki w ciągu dnia. W takim wypadku najsensowniejszym wyjściem wydaje się być pkt 2, tylko będę musiała poczytać coś o ilości kcal w dni, kiedy chodzę na siłownię. Może znacie jakieś sensowne artykuły na ten temat?
Zatem postanowienia na najbliższy czas są następujące:
- Od dzisiaj zwiększam ilość surowych warzyw w diecie pod postacią sałatek i surówek.
- Szukam i czytam artykuły na temat ilości kcal w dni treningowe.
- Od powrotu z gór (16.02) wprowadzam liczenie kcal. I będę sprawdzać, jak to wychodzi w praktyce.
Uff, rozpisałam się, ale pomogło mi to uporządkować sobie pewne sprawy w głowie. Dobrze jest mieć takie miejsce jak Vitalia :)