Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mglawica

kobieta, 35 lat, Poznań

160 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 października 2018 , Skomentuj

Jako że wczoraj był piątek, posiedzieliśmy wieczorem dłużej. I jestem z siebie mega dumna, bo mimo popcornu i chrupek, nie dałam się! Nie zjadłam nic :D Jedynie 2 kieliszki wytrawnego winka - ale to przecież samo zdrowie :)

Jadłospis:

  • Śniadanie: omlet z łososiem, pomidorem, dymką i oliwkami. 
  • Obiad: makaron z kurczakiem i szpinakiem. 
  • Kolacja: pieczone placki ziemniaczane. 
  • Wieczorem: 2 kieliszki wina. 

I tyle!

18 października 2018 , Skomentuj

Dzisiejszy jadłospis aż wstyd zapisywać... Więc nie zapiszę. Zbliżający się okres nie pomaga realizować narzuconych sobie zadań. Powiem tylko, że nie było tragicznie, ale absolutnie nie było dietetycznie. Poza tym miałam dzień wolny, a jakoś zawsze mi łatwiej się pilnować w dni, kiedy pracuję. Ale nie poddam się! Nie tym razem!

Z dobrych rzeczy: 

  • byłam dzisiaj na cudownie jesiennym spacerze :) 
  • upiekłam placki ziemniaczane, które za mną długo chodziły i będą na jutro.
  • nie skusiłam się na galaretkę w czekoladzie. 
  • mam pierwszy cel: do końca roku wyjść z otyłości. Wiem, że to jest 10 kg i założenie bardzo optymistyczne, ale do tego będę dążyć :) 

Jutro znów do pracy, więc zapewne będzie wzorowo. Liczę, że będę mogła się Wam pochwalić :) 

18 października 2018 , Komentarze (2)

Jadłospis:

  • Śniadanie: wafle kukurydziane z szynką, serem żółtym, camemebertem, pomidorem i ogórkiem kiszonym.
  • Lunch: parówki z indyka z ketchupem, musztardą i pomidorem.
  • Obiad: sushi z łososiem, ogórkiem, marchewką i porem.
  • Kolacja: chipsy.

Poległam dzisiaj (a właściwie to już wczoraj ;)) z paczką chipsów. Na samym końcu. ALE! kcal się zgadza. Jutro (dzisiaj ;)) kolejny dzień walki - BĘDZIE LEPIEJ!!! Musi być...

16 października 2018 , Komentarze (1)

Chyba w końcu znalazłam właściwy sposób i motywację.

  1. Liczę kcal - do 2000 kcal/dzień.
  2. 4 posiłki dziennie: śniadanie, lunch (przekąska), obiad i (mała) kolacja.
  3. Kładę się spać wcześniej (przed północą), co zapobiega wieczornemu podjadaniu.
  4. Alkohol max. 1 raz w tygodniu. Nigdy sama.
  5. Dzień kończy wpis na Vitalii z (przynajmniej) jadłospisem.

Motywacja: chcę być zdrowa i dobrze się czuć.

Liczę, że to pomoże mi wytrwać i wprowadzić ład w mój nieregularny rytm dnia.

Dzisiaj:

  • Śniadanie: wafle kukurydziane z szynką, serem żółtym, camemebertem, pomidorem i ogórkiem kiszonym.
  • Przekąska: orzechy ziemne, kiwi, kilka winogron.
  • Lunch: tatar z ogórkiem kiszonym i cebulą.
  • Późny obiad: ryż z mięsem mielonym i warzywami chińskimi w sosie curry.

6 lutego 2017 , Komentarze (10)

Udało się! Wróciłam już na stałe do wagi sprzed urlopu :) Trwało to dłużej niż sądziłam, bo po drodze były różne zawirowania (imprezy, spotkania ze znajomymi, no i @), ale teraz myślę, że już będzie z górki :) Co prawda pod koniec lutego zapowiadają się dwie imprezy, a w marcu kolejna, ale to tylko 3 dni. No i jeszcze wyjazd w góry (kolejne 2 dni), ale poza tym, że będę zdana na jedzenie poza domem, będę też miała duuużo ruchu, bo będziemy spacerować z plecakami i spać w schronisku :)

Od powrotu z urlopu wprowadzam do mojego życia po jednej aktywności na tydzień, które pomogą mi w zdrowym trybie życia. I tak wprowadziłam: 

  • od 16.01 - piję min. 2 l płynów (nie licząc czarnych i zielonych herbat) w dni bez treningu i 2,5 l z treningiem,
  • od 23.01 - śpię min. 8 h (to nie zawsze mi wychodzi),
  • od 30.01 - jem tylko zdrowe tłuszcze.

Dzisiaj wprowadzam kolejną rzecz: jedzenie sałatek. Mimo że nie jem mało warzyw, to są one przetworzone (gotowane, smażone, pieczone, w zupach, sosach, wytrawnych muffinkach) i mój organizm pomału domaga się surowych. Dzisiaj w planie sałatka ze szpinaku, gotowanych buraków, ogórków kiszonych z prażonym słonecznikiem i olejem z pestek winogron. Być może dodam pieczonego kurczaka i troszkę kaszy jaglanej i zjem w ramach kolacji. Będzie to chyba najtrudniejsze wyzwanie z dotychczasowych, bo surowe warzywa dobrze mi wchodzą wiosną i latem, a jesienią i zimą trochę gorzej. Ale czas się spiąć i dać organizmowi to, czego potrzebuje.

Myślę też o jakiś zmianach w diecie. W tej chwili jem rzeczy zdrowe, unikam cukru i słodzików (słodzę miodem, ale rzadko), nabiału i pszenicy, jem mało owoców. Poza tym nie ograniczam się jakoś mocno, ale czuję, że to za mało. Waga i pomiary spadają baaaardzo powoli. W tej chwili myślę o trzech możliwościach:

  1. Dieta przyspieszająca metabolizm - działała na mnie, nie chodziłam głodna, ale jest dość skomplikowana i czasochłonna. No i potrawy zbyt często były mniej smaczne niż bym tego oczekiwała.
  2. Ograniczenie kcal do 1800 i schodzenie powoli do 1600 (moja PPM = 1550 kcal) - to też działało, tylko trochę mnie odstrasza codzienne liczenie kcal. 
  3. Dieta Anny Lewandowskiej - przykładowe przepisy wyglądają fantastycznie i dieta wyklucza to, czego nie jem (nabiał, pszenica). Nie wiem tylko, jak się będę czuła na tej diecie, czy gotowanie mi nie zajmie zbyt dużo czasu i czy na dłuższą metę nie będzie zbyt droga. No i czy będzie działać ;)

Mam też problem jeśli chodzi o ilość i regularność posiłków. Moja praca jest w bardzo nieregularnych godzinach, często pracuję nawet po 10 h i mogę sobie pozwolić na jedną przerwę, więc najczęściej jem 3 - 4 posiłki w ciągu dnia. W takim wypadku najsensowniejszym wyjściem wydaje się być pkt 2, tylko będę musiała poczytać coś o ilości kcal w dni, kiedy chodzę na siłownię. Może znacie jakieś sensowne artykuły na ten temat?

Zatem postanowienia na najbliższy czas są następujące:

  1. Od dzisiaj zwiększam ilość surowych warzyw w diecie pod postacią sałatek i surówek.
  2. Szukam i czytam artykuły na temat ilości kcal w dni treningowe.
  3. Od powrotu z gór (16.02) wprowadzam liczenie kcal. I będę sprawdzać, jak to wychodzi w praktyce.

   

Uff, rozpisałam się, ale pomogło mi to uporządkować sobie pewne sprawy w głowie. Dobrze jest mieć takie miejsce jak Vitalia :)

20 stycznia 2017 , Komentarze (1)

No i miałam rację - dzisiaj rano waga pokazała 81,6 kg :D Nie aktualizuję, bo nie zrobiłam pomiarów, poza tym tydzień się jeszcze nie skończył ;) Z drugiej strony po weekendzie może być różnie, bo jadę do Rodziców i w sobotę będą Taty imieniny, więc jak zwykle, będzie mnóstwo pysznego jedzenia... Mam nadzieję, że nie dam się ponieść szaleństwu i będę jadła tyle, co zwykle. Wiadomo, że nie będę wymyślać i pojem sobie trochę pyszności, które będą bardziej kaloryczne niż te, które widnieją w moim jadłospisie na co dzień. Bardziej chodzi o ilość, z którą na takich wydarzeniach zawsze miałam problem. Wyjątkiem były ostatnie Święta, kiedy udało mi się jeść rozsądnie. Oby tym razem było tak samo :)

13 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Mamy dziś piątek trzynastego. Po urlopie, pełna sił, wracam pełną parą do zdrowego jedzenia i ćwiczeń. Urlop spędziliśmy u rodziny mojego Ł., gdzie jedzenie było smaczne, ale niezbyt dietetyczne. Nie wypadało wybrzydzać ;) No ale taki restart (nie tylko jedzeniowy) mi się przydał. Nie myślałam o niczym, po prostu korzystałam z wolnego czasu :) Z ruchu - chodziliśmy czasem na spacery, choć mroźna aura nie zachęcała do wychodzenia. 

I jak po świętach i sylwestrze nie przybyło mi kg, tak teraz wracam z 1 kg nadbagażu. Ale nie aktualizuję paska, bo wiem, że uda mi się to szybko zrzucić. Zwłaszcza, że  mój Ł. zapisuje się ze mną na siłownię! Będę miała większą motywację, żeby chodzić. Już go prosiłam, żeby przypilnował mojego regularnego chodzenia. A on jest taki, że jak się raz czegoś podejmie, to nie odpuści. Już wiemy, że będziemy się o to kłócić, ale wiemy też, że warto :) 

Zatem: DO BOJU!!! :D

4 grudnia 2016 , Skomentuj

Ogólnie:
Jestem zadowolona.

Szczegółowo:

  1. Jadłam według tego, co sobie zaplanowałam. W pracy ciągle ktoś przynosi czekoladki, ciasteczka, wafelki, ale udaje mi się ich sobie odmówić. Trochę niezaplanowanym cheat mealem były 2 paski czekolady z orzechami we wtorek, ale miałam tak paskudny humor, że dobrze, że zjadłam tylko to ;) No i wczoraj do obiadu z siostrami wypiłam margharitę, a wieczorem po spacerze po Rynku wypiłyśmy grzańca, ale to już było zaplanowane :)
  2. Na siłowni byłam 3! razy, z czego jestem niesamowicie dumna. Prawie odpuściłam jeden raz, ale dobrze, że mam wsparcie mojego Ł. Przekonał mnie, że skoro planowałam, to warto pójść. I miał rację :)
  3. Spadek wagi, co prawda, niewielki, centymetrów też nie ubyło za dużo, ale czuję się dobrze! I to najważniejsze :) Jedyny moment, kiedy miałam zgagę, to wczoraj wieczorem po obiedzie lub po grzańcu (albo po jednym i drugim). Może powinnam jutro zmierzyć się i zważyć, jak już będę po jednym dniu "normalnego" jedzenia, a nie po obiedzie na mieście i wieczornym piciu alkoholu. Nie wiem tylko, czy będę miała na to czas przed pracą.

A teraz liczę na kolejny dobry tydzień :D

28 listopada 2016 , Komentarze (5)

Jestem zaskoczona, jak łatwo mi idzie... Przynajmniej na razie ;)

Małe podsumowanie tygodnia:

  1. Jem jedynie zdrowe, przygotowane przez siebie potrawy. Nie liczę kalorii, nie wykluczam nic (za wyjątkiem białego cukru i niezdrowych tłuszczów). Jem smacznie, na co mam ochotę i w rozsądnych ilościach. 4 - 5 posiłków dziennie. Czasem piekę, czasem duszę, a czasem smażę.
  2. Czuję się świetnie! Główną zmianą w tym, co jem to brak białego cukru w diecie. I od tygodnia nie miałam zgagi! Wczoraj wieczorem zjadłam kisiel taki z proszku (w ramach cheat meal) i, jak kiedyś uwielbiałam kisiele, tak wczoraj wydało mi się, że składa się z tony cukru i odrobiny aromatu jabłkowego. I poczułam znajome (choć na szczęście słabe) pieczenie w przełyku. Czyżby to właśnie cukier był winowajcą moich problemów żołądkowych?
  3. Nie byłam na siłowni ani razu. W tym tygodniu muszę to zmienić, bo płacę za wstęp i nie korzystam. Ładnie to tak marnować pieniążki? Bardzo nie ładnie, dlatego dzisiaj idę po pracy. I w środę również. A później zobaczę, jak dostanę grafik do pracy na grudzień, ale jeszcze przynajmniej raz pójdę, choćby miało się palić i walić! :) (Takie małe postanowienie na ten tydzień.)

Po takim tygodniu stanęłam na wagę i nie wierzę w to, co widzę! Tydzień temu pokazywała 85,7 kg (nie aktualizowałam paska, bo spodziewałam się, że to tylko przejściowe - okres, impreza rodzinna i te sprawy). Dzisiaj spodziewałam się 84 kg, no może 83,5 kg. Patrzę na cyferki, a tam piękne 82,0 kg :D Paska na razie nie ruszam, bo nie zrobiłam pomiarów, poza tym chciałabym się upewnić, że to nie jednorazowy kaprys mojego organizmu lub tej piekielnej maszyny ;) Ale daje to niesamowitą motywację, żeby się nie poddawać, tylko przeć wciąż do przodu :) Jak dobrze pójdzie (a MUSI!!!), to pomiary zaktualizuję za tydzień z, mam nadzieję, jeszcze lepszym efektem :)

A co do DPM, to póki co nie podejmuję się ponownie. Moja powyższa dieta podoba mi się zdecydowanie bardziej :)

21 listopada 2016 , Komentarze (7)

...dla mnie z okazji urodzin ;)

I właśnie z tej okazji postanowiłam podarować sobie zdrowie. Nie czekam na adwent, na pierwszy dzień miesiąca, na nowy rok. Zaczynam dzisiaj. W dzień, kiedy kończę 27 lat. Wiem, że wszystko jest kwestią wyborów - moich wyborów. Dlatego postanawiam od dziś:

  1. Wybierać zdrowo. Żadnych kupnych słodyczy, chipsów, wieczornego piwa do filmu.
  2. Jeść więcej warzyw. Teraz w postaci zup na chłodne wieczory.
  3. Ograniczyć spożywanie majonezu oraz innych tłustych i niezdrowych przekąsek: pizzy, tortilli, kebabów.
  4. Ruszać się! Minimum 2 razy w tygodniu siłownia. A najlepiej 3-4 razy. I wszędzie, gdzie się da - chodzić.

Tyle postanowień, póki co. Myślę nad kolejnym podejściem do DPM od przyszłego tygodnia, ale muszę jeszcze przeanalizować, czy na pewno chcę właśnie tę dietę stosować. Dwa razy próbowałam i się nie udało. Dobrze się na niej czułam, choć pewne rzeczy mi w niej nie pasowały. Czasowo ułożyłoby się idealnie (do świąt). Dodatkowo, jeśli mam zaplanowany jadłospis, łatwiej mi trzymać się diety. No i jest smaczna, a co najważniejsze - działa na mnie. Jednak dieta jest trudna i momentami bardzo monotonna (faza 2). Czy tym razem jest szansa, że będzie inaczej? Cóż, przemyślimy - zobaczymy :)