Dzień 13
Postanowiłam, że wraz z dietą i, no powiedzmy ćwiczeniami, trzeba powalczyć ze skórą. Tym bardziej, że mam ten balsam co go dostałam w Sephorze za złotóweczkę. Wczoraj przed pracą wtarłam go gdzie potrzeba, a i dziś też się mi udało. Bo na ogół kończy się na jednym razie. Do tego odkurzyłam masażer co go kiedyś dostałam i przy jego pomocy katowałam swe zwałki. Zobaczymy na jak długo starczy zapału.
Dieta na razie w normie. Nawet śniadanie zmniejszyłam o połowę bo stwierdziłam, że nie dam rady zjeść całej kostki sera twarogowego. Nawet z pomarańczą.
Dzień 12 - jeść!!!!!!!
Nie wiem, czy to przez tą przerwę, czy złe przygotowanie, ale cały dzień jestem głodna!!!!. Dieta przekroczona o dwie pałki upieczone w rękawie. Ale bez 2 śniadania - bo pierwsze było na pół i przekąski. Przynajmniej na razie
Dzień 10 i 11 - wypadły z obiegu
Wysłali mnie na jakieś durne szkolenie do Warszawy. Dwa dni pobudka o 6-tej rano, potem pociąg, autobus, 8 godzin zajęć i powrót. Wściekła byłam, że hej. Bałam się, że zmarnuję to co osiągnęłam. Szczególnie, że w sobotę tak się narobiłam w ogrodzie (od 10-tej do 18-tej wieczorem), że rano nie mogłam nawet powieki podnieść ze zmęczenia. Za to waga wynosiła 103,1. Cały kilogram w dół!! A tu to szkolenie. A na nim obiadki (schabowy, ziemniory, a dziś kurczak na słodko i frytki) i ciasteczka. Nie byłam zbyt łakoma, ale coś tam złapałam. Oparłam się za to pokusie pójścia do KFC w drodze powrotnej. Pokusę pokonałam zakupami w Sephorze. I tak był mi potrzebny krem na noc, więc zafundowałam sobie Eris. A przy okazji dostałam jakieś serum antycelulitowe za złotówkę. Ale i tak stówka pękła...
Dzień 8 - życie z wagą się opłaca,
A właściwie z dwoma. Bo mam taką zwykła kuchenną, która waży z dokładnością do 2 gram, ale mam też taką w postaci łyżki. Jej dokładność to - 0,1g. Tak, tak. Jest bardzo przydatna do takich rzeczy jak olej, gdzie zważenie 9 gram jest dość trudne, a niewielkie z pozoru przekroczenia dają duże ilości kalorii. Łyżka wygląda tak:
a można ją dostać tu:
http://www.tchibo.pl/Samodzielnie-przygotowane-przyozdobione-i-podarowane-t400005938.html
1 tydzień minął
Cel - zawalony. Miał być kilogram - jest 0,6kg. Cieszyć się czy płakać? Co chwilę mam inaczej. Rano się załamałam, teraz próbuję znaleźć w tym coś pozytywnego - lepszy rydz niż nic na przykład. Boję się weekendu. Kusi kuchnia, kusi lodówka. Jedyna nadzieje, że będzie pogoda i zajmę się trochę robotą w ogrodzie. I spalę trochę kalorii przy okazji.
Dzień 6 - do d...
No bo wczoraj jak wlazłam na wagę, to już było poniżej 105, a dziś waga wyjściowa. jutro mam ważenie kontrolne i marnie to wygląda. Wiem, że niby u kobiety to się waha i tak dalej, ale co wkurza to wkurza. I nikt mnie nie namówi na ważenie co tydzień. Wykończyłabym się nerwowo. Co do dietki to dziś była ciut inna. Lunch do pracy miałam w postaci jajek faszerowanych, a na drugie śniadanie samą zieloną sałatę z sokiem. No i o 13-tej już mi mroczki w oczach latały z głodu. Ale po jajeczkach ok. Tylko przejechałam się na soku pomidorowym. Dziś z ciekawości wpisałam w Vitaliusza wszystko co zjadłam. I okazało się, że wychodzi mi więcej kalorii niż w planie. Okazało się, że soczek Fortuny na 22, a taki Tymbark czy Hortex - 13. No a na pół litrze to trochę różnicy jest. I tu kawałek, tu kawałek i robi się 200..
nie zjedli,
ale się oparłam. Byłam na drugim śniadaniu, byłam na obiedzie i nic. Tylko nakryłam półmisek serwetką, żeby nie patrzeć. Teraz już się na górę do kuchni nie wybieram, więc zwycięstwo!
Mały sukces
Wchodzę dziś do kuchni w pracy, a tam - resztki z wczorajszych imienin, w lodówce ciasto, a co gorsze na stole półmisek z mandarynkami i cytrynowym ptasim mleczkiem. Odwróciłam oczy, zjadłam paskudny biały serek z czosnkiem, gruszkę, wzięłam kawę i uciekłam do siebie. Mam nadzieję, że do drugiego śniadania wszystko zjedzą.
Pierwszy trening zaliczony
Był dość łatwy, ilość powtórzeń mała, nie zmęczyłam się. I nie wiem po co przerwy między ćwiczeniami. Dobiła mnie tylko rozgrzewka w postaci ośmiominutowego biegu w miejscu.
Z dietą tak sobie, nie zaliczyłam jeszcze całego menu na dziś, ale w pracy były imieniny Bożeny. Zjadłam pół plastra rolady, 3 cukierki i 1 kawałek ptasiego mleczka. Jutro będzie lepiej.
Tym bardziej, że dziś rano zanotowałam pierwszy spadek - waga 104,6
Kupiłam i zaczęłam
Może presja wydanych pieniędzy na mnie podziała. Na razie nie żałuję, serwis mi się podoba, szczególnie możliwość wymiany posiłków. A funkcja "z lodówki" to już powaliła mnie na kolana. Wreszcie ktoś zauważył, że np. ser waży 200g a nie 80 i trzeba coś z tą resztą zrobić. A nie zawsze rodzina chce dojadać resztki.
Zaczęłam w sobotę i niestety od razu miałam odstępstwo. Byłam zaproszona na obiad, z którego nie mogłam już zrezygnować. Na szczęście była pieczeń z sarny (!). Mięso chude, jadłam bez dodatków, więc za dużo nie dołożyłam, mam nadzieję. I w ogóle tym razem mam zamiar nie rozpaczać z powodu małych odstępstw. Przeczytałam dziś pewien artykuł o skutkach takich wyrzutów sumienia i pasuje do mnie jak ulał. Kto chce niech poczyta - polecam.
http://zdrowie.onet.pl/psychologia/do-diabla-z-tym,1,5050820,artykul.html