Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Z Vitalią przygodę zaczęłam rok temu i od tamtego czasu zdążyłam najpierw zgubić 5 kg, potem przytyć 7 (ciąża) i zgubić już (łącznie z wagą ciążową) ok 12 kg :) Jestem dumna z tego, ale to nadal kropla w morzu więc walczę dalej! Bez wsparcia vitalijek tak dobrze by mi nie szło! Jestem mamą 3 letniej córci i 3 mieś. synka, mam super męża i rodzinkę i dla nich (chociaż przede wszystkim dla siebie) chcę wyglądać szczupło i po prostu ładnie!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23221
Komentarzy: 549
Założony: 7 lutego 2012
Ostatni wpis: 8 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
midikaa

kobieta, 46 lat, Warszawa

158 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: będę fit! :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 lipca 2013 , Komentarze (3)

ałaaa! wystarczył dzień upału i dzień zimna i proszę - noc kiepska bo gardło boli pieruńsko, do tego zimno mi było a jednocześnie gorąco - no masakra. A wszystko przez to,że wyszłam pobujać córkę na huśtawce ubrana w bluzkę na ramiączkach kiedy pizgało niemiłosiernie. Ale przecież mamy środek lata, nie? Eh ja głupia... teraz cierpię. Przynajmniej będę dziś tajemnicza i małomówna...

Wczoraj udało się pobiec 6 km raptem - może nie było bardzo ciężko, ale forma życiowa też to nie była. Mąż biegł z  nami i uznał, że się z nami jednak super biega bo fajne tempo, porozmawiać można i w ogóle raźniej niż samemu (ano ba!).

Dziś czeka nas podróż długa i daleka i tak sie zastanawiam czy się nie przebiec przed... zobaczymy :)

koło 9 wybieram się na skan- badanie zawartości tłuszczu, mięśni, wody itp w organizmie :) akurat w pracy mamy takie urządzenie, kieeedyś dawno temu robiłam to teraz powtórzę i zobaczymy co wyjdzie. Szkoda tylko,że nie wiem gdzie mam tamten wynik - wydaje mi się, że schowałam gdzieś dobrze, żeby mąż nie znalazł i się nie przeraził a chciałam mieć "ku przestrodze"...

waga i cm jak stały tak stoją...

30 lipca 2013 , Komentarze (1)

rozpisać sobie dietę - może wtedy będzie mi lepiej opanować i wagę i cm? bo póki co żyję z dnia na dzień - staram się co prawda nie podjadać, nie jeść słodyczy (a wczoraj wpadły 2 kawałki ciasta makowego) itp itd ale coś mi to nie wychodzi. Kręcę się wokół tego tematu jak bąk więc może w końcu się zmobilizuję i zabiorę za robotę. O ćwiczeniach nie wspominam nawet - wielka niechęć w taki upał. Wczoraj bieganie odpuściłam nieświadomie troszkę bo zasnęłam o 19 z synkiem. Ale to dlatego,że od 4 rano nie dał mi spać i walczyliśmy - ja żeby się najadł z butli a on, żebym mu dała cyca... no i wygrał. Ciumkał z małymi przerwami do 6 co oznacza,że ja od tego czasu właściwie byłam na czuwaniu. A w środku nocy też była batalia więc cała noc właściwie w plecy/ A dziś a'propos pleców - paskudny nerwoból. Boli jak jadę samochodem,boli jak siedzę, mniej boli jak chodzę ale mam pracę siedzącą więc tak czy inaczej więcej boli niż nie boli... eh...
dziś z biegania się już nie wymigam :)

28 lipca 2013 , Komentarze (10)

i potwornie zmęczona. Taki efekt biegania dzisiejszego. Dystans? coś ponad 6 km. Spalonych kcal? nie mam pojęcia ile - mam nadzieję,ze dużo. Wylanego potu? sporo - zwłaszcza na tyłek! Nie bolały mnie dziś kolana, za to na samym początku (w zasadzie przy rozgrzewce hehe) złapała kolka i kłucie w klatce - wszystko minęło po 3 min jakoś i biegło się ok. Ale potem zaczęło się robić coraz cieplej i cieplej, duszno, parno i niefajnie i zaczęłam tracić siły niestety, Sąsiadka się wcześniej zdrzemnęło więc była w super formie, Biegł też z nami mój mężuś i mimo,że był potwornie mokry (spod prysznica wychodzi bardziej suchy) to dał radę całą trasę (naszym tempem). Nie poddałam się, o nie! spięłam poślady i dawaj do przodu. Może lekko z tyłu za nimi, ale do przodu i z tego jestem dumna. Ostatnie metry były najgorsze, ale ufff - dobiegłam i pokonałam własną słabość! i oby to się uwidoczniło w jakimś spadku!
PS> Biustonosz kupiony jeden na wypróbowanie - niby biust znacznie mniejszy ale miseczka nadal G (tylko obwód 70 a nie 85 :D)

28 lipca 2013 , Komentarze (5)

ale ciiii.... coś się niby ruszyło w kg. Od środy do piątku nie biegałam i troszkę sobie nawet pofolgowałam z jedzeniem a dziś na wadze zobaczyłam maleńki spadeczek. Może to zapowiedź lepszego? Wczoraj biegi były - jakieś niecałe 7 km raptem, ale sił nam brakowało. Poza tym duszno było. Dziś biegniemy tak samo albo dłużej -okaże się jak z naszą mocą. Głowa mnie boli od wczoraj więc nie jestem w swojej szczytowej formie. Kolana też dają o sobie znać (a po 3 dniach przerwy od biegania było nieporównywalnie lepiej...).
Dzisiaj na śniadanie wymyśliłam placuszki - zrobione na serku danio waniliowym, z 1 jajkiem odrobiną mąki, otrębami pszennymi i wiórkami kokosowymi. Pycha!!! z małego opakowania danio wyszło mi ich 6 - zjadłam 3 i trzymają mnie dość długo więc nie jest źle. Do tego nie są bardzo kolaroczyne więc na śniadanie jako alternatywa dla owsianki mogą być :)

Miał być upał a jest duchota i deszcz... wybieram się na małe zakupki - muszę się zaopatrzeć w biustonosze bo mam co najmniej 10 cm mniej... :)

23 lipca 2013 , Komentarze (10)

Witajcie. Wczoraj ruszyłyśmy z sąsiadką znów w trasę. I tak sobie biegniemy we 3 ja i mój okres i sąsiadka... biegnie się super, forma życiowa normalnie, jest euforia i radość i w końcu pada hasło - jeszcze chwila i trzeba troszke trasę wydłużyć. Zaczęłyśmy kombinować gdzie będziemy odbijać, żeby biec dłużej a jak juz dobiegłyśmy do tego miejsca to... skręcilyśmy i trasa zaczęła się wydłużać od wczoraj :) Raz kozie śmierć, a co! Jaki wynik? 8,5 km, 1h06 min i 589 kcal spalone. Kilkadziesiąt m w górę i w dół i powiem Wam, że jeszcze z 1,5 bym pobiegła, ale co za dużo to nie zdrowo (na pierwszy raz). Jedno jest pewne - mamy obie dobre i złe dni, ale na szczęście dla nas - jak zły dzień to go mamy obie i jak dobry to też więc przynajmniej treningi są równe. Średnia prędkość z wczoraj to trochę ponad 7 km na godz. Może jeszcze nie za szybko, ale czas pomoże i dojdziemy do lepszych wyników w tej materii :) Kolana bolą na maksa, ale teraz  zaczynam podejrzewać,że ja może mam zakwasy po prostu. Wczoraj zaczęłam się po biegu mocno rozciągać (przed biegiem w ramach rozgrzewki było pół godz spaceru) i dziś troszeczkę jakby lepiej chociaż obolała jestem. Dziś też pewnie przymusowa przerwa w bieganiu bo muszę wieczorem zostać z dziećmi. Kurczaki - NIGDY nie powiedziałabym,że wkręcę sie w bieganie i to tak bardzo!
Innych aktywności niet, dieta wczoraj marnie bo weszło kilka ciasteczek, ale staram się jednak być grzeczna w tej materii.

22 lipca 2013 , Komentarze (3)

Wiem. Jest lato! dopiero się zaczęło.Wiem. Ale ja już zaczynam myśleć o tym, w czym biegać w zimę? Bo ja taka w gorącej wodzie kąpana. Jak sobie coś umyślę to się usram i koniec :) Kto z Was biegał w zeszłym sezonie i mnie oświeci jakie buty trzeba mieć? Bo nie mogę sobie wyobrazić biegu w obecnych - nogi mi zamarzną :)


21 lipca 2013 , Komentarze (3)

@ wróciła... 7 miesięcy z hakiem jej nie miałam (nie licząc oczywiście 9 ciążowych) i proszę... jest... eh :( Ale mimo tego pobiegłam dziś z sąsiadką i wykręciłyśmy (wydeptałyśmy w zasadzie) 7.23 km w 55 min :) Według kalkulatora tutajeszego to jakieś 457 kcal :) jestem wypruta totalnie - nie wiem czy to przez @ czy przez to,że biegłyśmy rano i jakoś tak niezbyt dobrze rozgrzane czy ogólnie jakaś zniżka formy - w każdym bądź razie na dopływ endorfin nie mogłam dziś liczyć - co dziwne. A może były małe i ich po prostu nei zauważyłam a one przeszły obrażone??? nic to - jutro ich znów poszukam, tym razem o stałej porze :)
A... i wiecie co? wolę biegać wieczorem. Nie lubię jak mi słońce przygrzewa w czaszkę bo potem mnie cały dzień nie opuszcza ból głowy. Widoki piękne, ale nie - wolę tak, jak do tej pory i już nie będę kombinować ;)

17 lipca 2013 , Komentarze (5)

Taaaa - wczoraj w ramach odpoczynku od biegania wsiadłyśmy z sąsiadką na rower... I co? ano jajo! Po ujechaniu ok 3 km co się Madzi zrobiło? nie zszedł mi łańcuch na niższy bieg (czy jak to opisać) i w konsekwencji zrobił mi się z niego taki niemal znak nieskończoności :) Wracałysmy prowadząc rowery a ja dodatkowo psiocząc na zmianę z zastanawianiem się czy to z rowerem czy ze mną coś nie tak. Rower pojedzie do serwisu a tam mi powiedzą, czy to ja jestem na niego za głupia czy też z nim jest problem.
Po wczorajszym spacerku dziś był powrót do biegania, ale sąsiadka byla w gorszej formie więc zrobiłyśmy tylko jakieś 5 km z haczkiem. Jutro atakujemy troszkę dłuższą trasę, ale będzie 2 x pod górkę więc nowość na naszej drodze :) Trzymajcie kciuki!

Dietkowo - jako tako - z grzechów to jakieś 6 mmsów i jeden petit kakaowy, reszta w normie. Po bieganiu (jakieś 45 min po bo syna usypiałam) plasterek wędliny bo ostatnio lądowałam z płatkimi z mlekiem i szłam spać z pełnym żołądkiem. No i mam mocne postanowienie - chodzę spać maks o 23. Po dniem dzisiejszym bo mąż poprosił o jakieś tłumaczenie więc czekam żeby mu to zrobić.

Do ćwiczeń nie wróciłam jeszcze, ale udało się zrobić 100 brzuszków "nożyc". Może się jeszcze rozkręcę... pytanie tylko kiedy...

15 lipca 2013 , Komentarze (2)

to znowu ja. tylko żeby się pochwalić, że zwiększyłyśmy dystans - nie wiem ile dokładnie - mąż jak nie zapomni to rano zmierzy jadąc po bułki. Przerw właściwie żadnych -jedna żeby sąsiadka wyjęła kamień z buta :) Jestem zmęczona, ale szczęśliwa, ale kolana bolą mnie potwornie jak kucam i trochę jak chodzę po schodach :(

15 lipca 2013 , Komentarze (5)

Witajcie - tak, tak - nadal zastój. Ba, już nawet nie wchodzę na wagę, żeby zobaczyć, czy coś zleciało bo po co mam się denerwować. Wczoraj w ramach 1 posiłku zjadłam loda - 130kcal. NIe był to szczyt euforii, bo dla mnie jak lody to tylko Soprano i każde inne mogę się schować, a to nie był lód soprano. Powybrzydzałam, ale zjadłam. Jak poszło w d... to trudno - ale pewnie dałam radę wybiegać. Jedna sąsiadka urlopuje się nad morzem więc biegamy w osłabionym składzie. Wczoraj ruszyłyśmy o 21.30 i najpierw zrzędziłam jej,że mi się nie chce strasznie, podkreślając,że pewnie na przekór, będzie mi się biegać super, a potem dodawałyśmy kolejne metry tak się dobrze biegło.W ogólnym rozrachunku wyszło nam jakieś 5 km w ciągu 35 min i dziś mamy zamiar dołożyć pewnie z kilometr - trochę to utrzymać a potem atakować bieg naokoło naszej miejscowości :) Wczoraj gdyby nie pora, pewnie biegałybyśmy dalej. Oj nie ma to jak powrót do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku :):):) Do dywanówek oczywiście nie wróciłam bo kiedy i po co.... nie? eh. A mam nieodparte wrażenie,że jak zacznę znów skakać w domu to jednak ruszę... ale nie chce mi się. Niech mi ktoś da kopa na start bo inaczej będę tylko marudzić,że powinnam i nic z tym dalej nie robić.
W nocy miałam dziwną przypadłość- nie wiem co to było, ale tak jakby mnie ktoś przycisnął do łóżka i złapał za środkowe kręgi kręgosłupa i ściskał - bolało jak pieron, jednocześnie nie mogłam się ruszyć,żeby zmienić pozycję bo czułam się naprawdę jakby mnie ktoś trzymał. Byłam tak przerażona,że bałam się pójść do łazienki i zasnęłam już po tym do rana... Nawet na wspomnienie o tym robi mi się nieprzyjemnie... Masakra, mówię Wam! Kiedyś - daaawno temu, zdrzemnęłam się na kanapie i śnił mi się ogromny pies, który dobiegł do mnie dysząc i ziając i wpił mi zęby w krtań... obudziłam się prawie zlana potem. Mam czas od czasu takie schizy i nie wiem czemu one mają służyć. Do tej pory pamiętam,że tego psa to słyszałam jak wybiega z korytarza - taki był realny. Ble!