Pamiętnik odchudzania użytkownika:
radiowa

kobieta, 34 lat, Warszawa

169 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

10 marca 2013 , Komentarze (10)

Dwa tygodnie. 
Dwa tygodnie nie jem mięsa, dwa tygodnie liczę kalorie, dwa tygodnie nie podjadam - wiem, co jem, uważam, co jem. Dwa tygodnie = -3kg. I to wcale nie jest woda, ponieważ wcześniej robiłam sobie oczyszczanie. Jestem z siebie dumna, dobry to start jest, trzymam się. I choć nie jest tak, że bardzo sobie odmawiam, bo skoro dostałam w pracy loda i nie mogłam powiedzieć `nie, dziękuję', ponieważ był to prezent, skoro dostałam - zjadłam. Nic się nie stało, odjęłam te kalorie od całości, nie zjadłam później czegoś. A kiedy myślę sobie 'oo, zjadłabym coś słodkiego, coś dobrego, może pestki albo paluszki do filmu?' włączam fanpejdż Chodakowskiej, albo 'Młodość Chudość Zajebistość' na fb, patrzę na te chude nogi, ładne brzuchy, super tyłki i myślę po chwili 'nie, nie zjadłabyś'. Polecam, jeśli jesteście wzrokowcami to jest szansa, że przeglądanie chudzielców, ładnych chudzielców Was również zmotywuje. 

Wczoraj wyszłam ze znajomymi do baru i nie piłam alkoholu! Poza tym specjalnie wzięłam samochód, co raczej mi się nie zdarza, i bawiłam się świetnie. Zdecydowanie wytrzymam do świąt wielkanocnych. W przeciągu całego wieczoru wypiłam 4 małe tymbarki, nie mieli tam wody. Kolejny powód do bycia z siebie zadowoloną, bo dla mnie weekend łączy się z piciem jakiegoś alkoholu w ramach odstresowania po całym tygodniu, a tu nie!, dałam radę. Za to już nie mogę się doczekać tych świąt, bo przylatują moi znajomi:)

Kupiłam magnez, witaminę B6 i multiwitaminę, do tego będę jadła suszone morele i śliwki - w ten sposób wyrównam zawartość żelaza i magnezu, która mi spadła przez brak mięsa w jadłospisie.
W tym tygodniu: 5x skalpel, a dzisiaj jeszcze basen - 20długości + sauna.

9.03
10.30 - zapiekana bułka z ziarnami +ogórek, pomidorek koktajlowy, papryka, ser
0,5 szkl. maślanka
kawa z mlekiem
/ok.450kcal

14.30 - sałatka z paluszkami surimi
kukurydza
/ok.250kcal

16.30 - roladka z sera i serka topionego z ziarnami słonecznika
/ok.150kcal

19.30 - zapiekane muszle z fetą i szpinakiem
/ok.400kcal

+4x tymbark (ok.300kcal), garstka żurawiny (ok.100kcal)
***
ok.1650kcal


10.03
11:00 - 3x frankfurterka w sosie pomidorowym, sałatka surimi, rukola z mozzarellą i pomidorem
herbata z cytryną
/ok.500kcal

13:30 - 3x śliwka kalifornijska (60kcal), 3x morela suszona (90kcal), 3x trufla (225kcal), szklanka waniliowego mleka sojowego (140kcal)

15:30 - barszcz ukraiński
/ok.300kcal

+pomarańcza (100kcal), wafel ryżowy (40kcal)
***
ok.1500kcal

8 marca 2013 , Komentarze (3)

Wydawałoby się, że skoro ćwiczę wieczorami, piję zieloną herbatę, ograniczyłam kawę do jednego kubka dziennie, mniej palę, powinnam czuć się świeżo i cudownie każdego dnia. Wydawałoby się, mnie się tak wydawało, a jednak nie! W tym tygodniu po powrocie z pracy jestem taką dętką, że to szok. Ewa stawia mnie na nogi, a później znów marnieję i chce mi się spać. Możliwe, że jest to związane z moim krótkim snem - zasypiam koło północy, a wstaję o 5. A może źle jem? Wiem za to, że powinnam jeść więcej warzyw, dwa dni przeglądałam przepisy vitalii i chociaż sporo jest ciekawych to jednak nie zawojowały mojego świata.
Chciałam pojeździć jutro rowerem, łohohoł, już pojeździłam, właśnie pada śnieg. Dziękuję.
Acha, jak ćwiczę z Chodakowską to spalam przy skalpelu 300kcal? Wiecie?

A tak z innej beczki - ostatnio doszłam do wniosku, że polskim artystom muzycznym lat 70-80-90 łatwiej było tworzyć dobre teksty, dobrą muzykę, bo była ona formą walki z systemem, władzą albo rzeczywistością. Był świadomy przekaz. W tamtych czasach pojawiło się na scenie muzycznej mnóstwo zespołów, które wciąż komponują i trafiają na listy przebojów, koncertują, mają wielu fanów. Mogłabym wymieniać kawałki, które moim zdaniem są obowiązkowe w rozwoju muzycznym, zespoły, wykonawców, którzy są obowiązkowi, i wielu z nich zaczynało właśnie w poprzednim stuleciu. Damn. A teraz? Niewielu jest polskich wykonawców zajmujących listy przebojów czy lecących w telewizyjnych programach muzycznych, którzy naprawdę są warci uwagi. A jeśli nawet to ich video leci między Anią Wyszkoni, która zastanawia się czy ten pan i ta pani są w sobie zakochani, a Gosią Andrzejewicz śpiewającą o tym jaką zajebistą jest wojowniczką. Do tego samego wora wrzuca się Brodkę, Kasię Nosowską, Fisza, Akurat. ...
Podzieliłam się tymi myślami z tatą i po dłuższej rozmowie na temat muzyki jego czasów zapytał mnie czy mogę wymienić zespół rockowy, który powstał w przeciągu ostatnich 13lat i utrzymuje się do tego czasu. Nie wiem. Zaczęłam się zastanawiać. I zastanawiam się do tej pory.
/Wybaczcie, jestem audiofilem, pracowałam w radiu, sama muzykuję, kocham muzykę na wszystkie sposoby i czasem muszę wywalić swoje żale albo przemyślenia z nią związane.
Edit: tylko niech nikt nie zrozumie mnie źle - ja nie twierdzę, że nie ma dobrej, prawdziwej, mądrej, poruszającej, polskiej muzyki. Jest. Ja uwielbiam to, co polskie, ale w ostatnim okresie jeżeli jakiś tekst nowowydanej piosenki do mnie dociera i skłania do przemyśleń to jest to kawałek hiphopowy, soulowy. Może po prostu zrezygnowałam z szukania polskiej muzyki rozrywkowej (rock, pop, alternatywa)? Może gdy chcę się skupić na tekście to słucham rapu, a gdy na muzyce to utworów zagranicznych? Zdecydowanie łatwiej jest wydać w Polsce piosenkę anglojęzyczną, ponieważ słuchacz zwraca uwagę na podkład muzyczny, a tekst jest w drugiej kolejności, nie wymaga się zazwyczaj od niego wiele. A choćby artysta miał najpiękniejszą etiudę świata na dźwiękach to nie porwie nikogo, gdy dogra do niej wersy o kupie. Chciałabym, by media bardziej skupiały się na wartościowych wokalistach i zespołach, promowaniu ich i wypychaniu w odpowiednim kierunku. Tymczasem wygrzebują z kolejnego talentshow wspaniałe głosy i wbijają w jednolitą papkę.  Kiedyś, gdy `mi się w życiu nie powiedzie i zostanę prezydentem..  

Wracając na ziemię:
7.03
6:00 -  owsianka (jabłko, morela suszona, siemię lniane)
herbata zielona
0,5szkl. maślanka
ok.400kcal

kawa z mlekiem

9:30 - jogobella musli jabłko-gruszka
jabłko
ok.250kcal

12:30 -  2x naleśnik z twarożkiem
DanMleko
ok.500kcal

17:00 -  zupa pomidorowa z makaronem
ok.200kcal

+pomarańca (100kcal), jabłko (60kcal)
******
ok.1500kcal

8.03
6:30 - 2xchleb +serek topiony, ogórek, pomidorek koktajlowy
0,5szkl. maślanka
ok.250kcal

kawa z mlekiem

9:30 -  serek wiejski z ananasem
jabłko
ok.250kcal

13:00 -  sałatka grecka
bułka fitness z ziarnami
ok.450kcal

lód śmietankowy w polewie czekoladowej z orzechami (ok.200kcal)

17:30 -  pieczona ryba+ryż
ok.450kcal
*****
ok.1600kcal

Lody dzisiaj wszystkie Kobiety dostały u mnie w pracy na Dzień Kobiet od kolegi. I kwiatki dostałam od przypadkowych kontrahentów, i lizaka, i w ogóle mega miły to dzień jest. Dlatego też i Wam, Kochane, życzę miłej reszty Dnia Kobiet, cudownego wieczoru, albo chociaż udanego!;)


a to moja Kotka Przybłęda Kaleka, do tego w ciąży.

6 marca 2013 , Komentarze (5)

Po kolei.
Od zeszłego poniedziałku (25.02) nie jem mięsa i słodyczy, nie piję alkoholu - w tym postanowieniu wyjątkiem jest niedziela, kiedy mogę zjeść mięsne potrawy i coś słodkiego. Wprowadziłam to sama, nie jest to związane z postem, jedynie przypada na jego okres - do świąt chcę się tego trzymać. Zawsze ciekawiło mnie jak to jest nie jeść mięsa, czy potrafiłabym wytrzymać, w końcu moja rodzina jest mięsożerna (Młody twierdzi, że jedzenie bez mięsa to nie jest jedzenie). Póki co nie płaczę, nie cierpię, jedynie czasem dłużej stoję przed lodówką zastanawiając się co przygotować sobie do pracy, albo co zrobię na obiad. Bez mięsa da się żyć! Poprzedni tydzień chorowałam, dlatego też nie ćwiczyłam, ale jestem z siebie dumna, bo siedząc w domu 6dni nie złamałam swoich postanowień - nie podżerałam słodyczy, ani innych przekąsek, które przecież są w sam raz do filmu czy do zżerania, gdy się siedzi na dupie. Nadrobiłam za to parę zaległości filmowych i wyspałam się na następne 3 lata.

Zaczynam zapisywać co jem, wszystko, bez oszukiwania samej siebie, i do tego liczyć będę kalorie. Dlatego też chcę tu zbierać takie podsumowania. Zamierzam urozmaicić te jedzenie, tylko póki co nie mam czasu.

Ćwiczę z Ewą skalpel, staram się min. 3x w tygodniu. Wczoraj i w poniedziałek strasznie mi się trzęsły nogi, mięśnie, i nie ćwiczyłam w związku z tym zbyt skrupulatnie, czuję różnicę po tym tygodniowym osłabieniu organizmu, taka ze mnie dętka. Do ćwiczeń z Ewą  rano się rozciągam + robię 10 brzuszków (nie dam rady więcej po przebudzeniu), a przed snem 30 brzuszków. Jeśli pogoda się utrzyma to chyba w łikend ubiorę się ciepło i wybiorę na rower. No i muszę się w końcu przekonać do biegania! A, i co do aktywności fizycznej to dochodzi jeszcze basen raz w tygodniu, w niedzielę. Przepływam 15 długości póki co.

4.03 (poniedziałek)

6:30 - owsianka (jabłko, żurawina, orzech laskowy)
0,5 szkl. maślanka
herbata zielona
ok.500 kcal

kawa z mlekiem

9:30 - jogobella musli winogrona kiwi
jabłko
ok.250 kcal

12:30 - 2x bułka+mozzarella, pomidor
zupka Knorr cebulowa z grzankami
ok.500kcal

17:00 - 2 ziemniaki gotowane na parze + fasolka szparagowa z bułką tartą
ok.300kcal

+ 2wafle ryżowe (80kcal) ; pomarańcza (100kcal) ; 4kostki gorzkiej czekolady (100kcal)
***
ok.1800kcal


5.03 (wtorek)

6:30 - owsianka (jabłko, orzech laskowy, żurawina)
0,5 szkl. maślanka
herbata zielona
ok.500kcal

kawa z mlekiem

10:00 - jogurt naturalny+musli tradycyjne
jabłko
ok.350kcal

12:30 - 2x chleb razowy ze słonecznikiem+pasta rybna, pomidor
zupka Knorr pieczarkowa z grzankami
ok.500kcal

17:30 - ryż curry z warzywami
ok.200kcal

+kawałek szarlotki (300kcal) ; 2xwafel ryżowy (80kcal)
***
ok. 1800kcal


6.03 (środa)

7:00 - owsianka (jabłko, żurawina, siemię lniane)
0,5szkl. maślanka
herbata zielona
ok.400kcal

10:30 - jogurt naturalny+musli tradycyjne
jabłko
ok.350kcal

kawa z mlekiem

13:00 - 2x chleb razowy+serek topiony, pomidor
zupka Knorr serowa
ok.500kcal

+będzie:
17:00 - ryż curry z warzywami
ok.200kcal

i znając życie pomarańcza (100kcal), wafel ryżowy (40kcal).
***
ma być ok.1600kcal

Wiem, że to może dziwnie wyglądać, ale mój tydzień pracujący jest regularny, co innego łikend.
Chciałabym mieć chude nóżki, wszystko chude! Moje dziewczyny śmieją się ze mnie, gdy im piszę, że przeglądam strony z ładnymi dziewczynami w ramach mobilizacji. No ale! Przeglądam, często, i pomaga:)

18 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Jest piątek, łikend, łikend! Ostatnie dwa dni ćwiczyłam z Chodakowską i jestem z siebie dumna, bo drugiego dnia wytrwałam do końca skalpelu, pierwszego wytrzymałam 20 minut. Kondycję mam w słabym stanie, dlatego też takie intensywne ćwiczenia są dla mnie swego rodzaju wyzwaniem. Ale wytrwałam! A wszystko za sprawą fanpejdżu Ewy na fb, jestem nim zachwycona. Niesamowicie motywujące są zdjęcia dziewczyn, które podjęły się trzymiesięcznej metamorfozy, a i codzienne wpisy Chodakowskiej nastawiają pozytywnie do ćwiczeń. Początkowo podchodziłam do tego sceptycznie, teraz jestem przekonana i zamierzam się sama kontrolować, dodaję brzuszki przed snem i jazda. Zresztą razem z koleżanką z pracy postanowiłyśmy się regularnie nawzajem sprawdzać. Będzie dobrze, tylko muszę wytrwać w tym postanowieniu. 
Acha, czy któraś z Was miała może styczność z hula hop z masażem? Kupiłam sobie, ale za cholerę nie potrafię tym kręcić! Jakieś wskazówki byłyby miłe;)

Jem regularne posiłki i myślę, że to dobrze wpływa na mnie, mój organizm się już przyzwyczaił do takiego trybu. Po 6:00 jem śniadanie - muesli/owsiankę*, między 9:00-10:00 małą kanapkę i piję sok pomidorowy, 12:00-13:00 drugie śniadanie - sałatka/coś na ciepło*, 17:00-18:00 obiadokolację, a później ewentualnie trochę żurawiny i jakiś  owoc, ale najpóźniej do 21, a zasypiam koło północy. 
Jest okej?

Zaczęłam planować wakacyjny wyjazd. W tym roku zbieram znajomych, wsiadamy w minivana i ruszamy na Eurotripa. Może macie do polecenia jakieś warte uwagi europejskie miasta, gdzieś byłyście, widziałyście, jest pięknie, cudownie, albo zwariowanie? Już chcę wakacji!

15 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Święta, święta i w końcu po świętach, po jednych, po drugich, a ryby wciąż w lodówce.

Wracam już do jakiegoś sensownego trybu życia, muszę poogarniać samą siebie, zastosować MŻ, dodać ruchu, coś ze sobą zrobić. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam sobie listę postanowień noworocznych i zamierzam ją zrealizować. Oczywiście głównym punktem jest zrzucenie wagi i za to w pierwszej kolejności muszę się zabrać. Muszę i chcę.

Mam pewien problem, który mnie bardzo zastanawia i tu kieruję się do dziewczyn, którym udało się zrzucić nadprogramowe kilogramy. Ostatnio miałam wypadek - wylałam na siebie wrzącą zupę i mam blizny po poparzeniach drugiego stopnia na całej powierzchni brzucha. Do tego dochodzą rozstępy. Zastanawiam się czy jeśli będę regularnie ćwiczyła to przy zrzuceniu wagi skóra mi się zregeneruje, czy znikną rozstępy i blizny? Naświetlam brzuch lampą Bioptron i smaruję maścią, blizny są już mniejsze, ale czy jest szansa, że i rozstępy się zmniejszą? 

Jem mniej, zaczynam ćwiczenia, mam regularny tryb życia, bo pracuję i wstaję, zasypiam o stałej porze. 

Zaczynamy.

27 grudnia 2012 , Komentarze (3)

Zrobiłam sobie dłuższy zastój. Chyba był moment, że przestało mi zależeć. A wczoraj oglądałam u rodziny płytę z wesela swojej siostry ciotecznej i chciałam zwymiotować patrząc na siebie. 
Beczka, baryłka, hipopotam, orka, o żesz kuźwa.

Święta, święta i za dwa tygodnie znowu święta - jestem wyznania prawosławnego, a mam mieszaną wyznaniowo rodzinę, więc obchodzę i pierwsze, i drugie święta. Pełne postanowienie, że koniec, kropka, ani jedzenia kalorycznego, ani napojów, czy alkoholu nic nie da, bo teraz sylwester, a 6. znów wigilia. Ale muszę wrócić do ruchu. Wszyscy mi mówią, że schudłam, że lepiej wyglądam, zmieniłam fryzurę i w ogóle. Nie schudłam, przecież widzę na wadze, gówno prawda, może mi coś zleciało z twarzy, bo ćwiczyczyłam póki była ładna pogoda. Nie chcę brać diety na Vitalii, bo w nią nie do końca wierzę. Potrzebuję chyba MŻ. 
Nie wiem, potrzebuję zmiany i mobilizacji, czegoś.

Chciałabym być o połowę mniejsza. Już.

30 października 2012 , Komentarze (2)

Z tą zimą to zwariować można. W ogóle nie ogarniam tego globalnego ocieplenia, czy czegokolwiek na co można zwalić taką pogodę. Nie ćwiczę, bo moją główną formą ćwiczeń była jazda na rowerze. Zastanawiam się nad tym kupnem roweru stacjonarnego, ale to jeszcze nie mam wolnych środków na to, ewentualnie nad stepperem, który w sumie jest tańszy. Chciałabym by pracowały mi mięśnie brzucha i nóg, jak to jest przy jeździe rowerowej, ale przy stepperze też, czy nie? Deszcz pieniędzy by się przydał.
Te pieniądze to by się przydały też, bo mam ochotę na zakupy! W Wwie jak było mi smutno albo nie miałam co robić, łaziłam po galeriach i szukałam czegoś dla siebie. Wtedy albo robilo mi się bardziej smutno, bo te lustra w sklepach pogrubiają!, i nie mogłam nic dla siebie znaleźć, bo we wszystkim wyglądałam źle, grubo i strasznie, albo znajdowałam coś pięknego i wracałam do domu przeszczęśliwa. I stąd też jak robiłam porządki w szafie to się załamałam, bo mam tyle ciuchów, a w 3/4 nie chodzę. Mimo to nie potrafię ich oddać, bo 'może się jeszcze przydadzą'/'ale ja je lubię'. Pokrętny umysł baby.

Dieta niby okej, ale jak to bywa - przy łikendzie idzie gorzej, bo wieczór w barze ciężko mi odpuścić. Gdy człowiek nie ma co ze sobą robić to ten łikendowy alkohol jakoś koloruje cały tydzień. Te piwa to tak średnio pomagają w zrzucaniu wagi, ale na szczęście nie są to wakacje, gdzie zimne piwko piło się dosyć często. W ogóle ostatnio to takie komedie się dzieją, gdy wyjdę 'na miasto', że aż sama się z tego śmieję. Ostatnio jęczałam, że nikogo nie mam i nikt się nie pojawia na horyzoncie, a tu dwa łikendy i dwóch kolesi się kręci. A do tego przezabawne sytuacje towarzyszące. Nudno, nie nudno, znów nudno - życie!

Mój przyjaciel za tydzień przylatuje na parę dni z Oslo. Cieszę się jak małe dziecko!



22 października 2012 , Komentarze (6)

Cześć, Kochane!

Cierpię! Strasznie cierpię! A strasznie cierpię, bo pogoda się zepsuła i nie mogę jeździć rowerem. Te 20kilometrowe codziennie przejażdżki stały się najlepszym punktem dnia, a tutaj zimno, szaro, mgła i czarnobyl. Miałam dziś nadzieję, że nie jest tak zimno, że dam radę, ale pojeździłam 40minut i odpuściłam, bo zamarzały mi dłonie. Liczę, że jutro będzie lepsza pogoda, a jeśli nie to chyba zdecyduję się po prostu na grubaśny sweter i jakieś ciepłe rękawiczki. Muszę zamówić rower stacjonarny, no, nie mam wyjścia.


Wczoraj byłam na basenie i nie wiem czy jest się czym chwalić, ale przepłynęłam dwanaście długości basenu. Czułam się świetnie, bo nie sądziłam, że będę dała radę. Nie umiem jakoś rewelacyjnie pływać - to raz, a dwa - parę lat nie pływałam. Stąd też moje zadowolenie po tych dwunastu długościach. Chociaż, gdy już wracałam samochodem do domu to zaczęłam myśleć, że skoro przepłynęłam tę dwunastkę to czemu nie piętnastkę, w końcu dwanaście to takie niepełne. No nic, we środę też się wybieram, więc mam nadzieję, że uda mi się przepłynąć dwadzieścia basenów, a jeśli nie to chociaż te piętnaście.

(Mam problem z niepełnymi liczbami - jeśli ćwiczę to np. 10/15/20/25 przysiadów, nie 12/18. Muszą to być w moim przekonaniu pełne liczby, czyli co 5. To samo nawet z regulacją głośności w odtwarzaczach - zawsze co 5. Trochę to podchodzi pod nerwicę natręctw, ale każdy ma jakieś swoje dziwactwa;).


Poprawił mi się nastrój, chociaż nic się ostatnio nie poukładało jakoś rewelacyjnie w moim życiu, jestem w tym samym miejscu, ale już nie narzekam i nie chodzę zła. Dostałam w końcu okresu, więc ta huśtawka humorów już za mną i czuję się dobrze. Do tego całkiem przyjemnie spędziłam łikend ze znajomymi. I chyba poznałam kogoś fajnego, ale jeszcze nie jestem tego pewna.


Acha, chciałam zapytać czy macie może jakieś swoje przemyślenia dotyczące Activii? Od paru dni jem te serki, ale to ze względu na to, że piłam piwo ostatnio, a po piwie mam wzdęcia następnego dnia, stąd też Activia. I tak zastanawiałam się czy ma ona jakieś cudowne właściwości, jest szczególnie polecana przy odchudzaniu? Jeśli coś wiecie, macie swoje doświadczenia z nią związane - podzielcie się ze mną!





18 października 2012 , Komentarze (5)

Ostatnio nie czuję się najlepiej. Jest mi zwyczajnie źle i smutno. Jestem na takim rozdrożu życiowym, chyba tak to najlepiej można określić, i nie do końca potrafię sobie z tym poradzić, bo przecież nie tak to wszystko miało wyglądać. Miałam teraz pracować w radiu, może zaczęłabym inny kierunek studiów, miało mi się ułożyć w tej Warszawie. Tymczasem uciekłam stamtąd, bo te miasto zaczęło mnie wyżerać od środka. American Dream nie zawsze się spełnia - tak bym powiedziała do osiemnastoletniej mnie. A wszystkie te odczucia jeszcze wzmaga stan przedokresowy. Emocje razy miliard i za dużo pojedynczego płaczu.
Każdy mój dzień wygląda tak samo. Wstaję rano, robię sobie śniadanie mistrzów, przeglądam internety, szukam pracy, sprzątam w domu, gotuję obiad, ogarniam, półtorej godziny jeżdżę na rowerze tą samą trasą (20km), biorę prysznic, oglądam serial/film. Do tego strasznie tęsknię za swoją przyjaciółką, wyjechała w sobotę, a mi się wydaje jakby minęły ze dwa miesiące. Ale znalazła pracę w ciągu dwóch dni, więc jest nieźle. Myślę, że im się tam ułoży, a ja przylecę do nich w styczniu i wtedy będzie musiało ułożyć się i mnie. Na razie muszę odłożyć pieniądze, tylko jak mam to zrobić, gdy średnio ze znalezieniem tej pracy. Sama siebie zaczynam wkurzać swoim nastawieniem, naprawdę chciałabym by już przyszedł ten okres i by to wszystko ze mnie zeszło. Mam ochotę się upić.

Z tym zakochaniem to tak, że się zakochałam, ale się nie zakochałam. Odczuwam w ostatnim czasie dużą potrzebę `posiadania kogoś. Wydaje mi się, że łatwiej byłoby mi zderzać się ze światem, gdybym po takiej walce mogła później wrócić do kogoś do łóżka i się mocno przytulić. I niechby mówił te najgłupsze słowa świata, że `wszystko będzie dobrze, a ja bym zwyczajnie w to wierzyła i zasypiała spokojniejsza.
W związku byłam raz, w gimnazjum, i to się śmieję, że raczej wymyśliłam sobie tego chłopaka. Co prawda ostatnio moja koleżanka znalazła w albumie zdjęcie, na którym jestem ja i on, więc teoria wymyślonego chłopca została obalona. Okazjonalnie z kimś kręcę, a jeszcze bardziej okazjonalnie po prostu całuję się z kimś po alkoholu. Odbijam sobie wtedy braki i jest spokój na jakiś czas. Chyba jestem trudna w takich relacjach. Zawsze traktowałam facetów, jako potencjalnych kumpli, nie jako potencjalnych partnerów. I stąd moja przyjaźń z moimi panami - kiedyś było tak, że szłam ja w środku i pięciu chłopaków po bokach. Uwielbiałam to. Proste sytuacje, proste myślenie, męskie spojrzenie jest najlepsze. Później coś się zaczęło pieprzyć. Zaczęliśmy dorastać, powyjeżdżaliśmy na studia, za granicę, coś się zmieniło. Kiedyś A. się ze mnie śmiał, że gdy się witam to tak samo jakbym mówiła -cześć, jestem O., będziemy się kumplować. I tak też było. Po czasie się okazało, że tu się ktoś we mnie kochał, a tutaj też się ktoś we mnie kochał. Pewnie tego nie zauważałam. Teraz jestem sama i mi z tym czasem źle.
*
Rodziców znajomi mają syna i och, zawsze mi się podobał, ale w czasie, gdy się lepiej poznaliśmy on miał dziewczynę. Byliśmy wtedy na wakacjach i przegadaliśmy ze sobą cały wyjazd, bo nie mogłam się dogadać z innymi panienkami na tym wyjeździe, które się już dobrze znały. Polubiłam go wtedy. Nie widujemy się z nimi regularnie, bo mieszkamy w innych miastach, ale nasi rodzice są współwłaścicielami takiej działki i tam się w miarę często spotykają. Jego mama mnie bardzo lubi i ostatnio wyłapałam nawet opcje swatania. `Szczęściu trzeba pomóc, ty jesteś wolna, on jest wolny, ty jesteś fajna, on też. - tak stwierdziła i kazała mi czekać na niego, byśmy mogli się pożegnać, zanim od nich pojadę. Niezręcznie. Chętnie bym pomogła takiemu szczęściu, bo on jest mega przystojny, inteligentny, zabawny i ma to coś w sobie. Z tym, że kiedy się widzi kogoś raz na jakiś czas to nie ma takiej możliwości. Gdzieś widziałam taki cytat: `jak mogę myśleć o kimś kto nie zna mnie. Bez kitu, jak?

A to moje śniadanie mistrzów - owsianka z bakaliami i kawa z mlekiem.

Wczoraj zrobiłam takie ciasteczka. Są przepyszne, sycące i mają mega mało kalorii. 

A to jest ta działka - skansen - moje ulubione miejsce na ziemi.

______________________________________________________________


Jeżeli ktoś czytał do końca - wybacz, to taki mój spowiednik. Buziaki.

11 października 2012 , Komentarze (5)

Moja waga skakała sobie ostatnio według własnych kaprysów. Gdy po ostatnim wzroście i zastoju zobaczyłam znów 91kg byłam zła. I do końca nie wiedziałam czy jestem zła na siebie, czy na wagę, czy na dietę vitalii. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to moja wina, bo nie stosuję się do wyznaczników tak jak powinnam. Czasami nie mam możliwości, czasami nie mam ochoty, czasami nie mam wystarczająco silnej woli. Grunt, że postanowiłam w sobotę, że ograniczę trochę jedzenie z diety, bo wciąż miałam poczucie, że jem za dużo. I ograniczyłam porcję, liczę kalorię, wyeliminowałam niektóre składniki. W ten sposób z 1500-1600kcal spadłam do 1000-1200kcal/dziennie, a do tego ostatni posiłek najpóźniej o 19:00 przy siedzeniu po nocach (zasypiam zazwyczaj 2:00-3:00). Trzymam się tego raptem 6 dni i weszłam dzisiaj na wagę, by zobaczyć czy są jakiekolwiek efekty (miałam nadzieję na 0,5kg mniej). Prawie krzyknęłam ze szczęścia, gdy waga pokazała 89,1kg. No kurna! Zbliża mi się okres, jestem trochę wzdęta i ociężała, zapewne zbiera się ta woda w moim organizmie, więc tych kilogramów jest pewnie troszkę mniej.  89kg.  A zaraz znów będzie 88, i jeszcze mniej, i jeszcze, a co! Cieszę tę japę, oj, cieszę z tego powodu dzisiaj.

Zasmakowałam ostatnio w owsiance. Trochę mi nie wychodzi jeszcze, ponieważ kompletnie nie łapię ile mam tego mleka lać, żeby nie wyszła z tego zupa mleczna z płatkami owsianymi. Nie wchłania się te całe mleko tak jak powinno, może za dużo, a może nie potrafię jeszcze tego odpowiednio zrobić. Parę błędów i dojdę do perfekcji. Do tej owsianki dodaję garstkę żurawiny, orzechów włoskich i suszonych jabłek. Nie solę, nie dodaję cukru, taka jest idealna, pyszna, sycąca, idealna (nawet jeśli za dużo w niej mleka:). Do tego kubek kawusi i dzień jest dobrze rozpoczęty - jestem pobudzona i najedzona na następne 4h. Polecam!

Jakiś czas temu zamawiałam vansy przez koleżankę koleżanki koleżanki mamę, która to w USA siedzi i mogła kupić, i przywieźć, i taniej, bo zamiast 300-400zł, które płaci się w Polsce w sklepie czy na allegro, zapłaciłam 150zł. Trochę takie z tego "tata, a marcin powiedział, że jego tata powiedział", a związku z tym nie wiedziałam do końca jak te buty wyglądały, tylko tyle, co w internecie sprawdziłam i zamówiłam. 
Przyszły w końcu i jestem zachwycona!
Mam wielką słabość do butów we wszystkich odcieniach niebieskiego, zawsze na te kolory zwracam uwagę. W szafie mam turkusowe i granatowe w wisienki najki, granatowe obcasy i błękitne baletki. Ślinię się na widok turkusowych conversów (to zapewne będzie mój następny obuwniczy zakup). Do vansów też się długo śliniłam i w końcu się zdecydowałam. Są naprawdę wygodne i moim zdaniem ładnie wyglądają na stopie, wcale nie tak topornie jak mi się wcześniej zdawało.

Moja Mama, gdy była w moim wieku była przeraźliwie chuda. Ostatnio byliśmy u znajomych i oglądaliśmy stare zdjęcia. Mogłabym nawet stwierdzić, że wyglądała na anorektyczkę. Śmiejemy się z Młodym, że ćpała coś po kątach, a Tata się śmieje, że ją podtuczył i teraz kocha ją bardziej. Niby kiedyś był inny tryb życia, jeszcze na wsi, inny status finansowy, inny sposób spędzania wolnego czasu, ludzie się więcej ruszali, nie siedziało się w domu przed komputerami. I wszyscy jej znajomi byli szczupli. Ale jednak. Wiem, że nie chciałabym przegiąć z odchudzaniem w przyszłości, bo to niezdrowe i wcale nie wygląda dobrze.
Także odchudzanie z głową, dziewczęta!




A, i chyba się ostatnio zakochałam. Tak trochę. Chyba. Sama nie wiem.