pasek pomiarów mi wariuje!!!
coś mnie wkurza mój pasek wagi!! wagę początkową mam wpisaną 70,6, do tej pory osiągnięciem moim jest 69,2 i spadek wagi mam 1,40!! I taki chciałbym widzieć!!!!!!!!!!!! A na tym durnym pasku pokazuje mi wagę początkową 70,00 i jednocześnie spadek jest tylko 0,80 !! Wkurzające!! Ja chcę moje ciężko zdobyte 1,40!!! !!!
nadzieja dla kiecek uwięzionych w szafie ...
Dzisiaj wbiłam się w moją zeszłoroczna kieckę
czarna, przód i tył skórzany a boki z czegoś rozciągliwego
Fajna, bo dopasowywała się do figury, ale i tak jej ostatnio nie nosiłam, bo każda fałdka odznaczała się osobno
) Taki baleronik byłam:)
No i dzisiaj… zrobiłam furorę!!
Nawet sobie samej się podobam – mam oczywiście zastrzeżenia, bo brzuch
odstaje i fałdki są widoczne – zwłaszcza przy siedzeniu, ale widzę
poprawę. W szafie czekają jeszcze 2 sukienki – na lepsze czasy czekają!!
Teraz zajaśniała dla nich nadzieja
Dzisiaj w planie kijkowanie!
A jutro – dzień prawdy! Co pokaże waga! Kusi mnie co dzień, by się
zważyć a jednocześnie boję się, że pokaże nie to co chcę i na pociechę
zjem snickersa więc czekam grzeczniuchno do soboty!
A i jeszcze obiecałam upiec karpatkę na niedzielę – to też próba dla
mnie! Zjem na pewno, pytanie tylko ile kawałków!- dzisiaj
powiedziałabym, że jeden-malutki, ale życie zweryfikuje moje gadanie ;D
okazało się, że można się najeść jedną tortillą
:))
Pełnia zadowolenia - pomimo wczorajszej pizzy i tortilli. Okazało się, że MOŻNA :) zjeść po cieniutkim kawałeczku pizzy i przeżyć! I można zjeść 1 tortilkę i nie pęknąć z głodu ;D Normalnie wciągnęłabym 3! Uwielbiam smak placuszków tortilli, suróweczka z sałaty lodowej, papryczki czerwone i żółte, pomidorek, ogóreczek, czerwona cebulka i do tego sosik czosnkowy - ummm rozmarzyłam się! Ale zjadłam jedną i musiało mi wystarczyć! (włożyłam sobie 3 kawałeczki fileta obsmażone w przyprawie kurczak po węgiersku - bardzo mi do tortilli pasuje).
Następnie było półtorej godziny marszu z kijkami - jak wracałyśmy było już ciemno. Zrobiłyśmy normalną trasę ale zadzwoniła jedna koleżanka, czy byśmy się z nią nie przeleciały, bo ona późno wróciła i nie mogła z nami lecieć - więc zrobiłyśmy jeszcze półgodzinną rundkę dodatkową! Nogi czułam dosłownie w d... :) Nic już później nie zjadłam, choć tortilki kusiły, bo mężowi serwowałam je dopiero na kolację :)
Na dzisiaj mam żurek w chlebie :) na życzenie mojego synusia, któremu się przypomniało, że taki w chlebku jedliśmy kiedyś schodząc ze Śnieżki :) mam nadzieję, że mi wyszedł równie dobry, ale i tak główną atrakcją będą te chlebkowe talerze :))
Na śniadanko mam resztę suróweczki z wczorajszego obiadu, jakieś jabłuszko na trzecie śniadanie i ewentualnie gorzka czekolada do kawki! Walczymy dalej!
jak nie podjem wieczorem to rano mam dobry humor
:))
Wczoraj bez rewelacji. Jedzenia było mało
! to też dzisiaj rano czułam się świetnie – brzuch od razu mniejszy!
Zauważyłam taką zależność – jak nie pojem wieczorem to rano mam dobry
humor!!
Za to ruchu wogóle tylko 1,5 godz. prasowania – na pewno jakieś kalorie spalone.
Za to dzisiaj w pracy mamy małe szaleństwo – jako że nie ma szefostwa
zamówiłyśmy sobie pizzę na 13.00 i teraz okaże się moja silna wola –
mam plan zjeść tylko kawałeczek (w myśl mojej diety MŻ!). Już śniadanie
pożarłam lajcikowe – pomidor z 1/2 serka homo naturalnego – w
oczekiwaniu na tę pizzę
Dzisiaj na obiadek zaplanowałam tortillę z kurczakiem – no i niestety
wiem, że jak pizza to już nie tortilla – ale nie dam rady! Zjem jedną z
dużą ilością sałaty, pomidorków, papryki, mięska trochę bo i nie lubię,
tylko ten placek tortillowy nabije mi kalorii i węglowodanów Ale wieczorem kijki i zero kolacji i może nie będzie tak źle … hmm
Już środa więc kusi mnie ważenie, ale nie wchodzę, bo nie chcę się załamywać – wytrwam do soboty i zobaczymy …
Jakie to niesprawiedliwe !!!
Z wczoraj jestem bardzo, bardzo zadowolona - godzina dziesięć marszu z
kijkami, wiatr wiał jak szalony ale się nie poddałyśmy!
Przed kijkami wciągnęłam co prawda bułkę włoską (wielkość kajzerki) i
kawałek babki cytrynowej, ale po kijach już NIC!!!
A wczoraj podczas marszu koleżanka zauważyła, że schudłam!!!
Trochę już to jest zauważalne! Ale super! To motywuje. Jak wróciłam to nawet
nie chciało mi się myśleć, by coś zjeść! Szkoda tylko, że to tak powoli idzie J
No ale na szybsze efekty potrzeba drastyczniejszych metod i większego
samozaparcia i boję się, że szybciej bym się złamała. Na razie idzie powolutku,
ale jakoś idzie.
Ta koleżanka, która do nas dołączyła na kijkach 2 lata temu
schudła z dietetyczką 23!!! kg. Dla mnie niewyobrażalne!
Ale najgorsze jest to, że teraz po ciąży kg wróciły i
wszystko zaczyna od nowa!!! Gotuje ona sobie oddzielne posiłki, ma rozpiskę i
pozostaje jej tylko trzymać się wyznaczonych ilości. Ale mówi, że za drugim
razem jest o wiele trudniej niż za pierwszym.
Jakie to niesprawiedliwe!!! Wg mnie jeżeli ktoś zrobi
potworny wysiłek i schudnie powinien już tę wagę dostać w prezencie na stałe!!!
Przerażające jest to, że zrzucisz z siebie 20 kg a one … wrócą! Odechciewa
się wszystkiego!
poweekendowo
I poniedziałek! Cieszę się, bo weekendowe dietowanie jest dla mnie znacznie trudniejsze :) Lepszą dyscypliną wykazuję się w dni pracy!
Jeżeli chodzi o sobotnio-niedzielny ruch, to w sobotę było koszenie trawnika - ok godzinne a w niedzielę grzybobranie :) - nałaziliśmy się po lesie w spokojnym tempie ale i tak nogi w tyłek wchodziły :)
Mam nadzieję dzisiaj na kijki! I słodycze PRECZ!!!
- 1,40 - pierwszy sukces HURRRAAAA!!!
Z wielkim strachem wlazłam dzisiaj na wagę! Wcale szczuplejsza się dzisiaj nie czuję i bardzo, bardzo bałam się, że cały czas będzie to znienawidzone 70 kg. Moja mobilizacja spadłaby wtedy do zera ... Ale - uff 69,2 !!! HURRRAAAA!!! Zrobię wszystko, by nie dopuścić do przekroczenia 7-mki - nigdy więcej!!! Już myślę o kolejnej sobocie i kolejnym pomiarze :)
Strasznie powoli to idzie w drugą stronę - przecież 1,40 mogłabym przytyć po 1 wieczorze ...
Tak sobie uzmysłowiłam, że ten wynik jest za 5 dni, bo weekend miałam weselowo-poprawinowy i jednak i torcik był i cukiery i placuszek ... więc chyba nie jest źle :D
Boję się tylko, że te moje ograniczenia są jednak za małe? Staram się jeść 5 posiłków, bez podjadania!, zamiast słodyczy wybieram owoca, zmniejszam porcję, ograniczam pieczywo i kolację wsuwam do 18-tej. i najczęściej są to owoc lub kawałeczek chlebka.
Mam nadzieję, ze to wystarczy ...
Zobaczymy za tydzień!
Póki co mam zapał! :) Miłego weekendu!
nikt nic nie wie póki co ...
Jutro się ważę i niech się dzieje co chce! Rano byłam pełna optymizmu, brzuch jakby trochę zleciał i bluzka luźniejsza. Wczoraj kolacja o 18-tej i później nic - normalnie jak nie ja! (patrz nocne buszowanie) :) Obejrzałam serial 2XL i bardzo podoba mi się historia dwóch okrąglutkich dziewczyn, które walczą ;D Walczą z tym co ja i przez uleganie słabościom są mi bliższe. Boję się trochę weekendu - w pracy jakoś łatwiej mi utrzymać rygor - biorę okreśone jedzenie i tego się trzymam a w domu wiadomo - coś skusi, coś się skubnie, na coś się rzuci ... o kurczę, przestraszyłam się.
W pracy u nas na skrzyżowaniu trzech biurek leżą zawsze jakieś ciastka! Zawsze! Kupujemy na zmianę. W tym tygodniu żadne nie zginęło w mojej paszczy :) Jakoś się udało - udaje, że ich tam nie ma. Kupiłam gorzką czekoladę i ona też tam leży i ja codziennie do kawki zjadam 1 kosteczkę - bez entuzjazmu - nie lubię gorzkiej.
Znów mam dzień, że nie umiem wyobrazić sobie siebie szczupłej. Może dlatego, że jestem jakaś nabrzmiała, bo mam okres? Byle dzisiaj nie padało po południu - w planie KIJKI!!!
Ani w domu ani w pracy nikt nie zauważył zmiany w moim postępowaniu. Dieta MŻ, którą stosuję nie wymaga zbyt widocznych działań z mojej strony. Jem po prostu mniej, niż bym zjadła normalnie. Nie przygotowuję dla siebie żadnych specjalnych potraw, bo to by mnie zniechęciło już na drugi dzień - nie cierpię kucharzyć :) Jak mam coś ugotować, to wolę nie jeść :)))) Oczywiście gotuję dla rodziny - nie codziennie, bo mieszkamy z mamą i pomimo wielu niedogodności jest dla mnie jedna wielka DOGODNOŚĆ :) - mama świetnie gotuje, lubi to i pomimo naszych wybrzydzeń jakoś to znosi. A jesteśmy okropni! Ja nie lubię i nie jadam mięsa (jedynie filet z kurczaka), mój mąż nie lubi jeszcze więcej potraw niż ja :) A synek też ma tylko swoje ulubione dania. Wszyscy jadamy zupy, więc jest zupka codziennie i ostatnio to właśnie zupka na obiad mi wystarcza. Ostatnio chodzi za mną spaghetti - mam pomidorki świeże, ale wiem, że nie zjem małej porcyjki, tylko pożrę całą michę kluchów, więc to mnie zniechęca do roboty. (moje spaghetti to makaron z sosem).
Za to - na moja zgubę - uwielbiam i umiem piec ciasta!!! I w tym nie ma nic zgubnego jeszcze :) Ja je jeszcze lubię jeść!! Ale w tę sobotę chyba nic nie upiekę - za świeżo jeszcze, by tak drażnić moją wolę :)
Tak, że nikt na razie nic nie wie - nie ma się czym chwalić, bo tyle prób było przez ostatnie lata, że nie dziwi mnie sceptycyzm rodziny i znajomych co do moich postanowień i poczynań! Ale fajnie by było, gdybym dotrwała do okresu, gdy już to będzie zauważalne ... :D Ach ...
Póki co zauważalne było tylko tycie na przestrzeni 10 lat - tyle czasu !!! Pa
groźne nocne buszowanie ... w okolicach lodówki :)
Nie daję kijkom odpocząć! Wczoraj godzinny marsz napełnił mnie szczęściem, werwą i oczywiście świeżym powietrzem :)
Kolację zjadłam przed 18 - przed wyruszeniem na kijki i później nic już nie zjadłam. Zresztą postanowiłam nadrobić deficyty snu i poszłam spać jak niemowlak -o 20-tej. Nie pamiętam kiedy o tej porze byłam w łóżku, bo jestem nocny marek i zazwyczaj pętam się do północy - nic konkretnego nie robię, tylko książeczka, lub filmik, lub komputer. Rano wstać mi się nie chce i stąd mój wczorajszy eksperyment. Co z tego, jak budzik zadzwonił o 5.45 ja... byłam niewyspana i nie chciało mi się wstać! Taki to ze mnie śpioch!
Ale takie pętanie się po domu do północy jest groźne dla mnie jeszcze z innego powodu! Bardzo groźne! Potrafię ok 23-ciej zejść do kuchni i ... zjeść kolację!, ale na tym nie koniec - dopchać słodyczami (najczęściej wyżeram (przepraszam, wyżerałam) synkowi łakocie, lub pokrawałam placuszek z metra, który wcześniej upiekłam).
Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do dni całkowicie bezsłodyczowych!!!
Wiem, że słodycze to mój główny wróg, ale ich smak wcale wroga nie przypomina :)
Cały czas z niecierpliwością czekam na sobotni pomiar - okaże się, czy droga mojego postępowania jest słuszna... Po ciuchach niewiele jeszcze widać i obawiam się, ze waga też mi za wiele otuchy nie doda... Byleby tylko załamki nie było!
moja przygoda ...
Cały czas trwam! Już planuję wieczorny wypad na kijki, a jeżeli się rozpada, to wskakuję na moją nieszczęsną bieżnię i tak czy tak należna porcja ruchu MUSI być!
Nie wiem co to jest, ale chwilami myślę sobie, że to schudniecie to pikuś i na pewno się uda, a później myślę sobie, że to przecież niemożliwe, jak ja tego dokonam?, jak wytrwam?, przecież będę tak musiała cały czas! Czekam na sobotę, by się zważyć, a przecież takich sobót przede mną jeszcze wiele! - nieskończenie wiele! W ogóle nie mogę sobie wyobrazić siebie szczupłej ... Chyba za długo byłam przytyta :) Moje dawne 60 kg jest poza moim zasięgiem (nawet w myślach) - a to i tak przecież nie żadna rewelacja będzie!
No nic, traktuję to moje odchudzanie jako przygodę! Nie mam już celu konkretnego, na który muszę schudnąć - wczasy, osiemnastka i wesele (na które nie schudłam!!!) już poza mną! Więc teraz spokojnie zobaczę co się będzie działo...
Będę się ekscytować każdym zrzuconym kg i kto wie - może mi się to spodoba?? I po pierwszych zrzuconych kg nie rzucę się na słodkości jak świnia w błoto :))
Oby jak najmniej dni zwątpienia!
Oby jak najwięcej dni pełnych wiary i optymizmu!!!
Życzę sobie i wszystkim towarzyszkom tej niedoli!