Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

31 latka. ciągle zabiegana, ciągle zapracowana, ciągle zmęczona. Zdecydowanie utyta. nadszedł czas zmian!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9021
Komentarzy: 93
Założony: 24 listopada 2012
Ostatni wpis: 20 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tessa25

kobieta, 43 lat, Szczecin

170 cm, 59.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 stycznia 2013 , Komentarze (1)

..... i obietnica poprawy.
Mam nadzieję. lecz niechaj żywi jej nie tracą.
To jednak był błąd. Bo na na pół szklaneczki się nie skończyło.
 Było półtorej..... a potem zachciało mi się jeść.
O, jaki słaby jest człowiek......
No więc:
            -kromka razowca z masłem,
            -jogurt light (150g)+ łyzka muesli
            -jabłko
            - wafel ryżowy z miodem
Niby niewiele tego, ćwiczenia tez były i to intensywne.
ale to martini......
A to dopiero 5 dzień po powrocie do gry.....

4 stycznia 2013 , Komentarze (3)

..... od rana. Dzień wolny. Wstać o 6 nie trzeba. Teoretycznie maniana. Żyć, nie umierać. A życie i tak układa swój scenariusz. Nie o 6 a o 7, bo trza do przychodni krwi utoczyć na badania, potem do domu po notatki, bo angielskiego uczyć się trzeba. Po angielskim na zakupy bo to weekend, a jutro na 24 godz do pracy, a jeść jednak choć trochę człowiek musi. Z zakupami jak juczny wielbłąd do domu. W domu kawa wypita w tempie ekspresowym, a po kawce na fitnesik (spalone 470 kcal). Po udrękach ciała, szybciutko na spotkanie z przyjaciółką do knajpki (byłam baaardzo grzeczna pochłonęłam sałatkę z kurczakiem i smażoną fetą, sałaty było najwięcej, poczułam sie prawie jak królik).
Uffffffff..........
Ledwo dolazłam do domu. Mokrusieńka, ledwo żywa.
Czy w ramach relaksu mogę wypić pół szklaneczki martini, chłodzącego się na balkonie?????
Rozgrzeszcie mnie, please!!!

3 stycznia 2013 , Komentarze (1)

..... bez szaleństw. Minął szybko i prawie bezboleśnie. W pracy nie obyło się bez drobnych spięć, jak to w pracy, ale wracając do domu zastanawiałam się jak to jest, że szef zawsze pojawia sie w najmniej odpowiednim momencie. Wiecie co mam na myśli. Pojawia sie gdy akurat gadasz przez telefon (nie w służbowej sprawie), kiedy z kimś się kłócisz, a to dotyczy pracy, albo gdy plotkujesz z koleżanką z pokoju obok, z którą przez przepadek spotkałaś sie na korytarzu  itd,itd. Kiedyś to się nazywało prawo Murphiego, ja to nazywam najzwyczajniejszym w świecie pechem. I tak naprawdę nie wiadomo co w takiej sytuacji  powiedzieć....ja w każdym razie nie wiem.
To tylko takie moje dziwne przemyślenia na koniec dnia...

Co do diety:
-ćwiczenia zaliczone (40 min bieżni, 10 min orbitrek, 10 min rowerek)
-jedzonko: śniadanie: muesli z jogurtem
                II śniadanie: grejpfrut+ jabłko małe
                III sniadanie: 3 wasy
                obiad :owsianka
                kolacja: surówka z kapusty kiszonej + (i tu mój grzech!!!) 1/3 kawałka   
                             świątecznego piernika

Jutro kontrolne badania poziomu hormonów tarczycowych.
 Trzymajcie kciuki!
 Please!!!

2 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Dzisiejszy dzień to jakaś masakra (piła mechaniczną 8). Wpadłam do domu po robocie, szybko do warsztatu (wreszcie zrobiony samochód), potem po mamę do lekarza (kontrolne wyniki i badania w porządku, co za ulga, następne za 3 miesiące, a tak sie mama denerwowała, tak bardzo....).
 Ufffff....Chyba mogę już wypuścić powietrze.......


Tak sobie pomyślałam, jak już kurz po dzisiejszym dniu opadł, że zdrowie jest jednak najważniejsze. Codziennie przekonuję się o tym w pracy, ale kiedy człowieka osobiście dotykają problemy ze zdrowiem, swoim lub najbliższych, dopiero doceniamy to co mamy, a cała reszta spraw wydaje się jakąś kompletną głupotą. Rachunki, kłótnie, przeceny w sklepach, waga (!!!!!) to jakieś pierdoły, nic nie znaczące.
Pamiętajcie dziewczyny: zdrowie jest najważniejsze!!!!!!!!!!!!!
To nic odkrywczego, wiem, ale dodam jeszcze jeden straszny, ale prawdziwy banał- zdrowie najbliższych jest nawet ważniejsze.
A że u nas jest dzisiaj super to pozwoliłam sobie na grzeszek: pół butelki wina musującego (vel szampana). W ramach świętowania zdrowia. :)
pozdrawiam Was wszystkie.:)

1 stycznia 2013 , Komentarze (1)

To właściwie standard. Wczorajszy wpis bardzo ładnie wygląda, a życie jest życiem.
Mój Sylwester mimo, że spędzony w pracy, muszę (i robię to z przyjemnością) to przyznać , należał do jednego z najlepszych w jakich miałam okazję uczestniczyć. Wspaniali ludzie, wspaniała impreza, wspaniałe (TAK,TAK MOI DRODZY), jedzenie. 0 alkoholu. Piccolo wiśniowe nawet do wypicia.

Dieta zdecydowanie zawieszona na kołku na wczorajszy wieczór. A więc poszalałam : 3 pałki kurczaka, 5 kawałków ciasta (nie mogłam sie oprzeć),  kawałek rybki z brzoskwiniami (pychotka!), garść chipsów (nie pamiętam kiedy jadłam ostatnio).
Wyrzuty sumienia???? Troszkę tak, ale przecież nie będę siedziała o suchym pysku. Było,minęło. Przetrawiłam.
Tak jak wczoraj obiecałam, na wagę wlazłam
I tak jak się domyślacie, niestety nie było to to, co chciałam zobaczyć-60 kg
Równiuteńko.
Przez 10 dni szlag trafił 3 tygodnie pracy.
Próbuje znieść to z godnością.
Ciężko mi idzie, muszę przyznać, ale jak to mawiają: sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.

Tak się czasami zastanawiam: czemu to sobie robimy?? Wiemy, że nie powinniśmy, że to niedobre, złe, opóźni to, na czym nam zależy, a mimo to brniemy. Jak w jakąś ślepą uliczkę. Czy to pod wpływem chwili, słabości, rezygnacji, załamania??????
Nie potrafię się zakwalifikować, zdefiniować.
Nie umiem znaleźć odpowiedzi.
A to tak wiele by ułatwiło....

31 grudnia 2012 , Komentarze (4)

.... ma swoje dobre strony. Nie pojem (o zaletach tego nie muszę Wam pisać) nie popije (nie będzie kaca), nie muszę się martwić o kieckę( chyba nawet nie mam takiej, w którą bym weszła).  A spać nie będę bo nie mogę (w domu tez bym nie spała). 
Nigdy nie sądziłam, że może być tyle plusów (dodatnich oczywiście)

Co do odchudzania:
-nie wiem ile ważę, nie odważyłam się zważyć po szaleństwach świątecznego jedzonka, mam zamiar zrobić to dzisiaj (waga na pasku nie jest aktualna, więc proszę o wyrozumiałość i ,tu odpowiedz do jednego z komentarzy, to jest więcej niż 58 kg,  a dla kogoś kto ważył 56 ma to jednak znaczenie)
- z dietą całkiem nie jest źle, poza dniem wczorajszym (strzeliłam dwa drinki, dla ciekawskich lód, wódka, sprite, syrop malinowy delikatnie wlać, żeby był na dnie, a na koniec sok z cytryny i pływający plaster ww owocu-PYCHA!!!!)
- dzisiaj będzie dobrze, bo zjem to co mam i koniec
A inne sprawy:
-pokłóciłam się ze swoim eks, nienawidzę nieporozumień wszystkich i w każdym temacie,                                                                 
-kłopoty z samochodem, co dla kobiety obecnie samotnej jest duuuuuużym problemem

Wnioski: 
-optymistycznie patrzę w Nowy Rok!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Życzę Wam Dziewczyny i  Chłopaki (nieliczne) wszystkiego co najlepsze. Stare się kończy, przyjdzie nowe. To, że nieznane, nie oznacza, że gorsze. Życzę Wam wytrwałości, cierpliwości, pogody ducha i żeby  problemy ze zjedzonymi w nadmiarze słodyczami były jedynymi z jakimi ewentualnie będziecie musieli się borykać.


27 grudnia 2012 , Komentarze (4)

To już postanowione!!!!! Wiem, że mi pomożecie.

Zaprzepaściłam to, co osiągnęłam. Święta były dla mnie..... pyszne. to co zjadłam i ile zjadłam nie ma już znaczenia. Przetrawiłam, odłożyłam na swych krągłych bioderkach, które dzięki temu są tłuściutkie. Co niestety widać.
 Chce być szczupła.
Chce być zgrabna!
Chce się dobrze czuć!!!!
Chcę być piękna!!!!
Dla siebie!!!!

17 grudnia 2012 , Skomentuj

..... niestety :(
A tak na to liczyłam. Wlazłam na nią, tak jak wczoraj sobie obiecywałam. I....
Ręce mi opadły, a usta wygięły w podkówkę. DOSŁOWNIE!!!!!
                                                59,4 kg
            Czyli kilogram więcej niż było we wtorek!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 Ok. Dałam ciała w czwartek. Ale wczoraj na tym przyjaciółkowym spotkaniu siedziałam przy  puściutkim talerzu.:(((( I byłam 3 razy na siłowni, naprawdę wycisnęłam 7 poty!!!
Trudno. Wiedziałam, że kiedyś ten dzień. Po prostu wiedziałam. Zastanawiałam się tylko kiedy.
                               Mam dość!!!!!!!

                                                   Poddaję się!!!
 od prawie miesiąca chodzę codziennie (!) na siłownie. Świątek, piątek, niedziela. Nie dosypiałam, brnęłam w śniegu i błocie. Liczyłam, ważyłam. Nawet jeśli kąsnęłam coś ekstra, to wiedziałam ile to waży i ile ma kalorii. Bez efektu. Obawiam się,że moja chora tarczyca wygrała. Osiągnęłam dno jeśli chodzi o motywację, nawet nie chce mi się starać.

Przecież Wam tak to ładnie wychodzi. Powoli, z wpadkami lub bez, ale brniecie do celu.
Ja nie mogę żyć tylko kapustą, twarogiem i gotowanym kurczakiem, przegryzanym jabłkiem. Za dużo mnie to kosztuje.
Jeśli teraz nie ma efektów, to co będzie jak zjem karpia i kawałek piernika?????
Chce mi się wyć.......

16 grudnia 2012 , Komentarze (8)

Tym jednym słowem mogę okreslić spotkanie wigilijne w gronie przyjaciółek!!!
Jest nas 5. Jeszcze ze studiów. Bite 12 lat znajomości. 3 z nas są mężate i dzieciate (dla jasności- ja nie). Spotkanie jak co roku, każda coś przygotowuje, siedzimy, gadamy, jemy, miło płynie czas.
Tak było, do dzisiaj.
Spotkanie odbyło się rodzinnie, czytaj: te wydane za mąż przybyły ze swoimi mężami i dziećmi (17 mies, 8 mies, 5 mies). Ok, dla mnie to nie problem, lubię i ich mężów i dzieci. Ale na litość boską!!!!! "O, jak ładnie spojrzał!", "No,  co tam masz Jacuniu", "Ajajaj, jaki śliczny z ciebie bobasek".
                                      I tak przez bite 5 godz!!!
Do tego: jakie kupki, które pieluszki najlepsze i czy przesypia pociecha pół nocy, czy tylko 1/3.
Czy ja jestem jakaś nienormalna???? Wszystkie mądre, po studiach, inteligentne, już ze skończonymi urlopami macierzyńskimi, więc nie tylko dom, sklep, dom, park itd.
Czy naprawdę po urodzeniu dziecka cały świat sprowadza się do pieluch, mleka, odciągarek pokarmu i ząbkowania????? Ja też chcę mieć dziecko, może i dzieci, lubię te maluchy, patrzę jak rosną, jak się zmieniają, ale jestem lekko przerażona. i boję się, że jesli podobne spotkanie będzie miało miejsce w przyszłości to się z niego wymiksuję.

Na pocieszenie: zero piernika, zero ciastek, zero słodyczy i alkoholu.
Bilans: 3 paszteciki, 5 łyżek barszczu(był tak słony, że więcej się nie dało) i hektolitry herbaty.
Jutro fitnesik i ważenie. Może waga łaskawa jutro będzie :)

14 grudnia 2012 , Skomentuj



.....to ja. Tak jak Wam obiecałam, umieszczam fotę. Jest troszkę niewyraźna, ten mój telefon jest kiepski do robienia zdjęć.
A jak było??? Fajnie. Jednak trzeba się spotykać z ludzmi z pracy poza pracą. :)
Jeżeli chodzi o jedzenie to oczywiście poległam na całej linii. Zjadłam taką ilość pierogów, że  nie próbuję się nawet zastanawiać gdzie mi się to zmieściło. Do tego oczywiście krokieciki, rybka po grecku, makowiec, sernik z lodami. Ajajajajaj, o winku nie wspominając.
W nocy umierałam.
Z przeżarcia :)
Na pocieszenie siebie samej i zmniejszenie wyrzutów sumienia : dziś prawie nic nie zjadłam, po prostu nie byłam w stanie, do tego spędziłam prawie 2 godz na siłowni. Jak zeszłam z bieżni to czułam mrowienie w nogach. Najgorsze jest to, że w niedzielę mam następną wigilię, spotykam się ze swoimi przyjaciółkami i ich przyległościami:(
O mój biedny brzusiu......
Ale obiecałam sobie, że się nie dam!!!!!!
Nie po to się katuję na tej cholernej bieżni, o orbitreku nie wspominając!!!!!!
Przysięgam to sobie na forum!!!!!