Tym jednym słowem mogę okreslić spotkanie wigilijne w gronie przyjaciółek!!!
Jest nas 5. Jeszcze ze studiów. Bite 12 lat znajomości. 3 z nas są mężate i dzieciate (dla jasności- ja nie). Spotkanie jak co roku, każda coś przygotowuje, siedzimy, gadamy, jemy, miło płynie czas.
Tak było, do dzisiaj.
Spotkanie odbyło się rodzinnie, czytaj: te wydane za mąż przybyły ze swoimi mężami i dziećmi (17 mies, 8 mies, 5 mies). Ok, dla mnie to nie problem, lubię i ich mężów i dzieci. Ale na litość boską!!!!! "O, jak ładnie spojrzał!", "No, co tam masz Jacuniu", "Ajajaj, jaki śliczny z ciebie bobasek".
I tak przez bite 5 godz!!!Do tego: jakie kupki, które pieluszki najlepsze i czy przesypia pociecha pół nocy, czy tylko 1/3.
Czy ja jestem jakaś nienormalna???? Wszystkie mądre, po studiach, inteligentne, już ze skończonymi urlopami macierzyńskimi, więc nie tylko dom, sklep, dom, park itd.
Czy naprawdę po urodzeniu dziecka cały świat sprowadza się do pieluch, mleka, odciągarek pokarmu i ząbkowania????? Ja też chcę mieć dziecko, może i dzieci, lubię te maluchy, patrzę jak rosną, jak się zmieniają, ale jestem lekko przerażona. i boję się, że jesli podobne spotkanie będzie miało miejsce w przyszłości to się z niego wymiksuję.
Na pocieszenie: zero piernika, zero ciastek, zero słodyczy i alkoholu.
Bilans: 3 paszteciki, 5 łyżek barszczu(był tak słony, że więcej się nie dało) i hektolitry herbaty.
Jutro fitnesik i ważenie. Może waga łaskawa jutro będzie :)