Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

31 latka. ciągle zabiegana, ciągle zapracowana, ciągle zmęczona. Zdecydowanie utyta. nadszedł czas zmian!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9014
Komentarzy: 93
Założony: 24 listopada 2012
Ostatni wpis: 20 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tessa25

kobieta, 43 lat, Szczecin

170 cm, 59.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 grudnia 2012 , Komentarze (1)

.... tak długo oczekiwane!!!
Waga na dzień 11.12.2012. 58,5 kg, a więc kolejny niewielki bo 0,3 kg spadek. Ale i to cieszy.
W kieckę wlazłam, ale nie mam kiedy foty z telefonu przerzucić. Mam wrażenie, że ciutkę opina się na biodrach, ale to podobno tylko moje wrażenie , bo niby nic takiego nie widać. Obiecuję, że umieszczę w wolnej chwili photo. Teraz szaleństwo przygotowań
Na fitnesie nie byłam ani wczoraj- praca 16 godz. ani dziś. Do tego daję sbie dyspensę na dzisiejszy wieczór i proszę Was moje kochane o rozgrzeszenie, choć takie malutkie.
Lecę dalej walczyć z wyglądem swym, bo przecież w planie mam zakasowanie kilku lasek
Buźka!!!

10 grudnia 2012 , Komentarze (1)

....niestety. :(
Jeszcze w sobotę chwaliłam się Wam i cieszyłam jak dziecko z kolejnego straconego kilograma, a wczoraj poległam na całej linii. Zaczęłam grzeczniutko. Prawidłowe śniadanko, potem fitnesik. Wróciłam do domu tak koło 15 stej i zabrałam się za pieczenie pierniczków, bo to czas już najwyższy. Skończyłam po 17tej,  stwierdziłam,że czas by coś zjeść. Od rana nic konkretnego nie zjadłam.
Taaaa....
No i się zaczęło.....
START:
-talerz  kapusty
- kefir z łyżką musli
- pierś z kurczaka z rosołu  z kromką chleba
- deserek truskawkowy paradis
- deserek orzechowy z sosem czekoladowym
- duże jabłko
- 3 cukierki czekoladowe z alkoholem
- 1 ferrero,
- 1 pralinka czekoladowa
- 3 łyżki domowego makaronu z jogurtem truskawkowym

 A potem.... wściekłość, wściekłość, wściekłość.rozpacz, rozpacz, rozpacz, wyrzuty sumienia i obrzydzenie. Obrzydzenie do siebie, swojego rozdętego brzucha, swojego całego ciała.
Jak słabą istotą jest człowiek. To jest dla mnie wprost niepojęte. Walczymy ze sobą całe dnie, ze swoimi słabościami, pokusami, z całym otoczeniem. I co??? I nagle, w ciągu kilku, kilkunastu minut potrafimy zaprzepaścić wiele dni ciężkiej pracy. Jakby umysł w ogóle nie funkcjonował, jakby go w ogóle nie było....
Czy macie jakiś sposób na walkę z tym? Jak przestać jeśli się już zaczęło jeść?? Czy naprawdę sygnałem do przestania jest dopiero koszmarny ból brzucha????
Jestem bezradna....:(

8 grudnia 2012 , Skomentuj

....dzisiaj 58,8 kg!!!!!!
Nie mogę w to uwierzyć!!!! Jednak warto było!!! Od 4 dni chodzę codziennie na fitnesik, A tak strasznie mi się nie chcę, bo zimno, bo ciągle tylko się przebieram, bo to, bo tamto. Trudno, jutro też pójdę, mimo że chciałam sobie zrobić przerwę niedzielno-świąteczną.
Nie ma że boli. Wigilia pracowa już w czwartek. Kiecka czeka. Jeszcze nie odważyłam się jej przymierzyć.
Jeszcze poczekam troszkę.

Jak już tak się chwalę (okropni jestem próżna dzisiaj), piernik wyrósł jak szalony. Mam nadzieję, że w smaku będzie równie dobry jak wysoki. Na surowo był całkiem niezły- wiem,bo oblizałam palce i miskę. :) . po prostu nie mogłam się powstrzymać. .
Dzisiaj zaczęłyśmy też szukać przepisu na karpika pieczonego. Uwielbiam karpia, a nie chcę objadać się smażonym. Nie po to teraz liczę każdy kęs.
Jejku, a ja znowu o jedzeniu.
Ale jak nie jem, to chociaż o jedzonku popiszę:)
Uściski Vitalijki :)

7 grudnia 2012 , Komentarze (2)

....ale wypiłam dzisiaj pół szklanki piwa. Ciemnego. Zimnego. Pyszne było. Nawet nie mam wyrzutów sumienia.
Dzisiejsze menu:
śniadanie- 200g twarożku light+ łyżka jogurtu + pomidor
II śniadanie: 1 wasa z łyżką konfitury z dyni (pyszna!!!)
obiad: kapusta z koperkiem
podwieczorek :kawa z mlekiem
kolacja: jogurt naturalny 270 g +banan 90g+ łyzka musli
I mam nadzieję, że na tym poprzestanę, a już wiem, że będzie ciężko-jestem głodna!!!!
Fitnesik zgodnie z planem -zrealizowany!!!!

Jutro raniutko na przedwstępne zakupy świąteczne, a wieczorem pieczemy piernik. Taki prawdziwy:)Musi swoje odleżeć. Na jakiś tydzień przed świętami przełożymy go powidłami śliwkowymi. Już czuję go na języku. Miękki, wilgotny, pachnący, a ma końcu piekący dzięki gałce muszkatołowej. Wiem, że w święta polegnę. Na całej linii. Nic nie poradzę. Kocham ten czas. Zapach goździków, maku do makowca, czosnku, grzybów. Uwielbiam piec, pichcić mieszać, próbować. A że wszyściutko robimy same, okazji brakowało nie będzie.
Trudno....
Jejku, jestem głodna jeszcze bardziej

6 grudnia 2012 , Skomentuj

... małe załamanie. Stanęłam po 4 dniach na wadze. I co? I..... no właśnie nic. NIC!!!!!!!!! wskazówka ani drgnęła. Ani o milimetr. Ile było, tyle jest!!!!!!!!!!
 A tak się pilnowałam. Dziennie było 1000-1100kcal. Wieczorne burczenie w brzuchu nie do wytrzymania. Na kapustę nie mogę już patrzeć, a do tego ta cholerna czekolada tak pachnie:(. Żeby chociaż 100g.
Załamię się po prostu. Nawet na siłowni nie chciało mi się ćwiczyć.
Ale ćwiczyłam. Chociaż zastanawiam się po co to wszystko skoro brak efektów. Przecież na litość boską coś jeść muszę. Smaku smażonego nawet nie pamiętam. Kartofla nie miałam w ustach od pół roku. Jedyne węglowodany jako takie to rano musli i kromka chleba na 3 dni. Wiem,że przy mojej niedoczynności tarczycy ekspresowego tempa w odchudzaniu nie będzie, ale taki zerowy, to już chyba przesada.
Chyba się po prostu rozpłaczę...

5 grudnia 2012 , Skomentuj

.... dzisiaj było. Aż sama jestem zaskoczona. I tym, że udało się zrealizować plan i tym, że nic a nic mnie nie boli. Zero zakwasów!!!! A przerwa była 3-tygodniowa.
Więc dziś było: 15 min orbitreka
                        25 min bieżnia
                        15 min rowerek  (spalone ok 376 kcal)
                                             TAK!!!TAK!!!! TAK!!!!!
Do tego zaczęłam przedświąteczne czystki domowe. kolejne kalorie- ilość niewiadoma:)
Jutro kolejny wypad na fitnesik.:)
Z dietą idzie dobrze. Ale niestety bez drobnych wpadek chyba nie potrafię. Dziś było to pół kromki domowego chlebka z plasterkiem żółtego sera. Niby nic, a jednak od kilku dni nie mogę pojawić sie w kuchni bez podjedzenia choćby kęska. Wiem, że to też się liczy do całego dniowego bilansu, wiem też, że i tak się tym nie najem, a ręka jakby sama sięgała po jedzenie. Mózg swoje, a łapsko swoje. Ręce czasami załamuję nad sobą.
Niby wszystko idzie powolutku do przodu, ąle nastrój jakiś nienajlepszy
Trochę  się martwię, że nie uda mi się osiągnąć celu- nie zmieszczę się w tą cholerną kieckę

 Na wagę bałam się stanąć. Jakby gryzła. Ale jutro przed ćwiczeniami stanę....
Chyba...
P.S. Trochę się Wam dzisiaj wypłakałam. Dzięki , że jesteście dziewczyny!!!

3 grudnia 2012 , Komentarze (5)

...piątkę z przodu. Szału ze spadkiem wagi nie było, bo tylko 0,3 kg. Ale biorąc pod uwagę to nieszczęsne piątkowe szaleństwo, cudów raczej nie powinnam oczekiwać. Dzisiaj z nadprogramowego jedzenia: jedna sliwka plus kromka chleba (własnej roboty!!!!) z twarożkiem. Do jutra jeszcze w planach kapusta z koperkiem, greipfruit i 160 g twarożku z 2 wasami, ale juz widzę, że jeśli chcę się zmieścić w tą czerwoną sukienkę to muszę jeszcze bardziej przystopować. Trzynasty zbliża się wielkimi krokami. Wigilijna imprezka coraz bliżej, chcę zakasować kilka lasek!!!!
                                                        Wierzę,że się uda!!!!
                                                       Musi!!!!!!!
!

2 grudnia 2012 , Skomentuj

.... byłam grzeczna. Mimo, że rano wróciłam z pracy wygłodzona jak pies.Fakt, zjadłam kolację, której miałam nie jeść, ale były to tylko 3 śliwki i kawałek białego sera. Więc mogę powiedzieć, że byłam grzeczna. Na czekoladę nawet nie spojrzałam , a chęć mam na nią permanentną. Jak narkoman!!! Z ćwiczeniami tylko na bakier. Po prostu mi się nie chce. :(
 
 Jutro mam w planie ważenie. Wada elektroniczna itd. Trochę mam stracha, ciągle pamiętam to piątkowo-andrzejkowe żarcie. Nie powiem, były to same pyszne rzeczy, ale jak wiecie im pyszniejsze, tym bardziej kaloryczne. A tu 13sty coraz blizej, wigilia pracowa zbliża się wielkimi krokami,a sukienka wisi w szafie i czeka, czeka, czeka.....

1 grudnia 2012 , Komentarze (3)

..... dalej. Wczoraj było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj. Było co było. Brzuch bolał z przeżarcia. Wypiłam chyba litr miętowej herbaty. Z rumiankiem. Poużalałam się nad sobą, poklęłam. a dzisiaj jestem z siebie dumna. 3 razy częstowali mnie czekoladkami i 3 razy odmówiłam

 Tak się dzisiaj zastanawiałam. Jak to jest? Najpierw człowiek męczy się strasznie żeby schudnąć, a potem nie wytrzymuje, napycha się jak świnia i męczy się znowu. Fizycznie, bo brzuch boli do granic możliwości i psychicznie, bo poległ, nie dał rady w walce ze swoimi słabościami. I tak źle i tak niedobrze.
 Ale powiem Wam jedno: cieszę się, że jestem z Wami. dajecie mi siłę, wsparcie, podajecie pomocną dłoń. 
                                        Jesteście super dziewczyny!!!

30 listopada 2012 , Komentarze (3)

.....i czarna rozpacz. Nigdy nie osiągnę tego o czym marzę. Jestem po prostu beznadziejna. Dwa dni temu cieszę się jak dziecko, a za chwilę pochłaniam wszystko co mi wpadnie w ręce. Nie chcę Wam pisać co zjadłam. Dziesięciu stron by chyba nie starczyło. Najgorsze jest to, że brzuch jest pełen, do bólu, a ja wciąż i wciąż i wciąż pakuję straszne ilości żarcia w siebie. Nieważne słodkie, słone, pikantne. Byle więcej, byle szybciej.
Czuję do siebie wstręt.
Nie mogę na siebie patrzeć...
Nie mam już siły....