Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał, Więc będzie na wieki i grzeszna, i święta, Zdradliwa i wierna, dobra i zła, I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza, I gołąb i żmija, piołun i miód, I anioł i demon, upiór i cud, I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna, Początek i koniec - kobieta- to ja!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 108227
Komentarzy: 3607
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 30 czerwca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tallulah.Bell

kobieta, 36 lat, Warszawa

162 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 lutego 2016 , Komentarze (6)

Chyba muszę dać sobie trochę na wstrzymanie. Nie daję rady codziennie ćwiczyć aż tyle. Po wczorajszych wyczynach, dzisiaj dotrwałam tylko do połowy. Wybieram różne filmiki, albo cardio, albo na określone partie ciała, tak żeby było różnorodnie, a potem jeszcze godzina orbitreka. 

Nie mam jeszcze takiej dobrej kondycji jak kiedyś. 

22 lutego 2016 , Komentarze (20)

Właśnie mój syn doznał pierwszej krwawej kontuzji. Szedł sobie na czworaka po pokoju i nagle chyba ręka mu się podwinęła, albo nie wiem jak to zrobił ale wylądował nosem w podłodze. Raczkuje nie od wczoraj i nigdy mu się nic takiego nie przytrafiło. Aż mu krew z nosa poszła. Masakra. A przecież cały czas na niego patrzyłam. Pierwszego guza też mamy już za sobą. Mąż mówi, żebyśmy kupili mu taki piankowy kask do nauki chodzenia, ale dzisiaj kask by go nie uratował. 

Mój ojciec zadzwonił do mnie wczoraj celem przeprowadzenia poważnej rozmowy. Że niby martwią się o mnie, widzą, że ostatnio nie dzieje się dobrze. Chciał we mnie wzbudzić wyrzuty sumienia, żeby mi się żal zrobiło, że ja taka niedobra a oni niby tacy troskliwi. Tymczasem nie mam w nikim ani krzty zrozumienia. Bo takie teksty jakimi sypał, żeby mnie "pocieszyć" to może sobie darować. Na przykład, że mam dać sobie dwa, trzy lata a na pewno odzyskam figurę. Jego zdaniem odchudzanie to tylko takie machanie nóżką i zjedzenie kilku sałatek. Ten człowiek nie ma pojęcia co trzeba ze sobą wyprawiać, żeby były jakiekolwiek rezultaty. Wykrzyczałam mu wszystko co mnie gryzie, bo tak mnie zirytował, że nie wytrzymałam. Jego zdaniem mam być kuchtą, siedzieć w domu z dzieckiem i jeszcze z tego cieszyć. 

Może go tym rozczarowałam, ale moje życie po pojawieniu się dziecka to jakaś porażka. Złych rzeczy jest zdecydowanie więcej niż dobrych i nie jestem w stanie spojrzeć na to wszystko inaczej. 

20 lutego 2016 , Komentarze (49)

Wizyta u endokrynologa to jedna wielka porażka. Wydałam 500 zł na wizyty i badania i co, i nic! Niby wszystkie wyniki mieszczą się w normie i nie ma po co włączać leczenia bo tylko niepotrzebnie będę obciążać wątrobę i serce. Jestem strasznie rozczarowana. Nadal nie wiem dlaczego tak wolno idzie mi zrzucanie wagi. A schudnięcie to jest teraz jedyny cel jaki mam w życiu i albo mi się uda, albo skończę ze sobą. Tak zdesperowana nie byłam jeszcze nigdy i żałuję że nie uparłam się żeby mi jakieś leki wypisała. Jestem pewna, że gdybym miała mniejsze to tsh, lepiej by mi szło. 

Teraz nie pozostało mi nic innego jak obciąć żarcie o połowę i jak to nie zadziała, to nie wiem co zrobię. Będę się głodzić, bo zdrowe odżywianie w moim przypadku nie przynosi rezultatów. 

17 lutego 2016 , Komentarze (14)

Od poniedziałku ćwiczę 2 razy dziennie. Do południa włączam sobie filmiki, albo ćwiczę freeletics, a wieczorem walę godzinę na orbitreku. Jeśli to nie ruszy kilogramów, to możecie mi wysłać wieniec bo pójdę się zabić. 

Wyniki dodatkowych badań wskazują, że ewidentnie coś jest nie tak, bo mam bardzo wysokie trójglicerydy i cholesterol gorszy od otyłego piwosza lubującego się w golonce. A tak zdrowo się odżywiam, same warzywa, owoce, chude mięso, ryby, pieczywo tylko na śniadanie, 2 litry wody.

Zobaczymy co we czwartek powie endokrynolog.

15 lutego 2016 , Komentarze (99)

Mąż mnie nie rozumie, albo jest mu wszystko jedno. Jak ma zrozumieć? Nigdy nie był i nie będzie w takiej sytuacji, nadal wygląda jak młody bóg. Zapytałam go ostatnio jak by się czuł, gdyby to jego brzuch był cały w rozstępach, a skóra wisiała jak wielki, stary wór. Odpowiedział, że bardzo by mu to przeszkadzało. No i co ja mam sobie myśleć? Jak mam mu to paskudztwo pokazać? Nawet gdyby mi powiedział, że mu się podobam, nigdy w to nie uwierzę. Bo to tak, jakby mieć porsche, a potem nagle musieć przesiąść się do starego, rozlazłego trabanta. Komu spodobałaby się taka opcja?

Dlatego nawet nie myślę, że mogłoby do czegokolwiek dojść. I oczywiście, bardzo bym chciała, ale natychmiast przypominam sobie o tym co mam pod ubraniem. 

Poza tym, czuję się tak potwornie zaniedbana. Nawet kiedy gdzieś wychodzimy, ja nie mam czasu na makijaż czy ułożenie sobie włosów. Muszę ogarnąć Małego, sama się ubrać i jestem po tym wykończona, spocona i odechciewa mi się wychodzenia gdziekolwiek. Szczególnie, że moje dziecko osiągnęło taki etap, że założenie mu pieluchy to nie lada gimnastyka. 

I tak cholernie mi żal, że to już zawsze tal będzie wyglądało.

6 lutego 2016 , Komentarze (11)

Jestem dzisiaj cały dzień sama z Małym. Mąż pojechał z moim tatą 400 km w Polskę po samochód. Taki był podekscytowany, że 3 dni prawie nie spał. 

On ma tak, że jak się zdecyduje na coś to musi mieć od razu, a jak trzeba chociaż troszkę poczekać to chodzi zły nie wiadomo o co i warczy na wszystko. Nie komentuję tego.

Teraz mamy samochód, który mój mąż kupił jeszcze przed ślubem, czyli 3,5 roku temu. Średnio sprawdza się przy dziecku, bo to jest raczej sportowe auto, którym "wozi się dziewczyny na dyskoteki". Bagażnik mały, wózek ledwo się mieści, już nie wspomnę o zakupach. 

2 dni była u mnie siostra, Małym się zajmowała, więc miałam trochę luzu. Ale...

Lęk separacyjny osiągnął chyba apogeum. Jak się zorientuje, że wyszłam z pokoju, zaczyna się płacz i nic go nie interesuje, tylko żebym wzięła na ręce i przytuliła. Podoba mi się to, że tak się chce przytulać, ale wychodzenie do łazienki w akompaniamencie ryku generuje stres. Mam nadzieję, że szybko mu przejdzie. 

Pozbyłam się wózka, Mały zasypia sam w łóżeczku i jestem w szoku, że tak szybko udało mi się to osiągnąć. Teraz będziemy pracować nad jedzeniem i piciem, bo przyjmuje za mało płynów w stosunku do masy ciała. I tylko jeden rodzaj zupki mu podchodzi (ziemniak, marchewka, mięsko, pietruszka, seler, brokuł). Jak nie ma ziemniaka to nie chce jeść w ogóle. Muszę też pilnować, żeby jadł do 150 g owoców dziennie, bo większa ilość 3 dni z rzędu powoduje wysypkę. 

3 lutego 2016 , Komentarze (31)

Odebrałam wyniki badań. Wszystko wzorowo, nawet hemoglobina 14,3, gdzie zaraz po porodzie miałam 7,6.

TSH 2,7

Znalazłam swoje stare badanie tsh, które robiłam przed zajściem w ciążę i tam miałam 1,3. 

I teraz pytanie. Czy to jest przyczyna, że tak wolno chudnę? Kobieta w moim wieku powinna mieć tsh na poziomie 1-1,5. 

Inne objawy niedoczynności jakie odczuwam to ciągłe uczucie zimna, pogorszenie słuchu i wzroku, sucha skóra, no i oczywiście moje stany depresyjne.

2 lutego 2016 , Komentarze (22)

Wczoraj wczesnym rankiem pojechałam do szpitalnego laboratorium celem wykonania podstawowych badań krwi, ale przede wszystkim chciałam zrobić tsh (wyniki dzisiaj po południu). Tak to sobie wymyśliliśmy, że mąż pójdzie na późniejszą godzinę do pracy rano zostanie z Małym, a ja pojadę. 

A, że w Lidlu były fajne rzeczy dla dzieci, postanowiłam udać się również tam. W laboratorium poszło szybko, bo byłam druga. O 7:45 podjechałam pod tego nieszczęsnego Lidla. O 8 otwierają. Stała tam jedna pani, która natychmiast mnie zagadnęła. Powiedziała mi, że też przyszła specjalnie po te dziecięce pierdołki, bo ją córka prosiła. No i tak sobie czekamy, aż tu nagle, nie wiem skąd, zeszło się chyba z 50 osób. Nie wierzyłam w te opowieści, że ludzie się tam zabijają, żeby tylko dorwać co lepsze. Na szczęście stałam przy samych drzwiach i pierwsza dostałam się do celu. Udało mi się szybko chwycić to co chciałam i zmyłam się stamtąd bo bałam się, że mnie staranują. Ja mam do Lidla daleko i nigdy nie jeżdżę na takie akcje, bo mi się to średnio opłaca, ale miałam po drodze. Masakra, same mamy i teściowe, które zostały wysłane "na wojnę" przez córeczki i synowe. 

Reasumując- nigdy więcej!

29 stycznia 2016 , Komentarze (77)

Spodziewałam się takiego hejtu pod ostatnim wpisem. Dziękuję wszystkim za zrozumienie i niezrozumienie, bo każdy jest inny, czego innego w życiu doświadczył i co jednemu nie mieści się w głowie, drugi ma za normę. 

Musicie jednak wiedzieć parę rzeczy (szczególnie te co mi chórem zarzuciły, że dziecka nie kocham). Ktoś tu ma bardzo bujną wyobraźnię, albo za dużo filmów się naoglądał, bo już sobie uwiły co niektóre obraz biednego, bitego, zamykanego w piwnicy dziecka, na które matka ciągle krzyczy. 

Otóż muszę zasiać rozczarowanie, bo ja okazuję Małemu bardzo dużo miłości, nigdy nie podniosłam na niego głosu, obsesyjnie się pilnuję, żeby nie odczuł ani odrobiny niechęci z mojej strony. Zajmuję się nim najlepiej jak potrafię i robię to pewnie tak samo jak te co krzyczały, że dla nich dziecko najważniejsze i nic innego na świecie się nie liczy.

Kocham mojego małego chłopczyka, jestem do niego tak przywiązana, że nie wyobrażam sobie żeby miało go nagle zabraknąć. Ale...

No właśnie, ale... 

Od pół roku nie śpię po nocach, i nie jest to kilka nocy, jak mi ktoś uprzejmie raczył napisać, że narzekam po kilku nieprzespanych. Moje dziecko nigdy nie należało do tych co jedzą i śpią. Jest bardzo wymagający, ostatnio włączył mu się lęk separacyjny i płacze jak tylko nie ma mnie przy nim. Dodatkowo walczymy z zębami już 2 tygodnie a końca nie widać. Wczoraj płakał od 6:30 do 10, bez przerwy, już nie wiedziałam co mam z nim robić, jak mu pomóc. Nie dało się go zająć niczym. Byłam jak otępiała od tego krzyku, trzymałam go na rękach i stwierdziłam, że mam dość. o do pomocy

Nie mam nikogo do pomocy, Moi rodzice mieszkają 30 km ode mnie i pracują. A moja jedyna siostra mieszka 300 km ode mnie, więc też za często się nie widujemy. Po ślubie przeprowadziłam się w rodzinne strony męża, tylko dlatego, że on ma tutaj bardzo dobrą pracę, 3 km od domu. 

Nie mam za bardzo towarzystwa. Z takim małym dzieckiem nie chcę się komuś pakować do domu, a i Mały w obcym miejscu nie jest sobą i strasznie marudzi. Przyjmowanie gości trochę mi się uprzykrzyło, bo żeby zgrać w czasie sprzątnięcie domu, przygotowanie jedzenia dla gości i opiekę nad dzieckiem, muszę na rzęsach stanąć. Oczywiście nie odcięłam się całkiem od ludzi, ale nie sprawia mi to już takiej przyjemności.

Musiałam patrzeć i jakoś to przełknąć, jak moje ciało, zmienia się w ruinę i nic nie mogę z tym zrobić. Staram się bardzo pozbyć kilogramów, ale moje ciało jest jakby zablokowane. Podejrzewam tarczycę (badania mam w poniedziałek). Straciłam całą pewność siebie. I ciekawa jestem czy każda tak pogodnie pogodziłaby się z utratą tego, na co tak ciężko pracowała. Jak ktoś i tak wyglądał źle to mu wszystko jedno, ale ja wyglądałam świetnie. 

Mąż. Z nim akurat zrobiłam porządek, przyjeżdża z pracy i zajmuje się Małym, żebym ja mogła wyskoczyć po zakupy, poćwiczyć i przygotować jedzenie na następny dzień. Sam też ćwiczy i naprawdę ciężko jest nam to wszystko pogodzić, ale staramy się. I nie jest tak, że ja mu jęczę całymi dniami, jak to mi źle w życiu. Robię wszystko, żeby było dobrze. Jednak mam trochę wyrzutów sumienia, bo dziecko to był mój pomysł i teraz czuję się w obowiązku nim zajmować.

Jak to się stało, że w ogóle zapragnęłam mieć dziecko? Otóż wróciliśmy z bajecznych wakacji i byłam taka ogłupiona szczęściem, że stwierdziłam, że brakuje nam jeszcze tylko dziecka. Byłam pewna, że będzie dobrze i że to nas zbliży do siebie jeszcze bardziej. Gdybym to jeszcze ze dwa razy przemyślała, nie byłoby teraz tego całego zamieszania, ale pech chciał, że zaszłam w ciążę już za pierwszym razem i odwrotu nie było. 

I nie jest tak, że nic nie robię, żeby zmienić tą sytuację, bo robię bardzo dużo. Jednak to wciąż nie wystarcza i nie jestem zadowolona. Ambitnym ludziom nie wystarcza przeciętność. Moje życie tak drastycznie różni się od tego jakie wiodłam przed ciążą, że nie za bardzo mogę się z tym pogodzić. I jedno jest pewne na 100%, jak to że 2 i 2 to 4, mój syn będzie jedynakiem. Bo z mojego punktu widzenia, decydowanie się na drugie dziecko jest jak skok do rwącej rzeki, z której dopiero co udało się cudem wydostać. Dla kogoś drugie dziecko może być największym szczęściem i nie potępiam tego. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. 

Więc pozwólcie mi ponarzekać sobie chociaż w internecie bo codzienność muszę ogarniać, a czasami mnie ona przytłacza.

28 stycznia 2016 , Komentarze (121)

Jestem złą matką, ale to już wiemy. Od dwóch tygodni mamy akcję "ząbkowanie", jeden dzień jest lepszy, drugi gorszy, ale to co dzisiaj moje dziecko wyprawia, przechodzi wszelkie normy. W nocy myślałam, że zdechnę, co chwilę się budził, nie chciał pić za żadne skarby świata. Rano wcale nie było lepiej, wył z głodu, ale z butli nie pociągnął, jakby go parzyła. Kaszki łyżeczką też nie, z kubka niekapka nie, myślałam że oszaleję. W końcu zmiksowałam mu banana z jabłkiem i to zjadł, ale też nie całe.

Z medykamentów poszły w ruch, dwa żele na ząbkowanie, paracetamol, camilia i espumisan (bo kupy też nie było).

I nie było mi go żal, nie współczułam mu, czułam tylko złość, że mi wszystko utrudnia. Bo jak nie zje, to nie będzie tyle co zwykle spał i będę miała tylko pół godziny spokoju, a nie dwie. 

Denerwuje mnie jego płacz, złoszczę się jak nie chce jeść, albo budzi się w nocy. 

A moją największą fantazją ostatnio stało się wyobrażanie sobie. że zgarniam całą kasę jaką mamy, uciekam z domu i wyjeżdżam za granicę. Mam już tak dość wszystkiego, że nie obchodzi mnie co by zrobił mój mąż sam z dzieckiem. Chcę tylko świętego spokoju, nawet gdyby to miało oznaczać odcięcie się od całej rodziny na zawsze. 

Macierzyństwo nie jest dla mnie.