Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 46627
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 marca 2014 , Komentarze (3)

Coraz bliżej wyjścia z IIgo stopnia otyłości. Jeszcze 1.5kg Troszeńkę wczoraj poćwiczyłam. Mało. Ale poza sobotą już nie szalałam jedzeniowo. Jest bardzo grzecznie. Za to jutro robię ciacho dla koleżanki urodzinowe. A jak ja robię to na pewno będzie smakować szczególnie mi.. :P (też tak macie, że najbardziej wam smakuje to, co same ugotujecie?)

10 marca 2014 , Komentarze (2)

Po tygodniu było -0.5kg
Potem wahnięcie i -1.0kg
W sobotę zaszalałam - jadłam zupełnie niedietetycznie, wręcz niezdrowo i trochę za dużo. Od weekendu mam problem z zabraniem się za ćwiczenia, więc przewiduję wzrost wagi w ciągu tego tygodnia, jak już do niego dotrze jak przeholowałam w sobotę :P
W każdym razie nawet jak wzrośnie to na tę chwilę kilogram spadł. Yay! Wypatruję teraz piątki :P
Szybsze chudnięcie jest o tyle fajne, że je lepiej widać. Mama powiedziała, że schudłam :P
A jestem zmotywowana do szybkiego chudnięcia jeszcze przez prawie 4 miesiące, w oczekiwaniu na lipiec :P Kiedy liczyłam to na początku marca było 17 tygodni. Więc nie mam szans na schudnięcie więcej niż 17kg. Znaczy szanse by były, ale bez sensu, bo kilo tygodniowo to maksymalne zdrowe tempo chudnięcia. A dla mnie i tak jest za duże na moje możliwości. Także oceniając moją motywację, moje możliwości, moją skłonność do porażek i zdolność do podnoszenia się z nich przewiduję jakieś -9kg, czyli do dwucyfrówki powinnam dojść w wakacje, ale niewiele poniżej setki. 98? Coś takiego.
Tak czy inaczej w głowie mam -20 na zapas, żeby wzmocnić motywację. Także.. Go Gosia, go Gosia, go Gosia! :D

6 marca 2014 , Skomentuj

No to mniej chyba jeszcze tutaj nie było.
Nie mogę się doczekać aż powiem: "Ważę najmniej w moim dorosłym życiu" :D A to tylko jeszcze parę kilo, bo kończąc 18stkę miałam, zdaje się, 103.
Jeszcze czekam na 104. Bo wtedy będzie "żegnaj otyłości IIgo stopnia" :P

Zara do dziekanatu, po decyzję, po zaświadczenia. Aaach. Jak dobrze bez stresu jeździć tam :P Potrzebuję tej przerwy, choćby nie wiem jaka to w istocie była porażka i stracony rok :P Może przez te parę miechów dojrzeję do bycia studentką i w końcu uda mi się skończyć to co zaczęłam? :P

Pojutrze okaże się ile schudłam w tym tygodniu. 1 marca było 107.2, ale do 8mego do 106.2 chyba nie dociągnę. A byłoby fajnie :P

Dobra, zbieram  się, czas goni.
Howgh!

5 marca 2014 , Komentarze (1)

Dobra, jak widać, nie tak źle. Więcej nie jest (na razie). Ale nie ćwiczyłam. Poszłam w kimę (też dobrze).

Kiepsko sobie radzę z postem ścisłym.
W zeszłym roku odkryłam, że nawet lepiej mi wychodzi niejedzenie niczego przez całą dobę niż jednego posiłku do syta i dwóch lekkich.
W tym roku odkrywam moc capuccino, bawarek itd, ktore to przeciez posilkami nie chca, a swietnie wspomagaja posilki lekkie - bo to w nich zawsze lezal problem.
Jak jesc nie do syta?
Jak nie do syta to potem jest gorzej niż jakbym nic nie jadła!
Nauczyłam się nie przeżerać, ale jak już jem to po to, żeby mi to starczyło na parę godzin. A jak ma starczyć jak nie do syta?

Ja wiem, że to o umartwianie się chodzi. Rozumiem, akceptuję, nawet jestem za. Co nie znaczy, że potrafię :P
Dotąd opcje były takie, że albo właśnie nie jadłam nic. Albo w takie dni wypadał mi kryzys duchowy (jakoś często mi coś kurka szwankowało przed świętami, jak dobrze, że nie tym razem), więc nie do końca się to liczyło dla mnie :P
Rok 2013 nauczył mnie odróżniać głód psychiczny od fizycznego, dlatego teraz wiem kiedy się najadam i wiem jaki posiłek będzie dla mnie lekki (yay). A to co piję pomaga przetrwać.

Jeny. Wielki Post. Nie wiem czy kiedykolwiek się cieszyłam na ten okres w roku. Zawsze to była dla mnie miazga. Po co się umartwiać? Po co analizować, roztrząsać i celebrować śmierć i mękę Chrystusa, skoro zmartwychwstał? No po co? Potem przyszło zrozumienie po co. Ale ze zrozumieniem nie nadeszły chęci. Nie od razu. Za to tym razem jestem gotowa się z tym zmierzyć. Im pełniejszy udział w męce tym pełniejszy udział w zmartwychwstaniu. Logiczne, nie? Bo tak jest ze wszystkim. Większy wysiłek - większa satysfakcja. Większe zaangażowanie - większa radość. Większa walka - większy udział w chwale.
Dlatego podobnie z męką i śmiercią. Nabiera to logiki kiedy przestajesz być obserwatorem i zaczynasz brać udział.

Takie rzeczy niby są oczywiste, a ja zawsze do tego dochodzę latami. Co ze mną nie tak? :D

4 marca 2014 , Komentarze (4)

Kurdę, kurdęęęęę.
Niby nic, ale już wieczorem mam dużo więcej. A zwykle przez noc spada mi 0.5kg więc.. Jutro będzie więcej.

Fajny dzień miałam, który zepsułam sobie bezproduktywnym wieczorem. Czas wyrzucić Heroes'y :D:D:D

Strasznie mi psycha szwankuje jeśli chodzi o samoocenę i odżywianie.
Szukam przyczyn.
Może samoocena spadła w związku z zawalonym semestrem, ale to za trudne do uświadomienia i się przełożyło na ciałko?
No bo tak.. Wiem, że ostatnie dni jem pięknie. Przedwczoraj nawet pięknie ćwiczyłam. I dzisiaj (za chwilkę) też będę. Wiem, że waga ma cholerne prawo się wahać, a pod koniec dnia bardzo wzrastać, bo przecież żarłam! Zdrowo, nie za dużo, ale jednak!

A tu, uwaga, uwaga: co zjem to wyrzut sumienia! No lol! Gośka, co kurna jest? Żadnych zaburzeń odżywiania sobie nie życzę! I nie ważne, czy zdrowe, czy nie zdrowe. Jak mam coś w brzuszku, że nie czuję głodu - o nie, coś  nie tak, pewnie za dużo zjadłam.

Przypominam sobie co zjadłam i jest idealnie!! Dzisiaj nawet zauważyłam zmniejszone boczki po wymiataniu z Tiff. Także sprawa jest oczywista. Jest objaw - szukać trzeba cholernej przyczyny.

Najbardziej podejrzewam studia. Powinnam jakoś przeżyć tę stratę. Jak je przeniosę z poziomu nieświadomego na świadomy to pewnie dużo pomoże, chociaż będzie boleśnie na początku.

Coś, co może wzmagać ową przyczynę to ostatnie huśtawki z L. Odległość się daje we znaki, nie do końca sobie z tym radzimy. A raczej raz radzimy a raz nie. A to chyba nawet gorzej, bo nie jest zbyt stabilnie :P L. wspiera mnie w dietowaniu i ćwiczeniu, ale w związku z moją ostatnią nadwrażliwością odbieram to.. no, wiecie jak :P Ostatnio się z Justą z tego śmiałyśmy:
"-Kochanie, popatrz jaka fajnie pulchniutka się zrobiłam, fajnie, nie? :)
-No, super :)))
-Spier*alaj, ty chamie!!!!"
Nahahah :D

Nie no, tak serio, to jak wszystko gra to on mnie motywuje. Ale jak nie gra.. No to wszystko przestaje grać :P Cóż, polubił mnie znacznie grubszą i nie powinnam się tym martwić. Od początku mówił, że mu się podobam :P Tak więc zamiast psuć wszystko i robić cyrki, wylewam swoje żale tutaj :P

Tak jeszcze z obserwacji.. Ten problem z samooceną występuje najczęściej z rana i wieczorem. W ciągu dnia ubieram ciuszki i rządzę światem (muhahaha). Więc.. O co, do cholery, kaman? :P

Jak widzicie pełna frustracja.
Wiem, wiem, przejdzie.
Zawsze przechodzi.
"Jutro też jest dzień i słońce" :)

2 marca 2014 , Komentarze (2)

Jest szóstka? Jest :D
Ale mimo to, mam jakiś taki "tydzień czucia się grubo" :P
Co prawda wczoraj kupiłam sobie i fajne spodnie i fajną kieckę. I jeszcze buty(no, nie jakieś szałowe, bo tenisówki, ale pokochałam je od pierwszego założenia). Ale w lustrzę czuję się mniej więcej jak z 10kg temu :P
Niespecjalnie dostrzegam różnicę po prostu, to pewnie przez ten przestój ostatnich miesięcy. Za to jak oglądam zdjęcia twarzy takiej zupełnie sprzed odchudzania i tej teraz to łooo..

Nawet wam chyba pokażę. Chociaż mordy nieziemskie :D
Jeszcze zaznaczę, że przy pierwszych fotach starałam się wyjść "chudziej", chowałam podbródek i tak dalej, a mimo to widać różnicę :P Chyba widać. Ja widzę, nie wiem jak to wygląda z waszej, nieznającej mnie dokładnie, perspektywy :P


Na ostatnim wyglądam jak trup, bo dzisiejsze po imprezie :P
A propos impry.. Mam fote z mejkapem, jeszcze przed przebraniem się w kostium. Jakość mojej cudownej kamerki laptopowej (czyli niczym pralka lub lodówka), ale cośtam widać. Możecie podziwiać (muhahaha!)


--
35 minut z Tiff

2 marca 2014 , Komentarze (1)

Jeny.. Ale było..
Znaczy impra taka, że ujdzie. Do sylwka się nie umywa. No i znacznie krótsza.
Ale się wyhasałam :)
I się już z dziewczynami umówiłam do klubu na wtorek.
I jestem przekonana, że bilans kalorii jest pozytywny. Oczywiście na moją korzyść, nie na korzyść wagi :D

Nasłuchałam się komplementów. Bo bal przebierańców. Byłam mimem. Makijaż mi się udał bardzo fajnie, ze stroju też byłam zadowolona, ale to makijaż zebrał fanfary. "Sama się malowałaś?! Woooow!!!" :)

No i taki jeden gosc sie do mnie przyssal z komplementami. Byl tez na sylwku, tym razem to byla kontynuacja :D Nie no, bardzo mile ogolnie, ale tak mi troche nieswojo, bo za duzo.. Glownie na temat tanca. Jeden tylko komplement sformulowal tak, ze bylo mega milo, reszty mi juz bylo glupio sluchac :D

Pozytywnie, bardzo pozytywnie :)
Tylko trochę za dużo zabaw, za mało tańca. Ale odbijemy sobie w klubie :D

1 marca 2014 , Skomentuj

Rekordzik wagowy, którego nie rozumiem, bo grzeczna nie byłam. W dodatku czuję się grubo. Wczoraj zrobiłam nawet eksperyment, bo naprawdę miałam wrażenie, że przytyłam, nawet patrząc wyłącznie w lustro. I się zmierzyłam. I się okazało, że waga ma rację, bo centymetry do niej pasują. Łots goin' on? :P Coś mi się w główce wypaczyło.

Rekordzik, nie rekordzik - prawie nic nie schudłam od początku roku :P A to już dwa miechy i mogłabym się cieszyć dwucyfrówką. Soooł.. w związku z tym, że już koniec wymówek, bo uczelniany urlopik do przyszłego października..
Czas się ruszyć!
Zaczęłam wczoraj od pół godziny z Tiff. Dzisiaj trochę nie mam czasu, bo zaraz na zakupy, wieczorem impra, to się postaram na imprezie wytańczyć ile potrafię. A że mi się zaspało to rano też czasu nie było :D

Swoją drogą, znając mój organizm, nawet jeśli to wahanie - to dopiero jego pierwszy dzień, więc jak będę grzeczna to jutro zobaczę szóstkę zamiast siódemki :P
No ale z tym może być problem.. :P

Gosia, ogarnij się! Masz motywację! Jeszcze 4 miechy do lipca!

27 lutego 2014 , Komentarze (3)

Maskaryczny tydzień.
Na szczęście znalazłam sposób, żeby go skończyć wcześniej.

Studia zawaliłam. Będę się starać o dziekankę losową, wydaje się dość adekwatna w obecnej sytuacji, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Jutro się przejdę do dziekana obczaić.

Dieta? A co to?
Ćwiczenia? Pierwsze słyszę.
Waga? To jest takie słowo?

Cóż, moje życie obraca się teraz wokół innych spraw. Zamknę temat studiów, będzie czas na myślenie o wadze. Nie wzrasta jakoś kolosalnie, mniej więcej trzyma się na co dzień między 108.5-109.1, w miarę stabilnie. W tym trudnym czasie miałam jeden kryzys jedzeniowy, z którego szybko się zebrałam i na co dzień dalej jem jak człowiek - wygląda na to, że na dzień dzisiejszy kompulsywne odżywianie uciekło w siną dal. Niestety wiem, że takie rzeczy mają tendencje do niespodziewanych powrotów, więc już zawsze będę musiała uważać.

Tylko ta pizza mi ciągle siedzi pod czachą. Chyba to będzie trzeba rozwiązać robiąc jakąś zdrową, domową wersję, bo inaczej nie przejdzie :P Zobaczymy.

Plany mam. Na jutro. Na pojutrze. I po pojutrze.
A co z resztą życia?

Ale ja nie o tym chciałam pisać w ogóle. Nie chciało mi się pisać notki, więc łaziłam po pamiętnikach i straciłam cierpliwość. Ludzie tracą masę kilogramów, a potem po takiej utracie płaczą, bo jest dwa więcej. Albo ludzie nie tracą kilogramów, w zamian za to stosują autoagresję, która przechodzi tutaj cichaczem, a czasem wręcz jest doceniana. Bo jak ważysz więcej niż 100kg to jak możesz mówić o swoim ciele inaczej niż "sadło", "gruba dupa", "obrzydlistwo"..?
NIE, DO CHOLERY, NIE!
Piękne ciało bierze się z miłości do niego, a nie nienawiści. Z nienawiści biorą się ciągłe joja, bulimie i anoreksje. O ciało dbam, bo jest tego warte. Bo kocham je, bo jest częścią mnie. A siebie też kocham.
A jak mówię o sobie w taki sposób: bez miłości, bez szacunku, z pogardą - to jak to się może dobrze skończyć? I potem są płacze mimo schudnięcia kilkudziesięciu kilogramów. Że ciągle jest źle.

Mierzi mnie temat.
Zwłaszcza od czasu, kiedy zrozumiałam jak to działa. Autoagresja, poczucie winy, łotewer - sprawia, że "karzesz" siebie za coś niepożądanego. A przez to, że zostałaś już ukarana, niejako "odpokutowałaś" to, za co siebie karałaś. Ergo: autoagresja wcale nie motywuje. Wręcz przeciwnie - hamuje prawdziwe działanie.

I jeszcze raz: piękno nie zależy od kilogramów!
Może powtórzyć?
Piękno NIE zależy od kilogramów!!!!

Czy wszystkie szczupłe dziewczyny jakie widziałaś są piękne?
Czy wszystkie grube dziewczyny jakie widziałaś są brzydkie?
No, jeśli bycie grubym jest synonimem brzydoty to może.

Jasne. Jesteśmy tu po to, żeby schudnąć. Nie ma się co czarować.
Ale, powtarzając, nie nienawiść do naszego ciała, ale miłość i troska o nie powinna być motywacją.

Amen!

22 lutego 2014 , Skomentuj

Wahanie wagi. Bo wieczorem było 108.1 :P

Przezarąbisty dzieeeeeń.
Jestem taka zmęczonaaaaaa :)
Chciałam napisać więcej, ale padam na mordkę.