Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 46580
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 lutego 2014 , Komentarze (1)

Cały dzień chodziło za mną niezdrowe żarcie.
Ostatecznie po którejś tam próbie rezygnacji z tego pomysłu po 22 zdecydowałam się zamówić ową jędzę :D
Czekamy z psiapsiółą, czekamy, godzina mija i nic.
Paczamy, może zamówiłyśmy za późno? (bo internetowo, a nie wiadomo jak tam z godzinami zamknięcia) Ale nie, luz, do polnocy czynne.
Wpol do polnocy telefon. Przepraszamy ale kierowca zostal zatrzymany na kontrole przez policje bla bla bla pizza bedzie pozniej.
Zrezygnowalam z zamowienia, bo zamowilysmy pizze z miechem i jeszcze kebaba na pol, a jak mialoby dotrzec po polnocy to - sorry gregory - piatek. A jedzenie kebaba bez kebaba i pizzy, ktorym glownym skladnikiem jest miecho, bez miecha jest gluuuupie!

No i w ten oto sposób nie zgrzeszyłam dietetycznie pizzą.
Za to nie wytrzymałam i upiekłam bułeczki, które właśnie (tak tak, o tej porze, możecie mnie wychłostać jak sięgniecie przez internet) konsumuję razem z wędzoną makrelą.

Takie to buły:


Tylko kurna, znowu niedosolone. Bo ja się tak soli boję, że znowu myślałam, że za dużo sypię a tu kij w oko - mało słone. Dobrze, że rybka słona, a jutro na śniadanie jak zjem z jajkiem to sobie dosolę jajko :P

Bezsenność.
Kurde no. Już 4ta noc chyba. Albo 5ta. Zasypiam nad ranem jak się jasno robi (wiecie, że wiosna i ptaszki już śpiewają z rana?).
A jutro dzień masakry teksańskiej piłą mechaniczną.
Ratunkuuuuuuuuu!!!

20 lutego 2014 , Komentarze (1)

Ta waga kiedyś sprawi, że oszaleję.
No wiem, że wczoraj byłam grzeczna, ale żeby tak się wahać?
Nosz kuuuuuurdęęęęęę :D

W ogóle jestem pełna entuzjazmu, prawdopodobnie przypływ endorfin po wczorajszym załamaniu. Przejdzie, przejdzie.
Ale mam nadzieję, że nie za szybko, bo przyda się mi toto na czas kursuuuuu..

Stres mi się odbija na twarzy. Widzę to, ostatnie tygodnie strasznie mi się dały we znaki jeśli chodzi o skórę, jej jakość, w ogóle taka jestem poszarzała i oklapnięta.
A dzisiaj po dłuuuugim czasie wreszcie przyszedł czas na rozmowie z L. na skajpaju (łał, co nie? :P) i  pierwsze co powiedział - oj gosia, jesteś zmęczona? wyglądasz na zmęczoną - co się stało? :PPPP
Po prostu taki dyskomplement, że ja cię pierniczę, zwłaszcza, że teraz nie czuję się zmęczona. No ale widać, że nie tylko ja widzę zmiany na twarzy :P

Trudno!!!
Byle do marca.
Jeszcze raz - jakkolwiek to się nie skończy - marzec należy do mnie!
Czy mnie wywalą z uczelni, czy wszystko się powiedzie - nefer majnd! Będę wygrana bo przeżyję!
O ile przeżyję oczywiście.
Ale mam nadzieję, że przeżyję.

Nadchodzi wiosna, potem lato, przepiękny czaaas. Znowu będzie mój. Wiem to, czuję to w kościach.
Ten rok należy do mnie. Dwa miesiące rozgrzewki wystarczy.

Dobra, jutro pewnie nadejdzie załamka, do tego czasu jadę na entuzjazmie. Dzisiaj sprzątanko, wycinanko, justa wpadnie pomóc, będzie git!!!

20 lutego 2014 , Skomentuj

Hihi, odkryłam, że tańczenie Tunaka jest lepsze od treningów aerobowych i w cholerę zabawniejsze :D

Dobrze!
Bo ostatnio zawalam.
Wszyyyystko.
Dieta i ćwiczenia to pikuś przy reszcie.
Ale dzisiaj był dzień kryzysu, płaczu, krzyku, wkurwu (okazuje się, że przy silnym wkurwie mam duże tendencje do walenia w coś, może by tak pomyśleć o jakimś worku treningowym coby mi się chałupka cała ostała? :D)

Faza załamki za mną. Pierwsza. Przewiduję kolejne, jeszcze co najmniej jedną.
Cóż. Jak to się nie skończy - skończy się już w marcu :)

A teraz?
F'get your troubles, c'mon, get happy! :)
Idę jeszcze pohasać do tunaka, bo znowu mam problemy z bezsennością.
Cóż. :P

13 lutego 2014 , Komentarze (5)

Tja. Pokusiłam się o pierwsze porównanie.
Już aktualne zdjęcie nie takie wymuskane. Zwyczajne, tak właśnie wyglądam. I jeszcze brudne lustro. Trudno :P I zdjęcie z maja 2012.



125kg/108kg
Jak widać, mimo, że różnica jest zdecydowana, to jeszcze długa droga przede mną :P
Ale mi się okropniaście patrzy na te stare foty :P

A co tam u mnie.. Zaliczenia zbieram. Dzisiaj zaliczyłam gwinty, jeszcze dwa projekty i grafę zamknę. Reszta w czarnej dupie. No nic, staram się ogarniać.

Już snuję plany na "co tam po sesji" :P Wyjechać by się na weekend przydało dla higieny umysłu. I w ogóle jakoś się psychicznie zregenerować. Ciuchy kupić nowe.
Ech.
Pochwalcie mnie trochę, to się zmotywuję, co? :P

9 lutego 2014 , Komentarze (1)

Jeju, waga dzisiaj chciała mnie o zawał przyprawić.
Ważę się raz: 108.1
Sprawdzam dla pewności, czy tam nic pod wagą nie ma czy coś, żeby zaburzyło pomiar, patrzę - papierki. Myślę - o nieeee, pewnie ważę więcej.
Usuwam przeszkody, ważę się jeszcze raz: 110.
Przypominam sobie, że waga tuż po podniesieniu pokazuje więcej. Czekam aż się wyłączy, wchodzę ejszcze raz: 105.6 - co kurnaaa?
Podnoszę wagę, sprawdzam czy na pewno dobrze oczyściłam powierzchnię pod spodem. Jeszcze raz. 105.6 - COOOOO?!?!?!
Zmieniam powierzchnię. Idę na panele. 105.6
No kurna, przecież niemożliwe.
Idę do kuchni na kafelki: 109.9 - no tak, po podniesieniu. Czekam aż się wyłączy, jeszcze raz - 108.1
Jeszcze raz: 108.1
Ufff..
No to znamy wynik :P

Czemu wagi są czasem takie szalone? :P
W ogóle widzę po ciałku już, że cośtam się schudło. Może to ten Callanetics pozwala na wizualne efekty ;)

Dzisiaj przyjeżdża moja bratowa. Jestem spięta :D Bo chce wziąć buty dla mojego brata i nie wiem czy chce wpaśc pogadać i posiedzieć, czy nie.. A my z bratową to raz się uwielbiamy, raz się nie znosimy, a teraz jest moment po naszych sprzeczkach wirtualnych, gdzie zdecydowanie czuję bardziej niechęć niż chęć zobaczenia się z nią (jeszcze mi nie przeszło :D). Także ogólnie można powiedzieć właśnie, że to dobry moment, że przyjeżdża, żeby znowu chęć wróciła, ale też w sumie nie wiem jakie ona ma nastawienie i tak mi głupio jakoś :P Bo że nam kłótliwe dni przejdą w końcu to jasne jak słońce, zawsze tak jest, tylko czy to już? :D

W ogóle mam taką zagwozdkę.
Cholernie podobają mi się takie spódnice, które chyba się jakoś w zeszłym roku zaczęły upowszechniać: taka krótka spódniczka a na to taka długa, pół-przezroczysta.. halka(?) - nie wiem jak to nazwać. Na pewno wiecie o co chodzi.
Tylko to, że mi sie podobają takie to trochę mało. Zastanawiam się czy ktoś w moim rozmiarze może je nosić. Oglądałam jakieś plus sizowe outfity, spotkałam się tylko z jednym z tą spódnicą i nie wyglądało to najlepiej, ale też babeczka miała inne proporcje niż ja, więc kurka nie wiem.

Tak wiem: idź Gosia i przymierz, przecież masz oczy :P
Pewnie, pójdę. Jak znajdę czas i ową kiecę :D
Ale co myślicie?

8 lutego 2014 , Komentarze (2)

No w końcu, przekroczyłam tę magiczną 20stkę :D
Fajnieeeee, normalnie wchodziłam na wagę z 20 razy po to, żeby móc patrzeć na ten wynik :D
No i znowu najniższy wynik mój jak dotąd na vitalii. I najniższy od lat. Jupiiii!!!

Zakwasy po Callaneticsie przyszły, na razie nie są jakieś ogromne, ale są (brzuch i ramiona). Wczoraj już nie ćwiczyłam, wyleciało mi z głowy bo się zajmowałam tym, czym akurat najmniej powinnam - wręcz w ogóle nie powinnam, a potem już było za późno, więc korzystając z wolnej soboty, która wolna być nie miała, jednak taką sobie zrobiłam - idę poćwiczyć.

Jeszcze 4 kg i wychodzę z II stopnia otyłości :)))
--
50 min z Callan

7 lutego 2014 , Skomentuj

Powiedziałabym, że waga ruszyła, ale doświadczenie ostatnich dni mnie uspokaja - może być znowu wahanie.
Zobaczymy, jutro mija tydzień, który zaczęłam z wagą 110.3. Zobaczymy ile się schudło.

Nocą wróciłam do Callaneticsu.
Po ostatnim czasie z Tiff jest duuuużo, duuużo prościej wykonywać niemalże wszystkie ćwiczenia. Ale wciąż jest na tyle niedobrze, że nie wiem czy którekolwiek poza rozgrzewką wykonuję prawidłowo (no, może to na biodra jestem przekonana, że jest ok).

Styczeń minął jak tydzień.
Tydzień lutego mija jak miesiąc.
Bardzo dobrze, nie lubię jak czas mi leci za szybko.
Im intensywniejsze dni tym wydają mi się dłuższe. To jest fajne. Nawet jeśli nie mogę doczekać się wakacji.
Jestem ciekawa jak bardzo będę mieć dzisiaj zakwasy, bo czuję napięcie w mięśniach brzucha. Mam nadzieję, że będzie się dało ćwiczyć wieczorem, póki jeszcze mam wysoką motywację.

6 lutego 2014 , Komentarze (1)

Nie chudnę.
Nie wiem o co kaman. Musiało być straszne wahanie wagi te parę dni temu, że 1 lutego pokazało 110.3 a potem już kilo więcej.
Kurka, przejmuję się taką drobnostką, bo to 111 to był próg mentalny, a najbliższy to 107, więc jak widzę 111 i więcej to mnie to drażni.

Mówię, że nie wiem co jest, bo dotąd jedząc tak jak jem ostatnio i ruszając tak jak się ruszam to się chudło.
Ale prawdą jest, że nie byłam i nie jestem wciąż na żadnej diecie odchudzającej. Jedyne co, to nauczyłam się jeść jak człowiek i całkiem możliwe, że waga po prostu już dotarła do tego punktu, w którym czas wprowadzić dietę.

Tylko trzeba by ją ustalić.

Pomysł jest taki, żeby wprowadzić konkretne modyfikacje tego, co jem teraz, bo to co jem jest dobre, jest zdrowe tylko ma parę minusów:
-jem za rzadko a przez to zdecydowanie za duże porcje
-nie jem regularnie, czasem posiłek zjadam po nocy
-czasem niepotrzebnie używam oleju, tam gdzie naprawdę go nie trzeba
-piję mnóstwo capuccino i (teraz dopiero to sobie uświadomiłam) ostatnio piłam też kakao, mleko z miodem, ogólnie weszły mi słodzone rzeczy - a po cholerę pić kalorie?
-jak nie jest tak że jem 3-2 posiłki dziennie a jestem w domu np. cały wieczór to potrafię jeść ciągle.. znaczy rozciągam jeden wielki posiłek na kilka godzin ciągłego dożerania np. podczas nauki

No więc zadaniem jest to skorygować.
Ustalam pory posiłków.
Ustalam ich ilość.
Nie podjadam.
Nie pijemy kalorii, ze słodzonych rezygnuję zupełnie, capuccino zastępuję bawarką.
Warzywa na parze także są smaczne, nie potrzebuję oleju.
Nie jem po 20 (albo 18stej, jeszcze muszę zobaczyć o której powinnam chodzić spać, żeby było sensownie, bo to też ostatnio czynię nieregularnie).
Czas posiłku jest czasem posiłku i wtedy się NIE uczę, NIE fejsuję, NIE czytam, NIE oglądam filmów i tak dalej..

No ale też widzę, że po prostu w związku z tym, że tyle zajęć ostatnio to czas mi wolniej leci, bo tak intensywnie (wczoraj byłam przekonana, że już powinien być piątek), a co za tym idzie - obserwacja zmiany wagi wygląda inaczej.

Także ustalenia są dobre, wprowadzić je trzeba. Czas najwyższy po roku :D
Ale też nie mogę szaleć na punkcie wagi, bo tu czas robi swoje :P

--
50 minut z Callan

4 lutego 2014 , Komentarze (2)

Jakiś czas temu, kiedy Agata wrzuciła foty z twarzą z przed i po utracie kilogramów byłam w szoku. Rozmyślałam. Przyszło mi do głowy, że to możliwe, że ja też mogę być laską. Zaczęłam sobie wyobrażać jak mogę wyglądać po schudnięciu.

Od wczoraj zaczęłam myśleć realnie - jak to zrobić? Jak to zrobić szybciej? Ile to jej zajęło? I wróciłam do tego posta z fotami i przeczytałam - 8 miesięcy. Łał.
Ale uwaga, cytuję: "LECZ taki efekt uzyskałam w 8 miesięcy jedynie dlatego że każdy dzień pod względem diety był idealny."
No i wtedy do mnie dotarło.

Jasne, że jak coś nie wyjdzie to zbierasz dupsko i lecisz dalej. Ale to nie z upadków bierze się sukces. Bierze się z pracy, z wytrwałości i konsekwencji.
Co więcej - nie tylko w odchudzaniu.

I teraz widzę jak na dłoni mój problem. Bo nie leży on w odchudzaniu. Leży w moim podejściu do życia, do siebie, do pracy, do wysiłku. Jestem typem, który całe życie unikał najmniejszego wysiłku. Zawsze robiłam tylko to, co było przyjemne. Więc jeśli w danym czasie nauka sprawiała mi przyjemność - miałam dobre oceny. Jeżeli nie - nie uczyłam się wcale. Jeżeli danego dnia sprzątanie sprawia mi przyjemność - mieszkam jak człowiek. Jeżeli nie - mieszkam w syfie, gdzie wszystko wala się wszędzie, jest brudno i wstyd kogokolwiek zaprosić.

Wyobraźcie sobie, że podczas całego mojego życia, pierwszy raz satysfakcję z wysiłku poczułam w zeszłym roku. Straszne, co?

Dlatego czasem zawalam dietę.
Dlatego ćwiczenia.
Dlatego studia.
Dlatego czasem rozsypują mi się relacje.
Dlatego mam niezadbane mieszkanie.
Mogłabym wymieniać w nieskończoność.

Jeszcze raz: problem nie leży w odchudzaniu. Problem nie leży w sprzątaniu. Problem nie leży w nauce.
Problem jest w mojej głowie, w moim nastawieniu i w moim lenistwie. Bo potrafię się poddać nawet tuż przed metą. Nawet jak ją widzę i wiem, że chwila i dobiegnę.

Za to właśnie za pomocą tych działań mogę problem pokonać.
I nawet słyszałam jak to zrobić.
Małe kroczki (ha, słowo klucz, co?).
Nie odkładać nic tylko dlatego, że mi się nie chce.
Jeżeli coś mi spadło na ziemię to podniosę od razu.
Jeżeli zdejmuję skarpetki w swoim pokoju to wstanę i zaniosę je do pralki/kosza na bieliznę.
Jeżeli doczytałam rozdział to odłożę książkę na półkę, a nie zostawię pod poduszką.
Jeżeli mam zajęcia to na nie pójdę.
Jeżeli postanowiłam zrobić 10 zadań ze statystyki to zrobię 10, a nie 9, 5, 1 czy żadnego.
Drobiazgi.

I tak samo z dietą. Jeżeli jestem na diecie to jestem. Jeżeli coś się w niej mieści to mogę to zjeść, jeżeli nie - TO PO PROSTU NIE!
Nie ma diety od jutra. Nie ma nieplanowanych wyskoków. Po prostu nie ma.

W tym roku skończę 23 lata. To niesamowicie frustrujące, że tyle mi zajęło, żeby dotrzeć do takich wniosków. A to na razie wnioski. Co z praktyką?
Zobaczymy.
Dzisiaj chcę. I chcę tak chcieć dzień po dniu.
A chcieć to móc - czyż nie?

3 lutego 2014 , Komentarze (1)

Waga rośnie, a ja ćwiczę.
Cóż za bezsens, zupełnie odwrotnie niż dotąd :P

Tęskniłam ostatnio za zakwasami, zastanawiałam się jak bardzo robię nie tak ćwiczenia skoro ich nie mam. No to się doprosiłam.

Ogłaszam po raz pierwszy w życiu zakwasy w mięśniach pleców (konkretnie tych przy kręgosłupie). No ja pierdziu :D

--
edit:

Ej, te miesnie plecow to mi sie w cholere zakwasily :< Bola przy kazdym ruchu. Strasznie podstepne te ćwiczenia, bo tam gdzie bym sie spodziewala zakwasów, bo mnie bolało przy ćwiczeniu to ich nie ma, a tam gdzie szalałam na lajcie to jest o tak :<<<<