Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Młoda mama na wychowawczym, która w końcu chce zrobić dla siebie coś dobrego i zając się swoim ciałem, bo po ciąży umysł doszedł do równowagi, a ciało niestety nie... Zdrowa dieta + cwiczenia = 10 kilo w dół? Jestem dobrej myśli!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24415
Komentarzy: 542
Założony: 2 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 15 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malykombinator

kobieta, 39 lat, Białystok

158 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

Wczoraj jednak "lekko" przesadziłam z bieganiem. Człowiek czasem chciałby więcej niż jest w zasięgu jego możliwości. Bolą mnie uda i łydki, w miejscach, które nie pamiętam żeby mnie kiedykolwiek bolały. Domyślam się że to dlatego że wcześniej nie były używane do tak intensywnego wysiłku. Chyba przydała by mi się niewielka rozgrzewka, możliwe że mięśnie potrzebują porządnego rozgrzania zanim dam im popalić. Z tego względu dziś nie biegam, dam mojemu ciału chwilę wytchnienia, niech się zregeneruje i tak nie boli, bo ciężko biec z uczuciem "ponaciągania".
Co do menu, to do tej pory było tylko śniadanie, czyli owsianka na mleku z migdałami i suszoną żurawiną, czyli jakieś 350 kalorii. A w ogóle, wiecie, że płatki owsiane to gatunek kaszy? Ja nie wiedziałam, dopiero Kasia z programu "Wiem co jem" mnie uświadomiła. Do tego jest to bardzo zdrowa kasza i należy do produktów, które podkręcają metabolizm. Najlepiej wybierac te górskie, bo są najzdrowsze i mają najwięcej cennych witamin i minerałów (błyskawiczne mniej). Wiecie co jeszcze świetnie podkręca metabolizm? Pewnie wiecie, że zielona herbata, grejpfrut, ale i migdały, przyprawy takie jak cynamon i curry, kawa i ostra papryka i ryby których dobry tłuszcz omega 3 spala inne tłuszcze. Już wiem dlaczego po kawie na czczo zawsze pierwsze co to wizyta w toalecie... ;p

Ps.Zważyłam się dzisiaj. Mimo trzymania diety (oprócz wczorajszego poluzowania), nie jedzenia po 18 i codziennych już ćwiczeń waga nie spada. Czy któraś z Was może podać jakiś powód, dla którego waga stoi w miejscu? Oczywiście centymetry lecą, więc motywację mam, ale dziwi mnie że na wadze nic nie widać, skoro ubrania zrobiły się większe i wizualnie jestem coraz bliżej celu... so weird :|

27 kwietnia 2013 , Komentarze (2)

Właśnie wróciłam z trasy ;) 70 min biegania/szybkiego chodu. Nie dam rady jeszcze przebiec całego dystansu, nie mam takiej formy, ale przez te 5 wieczorów na randce z chodnikiem drgnęła mi kondycja i to całkiem znacznie. Dzisiaj grubo ponad 8000 kroków (tylko przez tą godzinę) i prawie 5 km, chodź wydaje mi się że było więcej. Mam nowy sprzęt do biegania, może jeszcze nie umiem go dobrze nastawić i coś źle liczył..? Mąż mi dziś kupił w prezencie w Media Markt, Mp3 nakłada się na ramię i zapina na rzep, a słuchawki mają takie śmieszne nakładki na uszy. Na razie testuję, napiszę później czy gra warta świeczki (koszt jakieś 120zł).
Tak sobie dziś myślałam biegnąc, że to przecież najprostsza forma ruchu, a wiele osób boi się zacząć.. A przecież z bieganiem nie ma dużo zachodu, nie trzeba specjalnych przygotowań, sprzętu, wystarczą dobre buty i wygodne ubranie. Biegać można w każdym wieku po każdym terenie, Miejsce zawsze się znajdzie, czas też, tylko czy chęci się znajdą to już nasza wola. Każdorazowe wyjście na siłownie to była jakaś 3-godzinna wyprawa. Cwiczenia z Ewą są fajne, ale trzeba włączyc komputer, położyc matę, byc cicho (bo cwiczę jak moje dziecko ma drzemkę), a i przyjemnośc nie ta sama bo brak świeżego powietrza, w domu jakoś nienaturalnie przychodzi intensywny ruch... Wiecie co mi się tak spodobało w bieganiu? Obserwacja swojego ciała i przesuwanie punktu swojej wytrzymałości. Fajnie jest widzieć jak moje ciało staje się coraz bardziej wytrzymałe, nawet te bóle mięśni i ścięgien nie są jakoś specjalnie nieprzyjemne. Uświadamiają mi że coś ze sobą robię i chyba całkiem intensywnie, jeśli boli. Przez ostatnie 6 dni 5 wieczorów spędziłam na dworze biegając, a to chyba najlepiej świadczy o tym, że bieganie wciąga, bo o uzależnieniu chyba jeszcze za wcześnie mówić. Endorfiny jakieś czy co ;)
A dziś sobie z mężem pofolgowaliśmy... Na śniadanie wizyta w Subway'u - kanapka śniadaniowa z jajecznicą i bekonem -...grzech 1. Potem zakupy i jakieś 2-godzinne buszowanie po galerii handlowej... nową bluzę do biegania mi się dostało :) Później grejpfrut na II śniadanie. Na obiad pizza własnej roboty z szynką i ananasem i niewielką porcją żółtego sera na pełnoziarnistym spodzie. Podwieczorek - kilka biszkoptów i kawa z mlekiem. Chyba przesadziłam z tym jedzeniem dzisiaj, bo brzuch mnie aż rozbolał. Ale po bieganiu trochę przeszło i może nieco się metabolizm podkręcił, bo już mi dużo lepiej. A jak u Was z aktywnością fizyczną, spędzacie trochę czasu na świeżym powietrzu?
Biegać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej... ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi... ;p

25 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Wyszłam z domu o 20.40 i właśnie wróciłam, jest 22.10.. Pobiegłam prawie 5 km do mojej mamy (do mamusi a jak ;)) a z powrotem wróciłam rowerem, bo łydki mi odmówiły posłuszeństwa :/ Przewiało mnie porządnie, mózg się przewietrzył i się porządnie dotleniłam. W moim mieście o 22 na ulicach pustki, czasami można spotkać kulawego biegacza albo kogoś pędzącego rowerem po dróżce rowerowej. O tej porze widać kto biega dla lansu a kto po prostu lubi :) Żadnych różowych bluzeczek i końskich ogonów blond. Beautiful. Minęłam też kilka zakochanych par, przypomniało mi się jak kiedyś chodziłam na takie spacery z chłopakami.. refleksyjny wieczór, oj tak.
Już mi lepiej. Życzę Wam spokojnego wieczoru dziewczyny :*

25 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

Nie mam dziś na nic ochoty... ostatnio też nie mam ochoty wymyślać zdrowych posiłków, a to już nie jest ok. Wolę nie zjeść nic, a to jeszcze gorzej.
Szczerze Wam powiem, że bycie mamą, w dodatku na urlopie wychowawczym bardzo męczy psychicznie i fizycznie. Broń boże się nie skarżę, o nie. Ja nigdy nie narzekam, nie zwierzam się ani nie biadolę. Uważam że każdy ma dość swoich problemów żeby jeszcze wysłuchiwać moich. A tu mogę, bo w przecież nikogo nie zmuszam do czytania, prawda? Z resztą...w końcu wiedziałam na co się piszę zakładając rodzinę...właśnie, czy na prawdę wiedziałam..?
Czasem myślę że życie jest o wiele prostsze kiedy się nie ma dzieci. Obowiązki ograniczają się do dbania o siebie samego i chodzenia do pracy. Życie płynie inaczej, łączy się z przyjemnościami życia w stadzie, ze spotkaniami w klubach, polega na ciągłym myśleniu o sobie i swoich potrzebach. Nawet nie wiecie, jaki to komfort móc rano wyszykować się do pracy, wyjść nie myśląc o nikim więcej i wrócić po 8-u godzinach, ugotować obiad i usiąść wygodnie na kanapie przed telewizorem, wyluzować się, w spokoju odpocząć, czy chociażby cały wieczór kochać się ze swoim mężczyzną. Nikt nie płacze, nie wymaga ciągłej uwagi, nie przysparza trosk i nie ogranicza. A teraz po prostu nie mam na nic siły, nie mówiąc już o kilku godzinach seksu.. To straszne, jak dzieci wysysają z nas energię. Przepraszam, ze mnie, bo nie mogę przecież uogólniać w ten sposób, Na pewno są kobiety, które idealnie odnajdują się w tej roli. Ale to nie ja. Mam wrażenie że to bycie na diecie i samo postawienie sobie celu "chcę byc idealna" to substytut czegoś, co odeszło bezpowrotnie po urodzeniu mojej córeczki. To jakby namiastka wolności, której już nie odzyskam. Bycie mamą wcale nie jest łatwe, jest za to sumą poświęceń, frustracji, to nauka pokory i cierpliwości, zobowiązanie do końca życia. Wcale nie uważam że z chwilą pojawienia się mojej córki coś się zaczęło, raczej czuję że coś się skończyło i już nigdy nie wróci... Do tego w moim przypadku jest tak, że mimo pozornie szczęśliwego małżeństwa czuję się samotną matką. I myślę że jest wiele kobiet które są w podobnej sytuacji i czują podobnie jak ja. Cała odpowiedzialność spoczywa na moich ramionach, to ja jestem z dzieckiem całymi dniami, a nawet w weekendy, to ja wstaję do niego w nocy i to ja je tulę kiedy płacze. Mówię Wam, bycie mamą nie jest łatwe... oj nie... a bycie mamą na diecie to podwójny ciężar, nie wiem czy nie ponad moje siły...

23 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

Słowa w tytule nie moje, a Ewy Chodakowskiej, ciągle mam je gdzieś z tyłu głowy kiedy każdego ranka wchodzę na wagę. Zbyt często się ważę i ciągle patrzę na nieodpowiednie cyferki... a w międzyczasie w obwodach (po 3ech tyg diety) straciłam razem ponad 20 cm... Tymczasem na wadze poleciało marne 2 kg z kawałkiem... jak to tak to? :| Może taki mały spadek wagi powoduje nagromadzona woda, a może nadal za dużo jem ? Ktoś mądry?
Menu na dziś:
śniadanie: 3 małe kanapeczki ze swojskim chlebkiem który wczoraj zrobiłam klik 
II śniadanie: pół wędzonej makreli, garść pestek dyni, wpadła też gałeczka lodów...
obiad: 4 domowe pierogi z mięsem + 4 korniszonki
I to tyle... wieczorem biegałam dzielnie przez 40 minut, później jeszcze wychylyly my z mężem po szklance piwka. Podobno lepiej nawadnia niż woda i ja w to wierzę ;)
Dziś upiekłam bułeczki ze słonecznikiem, śliiiczne wyszły :) a jakie zdrowe ajajaj!

No to jak to jest, wierzyć wadze czy centymetrom?


22 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

Właśnie się upiekł :) W domu pachnie jak w piekarni mmm... pyszny, ziołowy z chrupiącą skórką, na drożdżach z mąką pełnoziarnistą czyli samo zdrowie. A jaki będzie to zobaczymy, na razie stygnie spokojnie w piekarniku.
Przepis, jak zwykle ze strony http://dietetycznie-w-kuchni.blogspot.com/2013/03/chlebek-zioowy-z-kminkiem.html . Pomyślałam że zamiast kupować w sklepie bułki niby "fitness" albo ciemny chleb, w którym do końca nie wiem co jest, a daje go też swojemu dziecku, lepiej zrobić samemu i być pewnym jego wartości. Do tego wychodzi taniej, pytanie dlaczego dopiero teraz wpadłam na ten genialny pomysł, no niby taka inteligentna, a tu patrz.
Noi tak się kończy mój ostatni dzień trzeciego tygodnia diety. Menu na dzisiaj dość skromne, jakoś się tak złożyło że zjadłam tylko 3 posiłki, na śniadanie płatki owsiane, na II śniadanie grejpfrut i jogurt owocowy, a na obiad zapiekana kasza gryczana z kurczakiem, pieczarkami, cukinią i serem mozarella light.

Kocham jeść i nie wstydzę się tego. Na diecie jest mi ciężko odmawiać sobie przyjemności, do czego też się przyznaję, ale staram się umilać sobie fit-posiłki jak tylko się da i używać produktów które mi smakują. Wg mnie urozmaicanie sobie menu podczas odchudzania jest bardzo ważne, dzięki temu nie odczuwamy aż tak bardzo braku naszych niegdyś ulubionych potraw i dieta nie taka straszna jak ją malują :) dobrej nocy Wam życzę, a ja udam się do kuchni spróbować choć kawałeczek swojego pierwszego ciepłego chlebka własnego wypieku :)

22 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

Wczorajszy dzień był dniem otwarcia sezonu grillowania i sezonu biegania. Wieczorem, gdy już wszystko zostało zjedzone, goście pożegnani a dziecko już smacznie spało wskoczyłam w dres, buty do biegania i wyszłam z domu... to był mój pierwszy raz od wielu lat. Szczerze mówiąc nie liczyłam na wiele, myślałam że to się nie uda i że jestem za słaba na ten sport. Kiedyś gdy próbowałam biegać szybko dałam sobie spokój bo zadyszka łapała mnie co jakieś 100m... żenua.
Jakież było moje zdziwienie gdy tak biegłam, biegłam i pobiegłam jakieś... 3km bez przystanku :) Dopiero po takim dystansie zatrzymałam się zaczerpnąć tchu. Może fakt, że było z górki popychał mnie do przodu, a może nie, nie wiem. Ale wiem że to było cudowne i chcę to znów powtórzyć tak szybko jak się da. Siłownia, aerobik i skalpel musiały mi tak poprawić kondycję, nie wiem czy kiedykolwiek byłam w lepszej.
Ktoś jest zdania że bieganie uzależnia? Ja jeszcze nie wiem, ale na pewno mi się spodobało. Biegałam tak 40 minut, nie wiem, nie za dużo nie za mało? Jakby ktoś miał jakieś doświadczenie w tym temacie to proszę piszcie w komentarzach co i jak najlepiej działa :) Jeśli to faktycznie mnie wciągnie, to już oglądałam na allegro sprzęt do słuchania muzyki na ramię i specjalne słuchawki. Wczoraj miałam zwykłe i ciągle wypadały mi z uszu, mimo że miałam na głowie bandamkę. Następnym razem (może już dziś?) założę swój super hiper wypasiony zegarek i pas do mierzenia tętna, dystansu itd. Zobaczymy ile kalorii spalę w ciągu tych 45-u minut, obwieszczę Wam zapewne co i jak po następnym bieganiu.
Aaaaa i zrobiłam sobie zdjęcie...

hehe :) miłego dnia koksy! :)

20 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

Dzisiaj z mężem poluźniliśmy nieco gumki w gaciach i zrobiliśmy sobie dzień rozpusty. Bejbe sprzedaliśmy do mojej mamy, a sami pojechaliśmy do nowo otwartej pizzerii Dominium do galerii Białej. Ja zamówiłam sałatkę z grillowanym kurczakiem, ale żeby nie było za zdrowo to do tego jeszcze włoski chlebek foccacia :) Mąż pizze ofcors, bo on to jest najprawdziwszy człowiek-pizza (sam tak siebie nazywa) i odkąd jest ze mną na diecie to śniła mu się po nocach taka serowa i pachnąca. Najedliśmy się do syta pierwszy raz od dobrych 2-3ech tygodni i usytasy... usatysfakcjonowani poszliśmy jeszcze na małe zakupy. Mąż ma pojutrze urodziny, a w związku z tym że mamusia dała mu pieniążki na jakąś zabawkę ;) kupił sobie dżiny. Ja nie kupiłam nic i sama jestem zaskoczona, że nawet nie miałam za to focha na wyjściu :P jeszcze mojej córci wpadły 2 pary ślicznych body z 5-10-15. Z niej to jest strojnisia że fiu fiu ;)
Jako że dziś dzień rozpusty, kupiliśmy jeszcze lody Grycan dla mnie i CarteDor dla męża. Moje o smaku kokosowym i truflowym. Michał oczywiście o smaku muffinów, bo to jego ulubione. W chwili obecnej oglądamy Jasia Fasole i popijamy piwko z sokiem, całkowity chillout ;) Dziecko śpi, cisza, spokój, sobota, czego chcieć więcej?:) A jeszcze przed nami cały wieczór, może będzie okazja spalić choć część naszych grzeszków ;)

życzę Wam leniwej soboty w luźnych gatkach ;):*

19 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

W poprzednim wpisie obiecałam Wam że będzie słówko o moim dzisiejszym obiedzie, który stał się kolacją, czyli o fritaccie. Dla tych co nie wiedzą (ja wiem od wczoraj, mądrala) to pieczona w piekarniku mieszanka jajeczno-warzywna z dodatkami jakie kto lubi, bez grama mąki czy tłuszczu czyli idealna dla dbających o linię. Taki fit obiad możemy sobie zrobić z kurczakiem, pomidorami, serami czy czymkolwiek akurat mamy w lodówce. Może to też być pożywna kolacja - jak u mnie dzisiaj. Chociaż wcześniej zarzekałam się że na kolację to już tylko biały ser to nie wytrzymałam długo tej nudy...
Mój przepis pochodzi ze świetnego bloga kulinarnego http://dietetycznie-w-kuchni.blogspot.com/ , z tą różnicą że zmodyfikowałam nieco przepis "pod swoją lodówke" i używając swoich ulubionych przypraw. Tak jak mówiłam, możecie do niej wrzucić cokolwiek lubicie czy macie akurat w domu (ale żywieniowe, z cegłą czy żarówką może nie wyjść..)
Ja dodałam zamiast kalafiora brokuł, do tego cebulę i majeranek, a zamiast przecieru użyłam ulubionego ketchupu. Oprócz tego mamy tu też jajka, serek wiejski, otręby owsiane i czosnek. Fajna rzecz - można jeść jak pizze po wyjęciu z naczynia i pokrojeniu na 4 części :) chociaż smakuje inaczej to mi ten smak bardzo odpowiada, polecam spróbować! :)


19 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

dzień 18.
Waga dziś rano pokazała 66,1 kg. Nie mogę się oprzec zważeniu się codziennie, ale informuję Was rzadziej bo kolejne gramy nie spadają tak szybko jak bym chciała. Człowiek chciałby wyników swojej ciężkiej pracy od razu, a w odchudzaniu często nie jest tak łatwo...jeśli pracowało się na swoje fałdki latami to niby dlaczego miały by zniknąć po paru tygodniach? Mimo to spadło mi już 2 kg (a nawet więcej jeśli liczyć to co przytyłam w Wielkanoc) i widzę pozytywne zmiany odchudzania.
Jeśli chodzi o dietę to skoki w bok zdarzają się bardzo sporadycznie lub w ogóle. Jem 5 posiłków dziennie, są zdrowe i niskokaloryczne (w większości), nie ma podjadania ani jedzenia obfitych posiłków po 18. Przyznam się że wczoraj zjadłam lody.... ale był to pierwszy raz od wielu dni jeśli chodzi o słodycze. Poza tym robiłam wczoraj Skalpel więc powinno się wyrównac ;)
Moim jedynym uzależnieniem, z którego nie dam rady zrezygnowac jest kawa.

Piję jakieś 2-3 kubki dziennie z mlekiem i stevią. Wieczorem już tylko zieloną herbatę, ale w ciągu dnia kawa jest moim rytuałem, którym sobie rekompensuję brak innych przyjemności żywieniowych i nie tylko. Myślicie że to bardzo źle dla mojej diety?
Piję kawę tzw. sypaną, czyli naturalną, która podobno jest o wiele bardziej wartościowa niż rozpuszczalna, która z kolei jest raczej produktem ubocznym w procesie produkcji prawdziwej kawy... Nie wiem, myślicie że ma to jakies znaczenie kiedy jest się na diecie? Pytam bo waga leci mi teraz na prawdę powoli i trochę się niecierpliwię już...
Wczorajsze menu to w skrócie:
śniadanie 2 jajka na miękko + 1 bułka pełnoziarnista + pomidor + kawa
II śniadanie: jogurt brzoskwiniowy własnej roboty + grejpfrut

jogurt zrobiłam z activii z dodatkiem stevii, migdałów, suszonej żurawiny i 2óch połówek brzoskwini, spróbujcie - to pyszny deser ;)
obiad: 1 tortilla własnej roboty z kurczakiem i warzywami z sosem czosnkowym na bazie jogurtu
podwieczorek: 2 wafelki podpłomyki bez cukru + pomarańcza i 1/2 banana
kolacja: 3 małe gałeczki lodów z Biedronki :P
Na hasło "lody" pewnie wszyscy pomyśleli od razu "o nie! jak to! na diecie nie wolno lodów!" ale ostatnio oglądałam jakiś program o zdrowym żywieniu i mówili tam że nie duża porcja bez dodatków typu kolorowe posypki czekolada itd ma niewiele więcej kalorii niż jogurt owocowy więc poczułam się usprawiedliwiona i się skusiłam...
Moje dzisiejsze menu to:
śniadanie: 2 kanapki ze swojską szyneczką, sałatą, pomidorem i szczypiorkiem + kawa

II śniadanie: gruszka + II wafelki podpłomyki
na obiad mam zamiar zrobić fritatę z warzywami...po raz 1 w życiu, jak wyjdzie to się pochwalę, jak nie to przemilczę...
reszta jest jeszcze dla mnie samej tajemnicą, postaram się później dopisać.
Ps.Mąż odkurzył wczoraj mój rower i planujemy zakup krzesełka dla naszego bejbi, z którym lada dzień zacznę jeździć na wycieczki... tylko czekam na pogodę  - dziś zimno i pada. Pozdrawiam Was i życzę zdrówka :)