Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Młoda mama na wychowawczym, która w końcu chce zrobić dla siebie coś dobrego i zając się swoim ciałem, bo po ciąży umysł doszedł do równowagi, a ciało niestety nie... Zdrowa dieta + cwiczenia = 10 kilo w dół? Jestem dobrej myśli!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24429
Komentarzy: 542
Założony: 2 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 15 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malykombinator

kobieta, 39 lat, Białystok

158 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Od dawna wiadomo, że zdrowa dieta bogata w owoce i warzywa bardzo ułatwia zrzucenie zbędnych kilogramów, daje jakieś 70-80 % efektu. Jeśli jest połączona z aktywnością fizyczną, to już w ogóle prędzej czy później efekt musi byc. Ale jest jeden owoc, który intrygował mnie od dawna, bo działa tak samo albo i lepiej niż większość tabletek wspomagających odchudzanie. Pewnie większośc z Was wie o dobroczynnym odchudzającym wpływie grejpfruta. Jest to potwierdzone wieloma badaniami także informacja jak najbardziej pewna :) To cudowny owoc, ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie, oczyszcza organizm, działa świetnie na cerę, działa przeciwgrzybiczo i przeciwzapalnie, przyspiesza metabolizm a nawet jest stosowany w terapiach przeciwrakowych. Ma także niski indeks glikemiczny – po jego zjedzeniu cukier jest stopniowo wchłaniany przez organizm, przez co dłużej będziemy czuć się nasyceni i unikniemy napadów głodu.  Jednocześnie grejpfrut stabilizuje poziom glukozy, co zapobiega zamienianiu jej nadmiaru w tłuszcz. Podobno żeby dieta odchudzająca była skuteczniejsza dobrze jest zjadac pół grejpfruta przed każdym posiłkiem. A jeden owoc zaspokaja naszą dzienną dawkę witaminy C!! Ma też wiele innych witamin, witaminy z grupy B, witamina E oraz P.

Kiedyś ich nie lubiłam, bo są dość cierpkie i kwaśne, ale można się przekonać, serio. Zawsze byłam zwolennikiem zdrowego żywienia i unikam przyjmowania tabletek jeśli tylko się da. Jeśli greipfruty rzeczywiście mają tak wszechstronne działanie na nasz organizm, a w dodatku dzięki nim szybciej się chudnie to ja w to wchodzę! Zatem biegiem do warzywniaka!
Smacznego :)

17 kwietnia 2013 , Komentarze (12)

Brzuch mnie dziś boli :( Objawy jakby zatrucie pokarmowe, ale nie było czym się zatruć... herbatka miętowa dziś głównie w menu i wafelki lekkostrawne tzw. podpłomyki. Jeden ma 38 kalorii a jest wielki jak moja głowa, cud normalnie!
Całe dzisiejsze menu:
śniadanie - owsianka z migdałami i suszonymi owocami
II śniadanie - kawa + parę podpłomyków
obiad... nic, bo bolało...
później trochę sałatki z tuńczyka z jogurtem
i dalej herbatka, herbatka, herbatka... nie sądzę żebym jeszcze dziś coś więcej zjadła.
Przy okazji, to moje ulubione herbaty zielone:

Teekanne z opuncją figową i zielona z miętą z Rossmana (ich herbaty rządzą!)
Zielone lubię najbardziej, czerwona zajeżdża mi sianem, a biała jest jakby trochę bez smaku, zbyt delikatna. Ta Teekanne to zdecydowanie mój faworyt, the best of the best ze wszystkich herbat ever.
Na diecie jak wiadomo wszyscy wsuwają kurczaka, także kokokokolejny mój debeściak, którym posypuję piersi przed ich usmażeniem na patelni grillowej lub
ugotowaniem na parze:

Czyli FitUp Knorra z kombinacją przypraw które najbardziej odpowiadają mojemu wyszukanemu podniebieniu ;) - plus błonnik i majeranek. Polecam :)
I na koniec coś co oszukuje moje kubki smakowe i sprawia że kawa, twarożek i owsianka są o niebo smaczniejsze z niż bez:

Stevia - słodzik uzyskiwany z przetworzenia listków Stevii, czyli coś jak aspartam ale naturalny i nie podejrzewany o działanie rakotwórcze. Smakuje też lepiej, nie ma tego gorzkiego posmaku. Używam go do słodzenia wszystkiego, co normalnie słodziła bym cukrem, czyli kawy, twarogu, deserów na bazie jogurtu, owsianki (lubię słodką) i wielu wielu innych rzeczy. Nic nie poradzę - lubię słodkie..
A co Wam smakuje na diecie?

15 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

2 tygodnie diety za mną :) Muszę powiedziec że na prawdę się zawzięłam i wcale nie było mi tak ciężko przez ten czas. Parę razy walczyłam ze sobą, ale zdrowe nawyki powoli zaczynają wchodzic mi w krew i już nie muszę się tak mocno kontrolowac. Oto moje dzisiejsze najważniejsze posiłki:
1. Śniadanie - owsianka z bananem i bakaliami
+ 2 kanapki z chlebkiem z Lidla takim trójkątnym z ziarnami ;)
2. Podwieczorek pół banana
3. Obiad - pierś kurczaka z grilla + ryż + kapusta kiszona

4. Podwieczorek - kawa + garśc bakalii
5. W sumie nic... nie byłam głodna.
Były też cwiczenia z Ewą, ostatnio nie bardzo miałam czas i ochotę i zaniedbałam przez 2 dni.. miałam wyrzuty sumienia i dziś dałam z siebie wszystko. Spociłam się jak pedofil w disnaylandzie...
Waga pokazuje już jakieś 66kg, a ja czuję się po tych dwóch tygodniach o nieeebooo lepiej. Spadło po parę cm tu i ówdzie i już serio widac pierwsze efekty, które dodatkowo dają mi porcję motywacji do dalszych wysiłków.
Robię teraz dodatkowo przysiady które rzeźbią poślady ;) codziennie o 5 więcej.
Nie mogę doczekac się prawdziwej wiosny, żeby wsiąśc na rower...
Jak tak dalej pójdzie to do lata będę lachonem jakich mało ;)

Aaaaa... a tu mój nowy kubeczek do kawy wraz z którymś z kolei śniadaniem :P mąż mi kupił w Home&You, taki drobiazg a jak mnie cieszy to szok :)


ciao! :)))))

14 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Czas jest moim sprzymierzeńcem w chudnięciu. Tygodnie mijają wbrew pozorom bardzo szybko, chociaż na początku wydaje się że zanim osiągniemy idealną wagę miną wieki... Ale to nie prawda, dni mijają jak szalone i wbrew pozorom nie stajemy się starsi - każdy dzień zdrowego aktywnego życia odmładza nas lepiej niż niejeden krem przeciwzmarszczkowy. Organizm się oczyszcza, maszyna zaczyna lepiej i wydajniej pracować a cwiczenia fizyczne dają nam prawdziwego kopa!
Na fb nowa akcja - miesiąc robienia przysiadów = piękna pupa - codziennie przez miesiąc robimy przysiady zaczynając od 50-u aż do 250-u pod koniec wyzwania. Chyba się skuszę.. plus Ewka oczywiście.
Wczoraj wyszłam ze znajomymi do klubu i wypiłam parę kieliszków wódki. Może 5-6, ale przez dietę alkohol wsiąkł we mnie jak w gąbkę i bardzo szybko poczułam się pijana. Na szczęście do tego piłam tylko niegazowaną wodę z cytryną co mnie uratowało przed utonięciem... Wiem że alko nie jest wskazany na diecie, a tak serio to w ogóle nie powinnam patrzeć w jego stronę. Ale to była wyjątkowa okazja. Uwierzcie mi, na prawdę wyjątkowa... i szybko się nie powtórzy.
Musicie mi wybaczyć mój nieskładny styl pisania dzisiaj. Jestem jeszcze lekko rozmiękczona po wczorajszych przygodach i nie myślę jeszcze do końca trzeźwo.
Co do diety, dziś na śniadanie 2 kanapeczki z łososiem, pomidorem i szczypiorkiem i kawa. Na drugie śniadanie planuję owsiankę a na obiad jedziemy do mojej mamy. Będą schabowe, a ja zamówiłam gałeczki.
2 tygodnie za mną...

12 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Hej hej, pewnie już myślałyście że skończył mi się zapał do pisania, a jednak NIE :) Ostatnio miałam jakieś gorsze dni, na nic nie miałam ochoty a na twarzy wyskoczyło mi 15 pryszczy. Czyli wiadomo - okres ;) Możecie sie przygotowac że kilka dni w miesiącu nie będę pisac bo po prostu jedyne o czym wtedy myślę to z jakiego powodu by tu się rozpłakac i o co by męża ochrzanić. Napięcie przedmiesiączkowe powinno się nazywać przedmiesiączkowym podkur***iem, albo delikatniej przedmiesiączkowym fochem.
Ale do rzeczy, bo pewnie najbardziej Was interesują postępy w diecie. Jak wiecie, bez dietki nie ma sylwetki, w związku z tym że ciągle sobie to powtarzam, nie złamałam się ani razu od rozpoczęcia diety. Jem regularnie co 2-3 godziny, same zdrowe oczywiście rzeczy, nie podjadam i cwiczę z Ewką. Co drugi dzień 45 minut naje***ki, muszę Wam powiedziec że jak robię wszystkie te cwiczenia to czuję ze żyję hehe. Czuję mięśnie, których wcześniej zdawało by się nigdy nie używałam, bo boli mnie co raz to w jakimś nowym miejscu. Ale za każdym razem (mimo że chcę rezygnowac w trakcie jakieś 125 razy) daje radę do końca. Jest rzeźnia, mówie Wam. A mądralińskie dziewczyny, które ćwiczą juz od lat przechwalają się, że to dla nich jak lekka rozgrzewka i mogą w tym samym czasie jesc bułke i czytac Cosmopolitan. Ja też tak będę, tylko że za parę miesięcy jak dojdę do formy. Poleciało mi parę cm z obwodu, najwięcej z ramion i ud niestety, w brzuchu może 1-2 cm. Ale przygotowałam się juz na to że te partie ciała są najbardziej oporne w chudnięciu więc uzbrajam się w cierpliwośc i szukam nowych butów do biegania...
http://allegro.pl/buty-reebok-easytone-plus-vive-r-37-super-cena-i3114848269.html co myślicie o tych? Może takie odblaskowe to nie najlepszy pomysł, ale pomyślałam że zaszaleję a co! Jak już kupowac takie wypasione to niech dają neonem po oczach i inne biegaczki na osiedlu niech zazdraszczają! ;)
Także wracam do Was z nową dawką energii i będę informowac na bieżąco. Postanowiłam ze zważę się dopiero w poniedziałek jak minie pełne 2 tyg dietki.
Dziś w menu:
śniadanie: sałatka z brokuła, papryki czerwonej z fetą, prażonym słonecznikiem i jogurtem greckim + bułeczka fitness
2 śniadanie: serek wiejski + banan
obiad: waham się między chilli z indyka a pieczonym udkiem kurczaka z sałatką...
podwieczorek: pieczona brzoskwinia z musli
kolacja: pewnie pół kostki białego chudego sera ;)

...jakby co może jeszcze zajrzę tu wieczorem...no, a Wam jak idzie? piszcie piszcie!:)

9 kwietnia 2013 , Komentarze (2)

Nie minął dzień jak się jarałam wiosną i wyznawalam miłośc ptaszkom i muchom, a dzisiaj dopadła mnie jakaś chandra czy jak kto woli obniżenie nastroju. Okres dziś dostałam, może to to? Z drugiej strony nie można obwiniac matki natury o babskie fanaberie i fochy. W końcu te parę dni w miesiącu mają służyć wyższemu celowi, wytrącanie z równowagi siebie i wszystkich na około (szczególnie naszych facetów) to skutek uboczny tej przyjemności.. z resztą, jakich facetów? dzisiaj to samców bardziej. Ptaki to wredne ptaszyska a muchy dobrze że dziś przede mną spier***ą bo bym zatłukła bez mrugnienia okiem! No o co chodzi... Idę se Skalpel zrobię bo normalnie zaraz wyjdę z siebie i stanę obok :/

Ps.Pisałam wcześniej że zrobię sobie zapiekaną kaszę jaglaną na II śniadanie, noi zrobiłam... pobojowisko w kuchni. Jak wyjmowałam naczynie z piekarnika za mocno pociągnęłam za blachę i wszystko się wyje***ło na podłogę, wszędzie pełno szkła i gorącej kaszy. No to żem sie najadła, dzisiejszy dzień to jakiś kaszmar, serio serio.

Mam nadzieję że chociaż u Was dziś spokojnie, buźka:*

9 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

Dzisiejszy dzień zaczęłam od zważenia się. Jestem pod wrażeniem swoich postępów, dieta na prawdę działa :) A skoro wyniki widać już po tygodniu zmian to znaczy, że wcześniej nieźle się obżerałam...
Na śniadanie zjadłam 2 kanapki: pełnoziarnista bułeczka, troszkę masła, 2 plasterki polędwicy sopockiej, resztka wczorajszej sałatki z tuńczyka + kilka plasterków ogórka, do tego jak zwykle kawa i pół banana (drugie pół moje bejbe;). Zrobiłam Wam zdjęcie ale nie mogę go wgrac, w ogóle ostatnio zdjęcia nie chcą mi się wgrywac na tą stronkę i nie wiem co jest :/
Zaraz idę zrobic sobie podwiedzorek - kaszę jaglaną z piekarnika z jabłkiem. Przepis wzięłam z mojej ulubionej stronki z dietetycznymi przepisami:
http://dietetycznie-w-kuchni.blogspot.com/2012/11/pieczona-jaglanka-z-kokosem-i-jabkiem.html

Na obiad planuję fritatę z cukinią i sałatkę z rukolą i fetą. Ale jeszcze później napiszę co i jak.
Dostałam dziś okres i boli mnie brzuch... dziś wypada dzień Skalpela, ale coś się nie czuję na siłach... może do wieczora przejdzie to zrobię.
Dzisiaj waga pokazała 66,7 kg :) Czyli poleciało 1,3 kg. Nieźle, jak na 7 dni diety, podczas której w ogóle nie chodziłam głodna, prawda?:)

8 kwietnia 2013 , Komentarze (2)

Jak wiecie, jesteśmy tym, co jemy, w myśl tej zasady ja jestem od paru dni rybą, sałatą i serem białym, czasem też owsianką. Nie wiem, czy to efekt placebo, czy faktycznie to działanie diety, ale mam wrażenie, że zdrowe odżywianie zdecydowanie mi służy. Przestałam miec problem z uczuciem ciężkości w brzuchu i czuję się zdecydowanie lżej. Nic mnie nie boli, nie czuję skurczów, kłucia ani nic w tym stylu. Wcześniej takie dolegliwości miałam praktycznie codziennie i myślałam że to normalne. Zmiana jadłospisu jak na razie ma same pozytywne strony, muszę to przyznać. To pozytywne nastawienie ma też na pewno związek z pogodą.. Świeci słońce, nareszcie! Kocham słońce! Kocham ptaszki i nawet wiosenne muchy!
Do tego mamy poniedziałek - mój ulubiony dzień tygodnia ;)
Czekam aż moje dziecię zakończy swoją 3-godzinną drzemkę i idziemy na spacer pooglądac topniejący śnieg, pierwsze zielone trawki i... kupy na trawnikach. Eeee tam, udam że ich tam nie ma, poza tym Ola jeszcze nie wie, co to.
Na liście zakupów w drodze ze spaceru mam maślankę, banany, trochę warzyw i ciemne pieczywo do kanapeczki.
Ha! i wiecie co? Mój mąż sie na mnie napatrzył i zmotywował się do powrotu na siłownię i będzie przestrzegał diety razem ze mną. Czyż może być piękniej?:) Do lata planujemy wyglądać jak para greckich bogów ;) Razem łatwiej, to teraz już nie mam żadnych wątpliwości :)

7 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

Wydawało by się że weekend kochają wszyscy, a jednak nie... szczególnie jeśli chodzi o miesiące zimowe. Sobotę jeszcze jakoś przeżyję, ale niedziela to w zimnych miesiącach jakaś katorga... Nie wiem do końca dlaczego, ale ten dzień zawsze kojarzył mi się z nudą i nakazem chodzenia do kościoła. Tego drugiego już nie praktykuję od dawna, ale niechęć pozostała, przypominają mi o tym coniedzielne pielgrzymki pod moim oknem do kościoła i z powrotem. Do tego dochodzi myśl że jutro zaczyna się kolejny tydzień i trzeba iść do pracy, szkoły itd.
Właśnie jem serek wiejski na kolację, wcześniej był obiad u mamy i sałatka z rukolą i tuńczykiem na podwieczorek. U mamy nie skubnęłam ani kawałka ciasta, jak dla mnie...
JESTEM BOGIEM...

7 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Muszę Wam powiedzieć że idzie mi na prawdę świetnie i takie zdecydowane podejście do tematu na prawdę dużo daje, zero ściemy, zero "a może tylko kawałeczek" , ani jednego "nie chce mi się". Nie ma opier***a się, jest SIŁA! :D
A że hardcorowy koksu je tylko stejki, a nie jakieś kanapeczki, to na sobotni obiad mój kochający fastfoody mężu zrobił konkretny obiad - stek z warzywami z pary i frytkami z piekarnika (wiem,wiem - frytki to złooooo, ale obiecuję, to jednorazowy wyskok). Stek co prawda został usmażony, ale na łyżce oliwy z oliwek.

Wcześniej na śniadanie zjadłam owsiankę z dodatkiem siemienia lnianego i 2 kanapki z chleba żytniego z makrelą wędzoną i pomidorem.
Kolejny był 1 banan, na obiad to co wyżej i już później poobiednia kawa i wypad do znajomych. Pojechaliśmy obejrzec płytę z wesela naszych przyjaciół, oczywiście przy alkoholu, ale ja cały wieczór miałam w kieliszku tylko wodę i jadłam zdrowe sałatki, trochę orzechów i bakalii. Zrobiłam z tej okazji sałatkę z rucolą, gruszką, orzechami i łososiem z octem balsamicznym. Wyszła pyszna, zostawiłam przepis na pamiątkę ;)
I to tyle z wczoraj, myślę że to w sam raz, no może jedynie trochę za późno zjadłam ostatni posiłek, ale nie wypadało nic nie zjeśc gdy się jest zaproszonym na kolację. Dziś znów jem do 18-19 i jutro się zważę.
Dzisiejsze menu to jajecznica z 2óch jajek z łososiem wędzonym i pół pomidorka, do tego kromka pieczywa żytniego z cienką warstwą masła i coffee coffee coffee :)

na zdjęciu widoczne też rączki mojej małej córeczki, też uwielbia wędzonego łososia i w ogóle ryby, ma to po mnie oczywiście ;)
Drugie śniadanie - owsianka z siemieniem lnianym o orzechami.
Ahhhh zapomniala bym! Po śniadaniu mój kochany mąż zabrał naszą dzidzie na spacer, a ja w tym czasie zrobiłam Skalpel, bo dziś wypadał TEN dzień. Spociłam się jak szczur i dotrwałam do końca po raz drugi i coraz bardziej mi się te cwiczenia zaczynają podobac. Później prysznic i wspomniane drugie śniadanie.
Na obiad wybieram się do mamy, wiem że zrobiła karkowinę w jakimś niezdrowym sosie, ale coś wymyślę, najwyżej zjem samą surówkę z ryżem lub coś w tym stylu. Nie chcę rezygnowac ze spotkań rodzinnych tylko dlatego ze jestem na diecie. Może następnym razem ja ugotuję coś zdrowego i zaproszę gości do siebie... :)
Wspomnę jeszcze że wczoraj zaliczyłam zakupy w Decathlonie, kupiłam matę do cwiczeń, w sumie jest do jogi, ale spełnia się równie dobrze podczas moich wygibasów z Ewką. Mąż zafundował mi też bluzę z kapturem, do biegania. Ola - moja córeczka dostała rożowy sportowy dresik :) Buty i stanik do biegania już posiadam, więc jestem gotowa tylko niestety aura na zewnątrz wciąż nie zaprasza mnie do zaczerpnięcia świeżego powietrza. Boję się że zaczynając bieganie teraz złapię jakieś przeziębienie, bo mam niezahartowany organizm po zimie. Także czekam na odpowiednią pogodę iiii....jazda z tym koksem! Życzę Wam pozytywnej niedzieli owocującej w zgubione kalorie :)