Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Piegotka

kobieta, 42 lat, Otwock

177 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 stycznia 2017 , Skomentuj

Śniadanie 

Owsianka jabłkowa  (3 łyżki płatków owsianych, szklanka mleka, szczypta cynamonu i pół jabłka )

Śniadanie II

Kanapka z odrobiną białego sera i rzodkiewką

Obiad

mała porcja kopytek i ogórek kwaszony

4 tekturki wasa

Kolacja

omlet z brokułami  ( 1jajko i  dwa białka, kilka różyczek brokuła to usmażone na odrobienie oleju do tego sos czosnkowy zrobiony z odrobiny jogurtu naturalnego i ząbki czosnku )

Do tego dużo czerwonej herbaty.

9 stycznia 2017 , Skomentuj

Dostało się w moje łapki BeActive wraz z  książką interaktywną  Nowa Ty na 365 dni dobrych zmian:)

Poczytałam i przyznam że całkiem to sensowne i trzyma się kupy.

Piszą tam np. że zima wcale nie jest dobrym czasem na wielkie zmiany (takie noworoczne postanowienia itd..;)) gdyż cytuję: "(...) Mało światła i niskie temperatury wcale nie popychają do działania. Zimą organizm jest na standy'u, czyli przeczekuje do wiosny. (...) Ciało woli w tym czasie raczej magazynować tłuszcz, niż się go pozbywać. (...) To dlatego zimę należy potraktować jako etap przygotowań do intensywniejszych działań, na które przyjdzie czas dopiero wiosną. I tym właśnie zajmiesz się w zimowych miesiącach: przygotujesz przedpole dla wiosennej rewolucji."

Znalezione obrazy dla zapytania be active

Czyli nie leżymy i nie objadamy się ciastkami, ale też nie katujemy się głodowymi albo źle zbilansowanymi dietami bo efekt będzie jeden, czyli to co już każda z nas przerabiała, zniechęcimy się i  z kolejnym nowym rokiem będziemy składać kolejne niespełnione obietnice i tkwić w tym samym punkcie.

Fajne jest to że zarówno cele i dieta faktycznie są zrobione pod okres zimowy...

Po pierwsze przestawiamy się ze słowa "muszę" na CHCĘ, WYBIERAM, POWINNAM8)

Po drugie dieta jest nastawiona na dbanie o ciepło organizmu i walkę z wirusami, co oznacza że w jadłospisie jest kilka potraw na ciepło (tj. śniadanie i obiad) co mnie cieszy i używamy produktów zdrowych i naturalnych. Czyli np., nie trzeba kupować pomidorów, które teraz wiadomo co zawierają - całą tablicę Mendelejewa;)

Po trzecie jest ruch.... a raczej rozruch, czyli lekkie cardio  3 razy w tygodniu po 30 minut i 2 treningi siłowe....

Wszystko da radę ogarnąć:) Dla chcącego nic trudnego!!!!

I ja się na to piszę, chcę powoli uzyskać fajną wysportowaną sylwetkę, bez zbędnego napinania się i przede wszystkim z działaniem zgodnie z naturą, porą roku i swoim organizmem.

Wczoraj zrobiłam trening i choć byłam mega zmęczona to też i mega dumna i zadowolona z siebie.

Jadłospis też ułożyłam sobie na dziś.... Trochę zmodyfikowałam ten podany w książce "NOWA TY", bo trzeba było lodówkę wyczyścić i podokańczać niektóre produkty a ja nie lubię za bardzo marnotractwa.... No ale najważniejsze  że jest i mieści się w granicach 1500  lub 1600 kcal. Jak nie mam napisane na papierze co i jak to wpada coś tam między posiłkami a tak nie da rady... Idę, patrzę i  jem to co zaplanowałam nie rujnując przy tym budżetu domowego, nie stojąc po kilka godzin przy garach i nie gotując dla każdego coś innego:)

A teraz zmyka na herbatkę a potem obiadyniec - a dziś w planach zupka warzywna z kilkoma plastrami ugotowanej piersi z kurczaka(zupa). Miseczka i basta żadnych dokładek i chlebka z masełkiem do tego:p

 Powymądrzałam się to idę działać.... Mam nadzieję że wytrzymam pierwszy miesiąc i widząc efekty z zamkniętymi oczami będę brnąć w to dalej.... a gdy przyjdzie lato z kaloryferem na brzuchu będę zażywać słonecznych kąpieli......(slonce). No to się rozmarzyłam, a tymczasem, pot, łzy i walka ze swoimi słabościami przede mną...(strach)

Buziaki(pa)

5 stycznia 2017 , Skomentuj

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku:)

To mój pierwszy wpis w 2017 roku...

Tak jak postanowiłam w tym roku skupiam się by być szczęśliwą na każdym możliwym poziomie mojego życia... No i przystąpiłam do wyzwania pt" TWARDZIELKA", które założyła Jak_nie_dziś_to_kiedy.

Polega ono na tym że walczymy ze swoimi słabościami w tym roku... Wiadomo każdy ma inne ale głównym celem tej walki jest dobre samopoczucie i zgrabna figura:p

Moimi słabościami są przede wszystkim słodycze i lenistwo do ćwiczeń, brak systematyczności w treningach. I z tym walczę....

Jeśli chodzi o słodkości to wpadło w Nowym Roku kilka kawałków domowego ciasta, ale staram się trzymać w ryzach i nie popłynąć. Czyli dzióbek na kłódkę i bez szaleństw:x

Z treningami też się staram... we wtorek zrobiłam taki z prawdziwego zdarzenia i...... myślałam że ducha wyzione(pot)(chory) ale po tym treningu jednocześnie nabrałam ochoty na więcej, i takiego powera że wreszcie powrócił dobry humor i nadzieja na lepsze jutro!

Wczoraj był trening trochę inny tzn. odśnieżanie.... dziś też był taki sam trening ale dodam do tego ćwiczenia na brzuch i pupę... a co jak szaleć to szaleć....

Bo ja mam taki problem że jak ćwiczę to ćwiczę, ale jak przerwę to już kapota i nie chce mi się wracać do ćwiczeń, bo przerwałam itd. Głupi zawsze wymówkę znajdzie.... 

Tak więc w tym roku jako trening postanowiłam uznać wszystko co wymaga większego wysiłku tzn. trening w domu z Chodakowską ale też spacer, rower, odśnieżanie minimum 30 minut, taniec i wszelkiego rodzaju dywanówki i treningi własne. Nawet te 15 - 20 minutowe. W końcu ważne są chęci i na samym początku nie mogę być perfekcyjna ale mam nadzieję że z każdym dniem i miesiącem będę bliżej moich wyobrażeń o treningu.

Grunt to się nie poddawać i nie zniechęcać.

Muszę też pomyśleć o jakimś jadłospisie tygodniowym w granicach 1500 kcal. Jak będzie wydrukowany wisiał na lodówce to łatwiej będzie mi tego przestrzegać. A tak to niby się staram ale różnie to wychodzi.

Tak więc plan na dziś to druknąć sobie zbilansowany jadłospis....

19 grudnia 2016 , Komentarze (2)

Oj! Tak dawno mnie tu nie było.... W sensie że w swoim pamiętniku, bo podczytywałam raczej codziennie... Ale uruchomić u mnie laptop to wyczyn, tym bardziej że zaraz znajduje się dużo chętnych do korzystania.... ale też czasu brak i weny przede wszystkim... O czym ja mogę pisać? Nic bardzo ciekawego się nie dzieje, szara rzeczywistość. Zresztą czasem wstyd pisać że posprzątałam, poprałam, pogotowałam itd a dla siebie czasu nie znalazłam.... I tak codziennie....

Ale że to mój pamiętnik i naszła mnie dziś taka ochota to jednak sobie popiszę:)

W skrócie, co u mnie?

Staram się cały czas jeść zdrowo, wybierać lepsze wersje tych niezdrowych potraw jak już mam ochotę... Kontrolować ilość slodkiego i w miarę możliwości dbać o siebie... swój umysł i ciało... ale ta część mocno kuleje niestety....

Waga 66,6 kg. Szału nie ma ale przy moich 177 cm wzrostu nie mam ani nadwagi ani strasznie źle nie wyglądam... wszystko kwestia mojego nastawienia psychicznego do siebie samej... Mogę być piękna i przy 67 kg i czuć się sexy jak będę się sama akceptować i postrzegać jako atrakcyjną a moge też ważyć 60 kg i wyglądać i czuć się brzydko i mało sexsownie. Wszystko ode mnie zależy!!!!

Zdałam sobie ostatnio z tego sprawę i pracuję nad postrzeganiem samej siebie8) trudna to i mozolna robota ech....:PP

Staram się na razie aby waga przez całe święta utrzymała się na tym poziomie... aby się nie objadać ale też bez przesady nie głodzić i to jest mój plan! Stawiam na bycie z rodziną, cieszenie się drobnostkami i sprawianie najbliższym radości, choćby tylko dobrym słowem, gestem:)

Rekolekcje i spowiedź zaliczona - co dla mnie jest najważniejsze w tym czasie... Bo wiadomo że nie o choinkę i prezenty i szał zakupów,  porządki w tym wszystkim chodzi....

Atmosfera jest ważna ale dla mnie co innego jest na pierwszym miejscu:)

No ale nie byłabym sobą gdybym nie zadbała też o atmosferę w domu... Plan już dawno przygotowany i powolutku wykonywany tak więc nie mam jakiejś strasznej presji że coś tam nie zrobione. Porządki świąteczne już zrobione, prezenty zakupione i zapakowane.

Pozostaje tylko ubrać choinkę ale to planuję zrobić z chłopakami w środę wieczorem. W środę po południu czeka nas jeszcze wizyta ze starszym u lekarki bo dycha okrutnie mimo iż inhalujemy się według zaleceń i do przedszkola nie chodzimy:PP W czwartek w planach zmiana pościeli i może zrobię makowiec.... W piątek w planach ogólne ogarnianie hacjendy, zawieszanie światełek na dworzu i gotowanie warzyw na sałatkę... oraz ozdobienie domu stroikami itd.

A w sobotę już tylko kosmetyka, ugotowanie kompotu wigilijnego i usmażenie karpia (a to męża działka) ogarnięcie siebie i chłopaków i można ruszać na Wigilję:D

U nas jest zbiorowa, u siostry mojej mamy więc każdy przynosi to co ustalone i nie trzeba wszystkiego przyrządzać samemu:) dzięki czemu człowiek nie jest taki umęczony... Z ciastami też nie szaleję bo mama moja robi miodownik (za to ciasto rodzina jest się w stanie pokroić, bo takie pyszne), da mi kawałek, jaj jej dam makowca. Potem jedziemy do rodziców męża więc tam też zawiozę makowca i na pewno coś dostaniemy od mamy więc wystarczy... To tylko dwa dni świąt a ja nie chcę potem ciasta wyjadać bo szkoda bo się zmarnuje itd. Tym bardziej że mąż nie ciastowy... To już wolę coś świeżego na nowy rok zrobić!

A z planów na nadchodzący rok.... nie robię postanowień że coś tam będę robić lub czegoś nie... Jedynym moim planem jest spełnienie swoich marzeń... I do tego będę dążyć... 

Gdybym nie miała czasu tu zajrzeć przed Świętami to Wszystkim życzę

Zdrowych, Spokojnych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w rodzinnej atmosferze pośród życzliwych i kochających nas osób.

9 listopada 2016 , Komentarze (2)

Dziś obudziłam się i za oknem zobaczyłam śnieg... Jupi jupi jupi zakrzyczało moje wewnętrzne dziecko, po czym radość trochę przygasła bo dorosłe wewnętrzne dziecko przypomniało że muszę wyruszyć autem w tą nie najlepszą pogodę...

Nic to pomyślałam sobie, pomalutku będę jechać i muszę umówić się na zmianę opon...

Jak tylko wróciłam po odwiezieniu starszaka do przedszkola, zjadłam śniadanko razem z młodszym, który wstał właśnie jak wróciłam, ogarnęłam swoją hacjendę standardowo, wstawiłam pranie, pozbierałam to które wyschło i przyszykowałam sobie już w piecu.

Tak więc jestem już prawie obrobiona  jak na tą godzinę:)

W planach na dziś jeszcze prasowanie, bitwa na śnieżki jak wrócimy z przedszkola:p i może jeszcze uda mi się powynosić trochę przetworów do spiżarki to w domu zrobi się luźniej w szafkach....

W tym tygodniu chciałabym jeszcze nastawić ciasto na pierniczki, które leżakować musi co najmniej 4 tygodnie i kupić farbę by pomalować ściany w pokoju chłopaków...

W następnym tygodniu chciałabym pomalować pokój chłopaków a w kolejnym może uda mi się zabrać za takie gruntowne sprzątanie przedświąteczne... Pomalutku i bez nerwów, a potem zostanie już tylko kosmetyka mieszkania.. Taki jest plan a co albo ile z niego wyjdzie to się okaże....

A póki co idę robić drugie śniadanie, dziś będzie omlet z dżemikiem truskawkowym własnej produkcji... Mam nadzieję że mój niejadek też się skusi....

Udanej środy:)

8 listopada 2016 , Komentarze (4)

Długo mnie nie było.... Bardzo długo nie robiłam wpisów.... Brak czasu i weny...

Ale zaglądałam od czasu do czasu na Vitalię.... Bo o wiele łatwiej mi zerknąć w telefonie i poczytać pamiętniki i zostawić komentarz niż uruchamiać laptopa i robić wpis u siebie...

Tym bardziej że zawsze jak usiądę to coś się dzieje, albo dzieciaki akurat chcą pić/jeść/skorzystać z toalety albo trzeba ich rozdzielać bo kłócą się itd... albo one też chcą ze mną pisać w laptopie itd....

Czasem by się nie denerwować po prostu unikam takich sytuacji...

A co poza tym... chłopaki właśnie wracają do zdrowia starszy od poniedziałku poszedł do przedszkola a młodszy siedzi ze mną w domu....

Zaczęliśmy ich przyzwyczajać by spali razem w jednym pokoju... Zobaczymy jak to będzie... dziś spali do 5 rano razem, a potem obudził się młodszy, więc wzięłam go do naszej sypialni, za kawałek wpadł starszy i tak we 4 przytulaliśmy się do siebie na jednym łóżku :PP Oczywiście każdy chciał leżeć koło mnie;) A ja niewyspana bo całą noc spałam jakoś marnie, a to się budziłam i latałam sprawdzać czy się nie po rozkrywali itd/.... Ech głupia matka jestem albo nadopiekuńcza....

Co do diety jakoś tam daję radę waga waha się w granicach paska. Czasem jest +2 kg ale wtedy szybko wracam na dobre tory, bo o ile michę mam raczej czystą to czasem gubi mnie wieczorne podjadanie... a to czekoladka a to garść paluszków a to coś tam jeszcze. Czyli w ciągu dnia ok a wieczorem hulaj dusza.... a potem hula waga....

Zakupiłam ostatnio kilka gazet więc teraz wieczorami będę uprawiać prasówkę... Wszystkie już świąteczne, więc pewnie i ja niedługo stworzę jak co roku swoją listę rzeczy do zrobienia przed świętami dzięki czemu potem nie będę robić niczego na ostatnią chwilę.... i się denerwować nie potrzebnie....

Idę teraz zjeść własnoręcznie robione crunchy według E.Chodakowskiej z jogurtem naturalnym i gruszką i niedługo będziemy spadać z młodszym po starszego do przedszkola.

Miłego dzionka

5 października 2016 , Komentarze (7)

Dni lecą jak szalone... zamieniają się w tygodnie a te w miesiące... Trzeba jak najlepiej wykorzystywać czas, który mamy tu i teraz bo nie da się go cofnąć i odzyskać...

U mnie tydzień zakręcony... miało być według ustalonego rytmu a wyszło jak zawsze tj. inaczej... Młody starszy się rozchorował... jeszcze w poniedziałek był w przedszkolu i we wtorek też, odebrałam jak zawsze i było ok. Po czym po południu kolega położył się spać... U niego to jest pierwszy objaw choroby. Wieczorem była już temperatura, więc dziś nie poszedł do przedszkola...(Martwi mnie to bardzo bo znowu będziemy przechodzić bunt że nie chce do przedszkola, a tak zaczynało powolutku być lepiej, ech... I pewnie ominie go znowu coś fajnego, tydzień pochodził do przedszkola i znowu chory jest(szloch))

 I tak siedzieliśmy cały dzień sami w domu.... przy dwóch marudach, bo młodszemu udzielił się kiepski nastrój brata nie zrobiłam nic ambitnego w domu a nawet się ponudziłam i co??? I mam wrażenie że zmarnowałam dzień... Nie umiem chyba odpoczywać już:PP Gdzie te czasy że człowiek mógł przeleżeć cały dzień z książką w ręku i nie miał wyrzutów sumienia że czegoś nie zrobił???

Jutro za to szykuje się bardziej pracowity dzień. Może nie z takich jak lubię no ale co zrobić siła wyższa:?

Na 8.30 mamy wizytę u Pani doktor - mam nadzieję, że to nic poważnego i dostaniemy coś co mu szybko pomoże. Poproszę też by poleciła mi coś na poprawę odporności, bo ja się psychicznie wykończę jak on tak ciągle będzie chorował.

Jak będzie się Starszy Młody dobrze czuł to od razu podjedziemy do biedronki i zrobimy zakupy, przy okazji zaliczymy zapewne aptekę. Z Młodszym zostanie mi mama więc nie będę się musiała gimnastykować z obojgiem i na pewno będzie to duży komfort dla mojego kręgosłupa. 

Potem szybki powrót do domu, obiad, ogarnięcie chaty i pieca i nie planuję nic więcej bo nie wiem jakie samopoczucie będzie jutro u nas panować, więc nie chcę się nastrajać a potem złościć że coś nie zrobione....

Choć właśnie spisałam sobie listę rzeczy najpotrzebniejszych do zrobienia, listę zakupów itd. 

Lubię to robić jak chłopaki już śpią, wtedy mam ciszę i spokój i mogę pomyśleć.8)

Taki mój mały komfort psychiczny, który staram się wykorzystywać jak tylko mogę...

Przez to przedszkole rozjechał się mój plan co do godzin jedzenia, ale jak już go sobie odbudowałam i ogarnęłam to me dziecko znowu zachorowało i znowu muszę wszystko ogarniać... Plan mam taki że dostarczam sobie posiłki co 3 godziny i tego się trzymam... W zależności od tego o której wstaję i jem sniadanie to potem są uzależnione kolejne posiłki... A może powinnam trzymać się raz wytyczonego planu?? Zazwyczaj jadałam śniadanie o 7 ale dziś jak nie trzeba było odwozić do przedszkola to śniadanie było o 9:? Ważne że było w miarę zdrowo i bez podjadania8)

No to się rozpisałam... A teraz idę nacieszyć się tą ciszą w domu i zmierzyć temperaturę chorowitkowi mojemu.

Spokojnej nocki

26 września 2016 , Komentarze (4)

Nowy tydzień, nowe wyzwania i mam nadzieję nowa energia będzie mnie rozpierać.8)

Staram się nie poddawać i myśleć pozytywnie. Nie nakręcam się negatywnie i staram się zachować spokój i cierpliwość. Takie moje motto na ten tydzień.

Dziś wreszcie odwiozłam starszego synka do przedszkola, po 2 tygodniach nieobecności nie było mu łatwo się przyzwyczaić do myśli że znowu idzie do przedszkola. Rano tradycyjnie był płacz, ale satrałam się mu cierpliwie wytłumaczyć dlaczego dzieci chodzą do przedszkola,  że będzie się tam fajnie bawił i nowych rzeczy się nauczy. Nie było łatwo ale do przedszkola wchodził już nie płacząc. Tak więc mam nadzieję że jakoś damy radę i będzie coraz lepiej a mały jakoś przełamie niechęć do przedszkola, tym bardziej że odbieram go zaraz po obiadku to jest o 13.

Po powrocie z przedszkola zajęłam się typowymi obowiązkami domowymi. Dobrze że moja ukochana mamuśka mieszka tuż obok to przychodzi do młodszego i nie muszę go targać z rana jak jadę ze starszym do przedszkola, przy okazji da mu jeszcze śniadanie, a że niejadek z niego straszny więc jest to dla mnie bardzo duża pomoc. Nie ma to jak babcie<3

Tak więc dom jako tako ogarnięty, poodkurzane, pościel się wietrzy, pranie nastawione jak tylko się upierze wynoszę na sznurek bo dziś piękna pogoda się zapowiada na suszenie prania;), kwiatki już podlane, zaraz dam młodszemu drugie śniadanie i pójdziemy ogarniemy piec coby można było wieczorem przepalić, bo już w domku chłodno wieczorem się robi. Po południu może jeszcze uda się uprasować stos mężowskich koszul. W międzyczasie przesadzę sobie dwa kwiatki no i coś na pewno jeszcze zrobię, bo ja bez pracy żyć nie mogę ha ha:PP Chyba się pracocholikiem robię...

Ale, ale wieczór będzie tylko dla mnie... Mąż dziś wraca późno więc zamierzam położyc pociechy spać po dobranocce tzn, Masza i Niedźwiedź i poprzeglądam sobie prasówkę i zrobię plan działania....

No i może coś wreszcie poćwiczę, bo przydałoby się wrócić do treningów

Miłego poniedziałku wszystkim(pa)

21 września 2016 , Komentarze (4)

Jak ja kocham ten moment gdy mam chwilę dla siebie... Chłopcy słodko chrapią a ja mam czas na to na co mam ochotę... aż sama nie wiem, czy czytać, czy zrobić wpis w pamiętniku, czy spokojnie pomyśleć, poplanować albo podumać o niebieskich migdałach przy czerwonej herbatce...(mleko) Jednak bardzo rzadko mam takie chwile.... dlatego tak bardzo się cieszę gdy już się pojawiają...

Od jakiegoś czasu borykam się ze swoimi emocjami.... chodzi o to że będąc 24 godziny z synkami czasem po prostu chodzę wkurzona, denerwują mnie oni, to że nie zachowują się tak jakbym chciała ( czytaj nie są grzeczni), w zasadzie wszystko mnie denerwuje, brakuje cierpliwości, itd. I mam z tego powodu wyrzuty sumienia, że może jestem kiepską matką, że w ogóle jak mogą mnie własne dzieci denerwować i że może za mało czasu im poświęcam... I ostatnio rozmawiałam o tym z moją koleżanką, która też ma dzieci i podobne odczucia.... Nie mogła sobie z tym poradzić więc poszła po fachową pomoc i mówi że te spotkania pomału jej pomagają spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy i zrozumieć siebie...

Ponoć te emocje są normalne  i potrzeba w zasadzie tak niewiele by zmienić wszystko na lepsze... Mianowicie trzeba zadbać o siebie i swój komfort psychiczny bo nikt inny tego nie zrobi. Trzeba znaleźć czas tylko dla siebie, nawet kilka minut dziennie, by się zresetować i nabrać dystansu....Zainspirowana tymi poradami postanowiłam wprowadzić te zdrowe nawyki do swojego życia....

Trudno niech się pali i wali ale ja raz w miesiącu muszę mieć wychodne (kawa z przyjaciółką lub kino, spacer z mężem). Mężowi też zorganizuję takie wychodne by było sprawiedliwie i by też odpoczął psychicznie - a co też mu się należy.

I codziennie będę się starała wygospodarować kilka chwil tylko dla siebie - czytanie, trening, kawa w spokoju cokolwiek...

I najważniejsze - będę tego pilnować!!!! Bo kiedyś też miałam takie plany ale wszystko inne było ważniejsze ode mnie i rezygnowałam z czasu dla siebie na rzecz nieumytych naczyń, prasowania, itd.

Oprócz zdrowego żywienia będę się uczyć zdrowego egoizmu:)

Mam nadzieję ze wszyscy na tym skorzystamy....

Co do diety, staram się jak mogę a nawet jak coś jest nie do końca dietetyczne to dokładam dużą porcję warzyw by to jakoś zbilansować.

Dziś był też spacer po lesie z chłopakami a wczoraj wrzuciłam do szopki dużą górę drewna a waga zamiast w dół poszła w górę i tak oto dziś było 66,1 kg.

No cóż waga swoje a ja robię swoje i się nie poddaję bo są na pewno tacy co mają gorzej.  Grunt to się starać i nie poddawać nawet gdy czasem dojdzie do porażki8)

14 września 2016 , Skomentuj

Dzień zaczęłam dziś o 6.00 bo starszy przypełz do mojej sypialni, wmeldował się pod kołdrę i zaczął kasłać tak że się nie dało spać:PP potem jeszcze zażyczył sobie kropelki do nosa a o 6.30 kazał wstawać(kreci) w międzyczasie obudził młodszego tym kasłaniem, tak więc dziś poranek zaczął się baaardzo wcześnie....

Ponieważ panowie mają katar i kaszel to i humory są  średnie... wiadomo jak to jest jak facet chory... nie ma najmniejszego znaczenia ile ma lat czy 5 czy 40(mysli)

Tak więc dziś była już awantura i buziak na zgodę. Staram się tłumaczyć ale czasem jak mówię to po raz n-ty i nie dociera to czasem mi cierpliwości zaczyna brakować. Ech... nie jestem z tego dumna ale jestem tylko człowiekiem.

Waga dziś wskazała 65,8 kg. Trzymam się w dopuszczalnej normie choć mogłoby być lepiej. Papu trzymam w ryzach i staram się zdrowo i regularnie szamać, ale z aktywnością na bakier.... nie mam weny ćwiczyć ani nic z tych rzeczy, jedyny wysiłek to ten codzienny.......

Wiem, że chcę znów regularnie ćwiczyć i powoli walczę z tym swoim leniem patentowanym......

ze spraw domowych to hacjenda ogarnięta, pranie zrobione, odkurzone podłogi

może jeszcze coś mi do głowy wpadnie to zrobię.... póki co nie mam weny...

miłego popołudnia(pa)