Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

przyszła, albo niedoszła karierowiczka, poszukująca zmiany, chociażby swojej wagi, popadająca ze skrajności w skrajność, nieustabilizowana w większości aspektów życia, przyszła żona, Matka Teresa dla zwierząt, wegetarianka, osobowość choleryczno - introwertyczna, z bardzo nieciekawą i poplątaną przeszłością. To ja.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8291
Komentarzy: 97
Założony: 27 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 22 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
szararenata

kobieta, 36 lat, Warszawa

164 cm, 57.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 listopada 2013 , Komentarze (2)

śniadanie: 5 babeczek marchewkowych bez cukru i tłuszczu, z mąki razowej- 400 kcl
owsianka z otrebami i jigurtem- 200 kcl kawa z mlekiem 0 %- 30 kcl
II śniadanie - serek wiejski lekki z brokułem- 200 kcl
lunch- serek wiejski (1/2) z jajkiem - 180 kcl
obiad - serek wiejski (1/2) z jajkiem - 180 kcl
kolacja - 3 mandarynki- 120 kcl
jak będę głodna, zjem jeszcze brokuły. Obiad kiepski, ale w pracy nie mam wyboru akurat dziś.
razem - ok. 1350
Wieczorem podskoki, przysiady, brzuszki.
Słyszałyście od swoich facetów kiedyś, ze tylko narzekacie, ze pesymistki  z was, ze wytykacie błędy, ze tym wytykaniem błędów i "a nie mówiłam" to próbujecie tego biednego faceta gnębić. Jestem zła, jestem narzekająca, gderająca, wciąż wymagam, wciąż coś chce, a jak facet nawali to jeszcze mam czelność o tym rozmawiać.
Oby raz zrobił ten błąd, ale nie... Potem on znowu nawali, ten sam błąd powtórzy, bez nauki na poprzednich błedach i ja znowu o tym mówię. I to wg niego  jest źle, bo powinnam optymistycznie powiedzieć: nic się nie stało!przemilczeć temat i nic nie roztrząsać. Otóz, zwykle, w błahostkach  mogę tak powiedzieć, ale jak na czymś mi zależy, a ktoś nawali, nie zrobi wszystkiego, co mógl zrobić, nie wiem dlaczego, to zawsze oczekuje wyjasnień. Czy jestem dziwna, inna, czy inne dziewczyny właśnie za każdym razem uśmiechałyby się i mówiły, ze nic się nie stało???? no nie wiem już sama, wciąż słyszę od niego takie rzeczy, może ja powinnam zmienić swoje nastawienie i każdy jego błąd traktować z przymrużeniem oka i cieszyć ryja z każdej rzeczy w wykonaniu mojego lubego, bo jak nie, to on ma złe samopoczucie. Tylko, ze ja nie mam już siły patrzeć na te same wciąż błędy, nie mam do tego cierpliwości.Moze rzeczywiscie jestem już zgorzkniała???? ja to widzę tak, ze mamy oboje wobec siebie oczekiwania, ja robię wszystko,żeby było na najwyższym poziomie, staram się, a jak widzę, ze on olewczo do pewnych rzeczy podchodzi, od niechcenia, będzie co ma być, na "odwal się" albo wcale, to mnie szlag trafia. Nie wiem jak jest w innych związkach, czy wy dziewczęta też tylko miziacie tych facetów, nawet jak ewidentnie przeginają pałkę???Bo mojemu facetowi się wydaje, ze na całym świecie to tylko ja taka zołza jestem. Słyszę, że ja to umiem tylko narzekać, zamiast cieszyć się z tego, co jest. Powinnam liczyć na szczęście i liczyć na optymizm,ze jakoś się uda, ale ręki do szczęścia nie przykładać, bo za dużo wysiłku. to kosztuje. Ja umiem liczyć na siebie, jestem realistką i nie umiem liczyć tylko na to,ze  może będę miała szczęście, które dodatkowo z nieba mi spadnie.


xxxxxxxxxxx

13 listopada 2013 , Komentarze (1)

Dziewczęta moje drogie...
Po opieraniu się tej tezie przez wiele, wiele miesięcy, jestem już przekonana, ze w odchudzaniu nie chodzi dietę 1000 kcl, ani nawet o dietę 1200kcl. Schudnie człowiek, owszem...ale potem zacznie wpadać w wielką otchłań i ciężko mu będzie cokolwiek z tym zrobić. Kilogramy wrócą, nawet po 2 latach, jeśli metabolizm zwalnia do niewyobrażanie spowolniałych, mulisto - smolistych obrotów. Dojdzie praca przy biurku i dupa blada.I gruba.
Ćwiczę. Codziennie robię przysiady, żeby mój tyłek był jędrny, gładki i bez cellulitu i nie wyglądał jak płaska patelnia. Codziennie robię ćwiczenia na uda, bo to moja zmora. Robię też brzuszki i wymachuję kończynami górnymi z ciężarkami, bo ramiona moje wołają o pomstę do nieba. Jem sobie tyle, żeby czuć komfort, jem tez zdrowo.
Dziś:
śniadanie-szklanka otrębów pszennych, łyżka płatków owsianych, woda, owoce lasu, 2 łyżki serka 0%, słodzik, gruszka, kawa.
przekąska- muffin z fasoli czerwonej (jak trufla smakuje)
II śniadanie: danio lekki
lunch: serek wiejski, jajko, pomidor
przekąską-serek dietek
obiad- warzywa pieczone, 2 łyżki serka wiejskiego,
kolacja- ryba - może łosoś wędzony, albo seler pieczony
ile razem??? jakieś 1300 - 1400kcl
jak zwykle będę skakała, na zmianę z przysiadami, brzuszkami i rowerkiem.

od paru dni chodzę niewyspana,jakaś poturbowana jakbym nie była sobą, centrum dowodzenia siedzi gdzieś w kosmosie, a po tej planecie chodzi bot z przepalonymi stykami  na dokładkę - ja. Mózg w naczyniu, któremu się wydają różne rzeczy. Sama nie wiem gdzie jest granica rzeczywistości, co mi się śniło, a co się wydarzyło na prawdę, czas stracił swoją ciągłość i chronologię, ktoś jakby poprzestawiał moją mózgownicę niczym kostkę Rubika. Nic już nie wiem na pewno, czasem czuję się jakbym była w szklanym pudełku, odcięta od innych, którzy gapią się na mnie jak na dziwadło - tak, gapią się, czasem myślę, ze cos ze mną nie tak, za duży mam nos, czy brudna jestem na twarzy, nie wiem..)
Dzizys, czy ze mną wszystko ok...

w pracy armagedon, w domu armagedon. Z facetem po kłótni, wojnie atomowej atmosfera się oczyściła. Czasem trzeba się ostro pokłócić,wyrzygać z siebie wszystkie te ścieki i bóle,  taki z tego morał. Nigdy nie jest aż tak pięknie, żeby akurat nie było powodu do wojny, trzaskania drzwiami, darcia twarzoczaszki na siebie nawzajem.
a potem na koniec  i tak żyją długo i szczęśliwie...


xxxxxxxxxxxx



12 listopada 2013 , Skomentuj

heja...
nie było mnie, musiałam zamknąć się w sobie i się zastanowić. Musiałam mniej mówić i trochę się zresetować.
ostatnio, kiedy stad zniknęłam, na wadze było 61 kg. Nie wiem skąd, podejrzewam,ze mam jakieś problemy ze zdrowiem, przecież nie jadłam dużo, coś tam ćwiczyłam, a tu co???
wzięłam się za siebie, ogarnęłam dupę i znowu jest 57, Były ćwiczenia, było 1300-1400 kcl, nie było słodyczy, nic, a nic, nie było objadania, były podskoki, przysiady, skalpel, dużo ruchu itp. Dałam radę.
Zje*ałam sobie metabolizm niskokalorycznymi dietami. Muszę to naprawiać.
Startuję do nowa.
 XXXXXXXXXXX

27 października 2013 , Komentarze (3)

jestem w szoku.
odezwę się za tydzień, jak dojdę do siebie, później powiem tez co się stało. Jest ze mną źle, ale nie martwcie się.
jak już mi się polepszy za parę dni to napisze.

XXXXXXXXXXX

26 października 2013 , Komentarze (2)

morning lejdis

wczoraj jadłam niewiele, planu się trzymałam:
owsianka z bananem i otrębami, kawa
serek wiejski lekki z cynamonem
serek wiejski z tuńczykiem
mandarynki, kawa
zupa kalafiorowa bez zabielania - mała miseczka
łosoś wędzony - 200 g
pół szklanki zupy, 3/4 szklanki makaronu pełnoziarnistego z tuńczykiem i słonecznikiem
i tu się zaczyna...
4 lampki wina białego...
i proszę, wyszło z tym winem 1800 kcl z okładem.
Nie ćwiczyłam, bo nie maiłam czasu, sprzątałam za to,o 23.00 poszłam na spacer.
na wadze 58 dziś, ale czuje się bardzo opuchnięta, wszystko mnie boli, pierścionków nie zdejmę, stanik uciska, boli kręgosłup i nogi. Niech @ już w końcu raczy przyjść.

Wczoraj miałam kiepski humor, nie wiem jak będzie dziś. Musze ograniczać kalorie. Czuje się bezpiecznie, jeśli zjem mało, tak strasznie boję się dalszego tycia. Jaka byłabym dumna i szczęśliwa, gdyby udało mi się schudnąć, muszę myśleć o tym uczuciu.
Coś mnie ciągle wstrzymuje w miejscu i to coś to sama ja.

XXXXXXXXXX

25 października 2013 , Komentarze (2)

hejo

leci dzień za dniem, nie mam czasu wcale.
Wracam z pracy, sprzątam, gotuje, paznokcie maluje już o 23, wcześniej nie ma na to szans, nie mówię już, ze nawet nie mam czasu ogolić nóg, tylko chodzę  z takimi drapiącymi ogórkami.
Wstaje rano, pije kawę w łóżku i zaraz lecę do pracy, co tydzień nawet jak mam wolne nadrabiam braki z całego tygodnia, sprzątanie, pranie,okna, balkon, kwiaty, szafki, zawsze coś się znajdzie, ostatnio tez co tydzień ktoś do nas wpada, a to na kolacje, na obiad, na kawę, na piwo, a to na weekend, także dalej mam zajęcia  z tego tytułu. Ćwiczę wieczorami ok 21.00, oglądając jakiś film, to jest  jedyny czas na relaks. Wczoraj nie ćwiczyłam, bo poszłam na zakupy, bolał mnie brzuch, plecy i palce u stóp, czułam,ze@ już blisko i nie poćwiczyłam. Moja głowa była zbyt ciężka.
Dziś znowu mam gości na kilka  dni, znowu mam gotowanie, sprzątanie itp.
Powoli mnie to już meczy i marze o świętym spokoju. Na pocieszenie za tydzień znowu przyjeżdża ktoś inny do nas.
 Dieta wczoraj była taka sobie... dość dużo jadłam, zjadłam 1800 kcl przez cały dzień, w tym 180 g białka i 100 węgli,  było 30 g błonnika i 30 tłuszczu. Norma się zgadza, białka nawet ciut za dużo. Zjadłam:
owsianka, kawałek sernika (w składzie sam ser biały chudy, łyzeczka kakao, jajko, słodzik),
potem znowu kawałek sernika,serek wiejski z łyżką tuńczyka,
potem serek wiejski z pomidorem, 3 mandarynki
potem serek wiejski z tuńczykiem i 100 g łososia wędzonego na gorąco,
potem warzywa na patelnie bez tłuszczu, łyżka buraczków w zalewie.
Żarłam cały dzień,
Dziś będzie mniej, i muszę coś poćwiczyć.

mam problem, wydaje mi się, ze nie jestem pociągająca dla mojego faceta, ze on chyba patrzy sobie na inne :( mam dziwne przeczucie,ze jakaś inna dziewczyna, może  z pracy, może mu imponować (wyglądem na przykład). Musze to wyjaśnić, wiem,ze on i tak kocha mnie, ale chyba za mało mi to okazuje. Wolny czas spędza  z komputerem, chyba muszę wyłożyć kawę na ławę, bo ja się męczyć nie zamierzam, jak coś nie tak, to lepiej niech od razu mi powie, każda prawda, nawet bolesna jest lepsze niż kłamstwo. Nie wiem tylko czemu jak zwykle  w mojej głowie rośnie przeświadczenie,ze na pewno uważa, ze jestem gruba,ze utyłam i nie jestem aż tak bardzo atrakcyjna dla niego. Wiem, może to i moja wyobraźnia, ale nie lubię mieć takiego poczucia, za bardzo zwracam uwagę na fizyczność. przyznaje się, ze tak jest, jestem pretendującą artystką, estetyka jest dla mnie ważna i jak każda kobieta jestem zaprogramowana na to, co fizyczne, piękne i materialne.
I na pewno nikt z zewnątrz mnie o to nie posadzi, że mam tak niskie poczucie własnej wartości i fioła na punkcie swojego ciała, mam swoją skorupę twardzielki już od lat, mam swój domek na kurzej łapce, taka stanowcza, niezłomna, zawsze daje rade, niektórzy myślą,ze jestem wyniosła albo arogancka, ale nie jestem, tylko mam taką minę :). To tylko ta moja linia obrony, a za linia ja jestem orzeszek laskowy.
I najgorsze,ze ja o tym wiem, a inni nie wiedza, a z  reszta kogo miałoby to obchodzić,  jakaś tam tośka w orzeszku laskowym.
Jest mi ciężko z sama sobą w chwili obecnej, ten ciężar orzeszka laskowego jest nie do uniesienia dla mnie.

Xxxx

22 października 2013 , Komentarze (2)

Weekend pod znakiem wina, sporej ilości... nie żarłam słodkości, ani nic tuczącego w niedzielę, zadowoliłam się mandarynkami do wina. Wczoraj źle nie było, dieta ok. 1400 kcl, dużo białka, wieczorem skalpel i podskoki. Dziś o zgrozo już zjadłam 1100 kcl pod postacią owsianki z bananem rano, 4 kromek pysznego chlebka z samych ziarenek, 2 serków wiejskich z kiełkami, tuńczykiem i pomidorami.
Co mnie podkusiło??? nie wiem.Byłam głodna, na szczęście to nie ciasto i nie czekolada.
Miałam rano biegać, ale kiepsko się czuje, @ w natarciu,
wieczorem tradycyjnie zrobię skalpel i podskoki. Chciałam zrobić jakiś mini sernik z sera chudego bez tłuszczu i cukru, ale nie wiem... jak zrobię to istnieje możliwość,ze zechce go zjeść od razu. 
Ogółem znowu złapałam lekkiego doła, ze jestem gruba,ze brzuch nie taki, ze te uda moje takie nabite i te wstrętne boki. Ale nie poddam się, będę robiła ten skalpel,czy wierze w jego moc, czy nie, będę trzymała się diety do 1500 kcl, będę unikała słodkości i niezdrowych rzeczy. W nadziei,ze z końcem grudnia będzie już jakiś efekt.
Obecnie jestem w domu, trochę się pochorowałam, jutro będę już w pracy.

Życie znowu mi się komplikuje i już widzę, ze coś się czai w ciemności, świeci swoimi wyłupiastymi gałami, obserwuje mnie, żeby mnie złapać w swoje zębiska i podręczyć, w sensie pokomplikować. W najlepszym razie będę musiała  przed tym uciekać i trochę się zmęczę, ale ucieknę. Zobaczymy.

XXXXXXX

20 października 2013 , Skomentuj

hej

Dziewczyny, trochę sobie radze, trochę nie.
Do wczoraj dieta była ładna, było ok 1300 -1500 kcl, skalpel, dużo ruchu, bo łaziłam 3 godziny po sklepach,wczoraj nawet 5 godzin, albo sprzątałam 6 godzin mieszkanie, wiec uważam, ze było ok.
Wczoraj wpadły 2 piwa, w tym jeden grzaniec, 2 rządki czekolady, garść sunbitesów, oprócz tego:
owsianka z otrębami i 3 łyżkami jogurtu, łyżka wiórków kokosowych, pół banana, 4 kromki chleba z samych ziarenek, nie wiem jak ten chleb się nazywa, serek wiejski, szaszłyki z łososia i ananasa, pół pomelo
byłoby ok, ale to, co wpadło oczywiście efekt zepsuło.
Rano wstałam i powiem Wam, ze wyglądałam szczuplej niż np tydzień temu, przynajmniej takie mam wrażenie. Nadal wkurzają mnie moje uda i dupa.Zaraz wezmę się za ogarniecie mieszkania po wczorajszej imprezie i za ćwiczenia.
Dzisiaj tez mam spotkanie z koleżankami, ale chyba dla mnie zakończy się to na herbacie i ew. lampce wina.Musze odpokutować wczorajsze grzechy.
Namawiałam chłopaka, żeby zrobił mi zdjęcie w bieliźnie,żebym mogła w końcu uwiecznić moje cielsko. Niestety spieszył się do pracy i kurde nadal nie mam zdjęcia. Motywacja moja nie zwiędła, jest nadal, wiec do roboty. Zaraz oblicze ile to szaleństwo wczoraj miało kalorii i to spalę.

3majcie sie lejdis.
XXXXXX


17 października 2013 , Skomentuj

heja, heja, heja
wstałam rano, nawet bardzo rano, bo o 6 (da mnie ranoo)
pojechałam kupić sobie botki, kupiłam czarne i kremowe.
jest ok, wczoraj nie najadłam się na noc, zrobiłam skalpel, zrobiłam podskoków z 500, czułam się potem świetnie, bo spaliłam trochę kalorii.
na wadze 57... ale liczę, ze coś zrzucę, jeśli będzie mi szło jak wczoraj.
ZMOTYWOWANA JESTEM.
Dziś:
owsianka z otrębami i jogurtem, kawa
mały jogurt z otrębami  wiórkami kokosowymi, nektarynka
serek wiejski lekki, pomidory koktajlowe, jajko na twardo
200 g warzyw na patelnie z 3 łyżkami soczewicy
kisiel słodka chwila
serek wiejski, pieczona dynia
w planach skalpel.

Wczorajsze zakupy:
Kupiłam sobie matowy lakier...jest cuudny.Bardzo nasycony kolor wychodzi i ogólnie elegancko, lakier czerwony, ale kupię sobie jeszcze czarny i szary.
Wczoraj kupiłam sobie fajny krem do twarzy z iwostinu, bardzo dobrze nawilża skórę, polecany jest po kuracji anty - trądzikowej, która wysusza bardzo. I ja właśnie miałam taka kurację, krem wobec tego bardzo się sprawdza.
Musze jeszcze kupić sobie jakiś sweterek i jakąś sukienkę typowo jesienną, gdyż  niedługo znowu mam konferencje, szkolenia, bankiety, muszę jakoś wyglądać... przydałyby się też nowe szpilki i jakieś spodnie. Nie lubię kupować spodni... to dla mnie udręka :(
na poprawę nastroju wczoraj kupiłam sobie kolejne perfumy. I za miesiąc znowu kupię sobie te, które za mną chodzą - versace crystal noir, teraz kupiłam tańsze, bo i fundusze moje ubogie.
Wczoraj łaziłam sobie tak po jednej galerii i w każdym sklepie piszczałam na bramce, za 3 razem myślałam, ze eksploduję, musiałam prowadzić za każdym razem pogawędkę z ochroniarzem, sprzedawcami, którzy ewidentnie widzieli we mnie złodziejkę chyba. Pochodziłabym sobie jeszcze, ale z obawy o to piszczenie wróciłam do domu. o co chodziło??? wcześniej kupiłam sobie kawę z magnesem na lodówkę gratis... nosiłam to w torebce, magnes sobie piszczał...


Xxxxxxxxxxxxxxxxxx

16 października 2013 , Komentarze (2)

kurczę, co ze mną...jestem jakaś nie "teges" czy jak...
wczoraj byłoby ok, ale jak wróciłam, to się najadłam więcej, niż planowałam. zjadłam serek wiejski, 2 jajka, grzybki marynowane, a potem jeszcze łyżkę płatków owsianych z otrębami i 3 łyżkami jogurtu, 2 łyżkami serka wiejskiego i łyżką wiórków. Niby 1500 kcl wyszło i dużo białka, mniej węgli, ale za dużo na wieczór zjadłam....
Sprzątałam mieszkanie, prasowałam,  15 min jeździłam na rowerze i skakałam na zmianę,potem zrobiłam skalpel i padłam. Szybko zasnęłam.
Powinnam chyba wcześnie rano wstawać i biegać sobie. Jest mgła, będę niewidoczna i nie będzie mnie krępowało bieganie przy dość ruchliwej ulicy (sama do parku nie pójdę...) :)
Dziś :
owsianka ( 2 łyżki płatków, 5 łyżek otrębów pszennych, 4 łyżki jogurtu activia, łyżka wiórków kokosowych), kawa
nektarynka, mały jogurt naturalny z łyżką otrębów, pół łyżeczki słonecznika, pół łyżeczki siemienia lnianego, łyżeczka wiórków kokosowych, 5 rodzynek
serek wiejski,pomidorki koktajlowe jajko
brzoskwinia
dynia pieczona, jajko, pomidorki koktajlowe, kawałeczek kalafiora
na kolację pół serka wiejskiego z malinami.
będzie jakieś 1300 kcl.
Wieczorem albo godzina roweru albo skalpel i 10 min podskoków.

Znowu Was czytam i porównuje swoją marną motywację do Waszej, jak Wy to robicie... Wszystkie zdeterminowane, pilnują się, ćwiczą, chudną,  a ja jak szybko się zapalę, tak szybko gasnę. No codziennie potrzebuję kopa. Najlepiej mi idzie, jak przypominam sobie słowa: UTYYYłAŚ?

Najlepiej jakby ktoś łaził za mną i za każdym razem jak coś nie tak zrobię, to powinien mnie biczować.
Nie ma opcji na takiego osobnika, jeszcze nie zarabiam aż tyle, żebym miała osobistego "biczera". Sama chyba zakupię ten bicz i będę go nosiła w torebce na wszelki wypadek, jakbym zaczęła kombinować... i wtedy zadawałabym sobie taki jeden szast plast i od razu bym wracała na dobry tor... chyba na mnie nic innego nie zadziała...

to baj baj lejdis



xxxxxxxxxxxxxxxxxxx