Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Brzydkie Kaczątko...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3038
Komentarzy: 54
Założony: 15 października 2013
Ostatni wpis: 22 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
LzySlonca

kobieta, 34 lat,

176 cm, 98.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Założyć bikini i nie wyglądać w nim jak szynka w siatce ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lutego 2014 , Komentarze (6)

Hej...
Długo mnie tu nie było, bo tak naprawdę nie wiedziałam co napisać... Zawaliłam na całej linii, wróciłam do wagi wyjściowej, ale od początku...



Tuż po rozpoczęciu nowego roku rozchorowałam się, zwykłe zaniedbane przeziębienie przekształciło się w zapalenie oskrzeli. Nie wychodziłam z łóżka, byłam strasznie osłabiona i do akcji wkroczyła mama. Stwierdziła, że ona swoimi domowymi sposobami wspomoże farmakoterapie. Co dzień był pyszny, domowy obiadek, stosy owoców i ciastek.

Początkowo próbowałam się opierać takim bombom kalorycznym, tym bardziej, że nie byłam w stanie ćwiczyć z osłabienia, jednak mama nie odpuszczała i się poddałam. Miało to być tylko zaprzestanie diety na czas choroby jednak potem już ciężko było się zatrzymać. Byłam jak śmietnik - pochłaniałam wszystko co pojawiło mi się w zasięgu wzroku, ćwiczenia odkładałam "na jutro", bo ciężko myśleć o ćwiczeniach jak nie można się ruszyć z przejedzenia.

Każdego wieczoru obiecywałam sobie że "od jutra" zaczynam dietę, budziłam się rano odruchowo dojadałam rozpoczętą poprzedniego dnia paczkę ciastek, potem stwierdzałam, że i tak już dzisiejszy dzień jest stracony więc nie ma sensu się ograniczać i tak co dzień przez 2 miesiące. Początkowo skurczony podczas odchudzania żołądek bolał po każdym posiłku mimo to cały czas jadłam i jadłam. Nie czułam głodu, nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze, a mimo to nadal pochłaniałam wszystko w olbrzymich ilościach.



To moja największa porażka w odchudzaniu. Żałuję tego, ale czasu nie cofnę. Ma też to swoje plusy - wyciągnęłam wnioski.

1) 1200 kcal to zdecydowanie za mało

2) Błędem było całkowite wyeliminowanie słodyczy. Oszukiwałam sama siebie, że się od nich odzwyczaiłam, a tak naprawdę nie miałam ich pod ręką. Gdybym od czasu do czasu pozwoliła sobie na kostkę czekolady czy cukierka być może nie pochłonęłabym kilku tabliczek w chwili słabości.

3) Potrzebuję szczegółowego planu ćwiczeń i diety rozpisanego na cały tydzień z góry, układanie jadłospisu z dnia na dzień jest bezsensem.

W "nowej" diecie trwam już tydzień. Jem 1500kcal + ćwiczę. Specjalnie napisałam dopiero teraz, bo bałam się, że znowu będzie mi głupio wrócić jak coś się nie uda. Póki co czuję się nieziemsko lekko, brzuch nie boli z przejedzenia, a ćwiczenia znów zaczynają sprawiać przyjemność.

30 grudnia 2013 , Komentarze (4)

Hej,

Udało mi się zrealizować prawie wszystkie moje postanowienia świąteczne. Wigilia grzecznie - cały dzień byłam tak zajęta, że dopiero wieczorem przy kolacji zjadłam śniadanio-obiado-kolację. Przygotowałam sobie zupę grzybową z przepisu koleżanki + zjadłam gołąbka z kaszą. Byłam po tym tak syta, że nawet nie pomyślałam o zjedzeniu czegoś jeszcze. W kolejne dni było nieco gorzej, bo skusiłam się na kawałek sernika i cukierka. Wszystko jednak było pod kontrolą i pierwszy raz w życiu nie "umierałam" w święta z przejedzenia, nie przetaczałam się z kanapy na fotel, nie pożerałam wszystkiego co pojawiło się w zasięgu wzroku. Cudowne uczucie.



Ćwiczenia na cza świąt zawiesiłam - nie było czasu i możliwości. Cały czas gdzieś ktoś coś. Jedyna aktywność to spacery więc aż tak źle nie było. Pamiętam święta w poprzednich latach kiedy to potrafiłam wytoczyć się z domu tylko do kościoła, a potem tylko jeść przez resztę dnia.

Waga stoi bez zmian więc święta uznaję za zaliczone z sukcesem. Teraz pora na sylwestra, ale wierzę, że też dam radę :)

19 grudnia 2013 , Komentarze (5)

Witam,

Od tygodnia przygotowuję się do tego by przetrwać święta i nie zmarnować tego co udało mi się już osiągnąć. Póki co wszystko idealnie zaplanowane, łącznie z dietetycznymi potrawami na wigilię i sylwestra. Pomysł na wigilię ściągnęłam od koleżanki, której dietę układa dietetyczka. Wymyśliła jej zupę grzybową i rybę pieczoną z warzywami. Dostałam oba przepisy, ale wykorzystam tylko zupę, bo ryb nie jem. Problem z Sylwestrem rozwiązał się sam - w ofercie balu na który idziemy jest 7 dań w tym 6 mięsnych, a że mięsa też nie jem to zostaje mi jedno plus jakieś sałatki ewentualnie.



Nienawidzę tej sztucznej atmosfery w święta, wymuszonej uprzejmości... Z dietą też będzie ciężko nie tylko dlatego, że ciasta będą kusiły, ale wiem, że babcia i ciotki też nie odpuszczą. Niby każdy się cieszy, że się odchudzam, większość dyskretnie zawsze komentowała moją nadwagę na ale jak to? "Ciasta babci nie spróbujesz?!" "Sałatki cioci nie zjesz?!". Silną wolę mam, ale nie wiem czy w połączeniu z tą świąteczną szopką, która od zawsze mnie irytuje wytrzymam.

Na koniec piosenka, która idealnie oddaje wizję większości świąt obecnie.






12 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Witam wszystkich,

Jak wspominałam we wcześniejszym wpisie odkąd zaczęłam chudnąć dostrzegam coraz więcej wad w sobie... Przeglądałam dziś zdjęcia, chciałam wam się pokazać i natknęłam się przypadkiem na zdjęcie kiedy byłam jeszcze szczupła (sprzed około 4-5 lat). Waga w tym momencie jest nieistotna, ale jakie ja tam miałam włosy! Długie, zadbane, grube, a teraz? Mam może połowę tego co wtedy, musiałam je obciąć tydzień temu, bo wyglądały fatalnie... Mimo wszystko źle się czuję w krótkich (mam do ramion, a tydzień temu miałam do pasa...).

Tak moje włosy wyglądały kiedyś...



Pomyślałam, że warto już teraz o nie zadbać... No i się zaczęło... Od rana czytam różne fora, blogi na temat odżywiania włosów, przywracania blasku itp. Zrobiłam długą listę zakupów, za chwilę wybieram się do sklepu i od dziś zaczynam na nowo o nie dbać.

Coraz więcej czasu poświęcam sobie. Masaże, peelingi, wcieranie olejków, oczywiście ćwiczenia, a teraz dojdą jeszcze włosy. Mam nadzieję, że znajdę na to wszystko czas. Pocieszam się faktem, że niektóre z Was mają rodziny, małe dzieci i dają radę ze wszystkim więc ja tym bardziej powinnam.

9 grudnia 2013 , Komentarze (5)

Witam,

Dość długo nie pisałam, ale czytam was codziennie. Nie dodawałam wpisów, bo w sumie nic takiego się nie działo. Dietę trzymam uparcie, nawet w mikołajki nie zgrzeszyłam mimo że Mikołaj smakołyki też do prezentu dorzucił.

Ćwiczę, ćwiczę i jeszcze raz ćwiczę! Cieszę się, że chudnę, ale przeraźliwie boję się obwisłej skóry, która jednak często zostaje, gdy tracimy sporo kilogramów. W moim planie jest ponad 30kg, a to 1/3 mnie obecnie więc ryzyko jest duże. Do tej pory używałam zwykłych balsamów do ciała, peelingów... Teraz szukam czegoś bardziej zaawansowanego, fajnie by było, gdyby oprócz ujędrniania też pomagało w walce z rozstępami, które niestety i u mnie się pojawiły... Póki co zainwestowałam w bio-oil i modelujące serum.



Żałuję teraz, że tak późno się za siebie wzięłam... Co ciekawe przez tyle lat miałam dużą nadwagę i nie narzekałam na boczki, grube nogi czy rozstępy, a teraz przeszkadza mi dosłownie wszystko! Z jednej strony to dobrze, bo mam motywację, ale z drugiej widzę jaką krzywdę zrobiłam swojemu ciału przez te wszystkie lata...

No ale nie ma się co użalać, trzeba walczyć! Dni uciekają, lato coraz bliżej, a ja chcę w końcu założyć krótkie spodenki w przyszłe lato (ostatni raz nosiłam takie przy wadze około 60kg czyli ładnych parę lat temu). Póki co mam mniej odległy cel - sylwester. Chciałabym schudnąć do tego czasu jeszcze 3-4kg. Czasu jest niewiele, ale będę próbowała :)

Cały czas próbuję się zmobilizować żeby pisać bardziej regularnie ale czasu brak... Może po nowym roku trochę lepiej czas rozplanuję ;)

27 listopada 2013 , Komentarze (4)

Witam,

Może nie do końca chłopak sam w sobie co jego reakcja na moje odchudzanie. Myślałam, że raczej będzie mi w tym przeszkadzał kupując tak jak do tej pory każdego dnia chipsy, ciasteczka, cole, a ja podczas jakiegoś gorszego dnia nie wytrzymam i rzucę się na to wszystko. On jednak bardzo mnie zaskoczył. Ograniczył ilość śmieciowego jedzenia (pożera tego tony a i tak po nim nic nie widać) i stara się nie jeść przy mnie takich rzeczy. Powoli przekonuje się do owoców, które na dobre zagościły u nas w domu po tym jak wyprowadziła się czekolada. Wiem, że z owocami przesadzać też nie można, ale napewno mandarynka czy grejpfrut nie szkodzi tak jak tabliczka czekolady.



Mimo, że nigdy nie narzekał na moją wagę to widzę jak teraz cieszy się z każdym straconym kilogramem. Wspiera, pociesza w momentach słabości, zaproponował, że zapisze się razem ze mną na siłownię, bo kiedyś o tym wspomniałam, ale sama chodzić nie chciałam.



Nieśmiało pokazuje mi ubrania w jakich chciałby mnie zobaczyć (mam tu na myśli spódnicę czy sukienkę, bo nigdy nie miałam odwagi założyć tego typu rzeczy jeśli nie była to impreza typu wesele czy sylwester ze względu na grube nogi). Zapytałam dlaczego wcześniej nie wspominał o takich rzeczach. W odpowiedzi usłyszałam, że jestem kobietą i napewno przekręciłabym to na swój sposób i odebrałabym jako brak akceptacji czy zmuszanie do odchudzania, a on kocha mnie taką jaką jestem, nie chce nikogo innego, ale podobałabym mu się bardziej szczupła. Zasypał mnie falą tłumaczeń żebym tylko niczego źle nie odebrała. Trochę racji miał, gdyby tak powiedział miesiąc wcześniej to pogłębiłabym tylko swoje kompleksy. Dziś podeszłam do tego z dystansem, każdy chciałby atrakcyjnego partnera więc doceniam jego szczerość. Przez to, że kibicuje mi na każdym kroku mam motywację, aby trwać w mojej walce dalej. Nie chcę zawieść ani jego ani siebie.


Na wadze pojawiła się upragniona 8 z przodu, a tym samym BMI z otyłości wskoczyło na nadwagę. Ogromnie się cieszę z tego spadku ;)

Nadal skaczę po suficie sąsiadom i się nie bulwersują więc ze skakanką zaprzyjaźniłam się na dobre. Podobnie jak z hula-hop, Ewką i brzuszkami ;) Boczki poooowoli znikają więc wierzę, że będzie dobrze ;)

19 listopada 2013 , Komentarze (6)

Witam,

Dawno nie pisałam, ale czytam Was na bieżąco. Ważenie też sobie odpuściłam przez te kilka dni, bo znam siebie i wiem, że gdybym weszła na wagę i nie zobaczyła spadku to straciłabym motywację. Dziś nie wytrzymałam, weszłam na wagę i... jest spadek i to nie byle jaki bo ubyło 2 kg! Niby to niewiele jak na 2 tygodnie, ale biorąc pod uwagę to, że przez moje ostatnie obżarstwo pewnie wróciłam do wagi wyjściowej to spadek jest spory ;)


Najbardziej rozbrajają mnie bliscy, którzy wiedzą, że się odchudzam. W sumie schudłam około 5kg, a od nich ciągle słyszę że "widać". Ja osobiście zmian nie widzę. Owszem spodnie łatwiej się zapinają itp ale patrząc w lustro nie widać spadku. Nie wiem czy oni rzeczywiście chcą coś "widzieć" czy próbują mnie w ten sposób motywować do dalszej walki. Nie próbuję się z nimi nawet kłócić, ale swoje wiem.



Jeśli chodzi o ćwiczenia to z Chodakowską się w miarę polubiłyśmy. Dwa tygodnie zajęło mi przekonanie się do jej ćwiczeń. Skłamałabym, gdybym napisała, że ćwiczę z przyjemnością, ale faktem jest, że nie zmuszam się już do nich tak, jak na początku.

Pokochałam natomiast hula-hop. Po fazie siniaków i nauki kręcenia stało się moim codziennym elementem ćwiczeń, który sprawia mi największą przyjemność.

Skaczę też na skakance. Póki co nie jest źle. Pytanie tylko ile sąsiedzi z dołu są w stanie wytrzymać słonia skaczącego im po suficie.. :P



4 listopada 2013 , Skomentuj

Witam wszystkich,

Ćwiczenia i dietę grzecznie trzymałam, aż do momentu kiedy pojechałam na długi weekend do domu. Myślałam, że przez te dwa tygodnie odzwyczaiłam się trochę od słodyczy, ale to było błędne myślenie. Jak zobaczyłam ciasta mamy nie potrafiłam się powstrzymać. Nie zjadłam tego tyle co zawsze (aż zaczynał boleć brzuch z przejedzenia), ale każdego po kawałku spróbować musiałam. Do tego doszły pierogi, gołąbki (co prawda był w nich tylko ryż z pieczarkami i liść kapusty bo jestem wegetarianką, no ale..). Mój żołądek też się trochę skurczył, bo właściwie jadłam dlatego, że chciałam spróbować, a nie dlatego że byłam głodna. O ćwiczeniach też mowy nie było, jedyna aktywność to codzienny spacer z psem i chodzenie po cmentarzach.



Na wagę nie wchodzę, bo się boję. Teraz jestem już u siebie i nie mam problemu z kontrolowaniem jedzenia i ćwiczeń. Zupełnie tak, jakbym tylko u mamy miała ochotę na jedzenie. Zaczęła się zastanawiać czy to normalne że tak rzuciłam się na jedzenie podczas weekendu. Może rzeczywiście 1200kcal to za mało, a może po prostu nie miałam do tej pory pod ręką słodyczy i mnie nie kusiły. W sumie na takiej diecie nie byłam głodna, nie czułam się słabo więc póki co jej nie zmieniam.


No i mam nauczkę na przyszłość - dzięki temu wiem, że do Świąt muszę wyrobić na tyle swoją silną wolę, żeby nie zaprzepaścić 2 miesięcy odchudzania przez kilka dni obżarstwa. Mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się schudnąć 7-8kg więc byłoby szkoda to popsuć.

Dostałam w końcu hula-hop więc dziś pierwszy dzień moich zmagań z nim. Tak jak wspominałyście - jest ciężkie. Mam nadzieję, że to prawda że łatwiej nim się kręci niż takim zwykłym, bo ostatni raz kręciłam hula-hop w podstawówce więc trochę zaległości mam. Ciekawe czy jeszcze umiem w ogóle nim kręcić...



25 października 2013 , Komentarze (2)

Hello,

Nie poddaję się, walczę nadal. Z każdym dniem coraz mniej męczę się ćwicząc z Chodakowską. Nadal pocę się jak świnka, ale mniej czasu zajmuje mi dojście do siebie po ćwiczeniach. Robię też brzuszki, zaczęłam od 30 i codziennie zwiększam o 10. Zakwasy miałam ogromne pierwszego dnia, zupełnie tak jakbym zrobiła ich z 1000, ale teraz jest coraz lepiej.

Załamała mnie skakanka, bo czytałam w waszych pamiętnikach że skaczecie 30min a ja wytrzymałam... 5min ;/ Następnego dnia miałam taki wstręt do niej, że nie mogłam patrzeć na ten podły sznurek ale... nie dałam się i dziś wytrzymałam 7 min :) Myślę, że i ja kiedyś wytrwam tyle co wy.


Jestem w trakcie układania diety, bo do tej pory wyeliminowałam tylko słodycze i przestałam jeść po 18. Wymyśliłam sobie dietę 1200kcal. Z tego co czytałam to opinie są różne, jedni twierdzą, że to prawie głodówka, inni, że nie jest najgorzej. Spróbuję, jeśli będę się czuła słabo przy takiej ilości kalorii to ją zwiększę. Prowadzę raczej siedzący tryb życia więc to aż takie obciążające nie powinno być. Co prawda teraz staram się ruszać więcej, ale aktywnością jakąś wybitną to jeszcze tego nazwać nie można.



23 października 2013 , Komentarze (7)

Witam wszystkich,

Wzięłam sobie do serca wasze rady i postanowiłam jednak tak łatwo nie odpuszczać tych treningów z Ewą. Było ciężko, ale łatwiej niż ostatnio, bo wiedziałam co mnie czeka. Spociłam się jak świnka, dochodziłam potem długo do siebie, ale dałam radę! Wytrzymałam do końca! Jestem z siebie taka dumna...



Wiem, że dla większości z was to żaden wyczyn, ale dla mnie to mój pierwszy, oficjalny sukces. To, że mi się udało, że wytrzymałam mimo tak tragicznej kondycji dało mi jeszcze większego kopa do wali o swoje ciało i sprawność fizyczną. To przykre, że dla dziewczyny w moim wieku kilkadziesiąt minut treningu dziennie jest ogromna trudnością, a zarazem wielkim wyczynem, ale sama sobie na taki stan zapracowałam.

Do tej pory dość sceptycznie podchodziłam do waszych wpisów na temat endorfin po ćwiczeniach. Myślałam, że to wyolbrzymione, że ja mimo wszystko i tak rzuciłabym się na słodycze, ale jednak miałyście rację. Mimo, że byłam zmęczona to czułam się fantastycznie, lekko, o wiele lepiej niż po zjedzeniu tabliczki czekolady. Szkoda, że tak późno postanowiłam walczyć o siebie...

Zamówiłam sobie dziś hula-hop. Większość z was zachwalała te kauczukowe z masażerem więc takie też kupiłam.

Do tego jeszcze twister na te moje boczki ogromne i oponkę.