Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zrozumiałam, że jeśli teraz się nie zmienię to zostanę już taka beznadziejna na zawsze!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4510
Komentarzy: 65
Założony: 3 listopada 2013
Ostatni wpis: 24 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
moreEliza

kobieta, 26 lat, Kraków

165 cm, 82.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 lutego 2014 , Komentarze (3)

Kolejny dzień dobiega już końca - muszę przyznać, że wczoraj i w poniedziałek było mi trochę ciężko, ale dzisiaj czuję się świetnie! Motywacja nadal na poziomie 200%. Jedyna rzecz, która idzie beznadziejnie to nauka. Chodzę na kursy i mam egzaminy lada moment, a nawet nie otworzyłam książek. Kompletnie nie mam na to weny!

Śniadanie:
dwa tosty pełnoziarniste lekko posmarowane jogurtem greckim, z jajkiem i pomidorem, borówki i orzechy

Lunch:
Sałatka - szpinak, cebula, granat, mix suszonej żurawiny i nerkowców, trochę fety, skropione octem balsamicznym (pycha!)

Obiad:
Domowa tortilla - placek owsiany, posmarowany jogurtem z czosnkiem, z sałatą, pomidorem, korniszonem, cebulą i odrobiną ketchupu (uzależnienie :))

Kolacja:
Jogurt waniliowy z truskawkami, winogronami i odrobiną muesli

Ćwiczenia:
50 min kręcenia hula hopem
Może zrobię jeszcze jakieś brzuszki czy squady ;)

26 lutego 2014 , Komentarze (1)

Wczoraj wieczorem bardzo możliwe, że zapomniałam napisać tutaj, ale hej! Jestem teraz, więc jest dobrze. Podczas robienia porządków znalazłam swoje stare rolki, więc postanowiłam wczoraj trochę pojeździć. Muszę przyznać, że trochę zapomniałam jak to się robi i wyglądałam dość niezdarnie. Dobrze, że było ciemno i prawie nikt mnie nie widział. Muszę odkryć w mieście miejsca gdzie droga jest prosta i tam zacząć od nowa się uczyć. Pomijam fakt, że nogi i tyłek trochę mi odpadają, ale warto!
Teraz szybko napiszę co wczoraj zjadłam i uciekam zająć się obowiązkami czy coś ;)

Śniadanie:
serek Danio biszkoptowy z muesli i borówkami amerykańskimi

Lunch:
kuskus z pesto i odrobiną fety, garść mieszanki nerkowców i suszonej żurawiny

Obiad:
krem z brokułów z grzankami domowej roboty

Kolacja:
jogurt waniliowy ze śliwką, borówkami i mieszanką orzechów

Ćwiczenia:
30-40 min jazdy (nieudolnej) na rolkach

24 lutego 2014 , Skomentuj

Chyba jeszcze nigdy nie byłam aż tak podekscytowana zrzucaniem kilogramów. Oczywiście to coś bardzo pozytywnego, tylko jestem bardzo sobą zaskoczona. Napiszę tylko szybko co dzisiaj zjadłam,co ćwiczyłam i uciekam oglądać 'Sexy Dietę'!

Śniadanie:
shake (banan, masło orzechowe, mleko, kakao, mrożone owoce leśne_

Lunch:
Placek tortilla z łyżeczką serka, sałatą, łososiem wędzonym, pomidorem i cebulą

Obiad:
Reszta łososia z obiadu, papryka z fetą i kuskus z odrobiną pesto


Kolacja:
pomarańcz, jogurt waniliowy, garść mieszanki suszonej żurawiny i nerkowców

Ćwiczenia:
godzina biegania/marszu, dwugodzinny spacer

24 lutego 2014 , Komentarze (1)

Mam wrażenie, że minęły długie miesiące od kiedy byłam tu ostatni raz (coś w tym jest, ponieważ mój ostatni wpis jest z początku grudnia!). Trochę się od tego czasu zmieniło - i na dobre i na złe.

Wróciłam, bo osiągnęłam swoją wagę-porażkę. Szczerze nigdy nie sądziłam, że zobaczę taką liczbę na wadze i co za tym idzie trochę sporo za duże odbicie w lustrze. Teraz następuje ta chwila grodzy... 80 kg! Jak mogłam do tego doprowadzić?! Przy moim wzroście 165 cm jestem dosłownie mały kroczek od otłyłości I stopnia według wskaźnika BMI! Wiem, że brzmi to dość dramatycznie, ale nisko upadłam. Na ogół nigdy nie przejmowałam się wagą czy właśnie tymi wskaźnikami, ale teraz jak o tym myślę to chcę zobaczyć znowu 6 na początku swojej wagi, a co do BMI to mieć po prostu prawidłowy wskaźnik. To właśnie jest moim celem na kolejne miesiące! Czas w końcu odstawić słodycze i gazowane napoje. Zacząć się porządnie ruszać!

Nadszedł mój czas i nikt nie przeszkodzi mi w odzyskaniu zdrowego wyglądu i szczęścia!

2 grudnia 2013 , Komentarze (1)

Nawet nie będę komentować dzisiejszego dnia. Zjadłam chyba wszystko co wpadło mi w ręce, a było tego dość sporo. Całkowita porażka. Jednak nie poddaję się. Jutro wracam na dobre tory - zdrowe jedzonko i 30 day shred (teraz chyba zrobię z tego 29 day sherd ;))

1 grudnia 2013 , Komentarze (1)

Kiedy myślałam, że już uporałam się z moim zdrowiem to dopadła mnie koszmarna migrena. Przez nią spędziłam większość dnia w łóżku i teoretycznie właśnie to mam robić aż do środy, ale wiadomo jak to jest. Po kilku dniach leżenia ma się szczerze dość. Niestety też przez to nie zjadłam dzisiaj zbyt wiele.

Jutro mam kolejną wizytę u lekarza, która mam nadzieję, że wiele rozstrzygnie. Okaże się czy potrzebuję kolejny antybiotyk i czy mogę powoli zacząć wracać do swojego normalnego trybu życia. Fizycznie jest już zdecydowanie lepiej i chyba od jutra właśnie zacznę robić 30 Day Shred. Nigdy nie robiłam tego programu, ale wszyscy go chwalą, więc chyba się skuszę. Szczerze, wszystko okaże się jutro. Zrobiłam sobie też małą tabelkę, w której zaznaczam czy dobrze poszły mi kolejne dni mojego wyzwania. Już dwa za mną! Juhu!


Mam nadzieję, że pod koniec wyzwania wszystko będzie zielone! A teraz jeszcze moje małe, ubogie przez chorobę menu:

Śniadanie/Lunch: ponownie shake z banana, mleka, masła orzechowego i kakao

Obiad: tost zrobiony z bułki ziarnistej z plasterkiem sera, kawałek jabłka i szklanka soku pomarańczowego

Kolacja: dwie kromki chleba żytniego z serkiem almette, sałatą, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i cebulą

Nawet nie wiecie jak ciężko było mi zjeść to wszystko. Mam nadzieję, że jutro mój organizm zregeneruje się jeszcze bardziej i będę wstanie zjeść o wiele więcej zdrowego jedzenia.

Eliza

30 listopada 2013 , Komentarze (2)

Mój dzień był dzisiaj dość krótki, ale tak to jest jak wstaje się dopiero po 12. W nocy dość długo nie mogłam zasnać z powodu bólu - udało mi się to dopiero koło 4-5 nad ranem. Dlatego to spadnie do 12 ma solidne podstawy. Z tego powodu też zjadłam tylko 3 posiłki, ale liczy się, że były zdrowe. 

Zaczynam dzisiaj moje odliczanie. Pierwszy z trzydziestu dni już niemal za mną. Jeszcze tylko 29 i mam nadzieję, że zauważę już jakieś pozytywne zmiany. Ćwiczeń jak na razie nie ma z oczywistych powodów. Może w poniedziałek zacznę robić coś mało inwazyjnego, żeby nie przeciążyć organizmu.

Moje dzisiejsze małe menu:

Śniadanie/lunch: shake z banana, mleka, masła orzechowego i kakao.


Obiad: sałatka (sałata lodowa, mały pomidor, kawałek ogórka, korniszon, rzodkiewka, cebula czerwona) z dressingiem (jogurt grecki, musztarda), półtora jajka, kawałek ciemniej bułki, szklanka soku pomarańczowego rozcieńczonego wodą


Kolacja: reszta bułki z obiadu z serkiem almette, sałatą, pomidorem, rzodkiewką i cebulą, szklanka soku pomarańczowego rozcieńczonego wodą


Teraz czas na szybki prysznic albo gorącą kąpiel! Jeszcze nie zdecydowałam :)

Eliza

29 listopada 2013 , Komentarze (3)

Bardzo powoli dochodzę do siebie, nadal jestem bardzo osłabiona i zmęczona, ale wreszcie jestem w stanie robić samodzielnie wiele rzeczy. Doprowadziło to do tego, że zwlokłam się z łóżka i zrobiłam sobie zdjęcia, by mieć jakieś porównanie na przyszłość. W ruch poszła także miarka. Przyznam szczerze, że jestem trochę załamana tym do jakiego stanu się doprowadziłam. Żałuję, że nie ogarnęłam się szybciej - miałabym mniej kilogramów do zrzucania.

Przyjechała dzisiaj do mnie mama, by sprawdzić jak sobię daję radę i jak się ogólnie czuję. Oczywiście musiała włożyć we mnie masy jedzenia, ale przyznam szczerze, że po kilku dniach przymuszonego postu było to dość miłe. Szczęka zaczęła trochę działać, więc byłam w stanie małymi kawałkami wszystko zjeść. Przepełniona jedzeniem, siedzę i przeglądam różne strony ze zdrowymi przepisami. Znalazłam sporo, które mnie zainteresowały, więc na pewno w przyszłości je wypróbuję.

Wracam niestety do przykrego tematu mojego wyglądu. Wkleję tutaj moje zdjęcia i umieszczę wymiary głównie dla własnej motywacji. Od jutra startuje z małym 30 dniowym wyzwaniem, które sama sobie wymyśliłam. ZERO COLI (jestem ostatnio od niej dość uzależniona), ZERO CZEKOLADY. DUŻO OPTYMIZMU I SILNEJ WOLI. Za te 30 dni znowu się poważę, pomierzę i zdrobię zdjęcia. Uznam wtedy czy zasłużyłam na moją nagrodę w postaci zakupów meblowych. Teraz przygotujcie się na szok. Oto ja obecnie.


Ah, straszny widok jak dla mnie. Teraz wymiary:

Biust: 103 cm
Talia: 84 cm
Pępek: 96 cm
Biodra: 103 cm
Uda (prawe/lewe): 59/60
Łydki (prawa/lewa): 40/41
Ramiona (prawe/lewe): 29/28

Mam nadzieję, że centymetry i kilogramy szybko zaczną znikać!

Eliza

28 listopada 2013 , Komentarze (1)

Piszę ten wpis z małą obawą. Po pierwszym z nich potrącił mnie samochód, po drugim strasznie się rozchorowałam. Ciekawe co się stanie po tym trzecim?

Jakieś złe fatum ciąży nade mną. Choroba prawdopodobnie efektem wcześniejszego wypadku. Dostałam zalecenie leżenia w domu i nie ruszania się (co nawet nie miałoby miejsca, bo przez większość czasu nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać). Ze zwolnieniem na półtora tygodnia pomaszerowałam (a dokładniej doczołgałam) się do domu i zaległam. Dzisiaj jest już odrobinę lepiej, więc jestem w stanie po raz kolejny pomyśleć o zdrowym odżywianiu. Przez najbliższe dni prawdopodobnie dietę będę opierać na koktajlach, sokach, wodzie, bo nie jestem w stanie gryźć, a przełykanie też sprawia mały problem. Zobaczymy jak to się zakończy.

Jak pisałam w poprzednim wpisie moim celem jest zobaczenie w końcu 6 na początku. Nie dlatego, że liczby mają dla mnie znaczenie - po prostu miło będzie to zobaczyć. Chciałabym to osiągnąć przed końcem tego roku. Nie wiem czy mi się to uda, ale mam nadzieję. Mój organizm szybko gubi pierwsze kilogramy, więc jest jakaś nadzieja. Jeśli mi się nie uda i tak będę z siebie zadowolona, że zaczęłam coś robić!

Eliza

PS Happy Thanksgiving! 

24 listopada 2013 , Komentarze (2)

Od mojego ostatniego i pierwszego wpisu tutaj wiele się wydarzyło co sprawiło, że cała dieta i ćwiczenia poszły w odstawkę. Szczerze mam wrażenie, że przeżyłam koszmar, ale staram się o tym tak nie myśleć.

Dosłownie kilka dni po tym jak tutaj napisałam miałam wypadek. Idąc chodnikiem w mieście kierowca mnie potrącił. Nie wiem jak to się stało, nie wiem dlaczego wjechał na ten chodnik. Jedyne co wiem to to, że mój strach przed samochodami wzrósł o wiele bardziej, a każda część mojego ciała nadal mnie boli. Dziwne jest to, że z samego wypadku nie pamiętam niemal nic, a nie straciłam przytomności. Może to siła wyparcia. A fizyczne szkody? Prawa ręka została uszkodzona i nadal muszę mieć ją unieruchomioną, nogi całe posiniaczone i prawdopodobnie mam uszkodzoną jedną z kości. Ruch sprawia mi niewyobrażalny ból, a psychicznie nie jest lepiej.

To tak gwoli wyjaśnienia gdzie się podziewałam.

Mimo, że nie mam siły muszę się pozbierać. W nadchodzącym tygodniu mam trzy ważne egazaminy wstępne. Wiem, że nie napiszę ich najlepiej, ale nadzieja umiera ostatnia, prawda? Zdrowe odżywianie również wraca na ważną pozycję. Z ćwiczeniami na razie muszę poczekać, choć nie bardzo mi to pasuje.

Wymyśliłam sobie, że gdy zobaczę na wadze moją upragnioną 6 na początku, to pojadę na zakupy mieszkaniowe. W nowym lokum niestety jeszcze nie ma wielu mebli, a do czasu osiągnięcia mojego celu odłożę sobie trochę pieniędzy, żeby kupić co nieco.

Mam nadzieję, że tym razem zostanę tutaj na dłużej bez żadnych szkód.

Eliza