Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie jestem konsekwentna w swych działaniach w związku z powyższym trudno osiągnąć mi wymarzony cel. Już po raz setny rozpoczynam dietę od nowa i mam nadzieję że po raz ostatni ...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 73528
Komentarzy: 818
Założony: 3 listopada 2013
Ostatni wpis: 1 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Meg73

kobieta, 51 lat, Miasto

170 cm, 101.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: zejść z wagi trzycyfrowej i NIE PODDAWAC SIĘ JUŻ NIGDY !!!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lipca 2014 , Komentarze (7)

Zaczynam wszystko od nowa. Tym razem już po raz ostatni. Mam teraz dużo czasu na myślenie. Obiektywnie spojrzałam na siebie i stwierdziłam że źle mi z samą sobą. W ubiegłym roku udało mi się schudnąć 12 kg i czułam się z tym świetnie. Nakupiłam sobie fajnych ciuszków w mniejszym rozmiarze, które obecnie są za ciasne. Wyrzuciłam mnóstwo rzeczy z szafy ale tych ostatnich nabytków nie wyrzucę bo mi bardzo szkoda. 4 pary spodni rurek w których nigdy wcześniej nie chodziłam a czuję się w nich świetnie i mnóstwo bluzeczek w bardzo odważnych kolorach w których obecnie wyglądam jak sznurowany baleron. Powiedziałam już dość. Dzisiaj już lepszy dzionek dla mnie ale za to mój mąż ma ogromny ból korzonków. Dostał zastrzyki ale ta jego choroba zamknęła nam drogę zakupów. Doszłam więc do wniosku, że ja muszę dokuśtykać do auta i wybrać się na zakupy. Kupię sobie wszystkie produkty i od jutra zaczynam moją dietę. Nie ma że boli ... dupa w troki i do galopu. Nie mogę chodzić na aerobik i zumbę ani jeździć rowerem ale mogę robić brzuszki bo to nie obciąża mojej nogi. Koniec użalania się nad sobą.

Obiecałam sobie, że po raz ostatni podejmuję walkę, jeżeli i tym razem polegnę to już koniec ... to znak że będę już zawsze taka jaka jestem. Jeżeli zawiodę siebie to usuwam się z Vitalii bo to nie będzie miało już sensu.

WALCZĘ i tym razem mam nadzieję że wygram. Wierzę że dam radę bo Wy jesteście i dajecie mi kopa do działania.

                       

             

16 lipca 2014 , Komentarze (5)

Wczorajszy dzień to koszmar choć zaczął się bardzo obiecująco. Od rana sprzątanie i pranie dywanów. Założenia swoje zrealizowałam do południa w 100%. Odpoczęłam, wzięłam relaksującą kąpiel i wieczorkiem pomaszerowałam jak zwykle we wtorek na aerobik. Nowe układy zaproponowane przez instruktorkę przypadły mi do gustu. Po 20 minutach ćwiczeń przy wyskoku opadając na parkiet poczułam jakby coś rozrywało mi łydkę. usiadłam masując nogę . Nie przechodziło. Nie dałam rady wyjść z hali sportowej. Mąż zabrał mnie do domu i później zawiózł na SOR. Z każdą minutą ból narastał. W szpitalu jak to z naszą służbą zdrowia bywa potraktowali mnie jak zarazę, która wymyśla coś irracjonalnego. Przyjmujący mnie chirurg nacisnął mi łydkę dwa razy aż podskoczyłam z bólu i zdiagnozował "chyba naderwanie mięśnia ... albo ścięgna albo ..." i wyszedł sobie. Po godzinie zostałam poproszona o odebranie karty wypiosowej i zasugerowano mi że mam się zmyć do domu. Kiedy zapytałam co mi dokładnie jest stwierdził że mam napisane na karcie i dostałam skierowanie do poradni ortopedycznej. Wyszłam z izby i rozwyłam się jak bóbr. Na nogę nie mogłam w ogóle stanąć , ból był nie do zniesienia a on ... chyba ... Co za rzeźnik nie lekarz. Dzisiaj z samego rana wspólnie z mężem udaliśmy się do poradni ortopedycznej. Pani lekarz nie badając mnie potwierdziła diagnozę a ja moje pytanie skąd to wie to odparła mi że widać to gołym okiem. Nawarczała na mnie jak pies na kość, dała zwolnienie lekarskie i kazała wzywać następnego pacjenta. Co za chora służba zdrowia. Teraz zastanawiam się za co ja płacę tak wysokie składki na ubezpieczenie zdrowotne. W ubiegłym roku zapłaciłam 2500 zł i kuźwa takie przyjęcie przez lekarzy ??? Nie wymagam by mnie nosili w lektyce czy czapkowali mi ale na litość boską trochę zainteresowania pacjentem. Nie poszłam do nich dla rozrywki bo nudziłam się w domu ale prosić o pomoc. Zadając pytanie "Czego pani ode mnie oczekuje?" kpił sobie ze mnie. Odpowiedziałam że pomocy to zaśmiał mi się w twarz. Co za chora służba zdrowia.Nie dziwię się więc Cejrowskiemu, że wypisał się z takiego państwa. Sama bym się wypisała tylko nie mam kasy żeby stąd wyjechać ani odwagi by zaczynać życie od nowa

Leżę sobie więc i jestem załamana. Nie mogę przez 3 tygodnie chodzić, o wszystko muszę więc prosić syna i męża, dieta legnie już w gruzach bo nie dam rady nic sobie ugotować stojąc przy kuchni ani zrobić sobie zakupów. Będę tylko żarła bez żadnego ruchu. Upasę się znowu jak prosie.

Jestem załamana.

                           

                                           

                         


14 lipca 2014 , Komentarze (10)

Dzisiaj kontynuacja rozpoczętych zmian w domku. Od początku urlopu tj. już drugi tydzień robię generalne porządki w domu. Wyrzucam wszystko co zbędne jednym słowem odgruzowuję mój dom. Przez 5 lat od wprowadzenia się do nowego domu nazbierało się tego już wiele. Szczególnie pokój mojego syna nastolatka przypominał już bardziej garaż niż pokój i ciężko się tu było poruszać. Odgruzowałam go i przyznam szczerze jestem zaskoczona jaki jest duży. Wynieśliśmy wszystko co zbędne i sam jest w szoku że tyle rzeczy było mu potrzebne. Wygospodarowałam mu na nie szafę w garażu. Zrobiłam to sposobem bo za nic nie chciał się pozbyć niczego. Powiedziałam mu że jest już dużym facetem i jak każdy dorosły facet musi mieć swój kącik w garażu. Pomyślał pomyślał i dał się na to złapać jak małe dziecko. 

Drugą rzeczą z której jestem dumna to wyrzucenie wszystkich moich za wąskich ubrań. Trzymałam je na lepsze czasy bo kiedyś schudnę i będę w nich chodziła. Teraz wszystkie poszły aut bo pomyślałam, że jak schudnę to w nagrodę kupię sobie nowe. Powiem Wam że to ogromna ulga i aż odetchnęłam jak te ubrania powędrowały do kontenera PCK.

Dzisiaj dalsza część porządków. Wypucuję salon na błysk a później kuchnia. Mąż aż nie może wyjść z podziwu że zapanowała w naszym domu taka rewolucja. Dzisiaj pranie firanek i zasłon by w domku powiało świeżością. 

Myślę że przy tak intensywnej pracy jedzenia też wpadnie mało do paszczy. Z porządkami w domu zamierzam również wcielić w życie rewolucję w moim sposobie myślenia i jedzenia. Koniec użalania się nad sobą. Wiem że to totalna porażka to co się wydarzyło.  Dopadło mnie jojo ale zaczynam od nowa. Chcę by już po raz ostatni.

Edit : Dzisiaj dla lepszej motywacji podjęłam wyzwanie Vitalii. Do 30.09.2014r dojść do wagi 99,9 kg. Powinno mnie to zmotywować i będę się starała nie zawieść znowu. Czyli spinam pośladki i do roboty :)

                                                                   

13 lipca 2014 , Komentarze (9)

Dzisiaj nawet nie mam natchnienia na wymyślenie tytułu wpisu. Od rana coś mnie przytłacza i sprawia że jestem smutna. Nie potrafię określić co to jest ... bo to jest we mnie. Jakaś melancholia mnie przybiła. Robię sobie rachunek sumienia i jeszcze bardziej mi smutno bo straciłam to wszystko nad czym tyle pracowałam. Przytyłam i to dużo. Dopadł mnie efekt jojo. Jakże to prozaiczne ale prawdziwe. Brak samozaparcia i motywacji do dalszej walki sprawił, że zaprzepaściłam to co do tej pory osiągnęłam. Było już tak fajnie. Nosiłam ubranka w mniejszym rozmiarze i bardzo dobrze się czułam nie widząc mojego brzuszyska a dzisiaj totalna klapa. Patrząc z góry znowu go widzę .... grrrr. Coś mnie dzisiaj bardzo przytłacza. Nie wiem czy to że jest "13" tak na mnie działa czy ogólnie złapałam jakąś deprechę. Brak mi motywacji do działania. Jestem na urlopie .. mam spokojną głowę jak na razie ... mąż pracuje ... a ja dalej na dnie. Pocieszające jest to że dzisiaj ładnie dietkuję i jem same warzywka pod różnymi postaciami. Zrobiłam sobie taki "detoks" od jedzenia. Pójdę może na spacer do lasu i przytulę się do brzozy ... to na mnie działa bo zabiera ode mnie złe emocje. Później spróbuję na spokojnie ułożyć sobie jakiś plan działania i pomyśleć co jest nie tak.

           

                                     

                           

              

9 lipca 2014 , Komentarze (7)


U mnie tak jak w tytule ... sięgam właśnie dna. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Urlop miał być przełomem w mojej diecie , moim myśleniu a tu zwyczajna klęska. Nie mam żadnej motywacjo, żadnego zacięcia do walki. Upały nie sprzyjają również temu by znowu zacząć o siebie walczyć. Decyzję o rozpoczęciu nowej diety odkładam z dnia na dzień. Znalazłam dla siebie dobrą dietę oczyszczającą ułożoną przez lekarza. Miała mi pomóc i nawet ją zaczęłam stosować z entuzjazmem. Polega na jedzeniu warzyw i owoców ale nie wytrzymałam dłużej niż 1 dzień. Drugiego dnia słaniałam się na nogach, nie miałam w ogóle siły by chodzić. Może to działania uboczne metforminy się nasiliły ... sama nie wiem. Grunt że dochodziłam do siebie kolejne 2 dni. Nie mam motywacji ... nie mam siły i do tego nie wiem co robić. Sytuacja w domu się normalizuje. Mąż dostał pracę więc idzie ku lepszemu. Długi jakoś spłacimy mam nadzieję więc powinnam wychodzić już z tego . Ja dalej zajadam stres i nerwy. Jak już się trochę uspokoiłam i było już lepsze nastawienie to zadzwonili z pracy że zginęły dokumenty którymi się zajmowałam. Niemało zawału dostałam bo winę zrzucali na mnie. Sprawa się na szczęście wyjaśniła, że to nie ja zawiniłam ale nie usłyszałam słowa przepraszam. Ile nerwów mnie to kosztowało to tylko ja wiem. Od dzisiaj chyba zacznę zażywać ziołowe tabletki na uspokojenie. Powinny mnie wyciszyć a przynajmniej mam taką nadzieję. Na wagę nie wchodzę ze strachu bo przeczuwam co tam zobaczę. Znowu sięgnęłam dna i nie potrafię się podnieść. Dzisiaj pracuję nad swoją psychiką by się wyciszyć i nabrać energii. Jak tego nie zrobię to nić mi nie pomoże i żadnej diety nie wcielę w życie. 

   

           

                                           

1 lipca 2014 , Komentarze (15)

                              

Dzisiaj tak upragniony i wyczekiwany pierwszy dzień długiego urlopu. Pierwszy dzień lipca mający dla mnie przynieść nowe zmiany. Dzisiaj również pierwszy dzionek nowej diety, niosącej dla mnie nową nadzieję. Właściwie to  nie dieta tylko nowy sposób odżywiania diabetyka. Nie będę się o nim rozpisywać bo boję się zapeszyć. Ja tak mam że jestem z czegoś zadowolona i pochwalę się że waga spada bądź coś innego i zaraz jak grom z jasnego nieba ... gruuuuch ... waga w górę. Nie będę mówiła więc by ponownie mój zapał i nadzieja nie legła w gruzach. Mój priorytet na lipiec to utrzymać poziom cukru w ryzach. jeżeli utrzymam glikemę na właściwym poziomie to i z odchudzaniem pójdzie mi lepiej. Jest nadzieja i postaram się jej nie zmarnować. Pogoda nie sprzyja urlopowaniu ale mam komfort psychiczny, że nie jestem dzisiaj w pracy, która ostatnio stała się moim przekleństwem. Ciągły stres, zachowania współpracowników sprawiały ze popadałam powoli w jakąś depresję. Obserwując ostatnio koleżanki i ich reakcje nie mogłam wyjść z podziwu. Jak można być aż tak zawistnym człowiekiem. Zazdroszczą wszystkiego, obserwują Cię w każdej chwili. Są zazdrosne jak spada mi kilka kilogramów a cieszą się jak ponownie tyję. Nie kryją tego i mówią mi prosto w oczy. Przychodzą nawet patrzeć co jem na śniadanie i obiad ... to chore. Jak można być zdrowym pracując z takimi ludźmi. Wyścig szczurów by zyskać lepsze wyniki ... również mnie nie pasjonuje. Stres panujący w pracy sprawia, że czuję się przytłoczona i mam złe samopoczucie. Od dzisiaj jest inaczej. Urlop i zero myślenia o pracy i o osobach, które mi źle życzą. Totalny luz. Trzymanie dietki, spacery, ćwiczenia i domowe spa. Tego mi trzeba. Psychiczny odpoczynek , dużooo kosmetyków i dużooo słoneczka. Według prognozy ma się już nie długo pojawić więc czekam z utęsknieniem. Ładuję akumulatory i do dzieła.

                           

                           

25 czerwca 2014 , Komentarze (8)


Nareszcie się pozbierałam w całość. Trudne to zadanie ale powolutku się udaje, Co do diety to też jestem w miarę zadowolona bo staram się utrzymać dietkę w ryzach.. Wagowo też już troszkę lepiej i to dodaje mi motywacji. Wiem, że to początek góry lodowej ale mam teraz motywację by wejść na sam szczyt. Jakże wiele dodają mi sił Wasze komentarze i słowa wsparcia. Teraz ostro do przodu. Dieta, ćwiczenia i pozytywne myślenie ... to potrzebne mi by iść do przodu i osiągać małe sukcesy. Małymi kroczkami do przodu ... powoli kroczek za kroczkiem. Wczoraj byłam na aerobiku i ćwiczyłam ile dałam rady. Po ćwiczeniach czułam się wspaniale, pełna energii i zadowolona. Dzisiaj myślę już pozytywnie i wiem że kłopoty nie będą trwały wiecznie i kiedyś zła passa się zmieni. Do roboty więc ... bym mogła w lecie założyć kostium i wykąpać się w jeziorku.

             

           

22 czerwca 2014 , Komentarze (10)

Dzisiaj nastąpił mega szok. Rano postanowiłam się zważyć i szklana pokazała 106,8 kg czyli odrobiłam wszystko co udało mi się zrzucić na szczęście bez nawiązki ale i tak jest tragicznie. Kielich goryczy przelał pomiar glukometru  242 . To cukrzyca ostatnio oprócz kłopotów nie dawała mi żyć. Wiedziałam że poziom glukozy będzie wysoki ale że aż tak to się nie spodziewałam. No cóż sama sobie na to zapracowałam. Moja dieta ostatnio była dietą zapaśnika sumo a nie diabetyka. Kłopoty dobiły mnie zupełnie i rzuciły na glebę. Nie potrafiłam się podnieść ... ale słowa jednej z Vitalijek pomogły mi choć trochę się pozbierać. Napisała mi żebym się podniosła i walczyła a ona poda mi rękę i pomoże . Jakże wiele to dla mnie znaczy wiem tylko ja. Dziękuję Ci bardzo że mnie wspierasz i jesteś. Od dzisiaj nie chcę jej zawieść ani siebie. Muszę to zrobić dla siebie by nie zrujnować do końca swojego zdrowia. Wiem że muszę i wiem także że to będzie bardzo trudne nadrobić to co straciłam. Do roboty więc ... od dzisiaj koniec z użalaniem się nad sobą i rozpamiętywaniem wszystkiego po sto razy. Problemy były , są i będą a ja muszę się podnieść i walczyć o siebie. Dzięki Wam wiem że dam radę. Dzisiaj z jedzonkiem grzeczniutko. Śniadanko to owsianka, II śniadanie 2 odtłuszczone parówki i pół pomidora, obiad buraczki i 1 pulpet. Wytrwam choć wiem że będzie mega trudno. Od dzisiaj małymi kroczkami do celu. Pierwszy cel to opanować cukrzycę bo ona nie pozwoli mi schudnąć nawet 1 grama.

                                 

19 czerwca 2014 , Komentarze (9)


Postanowiłam wrócić na Vitkę choć przyznam to bardzo trudne. W czasie mojej nieobecności było bardzo trudno. Tona problemów zwaliła się na moją głowę i niestety przygniotła mnie do samego dna. Kłopoty z synem, który nadal jest niepokorny., mąż stracił pracę i cała masa innych rzeczy przyczyniła się do mojego upadku. Problemy jednak powoli odchodzą w dal. Zaczynam robić się spokojniejsza i mam nadzieję że te zawirowania odejdą już jak najdalej. Z dietą popłynęłam na 100%. Zgubione kilogramy pewnie powróciły. Nie wiem tego bo boję się stanąć na wadze ale po ubraniach widzę że znowu zrobiło się ciasno. Teraz najbliższy cel to podnieść się z gleby. Nie będzie to jednak łatwe ponieważ brak mi motywacji. Dalej jestem smutna i przygnębiona. Wszystko mnie przytłacza i ciężko mi nawet dbać o swój wygląd czy uczestniczyć w moich ukochanych ćwiczeniach. Jak się podnieść z tego? Chyba nie potrafię... Pomóżcie mi proszę.

                                            

                             

4 maja 2014 , Komentarze (13)

                           

Witam po długiej przerwie. Tak jak w tytule nastąpił długi detoks od Vitki ... diety ... i szklanej. Komputer mi padł i przez tak długi czas walczę o jego reaktywację. Zamówiłam już nowy mający zdecydowanie lepsze parametry od obecnego ale niestety muszę na niego trochę poczekać.

U mnie jakoś zrobiło się niezbyt ciekawie. W święta poległam z kretesem. Pyszne ciasta, które robiłam na święta skusiły mnie totalnie. Sałatki, wędlinki własnej roboty ... też nie oparłam się im choć twierdziłam że będę twarda. Przybyło mi więc sporo kg. Nie wchodzę jak na razie na szklaną bo czuję po ubraniach nadwyżkę. Od dzisiaj jednak ... powrót na Vitkę i biorę się w garść.

Nawet nie macie pojęcia jak mi Was brakowało. Waszych komentarzy, pamiętników i wszystkiego co u Was.

Od dzisiaj koniec żarcia bo szkoda mi tego co osiągnęłam.