Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Florentinaa

kobieta, 59 lat, Warszawa

160 cm, 63.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: nawet jeśli bym zawaliła, to tylko chwilowo, serio!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 stycznia 2015 , Komentarze (7)

Pokpiwając w duchu z Damiana choc bardzo pokrzepiona zrobiłam gimnastykę wg jego planu. Z zadowoleniem poszłam spać, rano popłynęłam na wagę, a ona nic. Zdumiona podniosłam chyba dosc teatralnie oczy (sama solo w łazience) i zobaczyłam siebie w lustrze. 

Słuchajcie, duchy wspierające życzliwie - zmieniłam sie. Na tej diecie, na której sie zajadam mozarellą, indykiem, kanapkami czterema czy trzema na kolacje czy sniadanie - schudłam przeciez naprawde sporo, ale od tych cwiczen, co uwazalam za proste i naiwne, nie mam brzucha. Tzn nie mam tego zwalistego brzucha ciążowego, jestem prawie płaska, niewiele na dole brzucha mi wystaje. jakies mięśnie na brzuchu zaczyna byc widać pod biustem (nigdy nie miałam tam mięsni). Owszem, jestem jeszcze zbyt obfita z tyłu, i całość fajnie by odchudzić, ale zaczynam wyglądac sensownie. 

NIe oglądałam sie nago w lustrze, bo przmeblowania, wyjazdy, etc, a nie było czego ogladać;-) no wiec poszłam po ubraniu drugi raz i podniosłam bluzkę;-)

Teraz weekend z rodziną, ale jakos to przetrwam a jak nie przetrwam, to od wtorku biore sie znowu za sprawdzone metody. Dziwne, ale działa. Ale fajnie! Zaczynam wierzyć, ze jeszcze bede wygladac.

No i wzruszyłam ramionami nad tym, ze nie doszłam do 66 rowno, bo jesli miesni troche widze i nie wygladam jak na tym upiornym zdjeciu o którym żaliłam sie Pirze, to juz bardzo optymistyczno -nadziejowo;-)

dobrego dnia. Wiecie co, nie trzeba sobie wyrzucac braku wielkich czynów małe kroczki wystarczają, byle we wlasciwym kierunku

23 stycznia 2015 , Komentarze (14)


Koniecznie musze to wkleić i sobie czytać, nawet jeśli to nie do konca prawda, to mi pomoze i wybitnie poprawia humor;-))))

po teście trenera (rozumiecie, ze jestem zachwycona)

Masz ciało 49-latka, a sprawność 26-latka. To perfekcyjny wynik. Należą Ci się wielkie gratulacje. Praktycznie nie można być sprawniejszym, niż jesteś. Istotne jest, aby udało Ci się swoją sprawność wykorzystywać w życiu. Możesz być prawdziwym sportowcem, super atletą lub ikoną zdrowego trybu życia. To wszystko zależy od Ciebie. Brawo!

No wiec zwazywszy, ze jeszcze jestem w nadwadze, i nie zawsze codziennie trenowalam, to czuje sie zmotywowana podwójnie i biore sie za dzisiejsze cwiczenia. 

Czy Damian to nie uroczy człowiek?;-)))))

jesli o mnie chodzi, motywuje sie mnie marchewką;-)

23 stycznia 2015 , Komentarze (16)

Czytając Wasze wpisy już nie marudze, ze znowu tylko ciut nizej, bo w końcu jest nizej i w przeciez coraz blizej 65, co mnie sie wydaje mitycznie rozmarzajace. Tu tez troche otrzezwiałam, co do zludzeń, nie zapisywałam swojej wagi, ale 65 na pewno dość dawno miałam... widze ze zyłam w takim zaaferowaniu rodziną, ze siebie w złudzeniach trzymałam, a tymczasem lata plynęły a waga rosła. 

No ale użalanie sie niewiele mi da, choc jak patrze na te 75 to ze zdziwienia wyjsc nie mogę - po co? tak sie zamęczałam niby pocieszając jedzeniem...

no wiec zadbac o siebie. 

teraz 66,1 co od 75 chyba sporo, jak na mnie, na pewno sporo, a i tak fałdki różne wystają, co pokazuje, ze bede sie lepiej czuła, jak jeszcze strace ten tłuszcz, prawda? 

Zaraz długi spacer z psem - choc powinnam w zwiazku z malowaniem sprzatac, ale myśle sobie, ile lat nie robiłam czegos z sobą, bo trzeba było zajmowac sie innymi...

Vitalia melduje, ze schudłam 37 % co tez pociesza bardzo miło, w końcu jedna trzecia na nawet ciut wiecej, no i na tej ramce gdzie pokazują nadwage, otyłość, niedowage  wychodzi, ze juz niedługo wyjde z nadwagi - za duze bmi, ale juz blizej dobrej podziałki. 

Więc dzisiaj przypominam sobie - ze mam jesc regularnie, by nie rzucac sie potem na pierwsze lepsze jedzenie, ze mam jesc koniecznie w poludnie i popoludniu przekąskę, bo inaczej ryzyko wielkie, ze wieczorem coś podjem a potem waga sie krzywi na mnie rano. 

A poranne ważenie to wazny pocieszająco wspierający moment dnia, taki, ze chce sie wstawac. Wyglada, ze coś mogę, coś potrafię, ze w czymś daję radę ;-) I lepiej sie czuję pod kazdym względem... wszystkim dobrego dnia, uśmiechniętego dnia!

22 stycznia 2015 , Komentarze (26)

Wspierając sie Wami dotrwałam do rana bez podżerania, i jest ciut mniej, czyli 66,3, co oznacza z jednej strony -8,4 od końca listopada, z drugiej - ze w styczniu wlasciwie tylko 1 kg. No ale - jest lepiej, wiec, jak piszecie, trzeba dalej bo jak odpuszczam, nie jest lepiej - rośnie. Waga, jak kwiatki doniczkowe - albo podlewać, dbać, albo usychają, Tu odwrotnie, niedbane kwiatki maleją, niedbana waga rośnie. 

Wczoraj zacięłam zęby, siedziałam na spotkaniu wieczornym 10 osobowym przed pudłem czekoladek i nie wzięlam ani jednej, mówiąc uczciwie, bez wielkiej wagi, wiedziałam, ze moge wziąć, nawet jakaś myśl przemknęła, ale odrzuciłam ją jak wroga. 

Dziś więc gimnastyka i dieta. I skakanka. Mam złudzenie, że to skakanie mi pomaga. 

Weekend czeka mnie znów wyjazdowy, a wracając mam zajrzec do jednego z dzieci by ulokowac je po obozie u rodziny. To będzie na nowo trudne, ale ustaliłam już, że jestem cięzko chora i musze trzymac diete. ;-)))))))))

To ciekawe, ze choroba dopiero uprawnia do legalnego nieobżerania sie ciastem. 

trzymajmy sie, koniecznie. moze te moje dołki to tez psychologia - 65 jest dla mnie waznym momentem, jak było zejscie z niebotycznej 70. Jak przejde ponizej 65, mysle, bede juz blizej wagi "kiedyś", jak niegdysiejsze śniegi.... dobrego dnia!

ach, nie zapisałam - mam 79 w talii. Ja wiem, ze to duzo, ale dla mnie to spadek 9 cm czyli jak vitalia wyliczyła 39 % - i ucieszyłam sie. Oj, kiedyś było 65.  No dobrze, jest lepiej, jest lepiej. Dziewczyny, jesli mnie sie udaje, to znaczy, ze chyba każdemu. ;-)

21 stycznia 2015 , Komentarze (15)

No więc opadam. Waga stoi, inna rzecz że po świętach sie zbierałam, by dojść do tego, co było przed świetami, po wyjezdzie firmowym - dojść do tego, co przed nim. Wczoraj - spotkanie ze znajomym środowiskiem w uroczej knajpce, zapraszający dokłada, zamawia, zamawia... chwalą, jaka jestem śliczna i szczupła (w porównaniu do tego co było wczesniej, na pewno - ale litości, 159 cm i 66,8 to nadwaga i fałdki i td., w 42 mieszcze sie z trudem). Wszyscy dokładają, zachęcają. Faworki, faworki dla każdego.

Nie wiem, na czym to polega, czy to moja specjalnosc, to upominanie, by jesc - lat mam 50, nadwagę, choroby rózne, i czekoladki ciasteczka tzreba mi wtykać...

nie mam siły na gimnastykę - a moze woli Wczoraj robiłam z najwyższą niechęcią, patrząc ile minut jeszcze. 

oj

19 stycznia 2015 , Komentarze (4)

Wróciłam - wróciłam do domu, mej diety, ćwiczeń, i całości mego programu. To zabawne, ale pomyślałam, że cały ten moj zestaw vitaliowy wlasciwie nie ja trzymam, tylko on trzyma mnie. Przez te 4 dni firmowych atrakcji utyłam 0,5 kg, ale nawet sie nie wkurzyłam na serio, pomyślałam - no nie, to było bez codziennych spacerów( tylko raz...), bez gimnastyki, bez diety.. teraz bedzie odrazu lepiej - serio. 

No więc śniadanko wg planu  - urocze - naprawde, te sniadania tam były tzw. bogate, ale oddychałam, jak podali drugiego dnia także jajka, także ser biały prawdziwy.... te zwały słodkich jogurtów, ciastek, wędlin, kiełbas, pasztetów, cukierków, słodyczy, deserów,  czekolad firmowych... owszem, jadłam mniej więcej 1 czekoladkę dziennie, ale i tak wszystko to było bogato doprawiane śmietaną, polane, etc., itd. W końcu siadłam koło jednej pani adwentystki nie jedzącej 3./4 tego co podano, i pani na pooperacyjnej diecie i było lepiej.;-)

No nic. Paradoksalnie mi tez pomagało conieco towarzystwo - z jednej strony podtykało wszystko co słodkie, z drugiej strony - co jakis czas ktos sie zachwycał, ze ładnie wygladam, ze schudłam, a najbardziej ubawił mnie ktoś, kto nie widział mnie parę lat i zawołał - Florka, nic sie nie zmieniłaś, nic, utyłaś ciut, szybko schudnij i bedziesz jak dawniej! Rzuciłam sie na szyję koledzie zapewniając, ze sie postaram. ;-) dobrze, ze nie widział mnie na poprzednim spotkaniu firmowym....!!!!!

No więc, przetrwałam, głupio mi z tych pół kg, ale naprawde - starałam sie i nie wiem, czy mogłam lepiej, ale .... teraz bedzie lepiej. Wszystkim dzięki wielkie za wsparcie... i dobrego dnia!

19 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Wróciłam - wróciłam do domu, mej diety, ćwiczeń, i całości mego programu. To zabawne, ale pomyślałam, że cały ten moj zestaw vitaliowy wlasciwie nie ja trzymam, tylko on trzyma mnie. Przez te 4 dni firmowych atrakcji utyłam 0,5 kg, ale nawet sie nie wkurzyłam na serio, pomyślałam - no nie, to było bez codziennych spacerów( tylko raz...), bez gimnastyki, bez diety.. teraz bedzie odrazu lepiej - serio. 

No więc śniadanko wg planu  - urocze - naprawde, te sniadania tam były tzw. bogate, ale oddychałam, jak podali drugiego dnia także jajka, także ser biały prawdziwy.... te zwały słodkich jogurtów, ciastek, wędlin, kiełbas, pasztetów, cukierków, słodyczy, deserów,  czekolad firmowych... owszem, jadłam mniej więcej 1 czekoladkę dziennie, ale i tak wszystko to było bogato doprawiane śmietaną, polane, etc., itd. W końcu siadłam koło jednej pani adwentystki nie jedzącej 3./4 tego co podano, i pani na pooperacyjnej diecie i było lepiej.;-)

No nic. Paradoksalnie mi tez pomagało conieco towarzystwo - z jednej strony podtykało wszystko co słodkie, z drugiej strony - co jakis czas ktos sie zachwycał, ze ładnie wygladam, ze schudłam, a najbardziej ubawił mnie ktoś, kto nie widział mnie parę lat i zawołał - Florka, nic sie nie zmieniłaś, nic, utyłaś ciut, szybko schudnij i bedziesz jak dawniej! Rzuciłam sie na szyję koledzie zapewniając, ze sie postaram. ;-) dobrze, ze nie widział mnie na poprzednim spotkaniu firmowym....!!!!!

No więc, przetrwałam, głupio mi z tych pół kg, ale naprawde - starałam sie i nie wiem, czy mogłam lepiej, ale .... teraz bedzie lepiej. Wszystkim dzięki wielkie za wsparcie... i dobrego dnia!

16 stycznia 2015 , Komentarze (8)

Zagladam na Vitalie z telefonu, cos tam dopisując komus, a teraz mam chwile sama z netem bez zagladania mi przez ramię. Schudłam znowu , co mnie cieszy, miło wygląda to moje w sumie  - 7,7 kg od 24 listopada, ale tydzień mam biegająco chaotyczny, co mnie nie wzmacnia. Dzieci =,lekarze, wizyty kontrolne, badania,  teraz zaś od czwartku rano dłuuugi weekend firmowy, co oznacza wspólne jedzenia, nieustanne częstowanie czekoladkami firmowymi, ciasteczkami, kawa z cukrem i mlekiem? nie? naprawde? no trzeba sobie zycie ciut osłodzić? ależ ona jest asertywna....

000000000000000000000000000000

Wyjechałam nieco zmeczona, przed wyjazdem miałam moc gotowania - no bo obiad i td na środę, i zapasowo conieco na czwartek i kawałek piątku - tym razem wersje skrócone, szybko robiłam pilne zaległe coś tam oj spania mało

ale widzę że efekt uboczny vitaliowy  - w spisie zajęć jest tez Florka, spacer na Seszele nawet zamiast prasowania wiec jakies postępy nieco widać. Widać też w ubraniach te ponad 7 kg, ale tez wychodzi to chaotycznie. Wkładajac zestawik ubrań sprzed vitalii - moge wpasc w zachwyt, luzy urocze a ja 'szczupła'. Czuję sie też lżejsza, swobodniejsza, milsza dla siebie samej. Jak założę ubrania z poprzedniej epoki - widać, jak utyłam, ciasno wszędzie, a niektóre nie do włożenia. Z numeracji mieszczę sie patrzac na tabelke stwierdziłam - w 42 na styk, co oczywiscie jest postępem, choc pamietam swój szok, jak okazało sie ze juz nie mieszcze sie w 38... 40. 

Jutro dalej to samo - śniadanka zupełnie nievitaliowe (sałatki z majonezem, serki niby białe ze szczypiorkiem, w smaku - mnóstwo innych dodatków ciężkich, sery żółte, wędzone, szynki i wędliny wszelkie) wspólne z dokładaniem wszystkich przez wszystkich, obiad wspólny (jakiś kefir musze kupić, bo przyzwyczaiłam sie juz do vitaliowego miłego oryginalnego czegoś "w międzyczasie"), obiad - to śmieszne, ale z żalem spojrzałam na vitaliowe propozycje indyka z imbirowym sosem sałatką i kaszą, czy rybą po indyjsku - a tu masakra, masakra. Panierki, mięsa ciężkie, których i tak bez diety bym nie chciała, a jeśli wegetariańskie, to wersja dziecięca posypana cukrem albo jakieś inne abstrakcje niesycące...A na koniec ma byc uczta, przyjęcie wszyscy sie cieszą....

Ta korzyść jedna, że impreza cała kończy sie w niedzielę wieczorem, jeszcze 3 dni i realnie od poniedziałku młodsza część domu wyjeżdza na ferie i ja grzecznie i z ulgą wracam do gimnastyki, diety, pań i pana. Narazie upchnęłam wczoraj gimnastykę miedzy 10 - 11  w nocy, ale dziś nie widze szans, jedyne, co moge to jakiś spacer, tez nie za duży niestety!

Tak wiec ciesze sie ze znowu waga poszła dobrze, ale jak ja bede wygladac po siedzeniu czw pt so niedz, braku ruchu i i jedzeniu uuuu takim. Jakiś kefir wyjde i kupię ale przecież nie moge zyc o kefirze, bananach i kawie....bo musze siedziec przy stole przy jedzeniu...

12 stycznia 2015 , Komentarze (14)

No wiec zawaliłam wczoraj wieczorem, wylądowalismy u znajomych ze stołem wszystkiego, czego mi nie wolno, a ja głupia uległam namowom a potem sie rozochociłam i zjadłam więcej. Zero gimnastyki bo wróciliśmy po 23, niedziela to w ogole vitaliowo to zawsze cyrk. Tyle, ze na spacer kwadransowy sie zebrałam z panem mężem i panem psem.

uuuu. waga dziś nie pozdrawia, choc wiem, ze znów bedzie coraz nizej, to mi wstyd.

Ale - gdy zakładałam coś tam na siebie przed wyjsciem na impreze dziecko najnajmlodsze i mąz w szoku - jak ty schudlas! jak duzo schudłaś! chyba sie nie głodzisz?

no wiec usmiechnelam sie i powiedzialam, ze jem w kółko. TO prawda - dietetyczki blond jak słuchac, to chodze w kólko najedzona. W zyciu nie jadłam tak duzo, i tak roznorodnie.

Wiec prawda, nawet po wczorajszym obzarstwie -  w plaszczu, w którym nie tak dawno byłam barylką opięta w bluzce pod płaszczem, teraz z kolei zakładam bluzkę, żakiet, płaszcz, i mam talię;-). Jednak te - 7 cm w talii robi swoje....

No wiec ten tydzien to bedzie sajgon lekarzy dzieci, moich wyjsc firmowych, wyjazdu do dwóch pięknych miast i ilości jedzeń firmowych, ale zamierzam sie nie poddawać. Moze da sie ćwiczyć w hotelu;-) przynajmniej w jednym, bo w drugim wiem, jak bedzie.... za duzo ludzi.

wiec, jest niezle, niezle trzymajmy sie, teraz deska. Wieczorem na Seszele, bo teraz zaraz kolejny lekarz dziecka - rano juz byłam z dzieckiem na badaniach w szpitalu, teraz chwila w domu, po drugim lekarzu badania, potem musze pokazac sie w firmie, wieczorem raporty, ale w koncu po 22....

10 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Oj teraz patrze na kryzys dołkowy z uśmiechem pobłażania, wczoraj sie trzymałam niezle, choć za mało ruchu, ale naprawdę, wróciwszy z pracy po 10 uznałam, ze lepiej iść z psem na spacer (nie było nawet jak z nim wyjść) niż robić wyczynową gimnastykę, i iść spać koło północy. Choć tak się przyzwyczaiłam do ćwiczeń, ze mi ich brak, po prostu. 

Ale nieżarcie wieczorne i całość dnia trzymana i pochwała na wadze poranna, czyli jestem znowu ciut mniej. czyli jakos 7 kg schudłam z vitalią, co mnie cieszy, pociesza i dopinguje. Dzis zero czekoladek;-) konczenie kolejnej zaległej pracy, spacery z psem i sprzątanie;-). Ciezko z tym ze moje autko sie zepsuło a zakupy pana męża nijak się mają do vitalii, Moze uda sie najmłodsze dziecko z kartką z nim na zakupy wyslać..

Picie wody mi wczoraj bardzo pomogło, no i irytacja przedwczorajsza;-). Marzy mi sie dotarcie do 65, wtedy juz nawet w chwilach wpadkowych 70 nie grozi nawadze...

Swoją drogą widać moja słabą wolę, kiepską motywację na wykresie, 4 x wpadki i poprawki, mozna było mniejszym wysiłkiem już być dalej. No, ale jak na mnie, naprawde jest lepiej.

Wiec szybko wezme sie za wode i inne pomoce, dobre przedpołudnie bardzo mi pomaga dalej sie trzymac w garsci. I naprawde, buzie mam juz podobną do siebie kiedyś. To niesamowite, jak na twarzy widać - bardzo widać.

Dobrej soboty - weekendy są trudne, jesli ma sie rodzinne przyzwyczajenia, oczekiwania itd. Musze jakos sobie wynalezc wolny czas na cwiczenia bez zagladania, bez pytań i bez oczekiwań, Cięzko to widzę... ale moze. A spacer na Seszele z psem realny. Dzis urocze przepisy mojej dietetyczki blond, zarządze całej rodzinie.