Najadłam się pierogów. 7 sztuk. Z masłem i śmietaną. Właśnie zbieram się psychicznie i fizycznie, żeby ruszyć opasłe dupsko i wsiąść na rower i jechać. Wczoraj była przerwa i już jakiś głosik podpowiadał mi, żebym olała dzisiaj wycieczkę, że po co, że przecież zmęczona jestem, że cośtam... ale te pierogi mnie zmobilizowały. Nie ma zmiłuj, nie ma jęków, niech mi się tylko bateria doładuje i w drogę. Ciepło jest a jak później będzie padać to będę miała powód żeby odpuścić a teraz? Wstyd byłby, ze chęci starczyło na 3 razy.