Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uśmiechnięta, pełna radości, szczęśliwa kobietka powoli dążąca do swojego upragnionego celu!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 17448
Komentarzy: 295
Założony: 16 sierpnia 2011
Ostatni wpis: 7 grudnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Gosiulek1519

kobieta, 33 lat, Gdańsk

167 cm, 76.30 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Być fit :D

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 sierpnia 2013 , Komentarze (7)
Hej dziewczyny!
Na początek chciałabym Wam podziękować za wielkie wsparcie wczoraj. Nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Nie jestem aż tak silna psychicznie i w chwilach zwątpienia czy podjęłam dobrą decyzję, wchodziła do swojego pamiętnika i czytałam Wasze komentarze. Jesteście wspaniałe.
Wracając jednak do diety. Idzie świetnie. Właściwie to już tak przyzwyczaiłam się do tego co jem i tego ile jem, że mój umysł przestał traktować tego jako dietę. Teraz traktuję to jako mój nowy sposób odżywiania, sposób na lepsze ja :) Ale, żeby nie było tak kolorowo... dziś niedziela i jadę w odwiedziny do mojej starej koleżanki z liceum... i już mi zapowiedziała, że zrobi jakieś ciacho... a ona robi takie pyszności... mmmm. Powiedziała również, że jak raz odpuszczę sobie trochę dietę to się nic nie stanie. W sumie to ma rację. Także mam nadzieję, że dziś dostanę małe rozgrzeszenie :D
Jeśli chodzi o ćwiczenia. To przez ostatnie 2 dni nie było kolorowo. W piątek zrobiłam tylko skalpel + 8 minut ABS w południe, z zamiarem wykonania turbo i innych wieczorem... niestety opadłam z sił. Wiedziałam że muszę ćwiczyć, ale moje ciało odmawiało współpracy... dlatego dałam sobie wolne. Wczoraj zaś, podobnie. Zrobiłam w południe skalpel i 8 min ABS. Kiedy już szykowałam się do wieczornego treningu... okazało się, że mam nagły wyjazd za miasto i dupa. Nie poćwiczyłam :(
Postaram się chociaż dziś.

Na zakończenie dziewczyny miłej niedzieli Wam życzę! trzymajcie się :*

...

17 sierpnia 2013 , Komentarze (8)
Hej dziewczyny!
Wcześniej raczej nie pisałam o swoich osobistych sprawach i problemach. Ale teraz pora się otworzyć i powiedzieć co leży mi na sercu. Ja wiecie studiuję i nie mieszkam w ciągu roku akademickiego we własnym domu, tylko jak większość studentów wynajmuję mieszkanie. Kasię, poznałam na studiach. Od razu znalazłyśmy wspólny język i zaczęłyśmy wspólnie spędzać czas i się uczyć. Od drugiego roku zamieszkałyśmy razem.  Zaczęły się wspólne tematy na temat chłopaków, naszych miłosnych rozterek i tak dalej. Gadał się bardzo dobrze, zaufałam jej... ale po pewnym czasie, moi znajomi zaczęli się ode mnie odsuwać. Nawet przyjaciele, który jak si,ę teraz okazało nadal ze mną są, przestali się już tak często spotykać. Czułam, że coś dzieje się nie tak... rozmawiałam o tym z Kasią, ale jak to ona mówiła, problem na pewno tkwi we mnie, tudzież oni nie są nic warci. Więc kiedy ja traciłam kolejnego znajomego ona dobrze się bawiła. Miała dwóch facetów, jednego w swojej miejscowości gdzie mieszkała, drugiego tu w Gdańsku. I tak leciała na dwa fronty. Dodam jeszcze, że nie miałam praktycznie czasu dla siebie. Gdy tylko do niej ktoś przychodził, musiałam z nimi siedzieć, bo inaczej były awantury i tak przez dwa lata. A powiem Wam co było najśmieszniejsze. Jak przychodził jej chłopak, też musiałam z nimi siedzieć... próbowałam wymyślać jakieś zajęcia sobie, ale zawsze była gadka że się izoluję. Jak mówiłam, że źle czuję się w takim układzie to znów awantura. Kiedy ona gdzieś wychodziła była cała w skowronkach, kiedy ja mówiłam, że wychodzę to już zła, bo właśnie... bo co?  Kiedy do mnie przychodził chłopak, z którym się spotykałam, ale już się nie spotykam... niestety :( miała do mnie pretensje, że poza nim świata nie widzę... i że wtedy spędzam czas tylko z nim.
I wtedy zaczynałam myśleć... może faktycznie to moja wina że się kłócimy, może faktycznie to ja sobie coś wymyślam... jestem beznadziejna. Jestem na pewno gorsza od niej... To ona wiodła prym wśród naszych "wspólnych" znajomych. To ona była zawsze w centrum zainteresowania chłopaków... ja zawsze stałam cichutko z boku...
Tak to wszystko działało, że zaczęłam tracić kontakt z rodzicami bo zaczęłam się chamsko i agresywnie do nich odzywać...
Dodatkowo, awantury nie były tylko na polu relacji damsko - męskich oraz przyjacielskich. Miała do mnie pretensje, że mniej jem bo chcę o siebie zadbać... wmawiała mi że będę anorektyczką. Ja chciałam ćwiczyć, to nigdy mnie nie wspierała tylko mówiła... to źle robisz, to też... i co najlepsze sama jest szczuplutka i ma ładne ciało. Kiedy mówiłam, że muszę zrzucić tu i tam, to jak to ona mówiła: a zobacz na mnie słonica jak nic... mam grube nogi, brzuch... to ja powinnam coś z tym zrobić i za chwilę szła do lodówki coś jeść, bo przecież jej to w biodra nie wchodziło. I tak cały czas do tej pory... aż wróciłam na wakacje do domu. Zaczęłam patrzeć na to wszytko z perspektywy czasu... nagle zaczęli się odzywać do mnie moi przyjaciele, którzy na ten czas byli w cieniu. Zaczęli mi uświadamiać, że nie jestem tą samą osobą którą byłam i którą polubili i pokochali. I wiecie do jakiego doszłam wniosku... że to zaczęło być wszystko toksyczne, że ja tracę życie tkwiąc w takiej znajomości. Zaczęłam walczyć o siebie, o własne ja. Zaczęłam dbać, ćwiczyć, jeść zdrowo. Nikt mnie do niczego nie zmusza, a przede wszystkim nikt mnie nie krytykuje. Wszyscy obecni teraz w moim życiu mnie wspierają i są przy mnie... Zaczęłam zyskiwać dystans do Kaśki i zaczyna czuć się wolna... zaczynam czuć że odradzam się na nowo. Zaczęłam się realizować i odnosić sukcesy. Więc jeśli któraś z Was jest w podobnej sytuacji... przerwijcie to póki możecie... bo przez coś takiego można stracić wszystko co się miało do tej pory.

I powiem też jedno. Zaczęłam się odradzać dzięki Vitalii i Wam. Wiem że się możemy wspierać wzajemnie i to mi pomaga. Dziękuję Wam dziewczyny!
Przepraszam, że dziś tak mało dietowo i ćwiczeniowo, ale poczułam, że muszę się otworzyć i w końcu powiedzieć o moim "więzieniu"

16 sierpnia 2013 , Komentarze (5)
Dziś przyszedł czas na podsumowanie... Minęły 2 tygodnie mojego nowego, lepszego...i chudszego życia. Podsumowując, schudłam 2,3 kg. To jak na 2 tyg chyba nieźle :) Oprócz fizycznych aspektów zaczęłam się również zmieniać psychicznie. Mimo gorszych dni ( które teraz zdarzają się baaaardzo rzadko) więcej się uśmiecham... jestem jakoś tak bardziej radosna. Dodatkowo, przede wszystkim nauczyłam się, że zajadanie smutków czy też obżeranie się bo ktoś mnie wkurzył, nic nie daje... znaczy daje... jeszcze gorsze samopoczucie i złość na samą siebie. Teraz gdy mam gorszy dzień lub coś/ ktoś da mi w kość to po prostu idę na spacer/ćwiczę/biegam... można powiedzieć, że wyżywam się . Jedzenie przestało być moim przewodnikiem. Jem żeby żyć, a nie żyję, żeby jeść. Jeśli chodzi o słodycze... mojego największego wroga, a niestety i zarazem przyjaciela. Wiem, że wszystko jest dla ludzi. I jeżeli raz na tydzień skuszę się na coś słodkiego nic się nie stanie... ale jestem świadoma też tego, że nie mogę znów dać się w pędzić w pułapkę... słodkości. Dlatego jeśli już jem małe co nie co... to po pierwsze staram się zrobić to sama i jak najbardziej maksymalnie odchudzić, po drugie mam wtedy większą motywację do kolejnego treningu, żeby to spalić
Jeśli chodzi o ogólne żywienie, wcinam o wiele więcej warzyw niż kiedyś, ograniczam tłuszcze, jem bardzo dużo nabiału ( w sumie wcześniej też jadłam, bo lubię ).
Kończąc te 2 pierwsze tygodnie, chciałabym aby taki średni spadek wagi się utrzymał... także do końca sierpnia chciałabym zobaczyć 65 kg na wadze!
A pod koniec września już 62 - 61 :)

No i jest jeszcze jedna wielka pozytywna rzecz... zyskałam wiele wsparcia od Was kochane! Nie będę ukrywać, że mi to bardzo pomaga! Dziękuję, że jesteście dziewczyny!


...

15 sierpnia 2013 , Komentarze (7)
Oczywiście, że nie. Dziś wolne a to oznacza całą rodzinkę w komplecie :) No z okazji, że mamy dziś święto, zamiast drugiego śniadania, będzie kawa i pączek. Tak pączek, ale taki bardziej dietetyczny... znalazłam ciekawy przepis, według którego zamierzam zaraz zrobić te dietetyczne cudeńka. Patrząc na składniki i szacując mniej więcej zawartość kalorii, wychodzi, że jeden pączek ma ok 200 -250 kcal. Moim zdaniem to nie tak źle i w sam raz na świąteczną przekąskę :).
Dodatkowo zamierzam dziś wyciągnąć rodzinkę na spacer.. przecież trzeba się trochę poruszać a nie siedzieć cały czas w domu. Tym bardziej, że pogoda dziś bardzo dopisuje :)
No ja zapewne jeszcze zrobię sobie dziś mały trening, bo jakoś mimo wszystko się uzależniłam od tego.. ale żeby dać sobie jednak dziś trochę odpoczynku to wykonam dziś tylko skalpel i 8 min ABS.

Wracając jeszcze do wczorajszego dnia. Wieczorkiem postanowiłam, że zrobię turbo spalanie z Ewką. Chociaż podeszłam do tego trochę sceptycznie, bo pamiętałam jak jeszcze miesiąc temu ten trening przyprawiał mnie o płacz, bo nie mogłam wytrzymać wtedy na ręce, nogi... i szczerze mówiąc znienawidziłam go. Ale wczoraj sobie myślę, a co tam... może uda mi się zrobić, a jak nie to chociaż się trochę poruszam. I wiecie co, byłam tak zszokowana... bo dla mnie ten trening przestał być męczący, udało mi się wykonać wszystkie ćwiczenia i powtórzenia... już nie sprawia mi trudności, nie wzbudza nienawiści, nie przynosi łez... tylko zadowolenie i dumę. I nawet go polubiłam...

Dlatego, na koniec stwierdzam... NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ. Nigdy nie jest tak, że mamy wszystko podane na tacy... trzeba się wysilić aby coś osiągnąć... I jeśli nam się uda, to wiemy, że nasze wysiłki, pot, łzy, nerwy nie poszły na marne... że możemy być z siebie dumni i cieszyć się, że pokonaliśmy swoje słabości :D

Buziaki i miłego dnia Piękności!



o tak.


14 sierpnia 2013 , Komentarze (6)
Witajcie kochane
Dzisiejszy dzień zaczął się w miarę pozytywnie. Waga leci w dół, - 300 g, to jest tylko i aż 300 g. :) Ważne, że idzie w dół a nie w górę. Dziś już jestem po ponad 10 km spacerze. Nogi bolą mnie niemiłosiernie, ale lubię ten ból mięśni. Czuję wtedy, że ćwiczyłam :) Co do diety, póki co idzie w miarę dobrze. Choć dziś mam jakiś taki mały dzień podjadania, nie wiem dlaczego . Ale już się ogarniam i do kolacji nic nie ruszę :).
Podsumowując wczorajszy dzień. 2 godziny spaceru, Mel B, ćwiczenia na wewnętrzną stronę ud, 8 min. ABS... i oby tak dalej

Wracając do mojego dzisiejszego podjadania. Wczoraj upiekłam ciasteczka. Tak mi się chciało czegoś słodkiego że masakra. Zaczęłam więc szukać w internecie jakiś ciekawych dietetycznych przepisów na małe co nieco :) I znalazłam przepis na ciasteczka owsiane.
Podaje linka do przepisu i przy okazji do bardzo fajnej stronki:

http://www.lekkowkuchni.pl/2012/09/ciastka-owsiane-dietetyczne-bez-maki-i.html

I od razu mówię, uważajcie na nie bo wychodzą pyszne i szybko znikają :) Mam nadzieję tylko, że tak jak szybko zniknęły, tak szybko nie wejdą w biodra.

Teraz moje kochane lecę zrobić trochę porządków, a wieczorem mały trening.

NO!

13 sierpnia 2013 , Komentarze (4)
Hej dziewczyny.
Po ostatnim, pozytywnym poście napisanym w niedzielę, naszła mnie jakaś melancholia. Jakaś taka przybita jestem.Pomimo, że trzymam się diety, to nie mam ochoty ćwiczyć, ba nie mam ochoty nawet wstawać rano. Najchętniej to bym cały dzień w łóżku spędziła. Wczoraj zmusiłam się i wyszłam na 2 godziny marszu. Później jeszcze chciałam poćwiczyć, ale poddałam się po 15 minutach i nawet nie miałam motywacji żeby jednak nie przerywać treningu.
Dziś wiem, że muszę poćwiczyć, że muszę wziąć się w garść... ale ciężko mi to przychodzi.
Zaczynam się zastanawiać czy to przyczyna tej pogody...? Może zbliża się już jesień. W sumie już po żniwach... czyli bliżej jesieni niż lata :(

No i bliżej do sesji poprawkowej, która w tym roku niestety mnie nie ominęła :( No cóż, trzeba wziąć się do nauki i do ćwiczeń, ażeby ostatnie 2 tygodnie września wykorzystać jak najbardziej wakacyjnie!

Trzymajcie się kochane! :* Do jutra!

11 sierpnia 2013 , Komentarze (2)
Hej dziewczyny!
Dziś postanowiłam podsumować pierwszy tydzień mojego nowego życia...lepszego, bardziej aktywnego, zdrowego życia.
Patrząc pod względem cyferek na ten tydzień stwierdzam iż, schudłam ok. 1,5 kg. Jak dla mnie wynik ten jest rewelacyjny . Zaczęłam biegać i ćwiczyć, co powoli mnie uzależnia. Dzień bez treningu jest dniem straconym. I pomimo, że przez 3 dni nie biegałam, ponieważ miałam parę spraw do załatwienia... ( a że biegam rano, bo tak lubię), to nadrabiałam to wieczornymi treningami np. z Chodakowską. Chociaż szczerze mówiąc nie wiem, ale jakoś ostatnio treningi z Ewką mnie zaczęły wkurzać... o_O. Przerzuciłam się na inne treningi. Dodatkowo, wygrzebałam ze swojego strychu orbitrek :) I wczoraj zaliczyłam na nim godzinną sesję, a dodatkowo jeszcze treningi na poszczególne partie ciała też godzinkę.

Jeśli chodzi o dietę. Póki co jestem zadowolona. Nauczyłam się przede wszystkim jeść co 3 godziny. Posiłki staram się jeść codziennie o tj samej porze, a moja dzienne dawka kalorii nie przekracza 1300. Fakt, korzystam z gotowego jadłospisu i nie muszę sobie zawracać głowy wartościami kalorycznymi dań. A co jest najlepsze w tym wszystkim, nie chodzę głodna .

Kończąc swój monolog, chciałam Wam kochane życzyć wytrwałości w swoich postanowieniach. Krwi, potu i łez na treningach... ale i wspaniałych rezultatów tych treningów. Życzę Wam również przestrzegania diety, ale z przymrużeniem oka na małe ( malutkie) grzeszki :)
Buziaki: Oby kolejny tydzień był co najmniej tak owocny jak ten co mija!
Spokojnej niedzieli dziewczyny!

Ćwiczymy :)

8 sierpnia 2013 , Komentarze (2)
Pomimo iż dziś podobno był najcieplejszy dzień lata, to nie przeszkodziło mi to w porannym joggingu. Dla tej przyjemności wstałam przed 6 i już o 6.30 byłam w drodze. Dziś czułam jakiś wielki przypływ energii i całą trasę pokonałam w 30 min. Nie wiem co to powoduje, ale biegając pozbywam się negatywnych emocji i morda mi się cieszy :D. Chyba zaczynam się uzależniać :). I pomyśleć, że jakieś 2 lata temu bieganie było ostatnią rzeczą jaką byłabym w stanie zrobić... :D
Wracając do diety... gdyby nie te suszone banany... uzależniają strasznie. Masakra po prostu. Całe szczęście że skończyły mi się już zapasy... :)
Aaaaa no i jeszcze, dziś joga. Miałam ćwiczyć callanetics, ale nie mogę znaleźć dobrego i długiego ( tak ok 40 - 50 min.) treningu. Dziewczyny jak wpadniecie na coś ciekawego to podeślijcie linki :)

TAK! Tak chcę biegać :D
JESTEM NA SIEBIE ZŁA! Miałam nie jeść słodyczy, miało być tak świetnie. A tu co?! Znów zawaliłam-,- Zjadłam DWA kawałki ciasta, tabliczkę czekolady i garść żelek. No i gdyby tego było mało- kiełbasę z grilla;/ Wszystko to przez urodziny taty... :( Jestem załamana. Nie potrafię mieć swojego zdania, silnej woli! :(

7 sierpnia 2013 , Komentarze (3)
Witajcie!
Dzisiejszy dzień niestety nie zaczął się od joggingu ale od treningu cardio i strechingu... jednak aż głupio się przyznać, ale nie miałam sił go dziś wykonać. Dodatkowo, wczoraj zjadłam czekoladowego cukierka, co chodził za mną cały dzień... i tak cały czas się zastanawiałam co on za mną tak chodzi... I już wiesz dlaczego:P Tak to jest jak się jest kobietą i ma PMS :D
No nie ma się czym przejmować :) bo później ćwiczyłam jeszcze godzinkę. Ale wracając do dziś... był trening ale nie wykonany na 100%. Nie mam po prostu siły, więc zamiast tego wybrałam się dziś na 2 godzinny spacer... Przyjemne z pożytecznym, bo i trochę kalorii spalonych no i umysł oczyszczony. :) Dodatkowo, zmotywowana jednym pamiętnikiem Vitalijki, tak o Tobie mowa Fryzja, zaczynam przygodę z callanetics. Polecam zobaczyć jakie osiągnęła efekty!
A na koniec powiem Wam, że wczoraj jadłam pyszne lody... tak LODY! ale zrobione przeze mnie. Mają mało kalorii bo zrobione z jogurtu naturalnego ( najlepiej o b. małej zawartości tłuszczu) i owoców, tudzież kakao. Ja dodałam jeszcze trochę laski wanilii :) Mało kalorii a jaka przyjemność! :)

Trzymajcie się dziewczyny! Razem damy radę! :D

fitness is sexy

PS
Jutro znów biegamy! :D

6 sierpnia 2013 , Komentarze (1)
Jestem już po drugim śniadanku. Tak jak wczoraj, również dziś ok 7 ruszyłam na jogging. Muszę jednak stwierdzić, że dziś biegało mi się duuuużo gorzej. Mam wrażenie, że dziś było bardziej duszno... no ale nie poddałam się i przebiegłam te 5,68 km w podobnym czasie jak wczoraj. Chociaż nie zaprzeczę, że toczyłam w sobie wewnętrzną walkę. Coś mi mówiło zatrzymaj się i maszeruj... jednak coś innego nie dało mi się zatrzymać :) no i tak biegłam biegłam, aż dobiegłam do celu. :) Dobra kończę i lecę malować pokój....a potem jeszcze robimy brzusio, nóżki i pupcię!

i mała motywacja!
I takie podejście powinien mieć każdy ;)