Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tirrani

kobieta, 49 lat, Poznań

165 cm, 101.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 grudnia 2012 , Komentarze (4)

Wreszcie spadł śnieg...
Cieszyłam się jak dziecko:)
Uwielbiam takie wielkie , leniwie opadające płatki:) Akurat kiedy stałam na przystanku i się zachwycałam, zadzwonił mój znajomy... zapytał z czego się tak cieszę, bo nawet będąc w odległości 300 km ode mnie udzielił mu się mój radosny nastrój...:):):)
Nie przyznałam się, że mam tak namieszane w głowie, że nie potrafię  opanować radości z opadu atmosferycznego:):):)
Trzeba zachować odrobinę godności:) 
Czasem muszę chociaż poudawać dorosłą...;)
Śnieg nie był dziś moim jedynym szczęściem, ogólnie cały dzień był świetny...
Wytrwałam kolejny dzień na sokach, w pracy bosko, byłam u fryzjera
i nagadałam się za wszystkie czasy :):):)
 i spotkałam dawno niewidzianego, przesympatycznego kolegę... ( właściwie kolegę mojego męża... ale od dziś to chyba już będzie bardziej mój kumpel:):):):))
W każdym razie, uśmiałam się jak dawno nie:)
 Fajny dzień...
Jedyne z czego bym zrezygnowała to darmowa, poranna krioterapia... :)
Ale w końcu zima nie trwa wiecznie...

A katar i kilka drobnych odmrożeń nie jest chyba  zbyt wysoką ceną za te wszystkie cuda i atrakcje, które nam ta pora roku  oferuje...


4 grudnia 2012 , Komentarze (4)

Dziś moje dzieci szalały z pierniczkami...
Podobno na Święta...
Ciekawe ile dotrwa do jutra???...:):):)
 Nie chcecie widzieć kuchni... Załamka kompletna:):):)



Ale co tam... najważniejsza jest pasja:):):)

Szczęśliwie mama nie jada takich cudów, więc jakoś bez kłopotu trzymam się dzisiejszego planu, wytrwania na samych sokach warzywnych , 2 kawach i wodzie:) Postanowiłam się detoksykować:):):)

A tak poza tym...

kupiłam sobie sukienkę...:):):) Taką... rzekłabym... dopasowaną... i krótką:) W sobotę idę na pewną  wykwintną kolację „wigilijną”:) Jeśli się odważę zrobię fotę i zamieszczę:)   Ale nie wiem... bo tu właściwie większość to bardzo szczupłe osoby... i skoro uważają się za grube to może ja je jakoś ukrzywdzę swoim wizerunkiem:):):)  Zaczynam wpędzać się w kompleksy... I robię się strachliwa:)  np. nie aktualizuję paska... boję się ,że przez święta waga mocno podskoczy... i będę musiała to zauważyć:)   No wiem... Głupia jestem:)

Dodam jeszcze na marginesie... Proszenie dzieci ,by posprzątały po sobie kuchnię po robieniu ciasteczek.... jest zdecydowanym błędem:):):):) uwierzcie na słowo:)

BUZIAKI


2 grudnia 2012 , Komentarze (6)

Upiekłam piernik i w domu zapachniało świętami:)


Cudownie spędzić niedzielę z rodziną...
Czasem chciałabym się mieścić w stereotypie kobiety... Jest w tym coś pięknego;)
 Czysty, zadbany dom... radosne dzieci.. zapach ciasta i dwudaniowy obiad z deserem...
Ma to swój urok...
Ale co zrobić,kiedy człowieka zawsze pcha do rozwoju? do wyjścia z przypisanych mu ram?

Żadne z miejsc w których jesteśmy dłużej, nie zdaje się być dla nas dobre:) Zawsze okazuje się za małe... za ciasne...

Wracając do stereotypu... Oglądacie czasem "perfekcyjną panią domu"?   Ja widziałam ze 2 razy...Przyznam, że choć program wydał mi się beznadziejny... nieco się zawstydziłam:):):) Jakoś nie mogę się zmusić, by sprzątanie stało się celem mego życia... ale nie zmienia to faktu, że chciałabym mieć tak ślicznie:):):) 

póki co, chyba przestanę wpuszczać ludzi do mieszkania;);););)

Zdecydowanie wolę gotowanie.

Choć mój mąż wykańcza mnie wymaganiami obiadowymi:) Chyba nie chce żebym schudła... Dziś zachciało mu się golonki... akurat na moją dietkę... Zrobiłam... cóż począć? :)  Aromat był... oszałamiający... zwłaszcza dla kogoś kto najczęściej odżywia się brokułami:)

Postanowiłam jednak być twarda i tego nie jeść, ale żeby nie cierpieć przesadnie dla siebie też zrobiłam mięso. Upiekłam-bez tłuszczu- udko w mojej megaświetnej mikrofali... którą mam jakieś 8 lat, a dopiero teraz zaczęłam korzystać ze wszystkich wspaniałych możliwości które daje i z powodu których ją nabyłam;);););)

Do wszystkiego długo dojrzewam;);););)



A to obiad reszty rodziny:)




Uważam, że mój też wyszedł całkiem ok:)

DOBRANOC

27 listopada 2012 , Komentarze (3)

Ktoś mi zarzucił czarnowidztwo...
Może ma rację..
Ale czasem trzeba być gotowym na przyjęcie ataku:) Twierdza jest twierdzą, niezależnie od tego czy tkwi w środku wojny czy pokoju:)
Stoi sobie, niby niedbale, ale  nie zaskoczy jej niespodziewany zwrot historii:)  
 Człowiek też jest taką twierdzą, otoczoną fosą... dopuszcza do siebie tylko tych dla których opuści most...
Chociaż może nie ma co szaleć..
bo przecież prawda jest taka ,że groźni są tylko Ci co najbliżej..

Tylko przed tymi co blisko obnażamy całe swoje jestestwo:)
Ujawniamy skryte lęki...dylematy... rozterki..
Nie tylko radość i siłę.
Poruszamy jednym kamyczkiem u dołu muru... i po chwili zamiast twierdzy jest tylko kupka gruzu...
 I po co?

Zauważyliście ,że ludzie mają w sobie coś takiego, co każe im zmieniać i ulepszać innych?  
Bardzo chętnie przyznajemy sobie Boskie prawo oceniania:)
Ale nie siebie:)

Ja już chyba jestem za stara na zmienianie:) zostanę jaka jestem:) może trochę czarnowidząca, ale już raczej małodostępna dla przybyłych z daleka:) Choćby to był sam Michelangelo, nie chcę, by zmieniał we mnie cokolwiek:)

20 listopada 2012 , Komentarze (3)

Zdecydowanie zbyt długo siedzę w domu...
Wszystko mnie wkurza, a już najbardziej... mąż:)    
 i to mój własny właśnisty:)
Gdzie się podział ten fajny chłopak za którego wyszłam za mąż???   
(Właśnie naszła mnie okrutna myśl, że  być może poszedł tam, gdzie ta fajna  dziewczyna z którą się ożenił:):):)
Tak czy siak wkurza mnie:)
Łazi, pokrzykuje, wydaje polecania jak jakiś zarządca...
Nie żebym go jakoś specjalnie słuchała..
ale zaczyna mnie drażnić ten ciągły jazgot.
Oczywiście już mu to zakomunikowałam:)
Zobaczymy co z tego wyniknie...

póki co ujawniłam swoją złośliwą naturę dedykując mu piosenkę:)
https://www.youtube.com/watch?v=oQJUux7qSCA

Bardzo możliwe, że się troszku czepiam...
Jestem chora, obolała, poza tym doskwiera mi PMS,
 no i jestem stale narażona na moją familię:)
 Masakra ile oni mają problemów...
Albo mniej mnie nimi atakują kiedy pracuję, albo ja je wtedy rozwiązuję jakoś mimochodem:)
Poza tym wszystko ok:)
Korzonki nadal bolą jak diabli, ale przynajmniej wiem, że jeszcze żyję, a przy odrobince leków mogę nawet działać:)
Swoją drogą... odwala mi:)
Umyłam kafelki w łazience, posprzątałam szafy.. i niby jakim cudem ma być mi lepiej? :)
Chyba odetchnę kiedy wrócę do pracy:)
Uleczy mnie szczera robota:)
jak mawia mój wujek

Pod spodem powód dla którego moja rodzina lubi mieć mnie w domu:)
 Obiad:)



I żeby nie było...
Ja tego nie jadłam:)
Buziaki.

18 listopada 2012 , Komentarze (2)

Kiedy ma się świadomość,
że w poniedziałek nie trzeba rano wstać weekend
mija o wiele leniwiej i przyjemniej:)
Dziś było o tyle fajniej, że moi chłopcy poszli na mecz... oznacza to ciszę ...spokój... i  totalne olewajstwo:):):) Wyszli w południe i jedynym wysiłkiem jaki wobec nich podjęłam była wysokokaloryczna jajecznica na bekonie z przefantastycznie pysznym chlebem czosnkowym, którego ABSOLUTNIE nie wolno
próbować jeśli się jest na diecie wyszczuplającej:)




Mając dużo czasu i wiedzę o tym,
że będę sama z córką, zrobiłam rosół:)
Obie uwielbiamy:)
Zaczęłam już wczoraj... 
Co prawda nieco zmętniał, bo moja cudowna teściowa podkręciła gaz...
ale w nosie to mam:)
i tak był pyszny:)



zdjęcie maleńkie coby nie było widać jaki jest tłusty:)
oczywiście tłuszcz przed podaniem zebrałam :)

Powiem jeszcze jak robię to niby ciastko z kaszki. Proporcje przybliżone, bo mam brzydki zwyczaj robienia wszystkiego "na oko":)
Na litr mleka wrzucam pół kostki masła i jakoś tak z półtorej szklanki cukru+ wanilię lub cukier waniliowy. Kiedy mleko się zagotuje powoli wsypuję kaszkę manną- szklankę, ale taką z czubem:) Gotuje aż zgęstnieje, nie przerywając mieszania, a potem  wylewam na blachę wyłożoną herbatnikami. Na wierzchu też układam herbatniki.  Moje dzieci lubią jak do całości lub części dodam kakao. Mnie się podoba dwukolorowe- do połowy masy dosypuje łyżkę kakao. Przygotowanie zajmuje ok 15 min, ale trzeba wystudzić przed pokrojeniem:)

To wszystko. Idę po leki, bo za chwilkę umrę z bólu:)
Koleżanka mówi ,że mam w sobie coś z masochistki i... chyba ma rację:)
Dawno powinnam spać:)
Dobranoc:)

16 listopada 2012 , Komentarze (2)

Choroba rozhulała się we mnie na całego:)  
Wczoraj tak mnie atakowali w pracy, że w końcu wybrałam się do lekarza..  Jestem teraz kilka dni na zwolnieniu...
może i dobrze, bo jak tak sobie dziś poleżałam to znacznie mi lepiej... 
Aczkolwiek świadomość, że muszę oddać przyjaciółce ponad stówę za leki... zdecydowanie nie pomaga:):):):) Tak czy siak, siedzę w domu i jak na Matkę Polkę przystało zadręczam się swoją bezużytecznością... Skutek jest taki, że od czasu do czasu podrywam się, by coś zrobić, a potem padam na godzinę bez sił:)
W jednym z takich zrywów zrobiłam nibyciasto... takie tam... kaszka manna w herbatnikach:)




niby nic, a moje dzieciaki uwielbiają:)
 i tak ich utwierdzam w pozytywnym nastawieniu do moich cierpień:) 
 Nie jest dobrze kiedy choroba matki dobrze się dzieciakom kojarzy:)


14 listopada 2012 , Komentarze (1)

Czuję się fatalnie..
Oczy to mi chyba za chwilkę wypłyną... łzawią , szczypią, nie widzą:)
 i bolą jak diabli... tak samo plecy:)
 Chodzę pokrzywiona jak stara babusia:)
o katarze i kaszlu nawet nie chce wspominać:)
 Coś często ostatnio choruje... Dochodzę do oczywistych wniosków, że to obrona organizmu:)
Zachciało Ci się odchudzania... to masz tu z kopa... i z kataru:)

USTRÓJ DOSZEDŁ DO WNIOSKU, ŻE NIE BĘDZIE CIERPIAŁ SAM:)
Dobra... Spadam do łóżka... Pozdrawiam:)

13 listopada 2012 , Komentarze (3)

 13 to 13 i pech musi być...
Takie obwieszczenie usłyszałam rano w słuchawce. 
 To był mój mąż...
Beczał ,że padł mu akumulator i musiał wybecalować trzy stówy na nowy...
Mało tego!
Nawalił jako ojciec!!!
miał odwieźć młodą na testy (III kl gimnazjum...) co w tej trudnej sytuacji było oczywiście niemożliwe,
a za co zapłacił wysoka cenę:
został spalony złym, bazyliszkowatym wzrokiem, wdeptany w ziemie myślami i na dodatek trafiony gromem...
Myślę ,że obraza potrwa do ogłoszenia wyników..
Potem dziecię da się udobruchać jakąś nagrodą...
W południe deja vu...
kolejny telefon od załamanego małżonka...
13 to 13 i pech musi być...
Tym razem padła pralka... Nie dość, że odmówiła współpracy to jeszcze wylała z siebie żale na całą kuchnię...
Nie ma to jak zostawić faceta samego w domu...
Pewnie gdybym mu zostawiła do zabawy kulkę z łożyska...też by ją zepsuł...
Szczęśliwie żony zawsze wracają do domu...
Naprawiają trudne relacje z dziećmi, przygotowują posiłki ,a nawet naprawiają zepsute, naszykowane do wyrzucenia pralki...
Oto ja.
Żona.
Batwomen.

 Jestem świetna...
muszę się z tym pogodzić:)
 I dobrze ,że jest mnie dużo, bo w tym domu potrzeba dużo świetności:)
Inaczej... nie tylko żona Lota byłaby dziś słupem soli:)
Dietowo też ok:)
Choć nie było łatwo...
Dopadła mnie jakaś migrena
 (od lat nie miałam)
Było rzeczywiście fatalnie ,ale szczęśliwie krótko. Nieszczęście polegało na tym, że zabrałam ściśle określoną ilość jedzenia...
a ,że niestety dopadły mnie wymioty... to potem się okazało, że posiłków przydałoby się więcej...
Mało nie umarłam z głodu:)
Jednakże zgodnie z zasadą, że złego diabli nie biorą- żyje, a nawet mam się dobrze:)
Zważywszy, że myślę o seksie...to chyba nawet bardzo dobrze:)
Summa summarum
uważam ten 13 obfitował w sukcesy i dobre wydarzenia:)
a 13 to 13 i o żadnym pechu nie może być mowy:)

BUZIAKI

12 listopada 2012 , Komentarze (5)

Zaliczam ten dzień do udanych:)
Generalnie trzymałam dietę...
Przyznaję się ,że w tej chwili piję herbatę z cytryną, a co za tym idzie z cukrem:) ale i tak jestem in plus.

Nie zmieściłam wszystkiego co mi zalecano, ale starałam się nie dorzucać nic od siebie:)
no może poza herbatą...ale to też dlatego, że czuję się nieco chora :)
Właściwie to powinnam wypić pół szklanki, bo chora jestem tylko połowicznie:)
Boli mnie pół głowy, pół gardła i mam zapchaną jedną dziurkę w nosie:):):):)  
 Przyjaciel pocieszył mnie, że do jutra to się rozejdzie na całość i poczuję harmonię...
To mądry człowiek, doktor nauk różnych, więc nie dyskutuję... na pewno ma rację:)

Wracając do diety:)
 Była bardzo ok:)
 Na śniadanie serek waniliowy, chlebek chrupki i ogórek zielony (w zaleceniach 250 g serka... zjadłam 90, bo miałam bakusia, a one mają właśnie taką fajną wagę:) poza tym 250 g o 5 rano...sami wiecie:) )
 Posiłek 2. mała grahamka , pomidor i jogurt naturalny- też wagowo znacznie mniej niż w zaleceniach.
 3. Pominięty- nie miałam czasu zjeść. Wypiłam tylko kawę z mlekiem (kawy nie słodzę)
 4. 200g ryby i pomidor- było coś jeszcze ,ale tego nie miałam:)
5. Serek waniliowy.   
Nadprogramowo: herbata słodzona, z cytryną:)

I to już wszystko:)
Zauważyłam już kiedyś, a teraz chcę to podtrzymać, że pisząc bloga łatwiej panuję nad apetytami:) 
 Fajnie, że tu jesteście... że jest z kim pogadać..
Jesteście super:)
Dziękuję:)
Buziaki:)