Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90578
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 kwietnia 2009 , Skomentuj

Dziś zjadłam jakoś sporo, ale miałam takiego głoda że hej.
śniadanie (wyjątkowo zdążyłam zjeśc)- płatki ryżowe na mleku z rodzynkami i orzechami włoskimi
lunch: musli fitella i mały kefir
obiad: trochę chili con carne (mięso mielone, 2 rodzaje fasoli, pomidory i czosnek) plus sałata
kolacja: trochę sałatki greckiej

Nie cwiczyłam dziś, nie byłam też na dłuższym spacerze. Znowu nie poszłam biegac rano choc budzik dzwonił o 5 rano.

A tak w ogóle chce mi się cukierka czekoladowego. Baaardzo.....!!!!! Ale nie zjem. Popijam właśnie czerwoną herbatę, może ona oszuka moje słodyczowe żądze :)

20 kwietnia 2009 , Skomentuj


Ja dziś znów zaliczyłam dzień szaleńczego spacerowania. 2,5 godziny szybkim krokiem. Fajnie było :) Ale teraz padam na twarz ze zmęczenia.

Dziś zjadłam:
- banan
- pół jabłka
- warzywa na patelnię, pół udka z kurczaka, sałata z rzodkiewką i pomidorem
- 100 dag ryżu z mlekiem
- 2 łyżki wazowe barszczu szczawiowego z jajkiem.

Ten barszcz to zjadłam ok 20, trochę póżno ale z głodu padałam. Wcześniej nie miałam za bardzo czasu.

A jutro planuję iśc na rower albo pobiegac. Bardzo chciałabym zacząc biegac ale wchodzi to w rachubę tylko ranem. Czy ktoś może zna dobry sposób, żeby się zmusic do wstania rano? Desperacko potrzebuję pomocy w tej materii!! :)

19 kwietnia 2009 , Skomentuj

Dziś się ważyłam. 79,9 kg. W porównaniu z poprzednimi 83 kg to nieźle.

Ostatni tydzień był super. Jadłam warzywa, owoce, gotowane mięso i rybę. Unikałam słodyczy a jak zdarzało mi się zjeśc coś słodkiego to wychodziłam na długi spacer. Właśnie spacery stały się moją codziennością. Zamiast siedziec po pracy w domu i gapic się w telewizor albo tkwic przed komputerem chodzę codziennie na spacery i wyciągam na nie moją przyjaciółkę. Potrafimy spacerowac godzinę, dwie, raz nawet trzy godziny łaziłyśmy. Idziemy do sklepu odległego o godzinę drogi od domu tylko żeby kupic butelkę wody niegazowanej i wrócic.Trochę to brzmi dziwnie, ale przez ten czas możemy sobie spokojnie pogadac, poplotkowac, omowic różne rzeczy a przy okazji dotleniamy się, relaksujemy po całym dniu pracy no i spalamy kalorie w miły i niezbyt męczący sposób.

Innych form ruchu jeszcze nie stosuję, ale jutro postaram się podpompowac koła w rowerze i tak od wtorku, albo i już jutro zacznę urządzac sobie przejażdżki rowerowe. No i wyprasowałam sobie dres do biegania, który posłusznie wisi w szafie aż dam radę wstac o 5 rano i pobiegac. Oj, ciężko jest. Choc wieczorami motywuję się żeby wstac i powdychac tego świeżego porannego powietrza to jak dzwoni budzik to... ehhh... tragedia. No nic, ale walcze i z tym. Może w końcu przemogę się i wstanę któregoś dnia. A później już będzie tylko lepiej :)

Wczoraj byłam na weselu. Jadłam, nie tańczyłam. Ale nie obżerałam się co jest w mojej naturze. W ogóle jestem z siebie dumna bo właśnie się nie obżarłam. Jadłam małe porcje, bez pieczywa. I o 22 skończyłam całkowicie jeśc. 

Dziś sobie trochę pofolgowałam i nie podoba mi się to za bardzo. Rano zjadłam 3 kawałki keksu (śniadanie), na obiad zjadłam plaster gotowanej szynki i do tego warzywa z patelni i sałata lodowa. Po obiedzie umówiłam się z przyjaciółkami na spacer. Pospacerowałyśmy 40 minut, poszłyśmy na lody. Kolejna godzina spaceru i o 18 pizza :/ Ale z 3 przysługujących mi kawałków zjadłam tylko 2. No i po pizzy wracałam 15 minut do domu na piechotę. I nie planuję jeśc kolacji. Złapałam tylko butelkę wody i sobie popijam.

Mam nadzieję, ze nadchodzacy tydzień będzie super czego Wam i sobie życzę :) 

3 kwietnia 2009 , Komentarze (2)


Dziś miałam dzień krytyczny. Złamałam się i jadłam czekoladę. No żesz.....!!!!

Rano za późno wstałam i nie zdążyłam zjeśc sniadnia w domu. Po drodze do pracy kupiłam sobie 3 grahamki i serek smietankowy Hohland. Zjadłam je w pracy. Jedną przed 8, drugą po 10, trzecią po 13. Do tego zjadłam jabłko. I dostałam od kolegi tabliczkę czekolady. Otworzyłam ją i położyłam na biurku, żeby współpracownicy się częstowali ale tym sposobem miałam ją cały czas pod ręką i podskubywałam co trochę. Tym sposobem zjadłam pół tabliczki, a może i więcej. Eh, no szkoda trochę mojej tygodniowej męki ale chyba lepiej, że zjadłam ją w ciągu dnia i po kawałku niż jakbym miała się na nią rzucic w domu wieczorem i całą pochłonąc na raz.
Po 18 wróciłam do domu i zjadłam kawałek gotowanej ryby z warzywami z patelni i cwiartka sałaty lodowej z oliwą z oliwek. No i jeszcze później zjadłam 2 kromki macy z pastą z makreli, jajka i cebuli.
Mimo czekolady uważam, że dzień był na plus.

Nie cwiczyłam dziś, bo nie miałam za bardzo czasu.
Po pracy skoczyłam od razu do kosmetyczki. Zrobiła mi mikrodermabrazję, bo ostatnio moja cera świrowała totalnie. Chciałam zrobic z nią porządek i mam nadzieję, że skutki będą zadowalające. Póki co, po kilku godzinach od zabiegu jestem zadowolona. Przede wszystkim pozmykały mi sie moje super hiper wielkie pory na twarzy.

2 kwietnia 2009 , Skomentuj


Nie wiem co się dzieje. Wydaje mi się, że odżywiam się maksymalnie zdrowo a widzę jak twarz mi puchnie. Jestem taki potworny pączek że aż strach. Już nie sprawia mi przyjemności patrzenie w lustro. Tylko nie wiem dlaczego tak się dzieje. Na ciele trochę zmieniłam się na plus, nie schudłam nie wiadomo ile ale czuję, że spodnie lepiej leżą. Czyli już jest fajnie. Ale ta twarz... jakbym tyła na maksa. Czyli tutaj chudnę a na twarzy się powiększam. Gdybym dużo soliła to bym pomyślała, że sól blokuje mi wodę w organiźmie i może najbardziej w twarzy mi się to odkłada (o ile to możliwe). Ale tak nie jest. W zasadzie nie solę potraw, wolę wszystko ziołami doprawic. No i kwestia tego, że zawsze jak chudłam to najpierw na twarzy smuklałam. A teraz jest zupełnie inaczej. Kicha!!!

Wczoraj jedzenie było nawet nawet.
6.50- 3 kanapki z chleba żytniego z twarogiem
10.00- jabłko
13.00- serek wiejski
16.00- sałatka z kurczakiem w restauracji
20.00- 10 pierogów z serem i śmietaną- wiem to był błąd niewybaczalny ale jak można gotowac ulubione pierogi i ich nie spróbowac?

Zero ruchu dodatkowego oprócz 15 min drogi do pracy i 15 min drogi z pracy. Po spotkaniu w restauracji padlam, goraczka mnie rozlozyla. Wzielam garsc prochow i lezalam. A potem jak mi goraczka spadla to sie na te nieszczesne pierogi rzucilam. Czy to dobre wytlumaczenie?

A dzis jest super duper.
6.30- musli plus płatki zbożowe z mlekiem
10.00- jabłko
13.00- serek wiejski
16.00- 5 pierogów :)
19.00- sałatka a la grecka z wieloma rodzajami warzyw i serem feta.

Dzis ruchu jako uprawiania sportu specjalnego nie mialam, ale przez 2 godziny zapierdzielalam z grabkami po dworze i porzadki robilam w ogrodzie. Napocilam sie, ze hej. Wiec to chyba dobrze.

Najbardziej jestem zadowolona z tego, że koleżanka z pracy codziennie kupuje mi jakiś batonik czekoladowy. A ja go nie jem tylko chowam to szuflady. Jak na mnie to spektakularny wyczyn, że się nie rzuciłam na te słodkości. Już trzymam się 4 dni bez słodyczy. Fajowo!!

31 marca 2009 , Komentarze (1)


Przez cały dzień dietka suuuuper.
śniadanie: omlet z 3 jaj i 1/4 sałaty z połówką pomidora
obiad: ryż plus gotowane warzywa i surówka z kapusty pekińskiej i kukurydzy
kolacja: gotowana ryba i sałata
Tylko, że po kolacji nadal byłam głodna więc zjadłam jedną kanapkę z opiekacza, bo niesamowicie chleba mi się chciało. Kanapka była z razowego chleba, z chudą szynką, pomidorem, papryką no i 2 plasterki sera żółtego.

Z ruchu to z godzinę biegałam po mieście w poszukiwaniu sukienki na wesele koleżanki. Później pół godziny latania po centrum handlowym. Przed kolacją był półgodzinny spacer z psem. Niewiele, ale cały dzień miałam zwiercony, dopiero po 19 padłam przed telewizorem. A teraz jestem mega zmęczona. Liczac na udany dzien dietkowy jutro, uciekam spac.

30 marca 2009 , Komentarze (1)


Dziś pierwszy dzień diety i nawet jestem zadowolona.

Jestem dziś i jutro na urlopie więc spokojnie mogłam wstac dziś sobie o 10, tym bardziej że w ogóle nie mogłam w nocy spac. Zasnęłam dopiero gdzieś po 3 w nocy.

Po pobudce trochę się porozciągałam, zrobiłam kilkanaście brzuszków.
O 11 zjadłam sałatkę z sałaty lodowej, ogórka, pomidora, kukurydzy i prażonego słonecznika. Po śniadaniu poszłam na miasto, gdzie łaziłam w deszczu przez jakieś 2 godziny. O 15.30 zjadłam obiad niezbyt zdrowy ale z dużą ilością surówki. Teraz siedzę przed komputerem i podjadam winogrona.
 
Nie jestem głodna, ale nie czuję się najlepiej. Zmarzłam dziś i przemokłam, teraz się cała z zimna telepię i mam trochę podwyższoną temperaturę.
No i nie mam za bardzo ochoty na cwiczenia dzis, chyba sobie daruję wyjście na siłownię. Pocwiczę później trochę sama w domu.



29 marca 2009 , Komentarze (1)


Historia mojego odchudzania to historia upadków, wzlotów, kolejnych upadków... z czego więcej tych upadków jednak było.

Ostatnio odchudzałam się w okresie wrzesień- październik. Schudłam z 78 kg do 75 kg. Na wadze nie wyglądało to imponująco, ale dzięki regularnemu wysiłkowi fizycznemu, głównie chodzeniu na siłownię wyglądałam smukle i czułam się świetnie. A później się zapuściłam na maxa. Teraz ważę 82 kg. Ostatnio tyle ważyłam jakieś 4 lata temu. Nie muszę chyba dodawac, że czuję się kiepsko. I to już nie chodzi o wylewający się brzuch i niemożliwośc zmieszczenia się w żadne spodnie. Głównie chodzi o to, że kompletnie nie mam energii, nic mi się nie chce. Przychodzę do domu z pracy, siadam do komputera, przed telewizor albo zalegam w fotelu z książką i tak spędzam resztę dnia. Nic mi się nie chce, nawet nie chce mi się wyjśc ze znajomymi co już jest bardzo alarmujące. No i jem wszystko co mi się w ręce dostanie, o każdej porze dnia i nocy. Plus to, że jestem ociężała, szybko się męcze i ogólnie jestem bez formy, ale przy obecnym stylu życia to nie ma się chyba co dziwic.

Za 3 tygodnie idę na ślub swojej bliskiej koleżanki ze studiów. Będzie to jednocześnie takie spotkanie po latach z innymi znajomymi z okresu studiów i chciałabym wyglądac, a przede wszystkim czuc się dobrze i przebojowo. Nie chcę chowac się przez całą imprezę po kątach, żeby tylko nikt mnie nie zauważył. Chciałabym ponownie nabrac pewności siebie i poczuc się piękna. Myślę, że zrzucenie nawet kilku kilogramów i powrót do formy bardzo by mi w tym pomógł.

Moim celem nie jest schudnięcie nie wiadomo ile. Nie chcę byc super szczupła bo dojrzałam już do akceptowania swojej sylwetki nawet jeżeli nie jest idealna. Uważam, że gdybym ważyła jakieś 70 kg to by było idealnie. Będzie mnie to kosztowało sporo wysiłku i silnej woli, której nie posiadam, ale postaram się.
W wakacje kończę 27 lat, chciałabym choc raz wkroczyc w nowy rok mojego życia będąc zadowoloną ze swojego wyglądu.

Nie planuję stosowac żadnej super diety, bo z wieloletniego doświadczenia w odchudzeniu wiem, że wystarczy abym zrezygnowała ze słodyczy, z pieczywa i z węglowodanów prostych a będzie dużo lepiej. No i włączam ruch. Postaram się zmotywowac do powrotu na siłownię. Wtorek, środa i piątek. Tak po godzinie cwiczeń. Pogoda też się poprawia więc postaram się spędzac jak najwięcej czasu na dworze, może wyciągnę już rower z garażu.

Myślę, że z moim nowym, bardziej dojrzałym podejściem do zmiany stylu życia będzie mi trochę łatwiej wytrwac w postanowieniu odchudzania. Oby się udało tym razem. Mówią, że nadzieja jest matką głupich ale nie zaszkodzi spróbowac :)

2 listopada 2008 , Komentarze (3)


Kurcze, ostatnio na vitalie zagladalam w lipcu. Od tamtego czasu podejmowalam kilka, oczywiscie nieskutecznych, prob odchudzania ale bez wsparcia jest mi duzo ciezej niz jak walcze sama. Dlatego postanowilam po raz kolejny zaczac skrupulatnie sie rozliczac publicznie. Moze to mnie w jakis sposob zmotywuje do walki o szczuply i zdrowy wyglad.

Ostatnio mialo miejsce tez kilka rzeczy, ktore w pewien sposob zmotywowaly mnie do ponownego podjecia walki ze zbednymi kilogramami:
1. zauwazylam, ze strasznie mnie drazni widok slicznych szczuplych dziewczyn w spodniach rurkach i wysokich butach. moze nie sam ich widok mnie drazni ale fakt, ze ja tak nie wygladam i nie moge sobie pozwolic na noszenie czegos takiego. jakbym schudla to nic nie stalo by na przeszkodzie zebym i ja sie wystroila :)
2. moja przyjaciolka zaciela sie i od kilku tygodni wytrwale sie odchudza. efekty sa bardzo widoczne i coraz lepiej wyglada. ja z jednej strony ciesze sie, ze swieci triumfy na polu odchudzania ale z drugiej jestem strasznie zazdrosna, ze mi nic nie wychodzi.
3. beznadziejnie zakochalam sie w facecie, ktoremu podobaja sie szczuple dziewczyny i co jakis czas slysze od niego jakies kasliwe uwagi na temat mojego wygladu. wiem, ze skoro tak mnie traktuje nie zasluguje na moja uwage, ale chce mu pokazac... tylko co... ze tez potrafie wygladac pieknie? ze potrafie sie zmobilizowac i cos zrobic ze swoim wygladem?a moze mam nadzieje ze jak schudne to on mnie w koncu zaakceptuje. wiem, ze to chory tok myslenia ale nic nie moge na to poradzic.

tak czy siak chce znow podjac walke. pierwszy krok juz zrobilam juz jakis czas temu. od miesiaca chodze na lekcje salsy (raz w tygodniu godzina), wykupilam karnet na silownie (2-3 razy w tygodniu po 1, 1,5 godz cwiczen). plus ganianie po 8 godzin dziennie w butach na wysokim obcasie miedzy pietrami, w pracy. ruch mam, gorzej z dieta. Wiem, ze wlasnie jedzenie jest moim problemem. Po prostu zajadam smutki, zajadam nude, zajadam samotnosc. I nawet jak udaje mi sie przez jakis czas utrzymac diete to przychodzi gorszy dzien w ktorym jem wszystko co wpadnie mi rece. Wszystko zjadliwe oczywiscie :) Dzis np zjadlam moze ze 20 cukierkow czekoladowych. Jadlam, zaslodzilam sie, popilam i znow jadlam. Bledne kolo.

Tak wiec biore sie za siebie. Znow. Tym razem osiagne sukces!!!

17 lipca 2008 , Komentarze (2)


Czy tez tak macie, ze dużo łatwiej wam nie jeśc nic zamiast jeśc mało? Ja ostatnio tak zaczęłam robic, tzn nie jeśc nic. Potrafię przeżyc od godziny 6 rano do 16 zjadając jedynie kilka sztuk gotowanej fasolki szparagowej. Tak miałam dziś. Wypiłam 2 kubki herbaty zielonej i zjadłam kilka sztuk fasolki. Po 16 wróciłam do domu i zjadłam kilka ziemniaków z mizerią. I przed chwilą zjadłam pierś kurczaka z pomidorami. Trochę późno, wiem, ale dopiero wróciłam od lekarza i byłam na tyle głodna i źle się czułam (z powodu głodu) że skusiłam się na kurczaka. Teraz mnie coś w boku boli :/ Oj.

Ruchu nie miałam dziś żadnego. Przyznaję bez bicia. Rano do pracy, po pracy do domu na obiad a później do lekarza i czekanie w kolejce do 20:30. Mam nadzieję, że w tą sobotę wstanę w końcu (tak jak planuję od kilku miesięcy) i pójdę rano pobiegac. Bardzo bym chciała i mam nadzieję, że mi się uda :)