Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90626
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 maja 2008 , Komentarze (2)


Dziś bezsłodyczowo. Pewnie poziom słodyczy we krwi utrzymuje się u mnie jeszcze z weekendu :)
Jedzenie (oprocz obiadu) dietetycznie i nawet w niezastraszających ilościach. To się chwali.
Kolejny dzień bez ruchu ale postaram się porobic trochę brzuszków, muszę popracowac nad moja oponką.
Taką miałam dziś ochotę iśc na rower, ale jak na złośc lało straszliwie. Pewnie jutro bedzie lepsza pogoda, ale z kolei nie będę się mogła zmotywowac do wyjścia z domu. Taki już mój urok :(

Dzisiejszy jadłospis:
śniadnie: musli z mlekiem
II śniadanie: serek wiejski
lunch: serek wiejski
obiad: ziemniaki, sos z mięsem i pieczarkami, pomidor
kolacja: grapefruit
plus: 1 l czerwonej herbaty :D

Co można jeśc w pracy? Potrzebuje pomyslu na jakies posilki, ktore bede mogla kupic po drodze w sklepie i nie bede musiala przygotowywac wczesniej w domu. Praktycznie codziennie zjadam w pracy po 2 serki wiejskie, troche mi juz sie to nudzi. Macie jakies wyprobowane jedzonko, ktore na dlugo zapycha tzw. kichę?

18 maja 2008 , Skomentuj


Weekend minął. Ja przez kilka ostatnich dni nie dałam rady się pozbierac. Wczoraj były imieniny babci i skończyło się na kilku kawałkach ciasta aż mi było niedobrze. Dziś rodzice byli na komuniii u dziecka swoich znajomych i przynieśli kupę ciasta. A ja oczywiście, jako największy łakomczuch w rodzinie musiałam spróbowac każdego rodzaju. I znów skończyło się na mdłościach, tylko nie wiem czy to przez ciastka jest mi niedobrze czy przez prawie litr czerwonej herbaty, która piłam żeby negatywne skutki ciasta zniwelowac. O ile prościej i zdrowiej byłoby nie obżerac się i nie musiec pic hektolitrów czerwonej herbaty.

Kończy się maj a ja nawet raz nie byłam na rowerze. Jestem na siebie zła, ale jak już się wybieram na przejażdżkę to znajdę wymówkę, żeby nie pojechac. To chmurzy się i pewnie będzie padac, to jestem zmęczona, to jakaś inna głupota wypadnie. Ej... leniwy człowiek jak nic. Trzeba by tego lenia w końcu wykopac!

16 maja 2008 , Komentarze (5)


Wczoraj się zważyłam. Waga wskazała 80 kg. Choc jestem na diecie to cały czas waga idzie w górę. Niezbyt się tym denerwowałam jak cwiczyłam, bo mięśnie są cięże niż tłuszcz dlatego nabierając masy mięśniowej waga może więcej wskazywac. Każdy to wie. Ale teraz, gdy nie cwiczę waga i  tak idzie w góre. Normalnie się podłamałam i znów na jedzenie rzuciłam. Niby nie jadłam żadnego śmieciowego jedzenia, ale wczoraj i dzisiaj jem chleb, zabielaną zupę, majonez, łączę tłuszcze z węglowodanami i przez wczoraj i dziś zjadłam opakowanie ciastek. Dziś po obiedzie powiedziałam sobie basta i nic już nie jadłam.
Wcześniej brzuszek tak fajnie zaczął się robic płaski a przez wczorajsze i dzisiejsze obżarstwo znowu wylewa mi się znad spodni wielki zwał tłuszczu. Znów przestaję się czuc atrakcyjna. Siedzę w domu i użalam się nad sobą zamiast wziąc się w garśc :(

14 maja 2008 , Komentarze (2)


Jakiś kiepski nastrój mnie znów łapie. Jestem totalnie zmęczona i może to dlatego. A tak w ogóle to wyjechałabym gdzieś, zaszyła się w kompletnej głuszy i przesiedziała tam kilka dni. 

Dziś dieta aż do kolacji szła super.
śniadanie: serek wiejski, pomidor
lunch: serek wiejski
obiad: mała miseczka chilli z kurczakiem, 1,5 pomidora
kolacja: 1,5 naleśnika, szklanka mleka

Moja dieta miała byc jak najbardziej zbliżona do South Beach jednak jakoś ciężko mi wytrzymac bez węglowodanów. Jednak zero załamki. I tak nie jest źle :)

Idę polegnę przed telewizorem trochę, później szybki prysznic i wcześniej do łóżka. Może po prostu muszę się wyspac
.

13 maja 2008 , Komentarze (1)


Wtorek. Kolejny dzień walki. Chyba nie powinnam postrzegac diety jako walki, ale nic nie poradzę na to, że tak jest.

śniadnie: serek wiejski
II śniadanie: serek wiejski
obiad: pół piersi z kurczaka + duszone pieczarki + surówka (ogórek,pomidor, rzodkiewka)
powieczorek :( : 2 naleśniki z serem i dzemem + kubek mleka
kolacja: podudzie z kurczaka wędzone

Ogólnie jestem zadowolona. Ale po co te naleśniki!!!!

Ruch: 8 min legs

12 maja 2008 , Komentarze (1)


Tak się naczytałam o zbawiennym wpływie diety south beach, że postanowiłam jej spróbowac. Kiedyś byłam na pseudo south beach i pięknie chudłam (do momentu aż się na słodycze rzuciłam). Dlatego dziś był pierwszy dzień kolejnego etapu w odchudzaniu czyli DIETA SOUTH BEACH.

śniadanie: serek wiejski
lunch: serek wiejski
obiad: pół piersi z kurczaka+ gotowane brokuły i kalafior+ sałata z sosem vinegret
kolacja: pasta=wędzona makrela + fasolka czerwona+cebula

Byłoby słodko gdyby się na tym skończyło. Ale oczywiscie coś się musi niezdrowego wkraśc. U mnie to były 2 naleśniki. Jakąś godzinę temu mama robiła. 2 to niby mało a jednak za dużo. Jestem teraz taka przejedzona, aż czuję że wybuchnę. Te naleśniki stoją mi wysoko w gardle. Ble... niezbyt miłe uczucie.

Niech mi trochę to wszystko minie to pocwiczę trochę. Już dawno jakąkolwiek formę ruchu stosowałam.

11 maja 2008 , Komentarze (2)


I znowu koniec weekendu. Nie wiem co się dzieje z tym czasem, pędzi jak szalony. Nawet dobrze nie zacznę dnia a już się kończy.
Planowałam tyle zrobic rzeczy, ale nie zrobiłam wszystkiego. Ale W KOŃCU uprzątnęłam torebkę w której był istny śmietnik. Wstyd się przyznac ale tak naprawdę było. W sobotę byłam na zakupach, później posprzątałam calutki dom a późnym wieczorkiem koleżanki przyszły i było super :)

Nie wspomnę nawet o diecie, bo w sumie jej nie było. Nie obżerałam się, jadłam normalnie ale w sobotę nie przykładałam się do tego co jem i piję. Było jedzenie z grila i był alkohol ale było też dużo powodów do świetowania. Dziś było dużo lepiej ale i tak słodycze się wkradły. Ale jakoś nie panikuję.

Dziś zobaczyłam się w lusterku i jestem zadowolona. Jakoś subtelniej wyglądam i jest fajnie :) I w końcu zrobiłam sobie zdjęcie, na którym naprawdę się sobie podobam i nie mam problemu, żeby pokazac je znajomym. Zawsze się krępowałam pokazywac swoje zdjecia, ale to jest ok.

Diety specjalnie nie trzymam, ale dziś bardzo pozytywny stosunek do siebie obrałam. Będzie ok :)

8 maja 2008 , Komentarze (3)


Jestem durną pipą i nikt temu nie może zaprzeczyc. Nawet ja sama! Po powiedzcie mi czy tak nie jest. Oto przykład: od dłuższego czasu jestem na diecie, kupuję same zdrowe rzeczy, które kosztują mnie majątek. Bo przecież jedzenie praktycznie codzienne piersi z kurczaka, warzyw na patelnię, jogurtów naturalnych, warzywek i owoców nie jest wcale takie tanie. Męczę się, tracę kupę kasy, a później zdarza się dzień taki jak dziś gdy mam totalnego głoda i zero silnej woli i rzucam się na jedzenie czegokolwiek  i to najlepiej jak najbardziej kalorycznego.

śniadanie: musli z mlekiem
II śniadanie: 2 jabłka+ mały kefir i musli
lunch: KEBAP
obiad: smażone pierogi ze śmietaną
kolacja: prawie całe opakowanie delicji malinowych + 1,5 szklanki mleka

Teraz jest mi niedobrze. Czekam aż się zagotuje woda i zrobię sobie czerwonej herbaty. Może pomoże ona mojemu organizmowi strawic te bomby kaloryczne, które dziś pochłonęłam.

Jeju, durnas jestem.

7 maja 2008 , Skomentuj


Ale mam zapiernicz w pracy. Kursuję tylko między piętrami ze spotkania na spotkanie i pracuję, pracuję, pracuję. Do domu wracam padnięta, ale jaką mam satysfakcję, że wszystkie sprawy załatwiam na bieżąco. Przede mną jeszcze tylko napisanie dużego projektu, złożenie go i będę miała plażę :D

Dziś dieta szła jak burza.

śniadanie: pół małej salaterki płatków czekoladowych z mlekiem
II śniadanie: jabłko
lunch: jabłko, mały kefir, 3 łyżki otręb śliwkowych granulowanych
obiad: warzywa z patelni, gotowana szynka wieprzowa, sałata
kolacja: 150 dag tuńczyka w sosie własnym
do tego: 2 kubki herbaty zielonej i teraz kończę drugi wielki kubas herbaty czerwonej, samej wody wypiłam może tylko z litr

UWAGA NA DZIŚ: płatki czekoladowe są kiepskie. Zjadłam je dziś z łakomstwa i dla urozmaicenia, bo zawsze jem albo musli albo płatki ryżowe na mleku. I po musli i po płatkach jestem bardzo syta przed 3 godziny, a po płatkach czekoladowych już po godzinie chciało mi się jesc. Morał: nie jeśc więcej płatków czekoladowych :)

Ruch: zero. Może samym wieczorem zrobię tak jak wczoraj i po prostu wyjdę na dwór, porozciągam się, pokręcę się na twisterze, porobię na ławce trochę brzuszków. Zawsze lepsze to niż nic. A w weeknd nie odpuszczę roweu. Nie ma zmiłuj się!

6 maja 2008 , Komentarze (4)


Wczoraj zgodnie z planem były imieniny koleżanki z pracy. Najpierw w samej pracy było ciacho (jeden kawałek, ale ciasto było z masą, więc extra puste kalorie). Po pracy była pizza (2 kawałki) i 2,5 dużego piwa. Wróciłam do domu oczywiście z wielkim poalkoholowym głodem i wsunęłam 2 kanapki z masłem i twarogiem (be!!) i domowy makaron ze śmietaną (pół salaterki małej- białko ze śmietany- budulec mięśni< można tak sobie tłumaczyc :D). Cwiczeń zero.

Rano suszenie (chyba mały kac-mam bardzo słabą głowę).
śniadnie: musli z jogurtem naturalnym
lunch: wypasiona kanapka (2 kromki pełnoziarnistego chleba z serem żółtym, wędliną, sałatą i rzodkiewką)
obiad: talerz zupy pomidorowej (niestety zabielanej) z makaronem
kolacja: ??? (jeszcze nie wiem, zjem albo twaróg z rzodkiewką, albo płatki czekoladowe z mlekiem)
Cwiczeń zero.

Dzisiaj bolą mnie wszystkie wnętrzności. Brzuch mam wywalony i ogólnie taka pełna jestem. Jak to niektorzy mówia "napuszona". Chciałabym, żeby ktoś powietrze z mojego brzuchola spuścił. Może to przez to wczorajsze piwo. Nie powinnam była pic, ale jak sie wychodzi z grupą znajomych to az sie chce pointegrowac  :D