Pamiętnik odchudzania użytkownika:
pallala

kobieta, 34 lat, Lublin

168 cm, 109.10 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Wycelować.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 stycznia 2010 , Komentarze (1)

 Wracam jutro na nowe stare śmieci, skończy się spanie do 11.. Co chyba wyjdzie mi na dobre, bo nie mogę ostatnio usnąć wcześniej niż o 1.00. I muszę przyznać, że się stęskniłam za "studiowaniem" ;)
Dziś moja wola była wystawiona na próbę- byłam w knajpie ze znajomymi i nie tknęłam pizzy
Ale co by nie być taką grzeczną wypiłam 1/2 grzanego piwa z sokiem :)
Lecz jednak w ramach potwierdzenia swojej wątpliwej grzeczności spełniłam dobry uczynek, wrzuciłam pieniążek do puszki świątecznoorkiestrowej ;p

Głównym składnikiem mojego obiadu przez cztery następne dni będą pulpety drobiowe w sosie pomidorowym. Niech żyje obiadowa monotonia.
Zajrzę tu pewnie dopiero w piątek.
Teraz kąpiel, pakowanie i może się jeszcze pouczę. Przydałoby się jutro zaliczyć niezaliczone kolokwium.


1O.O1.2O1O
12.15- pomidorowa z ryżem
15.15- grillowany kotlet z drobiowego mięsa mielonego z parmezanem, kasza gryczana, buraczki
przed 18.OO- ok. 25O ml grzanego piwa z sokiem
19.30- serek wiejski ze szczypiorkiem
zielona
brzuszki- 250


9 stycznia 2010 , Komentarze (1)

 Zmieniłam pasek, 76 kg już od dawna były nieaktualne. Mimo wszystko jestem zadowolona- w pn 78.8, dziś 77.5. Poczułam ulgę i zaczynam coraz bardziej wierzyć w to, że jeszcze umiem. W dodatku niedługo będzie wiosna.. prawda? Prawda! Będę biegała, jeździła na rolkach i wystawiała twarz do słońca.
Nowy cel- wypięknieć jak to tylko możliwe do 10 lipca. Ślub kuzynki, która od dziecka była dla mnie niedoścignionym ideałem we wszystkim- styl, charakter, sposób bycia. Już nie jestem dzieckiem i nie chcę być nią tylko sobą. A do bycia sobą w pełni potrzebne mi jest pozbycie się kilkunastu kilogramów.
I może jeszcze chełpienie się wytrzeszczem oczu mojej całej okropnej rodziny.



Nowa płyta Vampire Weekend mnie rozbraja.

Diplomat's Son
o. właśnie to.

O9.O1.2O1O
1O.45- pomidorowa, 1 placek "na sodzie" (mama robiła. wtf?)
14.45- omlet z 2 jaj z otrębami i ziołami prowansalskimi na łyżce oliwy z oliwek, 6 małych kopytek, miska fasolki szparagowej gotowanej na parze
18.OO- gotowane tarte buraczki, 3 łyżki kaszy gryczanej
brzuszki- 250

6 stycznia 2010 , Komentarze (6)

 Głowa boli, oczy szwankują- uśpiona grypa się obudziła i woła o swoje.
A takiego wała ;p
Korzystając z okazji, że mogę codziennie odwiedzać ten portal robię chyba pamiętnikowe zapasy. I co, mogę to i robię :p
Nie no, pochwalić się chciałam swoją niezmierną jedzeniową przyzwoitością ;) -świadomość tego, że dzielę się z kimś swoim jadłospisem hamuje jakiekolwiek mało dietetyczne popędy. Przynajmniej na razie.


O6.O1.2O1O
10.15- mały cebularz, plaster pasztetu, troszkę kiszonej
12.30- małe jabłko
15.00- 3 kotlety sojowe, 1/2 woreczka kaszy gryczanej, jakaś sałatka ze słoika
18.00- fasolka szparagowa gotowana na parze, 1 jajko sadzone na parze
zielona herbata, woda
brzuszki- 2OO      
                                            

5 stycznia 2010 , Komentarze (1)

 Przebywam dziś w podobnej scenerii co wczoraj: jest kot ( który kolor sierści ukradł chyba prawdziwej pumie śnieżnej:] so pretty), w kominku coś się jarzy (rozpalałam z 'come on baby light my fire' na ustach;]) no i obecna jest polska literatura fantasy. I choć Piekarę odstawiłam na rzecz podręcznika akademickiego (Wstęp do nauki o prawie) to nadal obstaję przy zdaniu, że towarzyszy mi polskie fantasy :D Wszędzie się trąbi na lewo i prawo o sesji to i mi strach zajrzał w oczy. Ale chyba nie dość głęboko- przeczytałam jakieś 2 kartki.

Żarło moje raczej ok, ale nie jestem pewna czy przypadkiem nie za dużo. Biorąc pod uwagę to, że tylko śpię, siedzę, leżę, jem, ewentualnie z rana strzelę parę brzuszków i troche posnuję się po najbliższym otoczeniu to chyba rzeczywiście too much.
A teraz znowu trochę posiedzę i popachnę po kojącej kąpieli i peelingu kawowo-imbirowo-cynamonowym ;)
Chiałabym dziś znowu wrzucić zeta do złoiczka, ale nie mam już drobnych, shit.

O5.O1.2O10
10.45- rosół + makaron
14.20- mały cebularz (home made), plaster pasztetu (również). 1/2 woreczka kaszy gryczanej, 2 kotlety sojowe (tylko gotowane), surówka z kiszonej kapusty
18.00- 1 filet śledziowy w śmietanie, mały cebularz, surówka z kiszonej
brzuszki- 2OO



"Chuck Norris nigdy nie musiał zaliczać sesji.
To sesja musiała zaliczyć Chucka"


coś z życiowych mądrości musi być


4 stycznia 2010 , Komentarze (2)

Na pewno to znacie- drapanie w gardle i takie dziwne uczucie.. Ale może uda mi się zdusić choróbsko w zarodku. Dlatego grzeję się przy kominku z kotem i książką. O, kot wlazł na kominek :D
Źli ludzie wczoraj znowu przyszli, było ich więcej i piwa też więcej przynieśli ;) Zrobiłam sobie pysznego grzańca z przyprawami korzennymi co by wygonić zbliżające się przeziębienie. Ale nic poza tym, bez żarcia :P
Wracam do kota i książki.


04.01.2010
11.40- barszcz biały, połowa jajka, kromka chleba
15.30- mała kanapka z domowym pasztetem i korniszonem, coś jak carbonara (makaron z podsmażoną na łyżce oliwy cebulką i dwoma plastrami szynki zalane roztrzepanym jajkiem), korniszony
18.30- kasza manna na szklance mleka 2% z dwoma łyżeczkami dżemu wiśniowego
green tea
brzuszki- 200


2 stycznia 2010 , Komentarze (4)

Alo alo w nowym roku!
Swoją drogą czym się tu podniecać? Sylwester jest przereklamowany ;)
Ale było fajnie :P Z pominięciem kilku sytuacji, o których sama myśl wywołuje u mnie konkretny wnerw. I o których nie będę wspominała. Było ok. Bez rewelacji, ale ok.
W czwartek przed imprezą byliśmy jeszcze na Avatarze w 3D- konkret!
A o północy, na starówce, wśród tłumu i fajerwerków, miałam wizje apokaliptyczne i chciałam stamtąd najzwyczajniej w świecie spier*alać. Całe szczęście obyło się bez strat w ludziach :p

Wczoraj niestety za dużo zjadłam. Przez cały dzień trochę się nazbierało rarytasów, a zakończyłam go przed tv obalając z Mum dużą paczkę lays'ów.
Ale nic z tego- nie przytyję. Dziś wracam do gry.


02.01.2010
12.45 (odsypiałam ;p)- filet śledziowy w śmietanie, kromka chleba razowego
16.00- bigos z koncentratem pomidorowym i kromka razowca (brak normalnego obiadu w domu- mieliśmy wątpliwą przyjemność przyjmowania "wizyty duszpasterskiej")
18.50- twarożek z jogurtem naturalnym, cebulką i natką pietruszki
 dużo zielonej


edit.
Wieczorem przyszli do mnie źli ludzie, z piwem, zrobili grzańca, niedobrzy! I jeszcze gaziaka otworzyliśmy i chipsy i.. ach.. ciasteczka! Źli, niedobrzy ludzie, mówię wam, zbóje! :D
A najgorsza z nich byłam ja, bo to wszystko lądowało także w mojej paszczy.
oj, nie ma kolejnej złotóweczki  w słoiczku.


30 grudnia 2009 , Komentarze (2)

Przepis na pieguski, z których produkcją za chwilę się zmierzę :D
Ostrzegam- to wciąga ;)

PIEGUSKI

10 dag masła
10 dag margaryny
15 dag cukru
25 dag mąki
2 jajka
1 paczuszka proszku do pieczenia
dowolne dodatki (czekolada, orzechy, rodzynki, ziarna słonecznika..itd. itd.)
 Margarynę, masło i cukier ucierać na krem, dodać mąkę, jajka, nasze dodatki,, proszek do pieczenia, ucierać. Nakładać łyżeczką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Na wierzchu można ułożyć płatki kukurydziane. Piec na złoty kolor w piekarniku.


D.A.N.G.E.R.O.U.S.

30.12.2009
09.25- rogalik 7days (aż mnie zamdliło ;p i wiem, że grzeszne, ale to śniadanie)

brzuszki- 170
edit.
12.30- jabłko, mały jogurt malinowy
14.15- 1 pieguska- mniamniusia ;p
po 17.00- 2 kawałki pizzy (świadomie, z dziewczynami)
+ gingers i duży lech

A co będzie jutro..:D

29 grudnia 2009 , Skomentuj

Nie jest źle ze mną, trzymam się. Poza tym odwiedziła mnie dzisiaj żywa motywacja- "stara" przyjaciółka, szczuplutka aż miło popatrzeć, a jeszcze niedawno była jakieś 10 kg cięższa, maybe more. I ja też będę motywacją! ( Swoją drogą chyba byłam dla niej. Byłam.)
I jeszcze Sylwestra musieliśmy obgadać trochę z chłopakami, z tej okazji skusiłam się na jednego reddsa.. Pewne komplikacje sylwestrowe wynikły, ekipa nam się troszeczkę wykrusza, ale to jeszcze nic pewnego więc nie panikuję. Pewne jest to, że i tak pojedziemy. Wszystko wyjaśni się jutro.
Rzeczony flatmate mnie dzisiaj zaskoczył- wspaniałomyślnie udostępnił nam swój pokój. Choć oczywiście powiedziałam mu wczoraj, że sobie poradzimy w jednym. Ale skoro nalega..
:) Będą z niego ludzie :D
A jutro mam spontan z dziewczynami z liceum:) Morda mi się śmieje na samą myśl o tym :D
Rano biorę się za pieguski, po południu jadę się z nimi zobaczyć;)


29.12.2009
11.00- owsianka na mleku z rodzynkami, otrębami i siemieniem lnianym
14.00- 2 gołąbki z kaszą gryczaną i pieczarkami
18.00- szklanka jogurtu jagodowego
dużo zielonej, dodatkowo 1/2 drinka sobieskiego mandarynkowego i 1 redds malinowy.
brzuszki- 150


Wrzucam do słoiczka 1zł za każdy zadowalający dietowo dzień (podłapałam u jakiejś vitalijki, choć tam kwota chyba była wyższa). A dla mnie takie były dwa ostanie, więc jest już 2zł :P Te dni nie są idealne, zdaję sobie z tego sprawę, ale chodzi o kontrolę nad tym co jem i ogólny bilans energetyczny.
Jeśli zawalę- kasa przepada. (Jeszcze tylko muszę dopracować kwestię jej wykorzystania w przypadku sukcesu lub porazki)

28 grudnia 2009 , Komentarze (3)

 Może trochę przesadziłam ;) Ale stres był! Mam za sobą poważną rozmowę telefoniczną z moim współlokatorem. Chodzi o to, że wykombinowałam Sylwestra w mieszkaniu, prawie w ostatniej chwili i wysłałam smsa z zapytaniem czy aby nie będzie miał nic przeciwko. Kameralne grono (5+ja), kulturalni ludzie (taaa ;D). No i dzisiaj zadzwonił. Z jego strony ok, powiedział, że mi "zaufa" (!). Obawia się tylko o sąsiadów, hałas, ewentualne telefony do właścicielki. Zapewniłam go gorąco o naszych dobrych intencjach i zaręczyłam za nas (obym tego nie żałowała..), więc jedziemy!
Biba będzie nielada :D Już się nie mogę doczekać.
Tradycyjnie, w środę uruchamiam domową wytwórnię piegusek :)
Co do flatmate'a, chyba go rozumiem, że się tak musiał zastanawiać..(choć nie powiem, stresujące to dla mnie było) to on w sumie odpowiada za mieszkanie. Ale przecież ja i moja K z pokoju płacimy tyle samo co on, czy tym samym nie powinniśmy mieć równych praw? Uch, z resztą nie o to się rozchodzi.

 Co do akcji "ja vs. fat": pizzę wczoraj wieczorem jadłam i piłam grzane piwo z sokiem malinowym. W ciągu dnia też nie było ładnie, gości mieliśmy. Ale bez obżerania oczywiście.

Mogę uznać, że było to swoiste pożegnanie z beztroskim stosunkiem do tego co ląduje w mojej paszczy.

28.12.2009.
10.30- dwie małe kromki chleba razowego z domową wędliną, kawałkami ogórka i papryki, plasterek żółtego sera i trochę świątecznej sałatki z majonezem. 1 ferrero rocher:)
2 kubki green tea w międzyczasie
14.10- rosół+makaron, trochę gotowanego mięsa z piersi kurczaka, ogórek korniszon
17.30- 1/2 pomarańczy, 1 jajko gotowane
po 19.00 koktajl bananowy na mieście.. ładne mi pożegnanie! :D
Choć patrząc na całość jestem nawet zadowolona.

Zielona jeszcze będzie.


Biało. A ja bym chciała hamak, 30 stopni i piasek między palcami..

'don't worry, don't hurry (...)'

26 grudnia 2009 , Komentarze (1)

 Już nie będę tu nigdy pisała o moich żarłocznych uniesieniach. Chciałabym by było tak dlatego, że już ich nie będzie..
Głównie chodzi mi o to, że to jest strasznie wnerwiające i bywa żałosne! Przynajmniej dla mnie, u innych- a sama katuję tym ludzi. Przecież to niesamowicie przeszkadza w zdrowym, dietetycznym myśleniu i w odchudzaniu! Dlatego koniec z tym.

Chciałam na Wigilię założyć moją ładna, białą bluzkę, którą kupiłam na maturę.. zgroza. Męczyłam się przez kilka minut żeby wyciągnąć z rękawów ( które jeszcze kilka miesięcy temu były dość szerokie ) moje tłuste ramiona!
I dzisiaj, lustro. Na razie z całych sił go nienawidzę.
No, ale już się nie żalę. Nie ma co, trzeba się brać do roboty.
Dziś jeszcze świąteczne menu, rano odsmażane pierogi i trochę ciastek. Gdzieś tak ok. 12.00 oprzytomniałam i zjadłam obiad dopiero po 16.00 (sałatka warzywna z jogurtem naturalnym i majonezem, kromka chleba z domową wędliną i  kilka plasterków sera żółtego). Jeszcze chyba napiję się gorącego barszczu czerwonego (bo coś mam ochotę na niego) i zjem kilka pasztecików.
Ogromna poprawa w porównaniu z tym co było. Uwierzcie.

Do moich świątecznych rozrywek należą w tym roku: oglądanie II i III sezonu Herosów i niechodzenie na rodzinne spędy. I co za ludzie! (czyt. familia, głównie dalsza) Żeby tak nalegać. Odniosłam wrażenie, że gdyby mogli wywlekliby mnie z domu na siłę, siarczyście obrzucając epitetami. Nie mam ochoty- nie idę. Proste. I nie ma co się unosić.
Uh, musiałam się trochę ..jakby to powiedzieć..rozrzewnić.
Może i jestem lewa, ale czy to mój obowiązek? To całe biesiadowanie? Nie lubię tak..

Prezenty się podobały ,chyba. Tata czyta, Mama się chwali.. Ja dostałam spore opakowanie Ferrero Rocher (yummy... :'( ) ,a od Mamy obietnicę wydziergania czapki na drutach, drugiej w tym roku..