Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 marca 2010 , Komentarze (4)


Popadam ze skrajności w skrajność, jeśli brać pod uwagę zawartość lodówki: albo nie domyka sie z obfitości dóbr albo pachnie nicością. Mamy początek miesiąca, więc lodówa puchnie a ja się głowię kto i kiedy to wszystko zje.

Po drugie, Tomek wczoraj zaliczył wpadkę a la Mistrz Koncentracji. Jest to przydomek zastępczy Młodego, któremu statystycznie dość często zdarzają się przeróżne historie typu wybita tylna szyba w samochodzie (drugi raz w ciągu roku), bo nagle coś z tyłu wyrosło albo jak w ciągu ok 8 godzin czekania na lotnisku przegapił swój samolot... Wracam do sprawy Tomka. Oznajmił że dopadł go deficyt czystych skarpetek. Wiaderko z brudnym ładunkiem już czekało przygotowane w łazience a że godzina była bliska 22-ej i pralka pusta  do pracy gotowa, chycił Tomasz jedną ręką detergenty, drugą rzeczone wiaderko i polazł do pralni. Ja, Anna w owym czasie nie pamiętam co robiłam, bo i nic istotnego nie wniosłam do tej tu historyjki hehe. Mija czas, krótki, Tomek wraca z wiaderkiem tak samo pełnym jak przed chwilą plus głupia mina na twarzy. Wszystkie czynności wykonał na medal, tzn proszek w odpowiednią przegródkę wsypany, płyn owszem też, program ustawiony, moneta wrzucona, drzwiczki zatrzaśnięte tylko skarpet zapomniałem włożyć do środka. Ech... zdarza sie najlepszym. Zaczęliśmy żartować że powietrze niezbyt świeże w łazience mamy i wymagało przepierki. 

3 marca 2010 , Komentarze (6)


Słoneczko moje sonieczkowate zasnęło i zwyczajowo w tym czasie rowerkowi się nalezy chwila uwagi... ale mnie dzisiaj tak głooowa boli auć, naprawdę. Musiałabym ja unieruchomić mocno ściśniętą jakimś kaskiem podwieszonym do sufitu na drągu od miotły, tak to sobie wyobrazam. Na dokładkę Tomek wynalazł taki oto kawałek:


http://www.youtube.com/watch?v=bp9Eyubt7tE 



który bez przerwy toczy się w mojej obolałej rym cym cym tralalala

To może spróbuję obwiązania chustą i chociaż z piątaka przejadę. Przejechalam ósmaka z pomocą apapa tralilala. Lepiej niech nikogo nie korci, żeby sprawdzić co to za parapapa kawałek hahaha, bo skończycie jak ja tralilalilala.


Taki komputerowy dzień wczoraj miałam, ze nawet chwili nie poświeciłam na moje wyczynowe sprzątanie, upichciłam więc dziwaczną zapiekankę i straszne obawy mną targały, ze będę musiała się nią sama odżywiać przez najbliższe dni. Ale na patencie spróbowałam i nawet się udało, bo najpierw oznajmiłam Tomkowi ze robie pyszna zapiekaneczke, taką jak lubisz, potem, że coś mi nie wyszło, bo cała zapiekanka wali cebulą a póżniej każdą rozmowę przez telefon zaczynałam od ummm jaka pyszna ta zapiekaneczka tak, ze w końcu był przekonany ze nibylejakie paskudztwo zmontowałam a ona była tylko troszkę nietypowa w smaku. I poszła niemal w całości!

 Pamparam! cały ten kram!

2 marca 2010 , Komentarze (3)


Nie muszę paradować w gatkach! ufff... To było ryzykowne postanowienie ale wystarczyło mieć je na uwadze przez tydzień i nie objadać się oraz pedałować dzielnie. 
Dość gadania. Prezentuję wynik:


Godzinę pózniej bylo nawet 76,9 ale pozostaję przy siódemkach bo muszę się nimi przez najbliższy tydzień nacieszyć, by chwilę później bez żalu je pożegnać.
Nawet przesłanie zdjęcia z telefonu na kompka poszlo gładko. Mała woła, czs pomamusiować.
Hehehe... Fajnie moje nogi wyglądają odbite w mojej lśniącej i wypolerowanej, jak nieprzymierzając filary, solidna podbudowa i niechybotliwa taka!

1 marca 2010 , Komentarze (2)


Oto jaki dzień dziś mamy: poniedziałek, dzień przed wtorkiem, kiedy to 1 kg masy ciała całą wstecz zaliczy. A tymczasem na wadze porannej 77,40! Dziwię się nieco, całą gębą się dziwię bo mieliśmy weekend z junk foodem domowej roboty. W sobote wszystkie 2 męczyłyśmy Tomka o ciasto na pizze, ale że nasz jedyny domowy mężczyzna ma w dni wolne duuuuzo czasu na odpoczynek, w efekcie konsumpcja pierwszej pizzy szynkowej odbyła się o godz. 21.30 a w chwilę później w piekarniku rozpoczęła wylęganie pizza nr 2 - tuńczykowa. No świetnie, zdrowo, dietetycznie i późnym wieczorem. Ostatni kawałek zaliczony dziś rano w ramach śniadania. W niedzielę zaś zaszły hot dogi w sosie majonezowym i z prazoną cebulą plus keczup i musztarda do wyboru lub łącznie. Spożyłam jedną sztukę i tak nieźle bo potrafię zjeść dwie. Rowerek był, tak jak postanowiłam, wyciskany bez pardonu. I woda wchłaniana. Coś mi się widzi, że spaliłam nasze fast foody. Choć w tym wypadku o fast nie było absolutnie mowy.

Cóż... poza tym dowiedziałam się od córki że jestem gruba a ponadto żem sprzątaczka. Śniegu po kolanówki na chodnikach, postanowiłam więc że śliczna dziewczynka zostaje dziś w domu i w ramach rekompensaty sprząta swój pokój. A co ma śnieg do tego? bo mi się nie chce brnąc przez te zaspy z wózkiem na kółkach w drodze do przedszkola po odbiór dziecka. 
Wprowadzamy akcję KAŻDY KURNA SPRZĄTA PO SOBIE!

26 lutego 2010 , Komentarze (1)


Drugi dzien z Majką w domu. Robi się gorąco, trzeba by obmyśleć jakiś plan zajęć, bo dziewczynka gotowa cały dzień siedzieć przed komputerem i bajki, gierki, gierki, bajki. Wczzoraj znalazła w swojej gazetce przepis na wykonanie pierścionka z księżniczką a wokół koraliki. Powiem tak: w akcję „pierścionek„  zaangażowali się niemal wszyscy członkowie kółka rodzinnego. Majka wycięła obrazek i nawlekła koraliki na żyłkę (a właściwie pomarańczową nitkę od worka na ziemniaki po czym udała sie na spoczynek. Dzieła dokonali rodzice dobierając odpowiedni klej i kombinując obrączkę a to ze słomki do napojów a to z klipsa pozostałego po jakimś woreczku. Tomek nawet zmierzył śpiącej Majce obwód paluszka, zeby rano nie było nieszczęśliwej minki z powodu zamałości pierścionka. Wpisik zmierza ku końcowi bo trzeba znaleść przepis na masę solną. Dziś w planie figurki, ramki lub inne ozdóbki. 

Ciasto marchewkowe mnie rozbawiło. Drugi dzień pakowałam Tomkowi do pracy ten sam kawałek w plastikowym pudełku i po raz kolejny wróciło nietknięte. Trzeci dzień nie będę mu go wciskać. Pytam więc co z tym ciastem, ze nikt go nie chce nawet posmakować? tzn Majka dziobnęła kawałek ale skrzywiła się i oddała mamusi. Wychodzi na to że dzisiejsza kawa znów z marchewkowym dodatkiem. Nie szkodzi. 
Wczoraj wlałam w siebie już znaczące ilości wody, około 1,5 litra. Nie było to nawet zbyt pracochłonne. Trzeba tylko sobie przypominać o akcji nawilżania i mieć szklanicę w gotowości. Ponadto jakieś mieszaniny spożyte spowodowały moją niestrawność i nawet przyniesione przez Tomka winogrona z serem trzeba było przełożyć na kolejny wieczór. I pięknie. Plus lampka czerwonego. Odchudzanie jest suuuper!

25 lutego 2010 , Komentarze (3)


Trzeba przyznać, że pogoda zrobiła się paskudna. Wreszcie, jak przystało na Islandię, spadł śnieg i teraz go zawieja oraz zamiecia na wszystkie strony świata plus dookoła.  Szczęśliwie dziś nie mam najmniejszej potrzeby wychodzenia na zewnątrz nie licząc błyskawicznego nura na balkon po skarpetki Tomka, które zostawił na środku pokoju i które w złości wykopałam. A teraz boję się, że uciekną. Maja została w domu na prośbę przedszkola, ktore boryka się z problemami, jakiej natury nie wiem, gdyż nie chciało mi się tłumaczyć notki, jaką otrzymałam. W każdym razie wszystkich rodziców poproszono, aby każde z dzieci po 1 do 2 dni przechować w domu. Nawet dobrze się sklada, bo obie dziewczyny smarkają i pokasłują. Wszystkie trzy piszemy teraz w moim pamiętniczku: ja klepię normalnie, Maja pisze imię swoje oraz siostry jak również wszystkie litery wymagające wciśnięcia ALT zaś Sonia siedząca mi na kolanach usiłuje dodać swoje trzy korony sięgając nogą do klawiatury. I właśnie zaczyna się denerwować.k,;;dd

cdddddddddddd644444rzteeeeecd\.;',`ż `ŁŻŻŻŻ`/./'////////..L;RZF\?ŹŻSSSSSSSZS GD/O=/;'''X
DXXXXXX\`asdv

że jej udział jest zbyt nikły.

Tomasz odebrał dziś telefon od sklepu Appla, ze matryca dotarła i można przywieść komputer do naprawy, więc od przyszłego tygodnia zamilknę na jakiś czas i wynudze sie po pachy. Jasne, jasne... jakbym już świata poza komputerem nie widziała a przecież mam małe dzieci, prawiemęża, książki i kuchenkę z piekarnikiem a wszyscy oni, one kochają mój czas wolny.

W sprawie zrzutu koniecznego 1 kg masy bioder - staram się. Poprawilam spozycie wody z jednej  szklanicy poj 350 ml do trzech a docelowo będzie ze sześć. Ciasto marchewkowe przyniesione w poniedziałek przez wlaściciela mieszkania dozuję bardzo powściągliwie i z rozsądkiem, choć poza mną nie znalazło innych amatorów. Rowerek się sprawdza, podniosłam limit kilometrów do 15-20 i dosiadam go ze 3 razy dziennie, bo drzemki Soni nie należą do długich.

23 lutego 2010 , Komentarze (4)


Jest wtorek, 23.02 godz. 11
Ważę 78,4 kg czyli bujam się niczym wańka wstańka z ta samą waga po środku. W tym tygodniu definitywnie zrzucam JEDEN CAŁY KILOGRAM TŁUSZCZU Z MOJEGO NIEFOREMNEGO TYŁKA KROPKA. W przyszły wtorek wejdę na wagę i ma byc o kilogram mniej. Jak nie, to wypisuję się z Vitalii, skasuję cały pamiętnik albo inaczej: zrobie sobie zdjęcie w majtkach i wkleję je w swój pamiętnik. Taka kara. 
Nagroda tez musi być. Więc... będzie jak zobaczę na wadze 75 kg. O! Kupię ciuch. 
Jakoś trzeba się zmotywować, bo Tomek naprawdę daje radę z niepaleniem. Przyznał się do 3,5 papierosa w ciągu 3 tygodni. Sukces, bo z niego był naprawde palacz nieokrzesany, palił bezmyslnie czy mu się chciało czy nie. U mnie zaś same porazki. Nie mówię tu o sobotnim niewypale cukierniczym. W ogole... cos wisi nade mną i mnie straszy a ja jeszcze nie wiem co. Może to wizja powrotu do pracy za 3 miesiące a może wyjazdu do Polski? Sama nie wiem ale czegoś się boję az poczułam wczoraj wielgachną potrzebę oderwania tomkowych ramion od plejki i otoczenia się nimi. Co począć? Swoją terapię zaczynam od uporządkowania siebie i otoczenia. Takie tam: wziąć prysznic i zmyć troski, wyszorować problemy. Potem order wokół siebie, tj wysprzątać mieszkanie a następnie relaks, relaks, spacer, przewietrzanie głowy, pić wodę, duzo wody czysta woda, czysty umysł aż zobaczę co to za straszydło i przegonić, wykopać bydlaka won.
 
A! Sonia wczoraj pokazała światu swoje pierwsze zębolki i od razu sprawdziła ich działanie na mojej piersi prawej.

Jedną rzecz odkryłam. Spodnie, które kupiłam w Polsce sa za duże. Ale nie dlatego że schudłam, ja po prostu kupiłam takie! Jeszcze w Polsce coś mimigotało w głowie ze one za bardzo w kroku odstają. Teraz wiem że zwyczajnie wiszą w kroku. Przekonałam się właśnie, bo zmierzylam je ze starymi spodniami, których nie cierpiałam i nosiłam tylko do pracy. Są identyczne! Rozmiar 18! Po co mi takie olbrzymy i jeszcze drogie na dodatek!

22 lutego 2010 , Komentarze (6)


Samokrytykę czas złożyć. Powiedziała zagryzając sobotnim zakalcem popychanym herbatą. Ale herbata bez cukru! I kto ma jeść to ciasto jak nie ja.Wyrzucić zakalca? Nigdy! Z takim rozumowaniem, nic dziwnego ze ważę ciągle koło 80 kg. Prawie. 

Wszystko co zbuduję w tygodniu, zaprzepaszczam w weekend. Tomek ma teraz takiego lenia że aż głupio coś przy nim robić. Albo inaczej: przecież nie będę zapieprzać, skoro on całe dwa dni tylko gra i je. Marzenia małych chłopców spełniają się w ich dorosłym życiu. Kiedyś tatusiowie bawili się kolejkami, dzisiaj grają na playstation. Człowiek we własnym domu, oazie szczęścia rodzinnego, czuje się jak na linii frontu. Ciągle pod obstrzałem. Jakieś misje, kampanie... to nie rozumię czemu on z wojska uciekał... Troszkę sobie z jego zaangażowania w tą wirtualną wojenkę zaczęłam żartować. Bo tak. Szuka ci on w lodówce masła, czerrrrwone opakowanie, nie jakieś tam barwy maskujące. Masło stoi jak wół ale on nie widzi tylko drze się Ania, gdzie masło?! Odpowiadam więc kulturalnie, że w lodówce. Ale nie. Przyjdź i pokaż mu palcem. No to niech ma. Zachodzi drwina: Wyobraź sobie, że za masłem ukryty jest snajper i zaraz ci odstrzeli łeb. Myśl jak żołnierz. I co? znalazłeś? No baaa! Albo wczoraj. Siedzę z Sonią i podaję jej herbatkę z takiej bardzo obłej buteleczki. Herbata zimna a mnie się nie chce wstawać z fotela więc wysługuję się mężczyzną. Tomek, podgrzej herbatkę w mirofalówce. Nie słyszy. Tomek, jest misja. Weź ten granat i odpal go na minutę w mikrofali. 

Nooo! Obgadałam Tomka. Samokrytyka jak się patrzy. 

19 lutego 2010 , Komentarze (2)

Troszkę inaczej niż zwykle dzien się zaczął. W przedszkolu u Majki było dzis babskie śniadanie, co oznacza że dzieci zaprosiły swoje matki, babcie, siostry i inne kobiałki. Więc cud świt, ok 9 rano, maszerowałyśmy dzielnie pachnące i odświętne. Naprawdę świt, bo słońce jeszcze zakrywało głowę kołderką. Zjadłyśmy po pysznym chlebie nafaszerowanym cebulą i kawałku suchej babki, uśmiechałyśmy się do pamiątkowej fotki, Maja zaprezentowała swoje rysunki, Sonia odstawiła taniec niemowlaka fikając nóżkami w powietrzu 5 cm nad podłogą wprawiając w zachwyt wszystkie panie i dzieciaki. W chwilę pózniej Majka machała mi zawzięcie na dowidzenia a ja potruchtałam popychając wózek w stronę domu. Słońce tymczasem wstało. Sonia jeszcze się nie obudziła a ja zamiast pedałować z pokerem w ręku, zasiadłam przed komputerem i testuje pokera w internecie. Do tego na wczorajszych zakupach wyhaczyłam ciacha za 98 koron (taniość!) które po 10 marca uznane zostaną za stare i niezdatne, więc jedno popite herbatą uratowano przez ja. Źle. W tej chwili marsz na rowerek! I sprzątnąć mi tu! Raz, raz...

Noszsz...
Małe dziewczynki lubują się w gównianych ozdóbkach. Koraliki różowe, fioletowe, błyszczące nanizane na marnej jakości gumowe żyłki, które zazwyczaj dość szybko pękają powodujac krzyk rozpaczy połączony z żabimi skokami będące wyrazem najboleśniejszej straty naszego dziecka. Trzeba działać szybko. Skutecznym sposobem jest zaoferowanie pomocy w zbieraniu koralików oraz wykazanie chęci naprawy ozdoby ale najwcześniej jutro w nadziei że do tego czasu dziecko zapomni. Tymczasem koraliki lądują w zielonym kubeczku na szafkach kuchennych tuż obok drewnianej kaczki. Wczoraj zaś o kaczke poprosiła Maja gdyż miała ochotę poujezdzać ją niczym konika na biegunach wykorzystując jej opływowe kształty. I do dziś kaczka walała się po podłodze wkurzając matkę. To ją podniosłam  chcąc umieścić na jedynym słusznym miejscu i... trącając zielony kubeczek, który spadając pieprznął w szklankę typu duralex w drobny mak się rozpadającą w efekcie cała kuchnia w koralikach i szkle. Mam teraz wybierać te świecidełka spośród szkiełek jak jakiś Kopciuszek czy inna królewna? Wezmę odkurzacz i pozamiatane heheh zła macocha zła heheh

18 lutego 2010 , Komentarze (3)


Właśnie połykam gararetę i staram się nie mysleć o nodze. Czynności wczorajsze pochłonęły znaczna część mojego czasu i uwagi, w związku z czym nie jadłam zbyt wiele i waga poranna uśmiechnęła się do mnie dwiema 7 z małym hakiem. Dziś wypedalowałam 11 kilometrów co w zupełności wystarcza, bo przede mną kilka kilometrów z wózkiem na pocztę i do sklepu. W lodówce, gdzie nie spojrzeć, zimne nóżki. Tomek uradowany tym widokiem ale trzeba by coś kupić dla Majki i dla mnie. Coś zwyczajnego jak żólty ser albo jogurt. 

Jazda na rowerku wreszcie przestała być nudna. Nie boję się spocić ale monotonia zniechęca najdobitniej. Z braku telewizji i z komputerem nieprzenośnym, wpatrzona w liczniki czułam się jakbym odwalała jakieś prace społeczne. Az znalazłam sposób banalnie prosty, nogom niewadzący a głowę absorbujący. W ręku trzymam telefon komórkowy i gram w pokera. Normalnie. W kasynie i na pieniądze. Moja hazardowa żyłka trącona została solidnie bo z 5 tys. dolarów ugrałam już prawie 25 tys. Co? Po prostu dobra jestem, trzeba się z tym pogodzić. I tyle.