Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chcę tylko spełnić swoje marzenie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91248
Komentarzy: 809
Założony: 13 marca 2009
Ostatni wpis: 10 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojnierz

kobieta, 41 lat, Szczecin

165 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 czerwca 2014 , Skomentuj

...w końcu po 2 latach mam diagnozę, ale... jakoś nie mogę. Nie. Właściwie się cieszę. Ton nie żaden rak, pasożyt, bakteria, żaden tętniak i takie tam, ale jednak.... jak przyzwyczaić się do świadomości ze do końca życia będę miała problemy z brzuchem? Że to nie uleczalne bo taka się urodziłam? Jeszcze nie wiem. Na razie czeka mnie mała rewolucja w przyzwyczajeniach. 

o tej pory było tak: praca, małe zakupy, obiad i wolne(oczywiście teoretyczne) 

Teraz ma być tak: praca, obiad, małe zakupy i dużo ruchu. Po każdym posiłku mam się ruszać. Jak najwięcej. Żeby wytrząść jedzenie z wnęki do której wpada. ehhhh I absolutnie nie odpoczywać po posiłku.

Teoretycznie to nawet zdrowo brzmi, ale uwielbiałam po obiedzie wypić kawę i poczytać. A tu nic z tego. Trzeba się ruszać (i zmienić przyzwyczajenia)

Weekend minął nawet ok. W piątek był bieg. O mało nie umarłam. Pierwsze 3,5 km były koszmarne. Naprawdę myślałam ze ducha wyzionę. Wszystkie wnętrzności mnie bolały. To chyba po tej gastroskopii. W sobotę potańcowaliśmy trochę. To znaczy poskakaliśmy na takiej typowo wiejskiej potupajce. Było super.  W niedzielę nie było ruchu. były za to truskawki. Pycha. Takie prosto z krzaka....zjadłam chyba z kilogram. 

Dziś w planach bieg. Później może skalpel. Zobaczymy. Mam nadzieję ze dziś będzie lepiej niż w piątek.

5 czerwca 2014 , Skomentuj

... biegałam że zaczynam tęsknić. Może jutro się uda. Brakuje mi takiego porządnego dotlenienia. Nicy codziennie wracam z pracy na pieszo(ok 35 min) przez park, ale to nie to samo. Niby robię wariatkę (Chodakowską) ale to nie to samo. Po biegu.... chce się żyć. Mam nadzieję że K jutro całkowicie wróci do zdrowia i potruchtamy trochę.

Wczorajszy plan wykonany. Skalpel mnie zmęczył. Dawno go nie robiłam. Po nim spróbowałam jeszcze zrobić brzuch z Mel B ale nie byłam w stanie i załamałam się kompletnym brakiem mięśni brzucha. Od dwóch miesięcy męczę się z Kilerami i skalpelami, biegam i nie potrafię zrobić 10 minut ćwiczeń na brzuch? To jest przecież chore. Co ja robię nie tak? Mam więc kolejne wyzwanie. Lubię wyzwania.

Dziś wypada killer. Nawet nie chęć o tym myśleć. Ta koszmarna druga runda ćwiczeń. Te podskoki.... Wykańczają mnie. I świadomość że biodra mi bez przerwy opadają.....ehhh ręce też mi opadają jak o tym myślę i wtedy mam ochotę to wszystko....ciiiiiiiiiii nie było tego. Nie ma się co użalać i zniechęcać. Trzeba robić swoje z nadzieją że kiedyś wykonam killera perfekcyjnie.

Decyzja co do skakanki podjęta. Kupuję. Sąsiedzi jakoś przeżyją. Chyba. Zresztą nie będę skakała codziennie... tylko co drugi dzień :D

Jeszcze tylko muszę przestać się objadać. W tym tygodniu to jakaś masakra. Ciągle chodzę głodna. Dobrze że zapycham się owocami ale zdarzają się małe grzeszki jak...pizzerinka czy nadprogramowa kanapka....

Jutro badanie. Mam lekkiego stresiora. Nie takiego jak przed wizyta u dentysty ale jednak. I tak się uspokajam. Sama sobie tłumaczę że to nie dentysta.  Fakt gastroskopia jest mało przyjemna ale nie tak jak zębolog. Wychodzi na to że moja stomatologofobia czasem się przydaję.

miłego weekendu życzę

4 czerwca 2014 , Komentarze (1)

...poczuć się szczęśliwą! Czyli - zrobić killera i cieszyć się świadomością że to już za mną! Nie wspomnę ze o mało w trakcie nie umarłam, bo to chyba oczywiste. Ale zrobiłam. Dałam rade. Zauważyłam że robię go coraz bardziej precyzyjnie. Nie skupiam się już tylko na walce o oddech ale świadomie napinam mięśnie. 

Dziś chyba skalpel. K. dalej chory więc z biegu nici. Po głowie mi chodzi zakup skakanki. Niby prosta rzecz ale.... trzeba się jakoś przygotować na skargi sąsiadów że tupię. I tak są wyrozumiali jak oboje z K skaczemy w czasie killera.

Ogólnie jestem lekko zestresowana piątkową gastroskopią. Rok temu zarzekałam się że nigdy więcej...a teraz? Oby tylko w końcu postawili jakąś diagnozę bo trzeciej gastroskopii już chyba nie przeżyję....

3 czerwca 2014 , Skomentuj

... lekko wydłużyła.  przerwa od ćwiczeń:

 Piątek- ok. normalny dzień przerwy. 

Na sobotę sama sobie dyspensy udzieliłam( byłam na festynie i jako jedna z organizatorek  byłam lekko zalatana. Prawda zjadłam gofra, 3 kawałki ciasta i nie mogli mnie odpędzić od fontanny czekoladowej ale trudno, jak dyspensa to dyspensa)

W niedziele miałam biegać. Miałam, ale chrześniak K miał rocznicę komunii, wpadliśmy tylko na chwilę i  ta chwila się przedłużyła i w domu byliśmy 21.45. Ok. trudno. głową muru nie przebiję. 

Ale poniedziałek to już była totalna katastrofa. Obudził się mój ból. Brzuch bolał mnie tak mocno że zadzwoniłam do pracy że nie jestem w stanie przyjść. Praktycznie cały dzień przespałam. Jako tako dobrze poczułam się po 21.00. O ćwiczeniach nawet nie myślałam. Byle do piątku. Mam nadzieję że gastroskopia w końcu coś wykaże. 

Dziś miał być w końcu bieg(ten z niedzieli) ale z uwagi na przeziębienie które nas dopadło zostanie mi tylko killer. Nawet nie myślę o nim z niechęcią. Nie żebym się cieszyła że go zrobię. Po prostu wiem że po tylu dniach przerwy powinnam. Przyjmuję to na klatę. Jakoś to będzie.

Wracam więc na właściwe tory.

30 maja 2014 , Skomentuj

...wyciągać wczoraj męża na bieganie. Był po służbie, a mi nie chciało się biegać samej więc ....zacisnęłam zęby, zebrałam się w sobie odrzucając wszelkie "odpocznij, nie dasz rady", " jesteś zmęczoną" i takie tam i zrobiłam killera. Było ciężko. Bardzo. Może dlatego że tak mało sypiam? nie wiem. 

Dziś przerwa. Piątek to mój dzień na odpoczynek. Dlaczego piątek? Bo jestem wypompowana po całym tygodniu pracy. 

 Niestety w sobotę też raczej nie znajdę czasu na bieganie. Trudno. Nic się nie stanie. Jedziemy do rodziców, mamy imprezę plenerową i pocieszam się tylko tym że tam będę w nieustającym ruchu. Na niedzielę przewidziałam bieg. Pewnie będzie ciężko ale, zacisnę zęby, zbiorę się w sobie i... pobiegnę.

Miłego piątku :)

29 maja 2014 , Komentarze (2)

... mnie nie zabije to tylko mnie wzmocni. Jestem przemęczona. Zdecydowanie za mało sypiam. Wczoraj nawet położyłam się przed 23.00 i...zasnęłam przed 24.00. Czyli pobudzenie po ćwiczeniach ma sie dobrze i nie chce mnie opuścić. Mimo wszystko nawet na chwile nie pomyślałam żeby zrezygnować z dzisiejszego biegu. Jeśli się rozpada to zrobię killera. Nie odpuszczam. Nawet sobie nie pozwalam na myśli o odpuszczaniu bo jak tylko zacznę to natychmiast znajdzie się tysiąc poważnych powodów do zrobienia przerwy i "odpoczynku" od diety i aktywności.  

Trwam więc dalej. niewyspana, z podkrążonymi oczami, z bólem oczu i głowy z braku snu i ogólnym rozdrażnieniem nad którym jeszcze panuje. Jeszcze.

Wczoraj był skalpel. Tak na rozluźnienie. Dziś bieg.  Codziennie coś innego. ciekawe kiedy znudzi mi się ta rutyna?

27 maja 2014 , Komentarze (1)

...nałóg. Ćwiczeniowy. Nie potrafię odpuścić. I nie odpuszczam. Do tego jeszcze się denerwuję że muszę zrezygnować z ćwiczeń w piątek i sobotę(wyjazd) Niedzieli nie odpuszczę, mimo że pewnie wrócę późno i padnięta. 

Pobudzenie poćwiczeniowe trwa nadal. Sypiam po 4-5 godzin. Ciekawe ile tak pociągnę? Znając życie odbije się to na aktywności. Nie będę miała siły biegać czy skakać przy killerze. 

Rewolucja jedzeniowa trwa nadal. Chociaż dziś wpadła koleżanka i zjadłam lody.....Cóż mogę powiedzieć? były pyszne. :D

Wczoraj był bieg(7,5 km w 46 min) Od czerwca planuję zwiększyć dystans. Do 9 km. Dlaczego nie teraz? nie chce się zamęczyć. Spokojnie wyrobię kondycję i zacznę wymagać więcej. Właśnie do mnie dotarło ze został mi na to tylko tydzień. :? Trudno, jakoś to będzie...chyba....

Dziś był killer. Przeżyłam. Nawet dość dobrze. Tak sama się dziwię. Zobaczymy jak będzie następnym razem... Mam nadzieję że tak samo.

miłej nocki

26 maja 2014 , Komentarze (3)

...pobudzeniem po ćwiczeniach czy biegu? Niech mi ktoś pomoże bo zwariuję. Po każdym biegu, po każdym killeru mam problem z zaśnięciem. Dziwne bo po skalpelu nie. Kończę ćwiczenia czy bieg zwykle o 20.30 czasem lekko później. I nie mogę zasnąć do 23.30-24.00. Teoretycznie po takim wysiłku powinnam zasypiać jak dziecko. W praktyce jestem tak pobudzona ż eo spaniu mogę tylko pomarzyć. Jak z tym walczyć? nie mam możliwości ćwiczyć wcześniej bo do pracy mam na 7.00 a  do do domu docieram ok 16.30.  

Wyjdzie na to że przez "zdrowy styl życia" wpadnę w chroniczne przemęczenie.

Wczoraj był killer- o mało nie umarłam. 

Dziś oczy mi łzawią i nie mam ochoty na nic, a szkoda bo taki piękny dzień mamy....

24 maja 2014 , Komentarze (2)

...po pierwszych 50-100 metrach biegu o mało ducha nie wyzionę, a później przebiegam 7,5 km i jeszcze w domu po rozciąganiu skalpel zrobię? Nie rozumiem działania mojego organizmu. Te pierwsze metry są okropne, Mam ochotę wracać do domu. A później mimo że jest ciężko biegnę cały dystans. 

Tak więc dziś był bieg- 7,5 km w 47 min i skalpel. Jutro chyba killer(na samą myśl cierpnie mi skóra) albo bieg. Nie zdecydowałam jeszcze. Wczoraj była przerwa. Po zębologu , kiedy zaczęłam wreszcie cieszyć się weekendem rozpętała się taka burza że nici wyszły z biegania, a na Chodakowską nie miałam ochoty patrzeć. 

Widocznych efektów w postaci spadku cm czy kg brak dalej. Trzeba zmienić więc żywienie. Od jutra rewolucja. Obym tylko głowy nie straciła....

23 maja 2014 , Komentarze (1)

...dzisiejsza wizyta u dentysty. Jestem przerażona(jak za każdym razem kiedy tam idę) Walczę z tym obezwładniającym strachem,, ale nie jest łatwo. Tylko wejdę do poczekalni już mam ochotę uciekać jak najdalej. To chyba stomatologofobia. Jedni boją się pająków ja boję się dentysty. Przed żadnym egzaminem nie odczuwałam takiego strachu i zdenerwowania jak przed zębologiem. ehhh. 

umawiać wizytę w piątek na 18.30 oznacza że weekendem zacznę się cieszyć dopiero po 19.00....Teraz jestem kłębkiem nerwów....Może odwołam wizytę? Ale przecież i tak muszę kiedyś iść. Więc lepiej mieć to już a sobą...Aż mnie to denerwuje że tak się tym przejmuje i nie potrafię nad tym zapanować. Przecież to tylko dentysta. tez człowiek. Właściwie kobieta. Zna mnie, wie że się boje, jest miła i..... może oni zadzwonią że wizyta odwołana? Byłoby cudnie. Czekam jak na odroczenie wyroku.....

Teraz o czymś przyjemnym... Wczoraj był skalpel. Dziś biegi. I pewnie skalpel po biegu. 

Dietowo trochę wczoraj poszalałam, ale o tym cicho sza. To naprawdę było tylko trochę. 

miłego dzionka