Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chcę tylko spełnić swoje marzenie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91397
Komentarzy: 809
Założony: 13 marca 2009
Ostatni wpis: 10 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojnierz

kobieta, 41 lat, Szczecin

165 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 sierpnia 2009 , Komentarze (5)

K oglądał wczoraj mecz.Całkowicie rozemocjonowany. Ja zerkałam i prosiłam go nieustannie o zachowanie spokoju, chociaż sama czułam lekki niepokój.No i się nie pomyliłam. Coś strasznego. To powinien być mecz szkoleniowy pt. ' Jak nie należy grać" Tyle, dalszy komentarz jest zbędny.

 

 

Ja własciwie nie jestem lepsza. Tzn. zawiodłam samą siebie. Miałam biegać wczoraj a skończyło się na.... przygotowaniach do jutrzejszego wesela koleżanki. Nawet to że waga wczoraj wieczorem pokazała 60,01 mnie nie cieszy. Bo bieganie traktuje jak... inwestycję. W zdrowie. Jak nie biegam, osłabiam własny organizm itd.....

 

 

Aha! Humor wrócił. Sam. Zapukała do drzwi i z przepraszającą miną wszedł do środka. On wrócił a teraz  dietka mi chyba zaginie(albo sama ją zgubię, przecież nie będę dietkować na weselu). Z dwojga złego już wolę zgubić dietę niż humor.

 

Weselny stres jak narazie zdaje egzamin. Podjadam, ale mniej. Dziś od rana mam stresa. Jedziemy do domu, tam mama pewnie zasypie mnie wątpliwościami zwiazanymi z weselem. Musze być silna i nie wpaść w panikę. Muszę. Czy wszyscy rodzice tak przeżywają ślub dorosłej córki? Ja się czuję jakbym miała 10 lat... nie to moja mama traktuje mnie jak dziesięciolatkę...Ehhhhhh. Szkoda gadać. Trzeba to jakoś przeżyć. Może ja też taka będę?

 

Słonecznego weekendu!!!!! 

 

 

 

26 sierpnia 2009 , Komentarze (8)

Widział ktoś mój dobry humor? Chyba go zgubiłam. Nawet ne wiem gdzie? Może zawieruszył się w zakamarkach sklepów z garniturami, albo wypadł mi z kieszeni w czasie biegu...Fakt jest taki że go nie mam a bez niego jakoś cięzko przeżyć dzień. Mam nadzieję że sam do mnie wróci bo nie mam  siły go szukać....

 

Dlaczego przygotowania do własnego ślubu są takie....pełne emocji? Własnie! Całe to rozemocjonowanie mogłam zgubic a nie humor!

 

 

Kupiliśmy garnitur. K wygląda świetnie. Chciał jeszcze kupic taką śmieszną kamizelkę(nie wiem co skłania facetów do jej założenia) ale skończyło się na muszniku(później wkleję zdjęcia, tak ukradkiem)

 

Teraz zostało zalatwienie jeszcze tylko miliona innych spraw. Ehhhhhhh . Chciałabym odpocząć, ale nie mam kiedy. Praca- meczy mnie fizycznie(psychicznie zresztą też bo musze w niej siedzieć zamiast załatwiać weselne sprawy), sprawy weselne- zajmują 3/4 mojego wolnego czasu i jeszcze to bieganie.... Wczoraj wygospodarowałam na nie trochę czasu. Przebiegliśmy 6 km. Było ciężko. Ja nie wiem dlaczego dalej mnie to tak męczy. Ale chyba wszystkich męczy bo niektórzy ludzie mijani przez nas wyglądają na tak samo wymęczonych jak ja! MOże po kolejnym miesiąc będzie  łatwiej?

 

Z dietką to tak różnie. Zależy od chwili i nastroju. Ale chyba zanlazłam skuteczny sposób na głód. Myślenie o ślubie. Jak tylko zaczynam być głodna, od razu wyobrażam sobie nas stojących w kościele.Pusl sam zaczyna przyśpieszać. A później jest tylko gorzej..." fryzura mi się rozpada, potykam się o suknie i ląduję na ziemę łamiąc sobie nos, albo że kobieta w wyporzyczalni coś pokręciła i moja zamówiona suknia nie jest moja, albo ...") Ehhhhh . sSmi widzicie że czarnych secenariuszy tego ważnego dnia mogę mnożyc bez liku! Tak czy inaczej jak tylko o tym myślę odechciewa mi się jedzenia. Mam zamiar to wykorzystać!

 

Jak na razie waga stoi jak zaklęta. Tzn wacha się między 59,7 a 60,5.A we wrześniu miałam sie zająć już tylko modelowaniem mojego ciałka i jego 55 kg.! Czyli pierwsza ślubna porażka juz zaliczona! Oby to była ostatnia.

 

Miłego dnia!!!!!!

 

 

 

24 sierpnia 2009 , Komentarze (3)

...chyba sie zadomowił. Od soboty próbuję się go pozbyć ale z marnym skutkiem.  Nic na niego nie działa. Rozgościł się u nas na dobre i chyba zostanie do października. Chyba że wcześniej znajdę na niego jakiś sposób...

Niby powtarzam sobie że to nic, ze mamy jeszcze sporo czasu że ze wszytski zdążymy... Ale trzeba spojrzec prawdzie w oczy. Lista spraw weselnych codziennie się wydłuża, a czas na ich załatwienie niemiłosiernie ucieka. Najgorsze jest to że większości spraw nie da się przyśpieszyć. Trzeba spokojnie czekać do ostatnich dwóch tygodni, czasem tygodnia.

 

Powtarzam sobie że nie ja jedna przez to przechodziłam, że mam niesamowitą pomoc ze strony całej rodziny,że jakoś to będzie, bo musi być(Szkoda tylko ze nie wiem jak)

 

Stres ślubny to nic dobrego! uspokoje się chyba dopiero wtedy jak obmyślę całą uroczystość. Tylko że myśleć o tym nie mogę bo się stresuje i tak koło się zamyka. Ale dziś zaciskam zęby. Nawet gdybym dostała nagłego ataku astmy, albo zaczęło mi się robić słabo obmyslę wszystko. Zamknę oczy i zaplanuję krok , po kroku. Później zdecyduję się na torta i resztę dekoracji. A jak ktoś zadzwoni do mnie z jakimś nowym, rewelacyjnym pomysłam poprostu sie rozłączę!

 

Nie dam się!

 

Dietko też nie jest dobrze. Przez stres nie mogę jeść! Wczoraj skończyło się na śniadaniu(do 19.00) Wieczorem zjadłam jeszcze bułkę i sliwki ale nie oszukujmy się jadłam za mało! Do tego wszytskiego nie wypiłam nawet litra wody! Ehhhhh Noramlnie żołądek mi się zaciska.

 

Jedyny sukces to wczorjszy bieg i pokonanie kolejnych 6 km. Mam nadzieję że dziś powtórzę wczorajszy sukces, ale wszystko zależy od tego o której wrócę do domu- dziś poszukiwanie garnituru i paru innych rzeczy ślubnych.

 

Tak ślubie i dietkowo witam Was w nowym tygodniu!

20 sierpnia 2009 , Komentarze (3)

... te pięć dni. Nie było tak żle , ale cieszę się że już się skończyły. Że wszystko od jutra wróci do normalności i będzie tak jak być powinno. Wrócę do domu w którym będzie na mnie czekała kawa i obiadek i kochane ramiona K. Już jutro.....


I już ciesze się na to ciepło w środku, jakie poczuję mają Go przy sobie i patrząc jak męczy się dla mnie na kursie tańca(nie znosi tego, a mimo to tydzień w tydzień chodzi ze mną bo ja to kocham). Cieszę się, ze po tańcach pójdziemy biegać a później spokojnie zasnę zmęczona ciężkim dniem w ciepłych, bezpiecznych ramionach. Już jutro....


Ok już nie smęce. Dziś robiałam wszytsko zeby zapomnieć o rowerku. udało się. Miałam dzień przerwy. Stwierdziłam ze mi się należy. 3 dni rowerku , jutro i przez cały weekend bieganie wystraczy.
Wiecie że polubiłam bieganie. Sama nie mogę w to uwierzyć. No może lekko przesadzam. Polubiłam to uczucie kiedy wiem, że prawie cały dzienny dystans mam za sobą i biegnę już na totalnym luzie. I jeszcze lubię to, kiedy wracam już do domu i mam satysfakcję. Że dałam radę, Że nie poddałam się. Że zrobiłam kolejny krok do celu.(Tylko dlaczego te kroczki czasem takie bolesne są?)

Dietkowo też nie jest źle. Moze trochę za dużo węglowodanów ale jak tu sie oprzeć musli z ciemnego ziaran? Nie da się!

A z innych rzeczy to szef wmawia mi chorobę. Bo bardzo zmizerniałam i taka się drobna zrobiłam. Co to będzie jak za tydzien zobaczy mnie moja babcia? Już twierdzi ze przez wesele oszczedzamy na jedzeniu dlatego tak schudłam i ze K mi wszytsko wyjada.

Tyle o mnie. Pa pa

19 sierpnia 2009 , Komentarze (4)

..tak mi się przynajmniej wydaje. Dalej mam wilczy apetyt, ale zapycham sie pomidorami(bo przecwdziałąją nowotworą); owocami(bo są słodkie i jem je zamiast słodyczy); ogórkami(bo oczyszczają organizm z toksyn).

 

I jakoś to idzie. Chociaż cężko jest. Ale kto obiecywał że będzie lekko? Nikt.

 

Zmagania z własnymi  słabościami nigdy nie są łatwe. Po  obfitującym w węglowodany weekendzie przeżuciłam się na białko. Od 17.00(godz. powrotu do domu) tylko białko, warzywa i owoce.

 

Waga poszła w górę. Ale nie przejmuję się tym. To normalne. Po tygodniu spadnie. Cieszę się że zatrzymała się na 61,4(a nie jak wcześniej 63,5) To już sukces! Napewno go nie zmarnuję.

 

Od poniedziałku przeprosiłam sie z rowerkiem. Już czuje negatywne tego skutki. Bolą mnie inne mięśnie niż przy bieganiu(a wydawać sie mogło ze nie powinnam mieć zakwasów bo przez sobote i niedziele przebiegałam ponad 12 km) i dodatkowo łapią skurcze łydek. (ból czuje do tej pory). Mimo wszystko dziś kolejna godzina jazdy.

 

Muszę wymyśleć coś innego żeby wysmuklic łydki i uda. Może rolki? Coraz częsciej się nad tym zastanawiam. Nie potrafię na nich jeździć, ale biegać też nie potrafiłam. A teraz śmigam sobie prawie codziennie. Pomyślę o tym jeszcze.

 

K wyjechał a mi zakwitł w głowie pomysł. Czas zabrać się za niego. Może porywam się z motyką na słońce(bo od września wraca do pracy a tam ma zapewnione obiady i nie są one wcale małokaloryczne i zdrowe- takie... typowo polskie) ale postaram się żeby chociaż kolacje jadł zdrowe. On o tym jescze nie myśli, więc trzeba pomyśleć za niego.  W końcu chcę mieć zdrowego męża. A jak chce to muszę go stworzyć. Biedny K jeszcze nie wie co go czeka :) Zmiany zacznę wprowadzać stopniowo.  Nie powinien się połapać. :)

 

Milutkiej i cieplutkiej środy Wam Życzę

 

 

 

17 sierpnia 2009 , Komentarze (3)

Cały weekend zmarnowałam. Pod względem dietkowym oczywiście. Zła jestem na siebie i na to że nie potrafiłam odmówić sobie kolejnych przekąsek, obiadków i późnych kolacji. Wrrrrrrrrrrrr

Trudno, stało się. Mogę tylko obiecać że to już sie nie powtórzy. Będę się starać dwa razy bardziej! 

Dobrze że chociaż biegi zaliczone. W sobotę 6,1km a  w niedzielę, zaraz po tańcach 6,3.

Teraz do piątku odpoczywam od biegów. Nie chcę żeby organizm się przyzwyczaił. Przez ten czas wrócę do rowerku i ośmiominutówek. No i oczywiście ścisła dieta. Bedzie o tyle łatwiej ze K jedzie do rdziców więc nie będzie mnie kusił jedząc ok 22.00 pyszną kolację , której zapach roznosi się po całym mieszkaniu.

Ślub zbliża się wielkimi krokami a ja dalej jestem nie gotowa. I nie chodz mi tylko o te 5 kg "nadwagi" ale ogólnie o wszystko. Z uwagi na dobre samopoczucie staram się nawet o tym nie myśleć. Ostatnio nawet K badziej jest w to wszytsko zaangażowany niż ja. I to chyba dobrze. Jego (typowo meskię) chłodne i realne spojrzenie na wszystko wyjdzie nam tylko na dobre. Tylko co ja zrobię jak on zacznie panikować? Chociaż nie wyobrażam sobie tego.... 

Silnie zmotywowana i zdesperowana(mam coraz mniej czasu) zaczynam kolejny tydzień! Po lepszą siebie(o ile to wogóle możliwe) 

 

14 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

A ostatni tydzień tylko to potwierdził. od poniedziałku codziennie "imprezujemy" Głównie w domu ale i po za nim. Staram się nie pić za dużo, ale nie staram się nie jeśc za dużo :) Dodatkowo bardzo mało sypiam. Od 2 do 4 godzin w nocy. Najśmieszniejsze to że ciągle jestem... nabuzowana. Owszem , chce mi się spać oddczuwam zmęczenie i muszę pic kawę co 2-3 godziny ale to mi nie przeszkadza zarywać kolejne noce. Ciekawe kiedy organizm odmówi mi posłuszeństwa?

 

 

Nie zachowuje się noramlnie! Przyszła panna młoda, której zostało do ślubu niecałe 2 mc nie wysypia się, pije litrami kawę, jeste na cudownie sprzyjającej tyciu diecie 3000klca i nie biega bo nie ma siły po tych całonocnych imprezach(ale na codziennie bieganie po sklepach to oczywiście siły znajdję), na których nawet nie tańczy(bo przecież jeszcze spaliła by trochę tłuszczyku a to niedopuszczalne!) Dziś nie byłam w stanie zatuszować korektorem sinców pod oczami. A szef od wtorku wmawia mi chorobę(bo mam takie przekrwione oczy i blada jestem)

 

Tak więc jak w tytule do końca normalna to ja nie jestem!

 

A najśmieszniejsze jest to że waga pokazała 59,7 i to dwa dni podrząd! Jakaś stuknięta!(dziś rano 60,2)Nie wiem o co chodzi ale bardzo mi się to podoba.

 

Dziś postanowiłam skończyć z życie imprezowiczki i wrócić do vitaljowego. Chyba już je nawet polubiłam, chociaż czasami tesknię do tego przedvitaliowego....Ale bardzo żadko!

 

Miłego piatku Wam życzę!

 

12 sierpnia 2009 , Komentarze (6)

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Jestem stara! Nie nadaję się już na imprezy do 1.00-2.00 w nocy! Niestety , przyszedł czas kiedy do mnie to dotarło.. Muszę to zakaceptowac i nie robić z tego tragedii.

 

Tylko jak sobie przypomnę jak jeszcze 3 lata temu potrafiłam po całonocnej imprezie iść rano na egzamin to..Ffakt wtedy nie pracowałam, Uczyłam się tylko. Teraz codziennie wstaję o 5.50 w domu jestem po 16.30. Kiedy kładę sie po 23.00 jestem tak padnięta że często marzy mi się żeby to łóźko do mnie przyszło a nie na odwrót. (Ciekawe co się będzie działo jak będe miała dzieci?...) Przez ostatnie dni dodatkowo chodzę spać ok 1.00-2.30 w nocy a w ciągu dnia jestem ciągle na wysokich obrotach...marzy mi się sen a tu dopiero środa!

 

Może rzucę pracę? Własciwie to mogłabym... chociaż nie, poczekam do października. W myśl polskiej tradycji , niech mąż mnie utrzymuje(tylko że mój przyszły mąż nie jest aż takim tradycjionalistą, a szkoda....)

 

 

Na pytanie o diete odpowiadam że wzorowo zachowana. Przestrzegam wszystkich zaleceń: jem dużo węglowodanów, ogromne paczki chipsów, paluszki, pyzy z mięscem posypane odpowiednio dużą ilością boczku z cebulką i obowiazkowo po każdym posiłku słodycze. Należą mi się gratulacje za tak wytrwałe  trzymanie sie diety o naziwe " 3000kcla dziennie"

 

Jak będę jej tak dalej restrykcyjnie rzestrzegać to w 2 tygodnie odzyskam wszytsko to co już udało mi się zgubić. W prawdzie waga dalej uparcie pokazuje 60,5 ale podejrzewam że z nią też jest coś nie tak. Chwilowa niepoczytalność spowodowana najpewniem wyczerpywaniem się baterii.

 

 

Dziś wypada mi dzień biegania. Mam nadzieję że organizm mi wytrzyma(dziś spałam jakieś 4 godz, a po pracy idę na szalone zakupy) Postaram sie chociaż 5 km przebieć. Ostatnio po 8 dniach niebiegania było ciężko, ale dałam radę(tylko o mało nie zemdlałma ale to chyba normalne)

 

Żeby sobie dodać energii i nie wpadać w jakąś głęboką beznadziejność z której cięzko sie wydostać od wczoraj ciągle nucę:

"... bo mnie na uśmiech zawsze stać, nie lubie życia brać na serio, serio zbyt.."albo

..."jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić, obiecał mi poranek szczęście dziś i szczęście dziś MUSI PRZYJŚĆ"

Mimo wszytsko pogodnie Was witam!

 

10 sierpnia 2009 , Komentarze (5)

Bardzo! do ślubu zostały niecałe 2 mc a ja ... No właśnie co ja robię? Aż wstyd się przynać. pałaszuję słodycze i wszystko co mi wpadnie w ręce. Zawsze tak jest jak jadę do domu. Zawsze! Tam nasłucham się jaka to ja chuda jestem i dlatego pozwalam sobie na wszystko czego mi nie wolno.

 

Nie robię z tego tragedii, bo waga dalej pokazuje 60,4 ale boję się że jak przestanę się kontrolowac cały ten mój wysiłek pójdzie na marne. Dlatego muszę się wziąść w garść! Muszę!

 

Dziś od rana warzywka. Zobaczymy jak będzie później bo zostaje u mnie na kilka dni kuzynka i nie wieco nam do głowy przyjdzie.....

Szkoda tylko ze nie będę miała czasu biegać...Eh...mam nadzieję ze rowerek wystarczy.   

 

A tak po za tym caly marudzeniem to jeszcze napiszę że w sobotę byłam na zakupach. Może nie powinnam już kupować sukienki na poprawiny bo przecież moge jeszcze schudnąć ale bardzo mi się podobała. Jak zrobi się za duża oddam ją do zwężenia.  Nie dosyć ze zakupy się udały to jeszcze nasłuchałam się tylu komplementów... Najbardziej mnie ucieszył ten że wyglądam jakbym do liceum chodziła!!!! Miód na uszy dwudziestosześciolatki!!!!!(zwłaszcza że powiedziała to zupełnie przypadkowa osoba nie sprzedawca)

 

Ok dość chwalenia się. Wracam do PRAWIDŁOWYCH nawyków żywieniowych!

 

7 sierpnia 2009 , Komentarze (4)

.... sprawił ze dziś mnie głowa boli! Miało być spokojnie.I było. Żadna imprezka się nie rozwinęła ale razem z kuzynką wypiłyśmy 2 butelki wina! Jedną do obiadu i chwile po a drugą bo pierwsza nas rozochociła :)

 

Konsekwęcje są ogromne!

Po pierwsze - kolacja ok 20.30(poszłam spać o 23.30- więc nie jest źle, ale zjadłam ciemnie pieczywo, więc jest źle, ahhh te weglowodany)

Po drugie- nie biegałam. A tak sie chwaliłam pare dni temu że będe biegać w tym tyg. 3 razy. Wyszło jeden + godzina roweru= szkoda gadać!)

Po trzecie- dopadło mnie jakieś chorubsko! Gardło boli, z nosa kapie i chyba mam gorączkę.

 

I wspomne jeszcze że oczywiście diety też wczoraj nie było. I nie będzie bo jedziemy na weekend do rodziców. A tam za dużo pokus żeby się wszystkim oprzeć!

 

Z przerażeniem myślę o tym co w niedziele wieczorem wskaże waga.... pewnie nie będzie dla mnie łaskawa...