Jestem! Nareszcie! Trudno że troszkę mnie więcej(przecież nie będę trzymać diety kiedy jest tyle poweselnego, pysznego jedzonka)
Nie było mnie 2 tyg. Pierwszy z nich moge zaliczyć do udanych. Dietki jako takiej nie było ale byłam tak zaganiana że suknia ślubna była lekko za luźna. Mimo wszystko ślub i wesele wyszło rewelacyjnie.
Mogę śmiało powiedzieć ze coś takiego jak stres ślubny nie istnieje(przynajmniej w miom przypadku) Jedyna rzeczą o jakiej myślałam w czasie mszy to jedzenie. Byłam okropnie głodna bo od śniadania nic nie jadałam(a ślub był o 17.00) Najbliźsi patrzyli na mnie jak na lekko skuknietą :)
Wesele też sie udało. Goście bawili się rewelacyjnie. My też. Musze szczerze przyznac że mimo obowiazków jakie mieliśmy tego wieczoru to na swoim weselu bawiłam się najlepiej w życiu. Nie miałam czasu jeść, pić, czy porozmawiać z rodziną. Ciągle tańczyliśmy.
Goście do tej pory dzwonią i śpiewają przyspiewkę z wesela" Fajne wesele, cholera fajnie wesele...." Bardzo nas to cieszy. Bardzo.
Teraz trochę o braku diety w kolejnym tygoniu wolnego. Nie mogłam sie oprzeć ciastą, i sałatką. Sprzyjały temu jak najbardziej kolejne poprawiny poprawin, których było chyba 4.
Ale od dziś wracam na prawidłowe tory! Dietka i ćwiczenia. Szkoda że ogoda sie popsuła i biegac nie bardzo można, bo wole biegac niż jeźdzc na rowerku, ale z braku laku dobry i rowerek. Najważniejsze żeby sie ruszać.
WITAJCIE SERDECZNIE WSZYSCY!!!!!!!!!!!!!!!