.... nic mi nie wychodzi. Nie mam siły i ochoty zmagać się z własną niechęcią do ćwiczeń. Wieczory najchętniej spędzam na czytaniu. To się chyba nazywa depresja jesienna. A może to odreagowanie ? Wreszcie po trzech latach nauki, roczym przygotowaniu ślubu i wesela mogę bez wyrzutów sumienia poświęcić się czytaniu. Bez nerwowego zerkania na zegarek, bez zastanowienia ze "męczę oczy" i trudno bedzi mi sie później uczyć.
Śmiem stwierdzić że miła ta depresja :)
Staram sie pilnować w dietce. Naprawdę się staram. Ale jak mam takie dni jak wczorajszy to.... Nie będę się rozpisywać nad złośliwością losu, który wczoraj wyjątkowo się na mnie uparł. Na pocieszenie musiałam zjeść miseczkę budyniu czekoladowego.
Mam nadzieję że moja niechęć do ruchu szybko minie i że nie będę musiała wyciągać, głeboko schowanych w szafie spodni rozmiar większych. Właściwie to już postanowiłam....Tylko jakoś tak cięzko to powiedzieć na głos....
Żegnam się z tym moim lenistwem od 1 listopada. (No i sie stało, zdeklarowałam się, teraz musi byc już tylko lepiej) Te ostatnie dni pażdziernika traktuje jak ... przygotowanie. Psychiczne i fizyczne.
Już wprowadziłam zasade zdrowego odrzwiania. Mam nadzieję
że mąż mi to wybaczy. Musze tylko poświęcić czas na opracowanie smacznych, pożywnych i niskokalorycznych kolacji dla niego. To będzie najtrudniejsze....
Razem damy radę. Musimy nie mamy innego wyjścia!!!!
Miłego dnia!