Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chcę tylko spełnić swoje marzenie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91416
Komentarzy: 809
Założony: 13 marca 2009
Ostatni wpis: 10 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojnierz

kobieta, 41 lat, Szczecin

165 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 listopada 2009 , Komentarze (3)

Zabawa była rewelacyjnaJedzenie jeszcze lepsze!(przyznam szczerze że jestem cięższa o jakieś 2 kg, ale to nic, nie żałuję. Bez sensu odchudzać sie na weselu, gdzie jest tyle dobrych ciast, sałatek i wszystkiego innego).Niech nikt nie pomyśli że tylko sieziałam i jadłam!Rzadko się zdarzało żebyśmy nie wyszli na parkiet.

 

Jednak najlepsze było to że zintegrowałam się z rodziną męża.Warto było tłuc się 450 km w głąb Polski.

 

Od dziś wracam do zdrowego żywienie, o ile teściowa, która wpadła do nas na kilka dni mi na to "pozwoli"(to ona zajmuje sie teraz obiadami) Pożyjemy, zobaczymy.....

17 listopada 2009 , Komentarze (2)

Wczoraj wieczorem jak gdyby nigdy nic wyciągnęłam z kąta rowerek i przepedałowałam na nim godzinkę. Byłam w szoku, że tak bez planowania, bez zastanawiania się czy jest sens, czy nie jestem zmęcząna. Najzwyklej w świecie na niego usiadłam i zeszłam po 60 min.

 

Nie moge wyjść z podziwu nad sobą! Może więc nie wszystko dla mnie stracone? Może już nie długo na poważnie wrócę do diety i przestanę objadać się węglwodanami?

 

Trzymam kciuki. Mocno.

15 listopada 2009 , Komentarze (1)

...już pół roku temu osiągnełambym upragniony cel 55 kg!Szkoda tylko ze bardziej mi się nie chce niż chce.

Wczoraj ...ehhh co tu dużo mówić... właściwie to klapa ale... no własnie ale jednak sukces. Kupiłam sukienkę. Jest idealana do mojej figóry. Ma odpowiednią długość i kolor i jest lekko za luźna(gdybym nie przytyła byłaby dużo za duza i nie mogłabym jej kupić, więc widzę jakiś plus mojego objadania się) :)

Klapą była pizza po powrocie do domu ok 21.30 a wcześniej lody w gorącej czekoladzie i kilka.... zielonych piw. Nawet dobre :)

Dziśod rana , niechętnie nastawiona na jakikolwiek ruch, ale targana wyrzutami sumienia wyciagnęłam z kąta rowerek. Pierwsze 5 min maly głosik septał mi do ucha "rzuć to, po co ci to, daj spokuj tylko głowa cię rozboli...." Stwierdziałam że może on ma racje, ze to bez sensu, ale pedałowałam dalej. Nie było lekko , ale przecież tyle już osiągnełam. Nie wolno spoczywać na laurach.

Przyznam szczerze że w tym miesiacu mam iprezę za imprezą, i cięzko mi znaleźć czas na ćwiczenia, ale staram się wykorzystać każdy dzień wolny. Chyba weszło mi to w nawyk.
I dobrze!!!!!!

11 listopada 2009 , Komentarze (3)

Od miesiaca nic innego nie słysze tylko "ale ty chuda jesteś!" Wariactwo totalne! Cieszy mie mnie to ale ...No własnie ale. Przez to zaczynam dopuszczac sobie dietkowanie( i mam + 2 kg).
Tzn. uważam na to co jem, przynajmniej staram się. Dziś znowu jeździłam godzinkę rowerm. jednak życie towarzyskie tak mnie pochałania że nie mam czasu na aktywnośc fizyczną. Od miesiąca nie możemy wyjśc z K z inprez. Codziennie coś. To koleżanka z kryzysem w zwsiązku wpadnie(poszła cała butelak martini i lody) to druga ma urodziny, to szwagier zaprosił na kawę(była okazja do małego drinka i jedzenia pysznych pasztecików). Na piątek umówiona jestem z koleżanką, w sobote wychodzimy do nowego klubu, W poniedziałek do czekoladziarni a w środę do pierogarni... I jak tu się odchudzać?! Nie da się :)

8 listopada 2009 , Komentarze (2)

...to było nieuniknione. Musiało się w końcu wydarzyć. No i się wydarzyło.
Wyciągnęłam rowerek za drzwi i przepedałowałam na nim godzinęe.Bez oszóstw, dość szybkim tempem.

Nie tryskam energią bo wiem, że po mimo miłego uczucia spełnienia obowiązku ,  znowu wpadam w wir walki. Co prawda walki o lepszą i zdrowsza siebie , ale też walki która psychicznie mnie męczy i sprawia że dopóki nie osiągnę swoich zamierzeń nie zaznam spokoju.
Miałam prawie półtora miesiąca wakacji od odchudzania, zdrowego jedzenia i trudno teraz zaczynać. Ale przecież trzeba.
 

Najwięcej problemów miałam z planem ćwiczeń. wiadomo, jesienne, chłodne wieczory nie nastrajają do ruszania się, a ćwiczenia na siłowni jakoś do mnie nie przemawiją. Wracam więc do biegania. Postaram się tak wyrabiac po pracy zeby o 18.00 wychodzić do parku. Będziemy biegali razem z K po oświetlonej części i mam nadzieję ze żadne niemiłe przygody nas nie spotkają.(przezyłam już jeden napad więc ....sami rozumiecie mój strach) mam nadziejeję że wytrwam....


Trzymajcie więc za mnie kciuki!!!!

7 listopada 2009 , Komentarze (3)

...ale i tak mam nadzieję że to będzie dobry dzień. Musi być. Przecież jak się coś źle zaczyna to musi się dobrze skończyć! Musi.

Tak więc ząb mnie przestanie boleć, kilogramy same znikną(a jak nie to im pomogę) i pogodzę się z mężem. Tzn. nawet kłotni nie było tylko tak jakoś od rana na siebie warczymy. Chyba cały dzień razem, to  dla nas to za dużo :)
Psychicznie przygotowjuę się do pójcsia do dentysty. Czekam aż ból bedzie nie do wytrzymania i fotel dentystyczny będzie tym czego pragnę. Normalnie masochistak jestem.....Ale strach przed dentystą jest silnejszy....
Jak nie przestanie bolec do poniedziałku, to pójdę sama... jak na szafot....
.


5 listopada 2009 , Komentarze (2)

....o lepszą siebie. Budzi się powoli i jest jeszcze lekko zaspana ale, budzi się. Zaczynam poważne chociaż powoli walczyć znowu. O siebie. O swoje zdrowie i prawidłowe nawyki żywieniowe.

Waga pokazuje 61 kg. Za dużo. Źle się z nimi czuje. Muszę pozdbyć się ok 4 do grudnia. Chyba odpoczęłam już od poprzedniej walki więć najwyższy czas podjąć kolejną. Szkoda tylko że ciągle pada i nie mam jak biegać. Trzeba zonwu przeprosić się z rowerkiem(ale przyznam że zdecydowanie bardziej wolę biegać). No i oczywiście przejśc na dietkę. Chyba najlepsza będzie warzwowo-białkowa. Jedyna modyfikacją będa śniadania(wczesniej brała do pracy sałatki bez węglowodanów)Teraz będą bułki, albo kanapki. Bez energii z węglowodanach zamarznę.

 

 

O wczorajszej czekoladzie z likierem kokosowym zapominam. Było zimno, padał śnieg, spotkałam się z koleżanką z którą nie wiedziałam się 8 lat. Musiałąm jakoś to porządnie uczcić.

 

Ale to mój ostatni wyskok do świąt. Biorę się za siebie. Tak poważnie, na serio i z uporem jaki mają tylko Koziorożce :)

 

Pa Pa

3 listopada 2009 , Komentarze (1)

Pogoda sprawia ze czuję się fatalnie. Przez duże F. Mam ogromnego lenia na wszytsko. Najchetniej całe dnie spędzałabym w łóżku z dobrą książką i ciepłą herbatą w kubku....Szkoda ze praca skutecznie mi to uniemożliwia....mam nadzieję ze ta listopadowo-grudniowa depresja pójdzie sobie jak najszybciej a ja odzyskam dawną energię.

 

Nawet jeśc mi się nie chce. Zmuszam się.Wczoraj zmusiałam się do półgodzinnej aktywności fizycznej(ćwiczenia głównie na nogi i brzuch) Było .... Najwazniejsze że za mną, Zobaczymy czy dziś przemogę się i wyciągne rower z kąta? Pewnie nie bo K szykuje miłe popołudnie. Stwierdził ze mamy miesięcznice więc trzeba to uczcić. Skończy się w naleśnikarni, czekoladziarni albo pierogarni....Mmmmmmm gorąca czekolada..... można się rozmarzyć.....

 

przyjemnego dnia!!!

27 października 2009 , Komentarze (5)

.... nic mi nie wychodzi. Nie mam siły i ochoty zmagać się z własną niechęcią do ćwiczeń. Wieczory najchętniej spędzam na czytaniu. To się chyba nazywa depresja jesienna. A może to odreagowanie ? Wreszcie po trzech latach nauki, roczym przygotowaniu ślubu i wesela mogę bez wyrzutów sumienia poświęcić się czytaniu. Bez nerwowego zerkania na zegarek, bez zastanowienia ze "męczę oczy" i trudno bedzi mi sie później uczyć. 

Śmiem stwierdzić że miła ta depresja :) 

 

Staram sie pilnować w dietce. Naprawdę się staram. Ale jak mam takie dni jak wczorajszy to.... Nie będę się rozpisywać nad złośliwością losu, który wczoraj wyjątkowo się na mnie uparł. Na pocieszenie musiałam zjeść miseczkę budyniu czekoladowego.

 

Mam nadzieję że moja niechęć do ruchu szybko minie i że nie będę musiała wyciągać, głeboko schowanych w szafie spodni rozmiar większych. Właściwie to już postanowiłam....Tylko jakoś tak cięzko to powiedzieć na głos....

Żegnam się z tym moim lenistwem od 1 listopada. (No i sie stało, zdeklarowałam się, teraz musi byc już tylko lepiej) Te ostatnie dni pażdziernika traktuje jak ... przygotowanie. Psychiczne i fizyczne.

Już wprowadziłam zasade zdrowego odrzwiania. Mam nadzieję

że mąż mi to wybaczy. Musze tylko poświęcić czas na opracowanie smacznych, pożywnych i niskokalorycznych kolacji dla niego. To będzie najtrudniejsze....

Razem damy radę. Musimy nie mamy innego wyjścia!!!!

 

Miłego dnia!

21 października 2009 , Komentarze (4)

...trwa od czasu kiedy wróciłam. Już trzeci tydzień niemiłosiernie się objadam, dosłownie wszystkim. Czasem w mojej głowie zapali się czerwona lampka(zazwyczaj przed zjedzeniem pączków, których smak odkryłam na nowo, jak się tylko zedrze warstwę lukru i wygrzebie marmoladę są rewelacyjne!!!!) że przeciez kolejne wesele za miesiąc, że właśnie zaprzepaszczam trud ostatnich 8 mesięcy tylko że chyba słabo coś świeci....

 

 

Ehhhhhhhhhh. No trudno. Chyba muszę odreagować. Zmiana nawyków żywieniowych nie jest łatwa i wymaga dużo czasu. Próbuje się zmotywować i zacząć chociaż jeździć na rowerku ale... jak wchodze na wagę i widzę 59-60kg przy takmi objadaniu się to dociera do mnie że nie ma sensu. Może poprostu jestem zmęczona i potrzebuje małej przerwy? Może to ta pogoda tak na mnie działa? Mam nadzieje że to nie potrwa długo....

Udanej środy życzę!