Mam na imię Joanna i jestem typowym bliźniakiem. Jak w lutym 2009 przekroczyłam wagę 93 kg byłam załamana patrząc na siebie w lustro. Wyglądałam beznadziejnie byłam gruba zaniedbana obraz nędzy i rozpaczy. Postanowiłam, że muszę coś z sobą zrobić ale nie miałam pojęcia czy dam radę. Byłam bardzo zdeterminowana. Zaczęłam biegać ograniczyłam ilość jedzenia i tak schudłam 13 kg wtedy zaczął się kryzys bo nie mogłam już dalej schudnąć ani grama. Wtedy trafiłam na Vitalię. Z pomocą osób, które tu poznałam schudłam kolejne kilogramy. Teraz po 10 latach wróciłam z dużym zapasem wystartowałam od 107 kg. po 2 miesiącach zrzuciłam 10 kg i chciałabym znowu ważyć 73 kg jak kiedyś.
Tak jak w tytule we środę idę na pielgrzymkę do Matki Bożej do Częstochowy. Jako, że nie mam daleko bo raptem 35 km to nie będzie duże wyzwanie, aczkolwiek mam ważną intencję i z tym idę. Mam nadzieję, że dam radę ostatnio trochę chodziłam po górach więc kondycję mam. Martwi mnie tylko obtarta pieta, już dwa bąble i nie chce mi się wygoić. Muszę dzisiaj do apteki zaglądnąć może mi coś poradzą na tą suchą skórę która pęka mi co rano.
Szczeliniec Wielki jest piękny, mieliśmy ładną pogodę i cudne widoczki. Ludzi masa po prostu tłum okropny.
Zrobiliśmy trasę 15 km 3,5 h dużo po płaskim ale na sam Szczeliniec wchodzi się po kamiennych schodach.
Polecam zwiedzenie labiryntu. W upalny dzień taki jak był w niedziele przyjemne orzeźwienie niestety ta przyjemność jest płatna 12 zł bilet normalny 6 zł ulgowy, ale warto wydać te pieniądze i zobaczyć na własne oczy.
Oczywiście po raz drugi obtarły mnie buty, masakra. Teraz muszę szybko leczyć tą pietę bo 25 sierpnia idziemy na pielgrzymkę do Częstochowy. To co prawda tylko jeden dzień ale za to 35 km. Potem robimy sobie z mężem przerwę z wypadami bo mamy masę pracy w domu i przed urlopem musimy wszystko ogarnąć. Jeszcze jakby tego było mało w drodze powrotnej zaliczyliśmy znowu basen jak to powiedział mój mąż dla regeneracji. Sauna, jacuzzi i 25 długości basenu. dzisiaj jestem ledwo żywa. a rano myślałam, że nie podniosę się z łózka. Warto było taki wypoczynek to jest coś czego szybko się nie zapomina.
No i jeszcze dieta. z tym jest nadal słabo. Wystarczy, że powiem co jadłam wczoraj na kolację - kaszankę na cebulce przypiekaną z masełkiem, mniam. Obiecuje się poprawić do wakacji a to już nie długo musze schudnąć 3 kg. Tak, że od dzisiaj pełna mobilizacja.
Dawno nic tu nie pisałam bo ostatnio wiele się u mnie dzieje i nie mam czasu o tym pisać. Jak już wcześniej wspomniałam mam sezon w domu i w pracy. Tym samym dzień jest za krótki żeby wszystko ogarnąć. Teraz dodatkowo muszę rano wcześniej wstać bo zawożę córkę do pracy a ona musi być w pracy przed 7.00 rano. Musimy wstać o 5.00 żeby jeszcze zjeść śniadanie. Normalnie jak jadę sama do pracy jem je dopiero w biurze. Wieczorem chodzę spać około 23.00 nie wiem jak długo tak pociągnę bo te 6 godzin snu to dla mnie mało tym bardziej że o 4.00 rano zawsze muszę wstać wypuścić psa na podwórko bo mi piszczy pod drzwiami. Oczywiście to nie jest wszystko, bo co weekendy z mężem ostatnio ciągle robimy sobie aktywne wypady.
Zaczęliśmy w czerwcu zdobyciem Biskupskiej Kopy w Górach opawskich 890 m n.p.m.
Potem w Sudetach zdobyliśmy Śnieżnik 1423 m n.p.m.
Byliśmy w Górach Sowich gdzie weszliśmy na Wielką Sowę 1015 m n.p.m.
Nawiedziliśmy źródełko objawień Maryjnych w Kałużach
A ostatnio Zaliczyliśmy Babią Górę 1725 m w czasie okropnej pogody, wszystko mi przemokło
Zdjęcie ze szczytu nic nie było widać dopiero niżej był lepszy widok
W ubiegłą niedzielę zaliczyliśmy 2 godziny basenu.
Teraz wybieramy się zdobyć Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych liczę na lepszą pogodę.
Z tego wszystkiego nic nie chudnę jedynie kondycję mam coraz lepszą. Praktycznie codziennie zaliczam rower z córką. Robimy albo krótką trasę 7 km w 30 minut, albo dłuższą 14 km w 55 minut i sama nie wiem kiedy na to znajduję czas i siły.
Ostatnio serio nie wiem co mam robić najpierw co zrobić a z czego zrezygnować. Koleżanka wróciła już z urlopu, ale w pracy nadal okropnie dużo mam na głowie. Stosy dokumentów i cały czas tylko przybywa. W domu zaczęliśmy zbierać borówkę i są już ogórki, wczoraj spojrzałam na fasolkę i załamałam się, fasolka jest już do zbioru i do zrobienia, ze świdośliwy zrobiłam wino bo już nie miałam pomysłu ani czasu. Porzeczka jeszcze nadal na krzakach czeka na zbiór, zrobię z niej chyba nalewkę bo na coś innego nie mam czasu. do tego jak na złość ciągle nas ktoś odwiedza. Więc nawet bałagan musiałam ogarnąć w domu. to jest wszystko ponad moje siły. wysiałam sobie bratki i inne ciekawe kwiatki i to też wszystko mi wylazło trzeba by to teraz flancować tylko kiedy chyba w nocy.
Nie musze chyba mówić że w tym wszystkim oczywiście cierpi dieta bo wcale nie trzymam się planu zaglądam tylko co jest w planie ale i tak robię coś innego bo nawet nie mam kiedy zrobić zakupów o przygotowaniu posiłków nie ma co mówić. w sobotę i wczoraj brakło mi czasu na ćwiczenia. Strasznie mnie to irytuje.
Do tego wszystkiego dochodzą problemy rodzinne. Mama jest w szpitalu w Krakowie odwiedza ją brat, który też wczoraj nawywijał bo miał wypadek a jest człowiekiem tak nie odpowiedzialnym, że szkoda słów o tym tu pisać. Dobrze, że tylko auto do kasacji i że nikomu nic się nie stało.
Z tych wszystkich powodów waga stoi w miejscu od dwóch tygodni. Tylko na tyle jest mnie teraz stać. Może jak skończą mi się te bieżące roboty to poświęcę więcej czasu na dietę.
Nie piszę bo zarobiona jestem w pracy koleżanka pojechała na urlop a ja dygam za trzech. W domu mam zbiór borówki i porzeczka i świdośliwa i chwasty rosną. Zwyczajnie nie mam czasu pisać, czytać i komentować nadrobię to może w weekend.
Wreszcie konkretny spadek nie o 0,2 tylko 0,6 kg. Już nie mogłam się doczekać tego ważenia, bo ćwiczę pot się leje, czasu nie mam. Ćwiczę już prawie w nocy, bieżnia aż zgrzyta jak włączę 9 km/h. Chyba to urządzenie nie wytrzyma tego obciążenia. Wyobraźcie sobie jak ponad 90 kg biegnie i trzyma cycki żeby się nie urwały. Ale wydolność to mi naprawdę się poprawiła. Jak zaczynałam ćwiczyć 6 tygodni temu to trucht 8 minut na rozgrzewkę był dużym problemem. Dzisiaj mogę biegać bez przerwy 17 minut z interwałem co 4 minuty w tempie 9km/h przez 20 sekund a potem dalej ćwiczyć. Już nie mam zadyszki wchodząc na I piętro. Bardzo mi się to podoba.
Jutro goście, będzie test wytrzymałości i żeby nie zmarnować tego małego sukcesu albo znowu nie mieć zatrzymania na trzy tygodnie jak ostatnio. Lecę na zakupy. Do miłego.
Ostatnio zaczęły boleć mnie plecy w okolicach kręgosłupa lędźwiowego. Myślałam, że coś naciągnęłam w czasie ćwiczeń bo często się gimnastykuję i trochę też już biegam. Bolało mnie najpierw tylko z jednej strony a wczoraj już po obu stronach. Dało mi to do myślenia, a że czasem mam problemy z nerkami i w nocy też byłam w toalecie bo chciało mi się siku i tak coś mało poleciało, doszłam do wniosku, że to może nereczki. Wzięłam wczoraj Fitolizynę i naprawdę dużo piłam wody i puściło mi ale musiałam 3 tabletki wziąć i 3 litry wody wypić. Dzisiaj od rana ciąg dalszy. Muszę o tej wodzie pamiętać. Tak sobie myślę, że zastój tej wagi to może z powodu tych nerek i zatrzymania wody w organizmie. No i zastanawiam się też czemu te nerki mi siadły? Może od tego, że ostatnio na spacer poszliśmy po deszczu i całkiem nogi mi przemokły no i kostkę myłam karcherem też mi nogi zmokły może to z tego powodu? No ale przecież ciepło jest, bardzo to dziwne. Lekarz znowu mi nie uwierzy bo w badaniach pewno wszystko wyjdzie dobrze.
Moje dzisiejsze śniadanie:
II śniadanie koktajl bananowo truskawkowy
Obiad leczo z fasolką szparagową i kasza gryczana
Kolacja pasta z marchewki? chyba to wymienię na coś innego
Wczoraj byłam już naprawdę bardzo grzeczna za wyjątkiem małej kostki gorzkiej czekolady i kilku migdałów trzymałam się diety. Zamierzam tak wytrwać cały tydzień.
Plan diety na dziś
śniadanie - deser owocowy zdjęcie poniżej bardzo dobry coś mi to zdjęcie nie wyszło
II śniadanie - smoothi mangowe miało być bananowe ale mam dość bananów na dziś
Obiad - makaron razowy ze szpinakiem uwielbiam a szpinak własny z ogródka,
Kkolacja - kanapki z pastą paprykową, brzmi ciekawie.
Cały ubiegły tydzień grzecznie trzymałam się diety, nie podjadałam i ćwiczyłam, ale w sobotę moja waga mnie załamała nic nie schudłam ani grama. Tak byłam przybita tym faktem, że w sobotę i w niedzielę odpuściłam sobie trochę dietę. Nie wiem co się stało. Czy to zatrzymanie wody, może herbatka z pokrzywy mi pomoże spróbuję dzisiaj i jutro.
W sobotę byłam na szczepieniu i już nie poćwiczyłam dopiero w niedziele późnym wieczorem ale byłam okropnie słaba ledwo dociągnęłam do końca rozciągania. Dzisiaj czuję się trochę lepiej:
Moje dzisiejsze menu:
śniadanie jajecznica ze szczypiorkiem
II śniadanie koktajl ananasowo truskawkowy na zdjęciu ok 1/3 porcji
Wczoraj wreszcie pierwszy dzień od dłuższego czasu bez podjadania, poćwiczyłam też choć było już dość późno.
Zaczęłam sezon na czarny bez - dużo z tym pracy ale picie syropu z czarnego bzu wzmacnia odporność przekonaliśmy się o tym gdy zachorowaliśmy na COVID. Tak, że wczoraj zrobiłam pierwszy nastaw i rozlałam syrop z mięty.
Jagoda kamczacka już dojrzewa i trzeba rwać na sok też bardzo zdrowy i pożywny. Urwałam kilka owoców do dzisiejszego śniadania, poniżej zdjęcie tej pysznej potrawy z mango i bananem na jogurcie. Od rana jestem zmotywowana i pozytywnie nastawiona do kontynuacji zdrowego odżywiania.