Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moje ciało jest Świątynią Piękna....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6196
Komentarzy: 106
Założony: 27 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 4 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bisochii

kobieta, 47 lat,

164 cm, 96.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lipca 2014 , Komentarze (4)

Miałam nie pisać, tylko zacząć - po raz kolejny - zmianę swojego stylu życia, który zaowocuje nową ja. Ale przypomniałam sobie jak to pisanie podczas poprzednich moich prób pomagało mi trzymać się ustalonych reguł, jak motywowało mnie czytanie innych pamiętników. I wracam....niech za słowem idzie działanie! Niech moje pisanie ma moc sprawczą i da mi siłę podejmować codzienny trud zmagania się z własnymi słabościami. Mam za sobą kilka podejść - bardziej lub mniej udanych - i wiem, że u podstaw każdego odchudzania powinno leżeć uporządkowanie swojego wnętrza. Jeśli mam porządek w środku, łatwiej mi porządkować siebie na zewnątrz. Łatwiej ale nadal nie łatwo.... bo nie jestem osobą za bardzo zdyscyplinowaną i może moja motywacja jest słaba, bo podobam się sobie mimo prawie 90 kg balastu, czuję się piękna, spełniona.... . Ale czasami czuję jak moje ciało mnie ogranicza - Rzym, upał a ja zamiast cieszyć się miejscem umierałam ze zmęczenia - to jedno z moich ostatnich doświadczeń ale w moim życiu jest ich dużo więcej. A więc chcę powiedzieć wszystkim moim ograniczeniom NIE i po raz kolejny zawalczyć:-)

25 sierpnia 2010 , Komentarze (2)


Regres kondycji nie nastąpił, mimo, że nie biegałam prawie trzy tygodnie. Mogłam zacząć swój plan treningowy w miejscu, w którym go przerwałam. Jestem na półmetku - 8 minut biegu, 2 minuty marszu, trzy powtórzenia.  Tego mi naprawdę brakowało. Odkryłam niedawno całkiem sympatyczny głosik byłej brytyjskiej modelki Karen Elson - rewelacyjnie biega mi się przy jej muzyce. Mój palec u lewej nogi jest dwa razy większy niż u prawej (i już nie wygląda na spuchnięty, więc nie wiem skąd to powiększenie; trochę tylko boli jak dotykam) ale zupełnie nie czuję bólu podczas biegania. Wszystko się więc porządkuje - moja aktywność fizyczna, moje nastawienie, motywacja i dieta oczywiście.

No właśnie, dieta. Ponieważ nie wychodzi mi za bardzo liczenie kalorii - naprawdę się staram, dużo czytam na ten temat, zapisuję, planuję swoje posiłki  a jak przychodzi co do czego to i tak wsysam garść orzechów brazylijskich a banany mogłabym jeść cały czas.... Zainspirowałam się trochę dietą  turbo mix Zoozanny, poczytałam o diecie tzw. garściowej i myślę, że mogłabym spróbować połączyć je obydwie. Główne założenia są takie: jeść co 2 godziny porcje mieszczące się w garści (tj. ok 250 ml) z wyłączeniem oczywiście wszelkiego śmieciowego jedzenia, białego pieczywa, słodyczy i ziemniaków.  Żadnego szalonego liczenia kalorii!

Moje dzisiejsze menu:
9.00 - "musli" - łyżka otrąb pszennych+łyżka płatków owsianych+pół banana+ 3 łyżki jogurtu naturalnego free fat+ szczypta siemienia lnianego
11.00 - pół pomarańczy i serek wiejski
13.00 - sałatka z tuńczyka+jajko; pół pomarańczy
15.00 - filet z piersi kurczaka+kasza gryczana z łyżką otrąb pszennych i siemieniem lnianym
17.00 - jabłko z marchewką
19.00 - pół kromki pieczywa ciemnego z plastrem żółtego sera


A miarką oczywiście moja garść

23 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Brakuje mi biegania. Mój palec wcale nie wygląda lepiej ale ból jest mniejszy. Dlatego postanowiłam, że to będzie dzisiaj. Zaraz wstaję, zakładam buty i idę biegać. Było dzisiaj trochę niekontrolowanego wrzucania w siebie, niestety.... . I obawiam się, że może się to powtarzać, jeśli nie zacznę systematycznie ćwiczyć. Oj, ten urlop całkowicie mnie wykoleił!!!!

Tydzień, pomijając oczywiście dietę, rozpoczął mi się wspaniale. Weekend spędzam w Londynie, trochę się szkoląc, trochę wypoczywając - właśnie rano dostałam wiadomość, że weszłam na miejsce osoby, która zrezygnowała. To pierwsza rozłąka z Maluszkiem, mam nadzieję, że to jakoś zniesiemy. A dieta - no cóż, lody zjedzone, więc jutro kusić nie będą:-). Idę biegać....

20 sierpnia 2010 , Komentarze (3)

Powoli odchodzę od złych nawyków nabytych podczas urlopu. Zaczęłam od przeanalizowania tabel kaloryczności poszczególnych produktów, zwłaszcza tych, które jakoś szczególnie sobie upodobałam. Zamierzam bardziej profesjonalnie podejść do tematu. Nie będzie nic "na oko" bo potem właśnie  "na oko" jest to moje chudnięcie. I wszystko notuję. To jest świetny sposób na zorganizowanie siebie - sprawdził się, kiedy miałam problemy z organizacją swoich domowych zadań. Takie zwykłe musli -  dwa orzechy laskowe więcej daje 90 kalorii więcej! Oczywiście nie wszystko da się tak dokładnie rozłożyć na czynniki pierwsze. Ważne, że na nowo nabywam świadomość jak ważne jest liczenie kalorii.

Wczoraj moje starsze dzieci eksperymentowały w kuchni z francuską pizzą. Coraz częściej wykazują chęć przygotowywania posiłków, co - nie ukrywam - bardzo mnie cieszy:-). Mój syn zdolności kulinarne chyba odziedziczył po tacie, bo wszystkie jego eksperymenty kulinarne, jak dotąd, były bardzo udane. Tego wczorajszego już nie oceniłam..... . Ale posiliłam się za to intelektualnie - miałam cudownego gościa. Już zapomniałam ile radości można czerpać z rozmowy z mądrym człowiekiem (a mądrość niestety nie zawsze idzie w parze z intelektem). Chyba powoli rodzi się nowa przyjaźń, żałuję, że wraca zaraz do Polski. No i oczywiście do takiej rozmowy trzeba otworzyć dobre winko i zrobić jakieś dobre jedzonko. Winem delektował się nasz gość i mój mąż (ja w sierpniu alkoholu nie piję), za to sałatki (niekoniecznie można ją nazwać dietetyczną: makaron razowy, kurczak, oliwki i suszone pomidory) wzięłam dwie dokładki. Odpuściłam więc sobie kolację i wyrzutów sumienia generalnie nie miałam...

Jestem dobrej myśli...chociaż 77 kg, jakie uparcie wskazuje moja waga, jest po prostu dla mnie przykre. Nie zmieniam wagi na pasku, nie mogę..... To jest teraz mój pierwszy cel - osiagnąć wagę sprzed urlopu.

18 sierpnia 2010 , Komentarze (4)


Chociaż wcale się tak nie czuję. I nie chodzi tu tylko o kilogramy, które pozostały mi po urlopie (jeden tydzień urlopu = jeden kilogram ) ale raczej o słabość mojej woli i brak siły do pozbierania się. Z wakacji wróciliśmy trzy dni temu, a ja wciąż tkwię w żywieniowych grzeszkach - słodycze bez ograniczeń i o każdej porze, późne kolacje, niezbyt dietetyczne dania, których przepisy zaczerpnęliśmy z miejsc odwiedzanych podczas naszej podróży. Bo to była również kulinarna podróż - nasi przyjaciele, których po drodze odwiedzaliśmy, w większości eksperymentują kulinarnie a też i będąc w różnych miejscach staraliśmy się zjeść coś "tamtejszego". Nie wspomnę o kuchni mojej  mamy.... . I z tym się jakoś pogodziłam - no nie mam  tyle siły, żeby odmówić sobie tych wszystkich przyjemności. Ale strasznie boli mnie to, że nie mogę się ogarnąć po powrocie. Jeszcze nie mogę się przestawić na właściwe tory, jeszcze jestem myślami w tych wszystkich cudownych miejscach, w których byliśmy tego lata. I tam też została moja motywacja...

Nie mogę biegać. Mój mały palec u nogi od dwóch tygodni jest spuchnięty i nie mogę założyć innych butów niż sandały albo klapki. Nie poszłam w Polsce do chirurga wierząc, że do jutra się zagoi. Trochę to długo trwa, więc pewnie będę musiała pójść tutaj.

Miałam zacząć od poniedziałku, ale nie będę już dłużej ulegać swojemu alter ego. Wzmocnię się jeszcze Waszymi pamiętnikami i od jutra zaczynam nową bitwę.

5 sierpnia 2010 , Komentarze (1)

Chociaż odkąd wyjechałam z Anglii, łamię moją dietę nieustannie. Cieszyłam się, że chociaż konsekwentnie biegam, aż tu dwa dni temu zwichnęłam mały palec u nogi..... Mała rzecz, a jaka uciążliwa. Ładuję swoje akumulatory polskością - ile sie da i jak się da. Chociaż wczoraj akurat zwiedzaliśmy Wilno:-). Jesteśmy ciągle w ruchu, dlatego zupełnie nie mam czasu usiąść do komputera. Ale też i nie mam się czym pochwalić, niestety.....Za tydzień wracamy do naszej rzeczywistości ale dopóki jestem tutaj będę nadal popełniać te małe grzeszki  - późne kolacyjki, ciacha do kawki - za to w jakim towarzystwie i scenerii!!! To jest w tej chwili najważniejsze!

17 lipca 2010 , Komentarze (3)

Wiem, że mój wynik nie jest rewelacyjny - raptem 10 kg w niecałe trzy miesiące. Ale dzisiaj postanowiłam z tego powodu zrobić coś dla siebie. Czuję się świetnie, bo w końcu moja sylwetka  zaczyna nabierać kobiecego kształtu. Jem bardziej świadomie, wsłuchuję się w swój organizm i wiem, czego potrzebuje a co mu szkodzi. Zmieniłam diametralnie swój stosunek do aktywności fizycznej, biegam i widzę już poprawę swojej kondycji. I dzisiaj postanowiłam podziękować sobie za ten wysiłek. Miałam cały dzień dla siebie, mąż zgodził się przejąć opiekę nad Maluszkiem , dać mi tyle czasu ile potrzebuję i nie wydzwaniać z byle powodu:-). Efekt: mam nową fryzurę ( pożegnałam się ze swoimi długimi włosami), pięknie wyregulowane brwi i kupę nowych łaszków. Musiałam też zainwestować w nową bieliznę, większość biustonoszy nie nadaje się już do użytku przeze mnie. Zmęczona (straciłam niestety kondycję do biegania od przymierzalni do przymierzalni:-) ) ale przeszczęśliwa.....przeszczęśliwa jeszcze z jednego powodu: jedziemy do Polski wszyscy razem, mąż dostał jednak urlop. Śmiejemy się, że go sobie wydreptał, bo w sumie złożył 4 aplikacje. Proście, a będzie wam dane:-)

Martwi mnie tylko jedno - czy w takim samym, optymistycznym nastroju wrócę z urlopu ( waga!!!!).....

15 lipca 2010 , Skomentuj


Znalazłam chyba sposób na swój metabolizm. Miałam wrażenie, że mój organizm przyzwyczaił się do zmniejszonej ilości kalorii i w ogóle nie reagował  - nawet na wzmożony ostatnio wysiłek fizyczny. A taka aktywna jak teraz byłam chyba ostatnio w czasach licealnych:-). W każdym razie zaczęłam analizować swoją dietę - monotonną, wyzbytą wszelkich umilaczy podniebienia (białe pieczywo, ziemniaki, biały ryż, makarony, smażone potrawy, słodycze) ale wydawało mi się, że dość dobrze zbilansowaną i nie torturującą mojego organizmu. Aby przełamać monotonię mojego menu, zaczęłam od małych zmian - płatki owsiane bez rodzynek, kawa bez mleka (a jednak da się wypić), kilka orzechów między posiłkami, kanapka z ciemnego pieczywa, dużo herbaty zielonej i czerwonej. Waga, jeszcze nieśmiało, idzie w dół.... . Codziennie wprowadzam jakieś nowe zmiany, tym ją próbuję ośmielić:-)


8 lipca 2010 , Komentarze (4)

Waga drgnęła nieznacznie i obwody też się zmniejszają w wolniejszym tempie - po 1 cm straciłam tylko w łydce i szyi :-) czyli akurat w obszarach, na których najmniej mi zależy..... . Moja tarczyca codziennie wspomagana jest dawką hormonów, więc to chyba nie ona spowalnia mój metabolizm; codziennie biegam i rozciągam się - z taką konsekwencją, że aż sama się sobie dziwię. Dieta chyba w porządku - 4 niewielkie posiłki, żadnych słodkości (pomijam niedzielę:-)), po godzinie 19 pass. Ale coś w tej układance nie gra, skoro mnie prawie nie ubywa.

Mam za sobą mój 13 bieg, to już tak się wpisało w mój codzienny krajobraz, że tylko czekam, aż Maluszek zaśnie i wskakuję w swoje buciki. Mój syn oczywiście skapitulował kilka dni temu i teraz biegam sama. Jest w tym bieganiu coś uzależniającego, chociaż pewnie spacer odegrałby podobną rolę - chodzi o to, że sama ze sobą wychodzę z domu, wszystko inne zostawiam i jestem tylko ze swoimi myślami. To takie swoiste solilokwium, które mnie wycisza po całym dniu. A jest ostatnio po czym wyciszać - wszyscy są tak bardzo zaangażowani w sprawy pozadomowe, że praktycznie całe dni spędzam tylko z Maluszkiem, ogarniając wszystko dookoła, żeby sobie rodzina nóg nie połamała o ten cały bałagan, który po sobie zostawia. Takie wyjście z domu to czasami  najlepsza metoda, żeby nie wybuchnąć...

6 lipca 2010 , Komentarze (3)


Tak o to wyglądała nasza niedziela, przeleżana na zielonej trawce :




Tak się zrelaksowałam, że z tej radości wciągnęłam cudownie śmietankowego loda włoskiego i trzy kawałki pizzy. Ja wiedziałam, że tak będzie.....Pocieszam się tym, że ogólny bilans tego dnia nie przekroczył 1500 kalorii, ale takie uległostki osłabiają moją wolę i nie przybliżają mnie do mojego celu. Ppod względem aktywności dzień wzorowy. Reszta mojej rodziny wypoczywała czynnie jeżdżąc na rowerach, a ponieważ Maluszek jest jeszcze za mały ma tego rodzaju przyjemności, my wypoczywaliśmy trochę inaczej i nie koniecznie cały czas leżąc na tej trawce:-). Wieczorem oczywiście kolejny marszo - bieg i 40 minut rozciągania. Chociaż w tym jestem konsekwentna.
Poniedziałek - bez żadnych większych ekscesów jedzeniowych, chociaż może 2 jogurty owocowe przed bieganiem (320 kalorii) to aż nadto. Całe szczęście, że dopadłam je przed a nie po bieganiu.