Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do what you can, where you are, with what you have.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8792
Komentarzy: 177
Założony: 13 grudnia 2016
Ostatni wpis: 9 kwietnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pepper.Juice

kobieta, 41 lat, Kolno

166 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 kwietnia 2017 , Komentarze (3)

Zaraz mi głowę rozpierniczy na kawałki... co za dzień. Wczoraj pięknie świeciło słońce, było ciepło i przyjemnie; poszłam z córkami na długi spacer do parku i pierwsze lody z naszej ulubionej budki w tym roku, a dzisiaj jakaś masakra- wieje, pada, szaro i ponuro. Całe czoło mi pulsuje.

Gdybym mogła, to zakopałabym się pod koc z książką i kubkiem herbaty i tak spędziła ten dzień, ale nic z tego. Mąż działa w ogrodzie, maluje płot, żeby jakoś to na Zosiną komunię się prezentowało, a ja zajmuję się Majką i odgruzowuję chatę po przeprowadzce. Uroczyście obwieszczam, żeśmy w 100% przeprowadzeni. Uff. Teraz tylko remont przed nami heh.. TYLKO ;)

Przedwczoraj miałam wizytę u onkologa i tak jak się spodziewałam- nie mam 100% diagnozy. Dostałam skierowania na pierdyliard badań. Jestem dobrej myśli mimo wszystko i staram się cieszyć każdą chwilą. Taka nauka z tego wszystkiego dla mnie- cieszyć się każdą pierdoła, doceniać i nie marnować czasu na bzdury. 

Tsh na przedwczoraj- 18 :) Jej :) Fajnie spada, aż sama jestem w szoku, że tak szybko. Czuję się coraz lepiej i widzę, że spodnie w pasie są luźniejsze. Nie wiem ile ważę; wyciepałam wagę ;)

Codziennie joguję, od tygodnia ćwiczę callanetics, ale ten oryginalny od Callan. I powiem tak- wow! Te ćwiczenia naprawdę dużo dają, mimo że wydają się mocno statyczne i trochę nudne. Ćwiczę zawsze wieczorem i jest to dla mnie super relaksik przed snem.

Wsiąknęłam na 10000% w wegetarianizm. Kilka dni temu stuknął mi miesiąc bez mięsa, ryb i jaj. Te jaja to tak przez przypadek w sumie- po prostu mnie od nich odrzuca i nawet jak poczuję w naleśniku, to nie zjem, bo zaraz paw. Co dziwniejsze tym miesiącu wyniki krwi mam lepsze- cholesterol spadł, żelazo się podniosło, poziom potasu i magnezu wzrósł. Póki co służy mi wege jedzenie. Nie zarzekam się, że już nigdy nie zjem mięsa. Słucham swojego organizmu i jeśli kiedyś zawoła o schaboszczaka, to dostanie ;) Na chwilę obecną mocno kusi mnie weganizm, ale za bardzo kocham miód, twarogi i serki wiejskie, żeby z nich zrezygnować. Może do tego dojdę, kto wie :)

Zostawiam kilka zdjęć mojego jedzenia z zeszłego tygodnia i uciekam pograć z dzieciami w piłkę w ogrodzie (póki nie pada ;) ).

spaghetti z pesto

kasza jaglana z olejem lnianym  buraczkami, marchewką, biała kapustą i natką

jaglanka z olejem kokosowym, bananem i suszoną żurawiną

jaglanka ma mleku migdałowym z suszoną żurawiną

budyniowa jaglanka z bananem, suszoną żurawiną i kapką mleczka kokosowego

ziemniaki ugotowane na parze, czerwona kapucha z olejem lnianym, barszczyk

budyń jaglany na mleczku kokosowym z kiwi i musem owocowym Day Up

...

25 marca 2017 , Komentarze (9)

Tytuł za długi, wiem, ale z tytułami to ja zawsze miałam problem.

Zdrowie posypało mi się niczym domek z kart. Zawsze byłam tą, która nie choruje, a jak już to jakieś niegroźne pierdu pierdu. Zupełnie nie byłam przygotowana na to co się teraz ze mną dzieje (a kto jest gotowy na chorobę? ehh). Miało być pięknie. Miałam schudnąć, zadbać wreszcie o siebie, pierwszy raz od łohoho założyć kostium na plaży. A wyszła z tego depresja i walka z własnym organizmem.

Ostatnie kilkanaście dni to jedna wielka ciemna masa. Zlewa mi się wszystko w jedno. Żal, smutek, łzy, czekolada, bezsenne noce, lekarze, badania, leki, lody, żarcie, bunt... Wpadłam w taki stan, że aż sama siebie nie poznawałam.

No ale jednak podniosłam się. Jestem i piszę tutaj. Szkoda życia na bunt. Trzeba walczyć. Feniks odrodził się z popiołów, a na gruzach powstają najpiękniejsze miasta, więc może i po mojej ciemnej nocy nadejdzie jasny świt?

Tyle się podziało, że jak zwykle nie wiem od czego zacząć i wyjdzie chaotycznie. Trudno.

No to lecim.

Ważę 70-75kg. Dzisiaj rano 70, bo waga potrafi wahać mi się do 5kg w ciągu doby- przy czym waha się tylko w górę, nigdy w dół. Żadne wiosenne i letnie ciuchy na mnie nie pasują. Wszystko załadowałam do worów i wyniosłam do piwnicy. Będą na "potem". Jak już wrócę do siebie. Kupuję powoli garderobę we większym rozmiarze, ale też bez szaleństw, bo wierzę, że jednak dość szybko ogarnę nadwyżkę. I mam takie postanowienie, że nie ładuję się w żadne workowate smutne ciuchy, ale ubieram się kobieco mimo kilogramów. Kolorowo i optymistycznie wbrew wszystkiemu :)

Wymiotuję po mięsie. Buahaha... Sama w to nie wierzę, ale serio tak jest. Zjem mięso, wędlinę i mdłości. Zjem soczewicę, tofu i git. Jajka tak, ale tylko w omlecie, żebym nie widziała, że to są jajka ;) Nie wiem, nie ogarniam, nie rozumiem, ale skoro tak się dzieje, to przechodzę na wege. Wierzę, że organizm wie, czego potrzebuje. Ciągle chodzę wzdęta, z bólami jelit, po niewielkim posiłku mam wrażenie, jakbym nażarła się pod sam korek. Nerwy? Stres? Nadprodukcja kortyzolu? Być może, bo ostatnio dostałam dawkę uderzeniową stresu. Czort wie.

Tsh na dzień wczorajszy- 30. Ładnie spada, więc jest nadzieja, że w końcu się unormuje. Guzki na tarczycy są (do obserwacji i dalszej diagnozy), no i podejrzenie hashi zmieniło się w diagnozę, bo w badaniach wyszły te cholerne przeciwciała...

Jakby tego było mało, to prawie od dwóch tygodni walczę z anginą, która nie odpuszcza. Bździągwa parszywa. Biorę drugi antybiotyk i wkurzam się niemiłosiernie, bo wiem jakie spustoszenie robią antybole w organizmie. No ale czasami trzeba. Poza tym... i tu proszę o werble <tadam tadam> za 2 tygodnie mam konsultację onkologiczną, bo w trakcie anginy na prawym migdałku urosło "coś", co nie do końca wiadomo czym jest. Niby ropień, ale za duży na ropień. Niby guzek, ale pojawił się za szybko jak na guzek. Także tego...

Jeśli to ogarnę, jeśli z tego wyjdę cało, to przysięgam nie zmarnować już ani jednego dnia, ani jednej cennej chwili. Będę żyć tak jak zawsze chciałam żyć. Dostaję właśnie największą lekcję od życia. Może właśnie tak miało być, żebym zrozumiała co jest najważniejsze i przestała przejmować się pierdołami.

Mam fantastyczną lekarkę endokrynolog- dietetyk. Prywatnie oczywiście, bo z nfz to czeka się do niej w cholerę długo i umrzeć w tym czasie można... Droga, ale dobra. Wkłada mi do głowy same pozytywne rzeczy, więc trochę jak psychologa ją traktuję. Dostałam mniej więcej wytyczne jak jeść i co jeść, ale i tak wszystko sprowadza się do jednego- słuchać organizmu, bo zwłaszcza w stanach zagrożenia, czyli w chorobie, on dobrze wie czego potrzebuje do walki. Oczywiście zero słodyczy (chyba że zdrowe domowe), przetworzonego jedzenia, konserwantów, barwników i innych syfów. Nabiał ograniczony do naturalnych jogurtów, kefirów, maślanki, serków wiejskich, twarogu. Dużo warzyw i owoców. Soczewica, ryż, kasze, makarony, ziarna, orzechy. Zdrowe tłuszcze. Mniej zwracać uwagę na kalorię i makro, a więcej na to, jak się po jedzeniu czuję. Podobają mi się te zalecenia, bo są bardzo blisko moich poglądów.

Aha i mam zakaz ćwiczeń siłowych... Tu ubolewam, bo zdążyło mi się już na siłowni spodobać. Dopóki nie ogarnę tarczycy i nie wyjaśni się sprawa z moim gardłem- nie forsuję się. Jednak ruch jest jak najbardziej wskazany, bo najgorsze co mogę zrobić, to zalec na kanapie i zardzewieć. Joga, callanetics, pilates, dużo chodzenia...

W miarę możliwości postaram się pisać tutaj częściej, bo potrzebuję miejsca, które będzie mnie mobilizowało do walki.

13 marca 2017 , Komentarze (10)

Nie wiedziałam czy jeszcze kiedyś coś tutaj napiszę... Przez ostatnie (prawie) 2 tygodnie ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, to odchudzanie i ćwiczenia. No ale jednak jestem, piszę, nie poddałam się. Doszłam do wniosku, że najgorsze, co mogę zrobić, to się poddać. Ja?? Nigdy!

Co się stało? Po pierwszym miesiącu, kiedy to schudłam caaaałe 2kg, waga stanęła, a potem zaczęła iść w górę. Do tego stopnia, że codziennie miałam na wadze więcej. Do tego samopoczucie delikatnie mówiąc średnie. Ciągły ból głowy, niepokój, zero energii, ból gardła... Myślę sobie-spoko luz, przesilenie wiosenne, ale kiedy tydzień temu weszłam na wagę i zobaczyłam 67kg!!!! w te pędy umówiłam się do lekarza. Dostałam skierowanie na badania przeróżne i co? I wyszły kwiatki.

Tsh 32..... przy normie do 4,2. Czujecie to? Trzydzieści-kuźwa-dwa! Do tego kilka innych ciekawych historii powychodziło, za które trzeba się wziąć i je ogarnąć. Ja, która zawsze była zdrowa jak koń! Szlag by to...

Tak więc najbliższe tygodnie to będzie jedna wielka pielgrzymka po lekarzach. Niefajnie. 

Aha. Dzisiaj na wadze 67,5kg. Puchnę jak wściekła o.0

Jakby na przekór temu wszystkiemu zapisałam się na siłownię i do dietetyka. Dzisiaj miałam pierwsze zajęcia z trenerem. Dał mi w dupsko solidnie. Będę chodziła 3 razy w tygodni i plan jest taki- poniedziałki nogi, środy tyłek i brzuch, piątki brzuch i górne partie; wtorki i czwartki callanetics, joga itp w domu. Weekendy wolne. Dzisiaj pierwszy raz od dłuższego czasu czuję pozytywne wibracje. Nie dam się :)

1 marca 2017 , Komentarze (17)

Nie lubię marudzić, więc nie pisałam i serio teraz też się zastanawiam jak to wszystko napisac, żeby nie wyszło jęcząco-skomląco. 

Jakieś siakieś nagromadzenie różnych różności się podziało...

W punktach napisze, co by lepiej mi się to ogarnęło...

Tak więc.

1. Niedoczas!!! Złapałam bardzo fajne, rozwijające, ciekawe i dobrze płatne zlecenie, ale czasu na to idzie w cholerę. Siedzę więc przed laptopem w każdej wolnej chwili i dziubię, nadrabiam, nadganiam i ścigam się z czasem. Często przegrywam z kretesem i mam ochotę rzucić w cholerę to całe moje pisanie, ale jak sobie pomyślę ile mamy wydatków, to mi się zaraz odechciewa ciskania czegokolwiek gdziekolwiek...

...

2. No właśnie. Wydatki. W maju Zocha ma komunię. Nie robimy wielkiego przyjęcia, bo generalnie jestem zdania, że komunia to komunia, święto duchowe przede wszystkim, więc uprzedziłam rodzinę, że prezenty w stylu laptop/ tablet/ smartfon odpadają. Na szczęście moja rodzina ma podobne poglądy i młoda dostanie głównie rzeczy związane z tym dniem; biblia, medalik itd. i kasa wiadomo, ale to akurat ok, bo zbiera na rower- taki z wiklinowym koszykiem, you know what I mean ;) Poza tym robimy obiad i kawę w domu. Żadnych fajerwerków, wodotrysków i szamotania pępka jak to moja mama mawia. (Już usłyszałam od takiej jednej znajomej mamci, że biedne to moje dziecko, takie słabe przyjęcie będzie miało, żadnych fajnych prezentów.... dżizzzzz.... nóż mi się w kieszeni otwiera jak to słyszę. Odpowiedziałam, że biedne to są te dzieci, które tego dnia czekają tylko na wypasioną elektronikę, a pobyt w kościele traktują tylko jako coś, co trzeba "odpękać" eh temat rzeka). Zapraszamy tylko najbliższych, ale i tak uzbierała się spora grupka. Poza tym zamarzyły mi się stoły w ogrodzie (Panie Boże, proszę o ładną pogodę, pliss), lampiony na drzewach, białe dekoracje i tym podobne rzeczy. A to kosztuje. Kasa, zaangażowanie i czas. Tak więc siedzę, szukam inspiracji, zamawiam, robię przelewy i ogarniam. Niby skromnie, ale i tak wymaga to wszystko niezłej organizacji.

...

3. Badania krwi Zochy wyszły kiepskie. Nie chcę się tu rozwodzić zanadto, ale raz że spora anemia (skąd u diabła??? Mięso żre za potęgę! Jaja też!) no i dziecię moje będzie diagnozowane w kierunku hashimoto, bo to co od jakiegoś czasu wyprawia się z jej tarczycą, to kosmos jakiś. Skąd u 10-latki hashi???? 

...

4. Poza tym Marysia ząbkuje. Piątki wychodzą. Gorączka, jęki, stęki. Nie śpi. Nie je. Czegoś chce, ale sama nie wie czego. Wszystkiego najlepiej. Grr... Od dwóch tygodni chodzę jak zombiak, bo moje dziecko w nocy śpi tylko na mnie, ze mną, obok mnie. Niech już te zęby wyjdą, bo hopla dostanę.

...

5. No i jako ta wisienka na torcie wystąpiła moja teściowa kochana, która takie cuda odpierd..., że aż żal pisać. I tu dla mnie wielki zonk, bo do tej pory myślałam, że trafiła mi się naprawdę fajna babka, co to mnie lubi i córeczko do mnie mówi, i generalnie och, ach, miłość i wspólne kawki. A tu niespodzianeczka, proszę ja Was. Za plecami takie cuda o mnie pieprzy, że uszy więdną. Rozczarowana jestem tak bardzo, że aż sama na siebie jestem zła. Na szczęście chłop mój stoi za mną murem. Chociaż to.

...

Aaaa że niby to portal o odchudzaniu jest???

No to punkt 6 sobie dopiszę:

6. Waga stoi, głupia pi.a! A przepraszam, czasami idzie w górę. Nigdy w dół. Ciekawe, nie? Jem tak samo ciągle. Kilka moich jadłospisów:

śn- kawa, owisanka na wodzie z bananem

2śn- serek wiejski, garść orzechów włoskich

ob- mix sałat, 1/3 awokado, grillowany kurak, garść makaronu orkiszowego, olej lniany

kol- powtórka z obiadu

.

śn- kawa, jaglanka na wodzie z jabłkiem i rodzynkami

2śn- serek wiejski z bananem

ob- zupa jarzynowa z soczewicą

kol- mix sałat, awokado, wędzona makrela

.

śn- kawa, omlet z 3 jaj z jagodami

2śn- serek wiejski z suszonymi śliwkami

ob- warzywa na patelnię, 1/2 woreczka kaszy gryczanej, gotowany łosoś

kol- szejk 1/2 awokado, surowy szpinak, banan, spirulina, garść płatków owsianych, łyżka greckiego jogurtu nat.

.

Ćwiczę 6 razy w tygodniu- 3x szybki marsz 1,5h (tak szybki, że dochodzę do domu mokra), hula hop, ćwiczenia z 5kg obciążeniem (przysiady, wykroki, martwy ciąg 10kg i inne tego typu), Mel B. Nie dłużej niż 1-1,5h dziennie, a sobota to dzień na callanetics. No i dupa. 

...

20 lutego 2017 , Komentarze (2)

Nie piszę, bo... totalny brak weny mnie dopadł. Może ma to związek z pogodą, która w ostatnim tygodniu zwariowała i raczy nas słońcem, deszczem i wiatrem na przemian. Wstaję rano, widzę piękne słońce i myślę sobie, że czeka nas naprawdę cudny dzień. Wychodzę spod prysznica i widzę zacinający deszcz i szarugę jak w głębokim listopadzie. Niestety fatalnie reaguję na takie gwałtowne zmiany pogody i luty zawsze był dla mnie trudnym miesiącem pod względem samopoczucia. Głowa często boli i generalnie czekam już tylko na marzec. 

...

Jem jak trzeba, nawet się specjalnie nie zastanawiam, samo to wszystko już teraz się dzieje. Ćwiczę codziennie, za wyjątkiem niedziel- mam wolne ;) Dzień zaczynam od jogi- świetnie rozciąga, pobudza i pomaga usunąć ból pleców, który lubi mnie łapać- tu wychodzi dźwiganie 12-kilogramowego dziecka ;) 

Na przykład taki zestaw:

Niby nic takiego, ale spróbujcie każda pozycję utrzymać przez minimum 60 sekund- gwarantuję, że będzie bolało ;) Wieczorem ćwiczę już co tam mi przyjdzie do głowy- hula hop, Mel B, ćwiczenia z obciążeniem na różne partie ciała itd. Staram się, żeby w tych ćwiczeniach była jakaś regularność, np. w poniedziałki nogi i pupa, we wtorki górne partie ciała, itd., ale różnie to bywa. Muszę ogarnąć treningi, żeby to wszystko miało ręce i nogi- może wtedy szybciej zobaczę efekty.

...

Kupiłam sobie kilka dni temu:

Zawsze śmiałam się ze wszelkich poradników tego typu dla kobiet, ale ten jest naprawdę świetnie napisany :) Z jajem i sporą mądrością- przyda się zwłaszcza babeczkom, które mają problem z poczuciem własnej wartości i kochają za bardzo. Ja mam męża, jestem szczęśliwa (zazwyczaj ;)), ale ta książka pozwoliła mi spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. Fajnie :) 

...

waga- bez zmian....

14 lutego 2017 , Komentarze (26)

Dzisiaj mija dokładnie miesiąc odkąd postanowiłam zmienić swoje życie, nie tylko figurę, ale wiele innych aspektów... Zrobiłam zdjęcia w takiej samej pozie co miesiąc temu, w tym samym kostiumie kąpielowym i... się zdziwiłam, bo właściwie nie widzę różnicy. Co zatem się wydarzyło przez ten miesiąc?

1. waga: -1,8kg

2. wymiary:

biust- 93cm (-2cm)

pod biustem- 75cm (-3cm)

talia- 71cm (-2cm)

brzuch- 82cm (-2cm)

biodra- 102cm (-1cm)

uda- 61cm (-) :/

łydki- 35cm (-2cm)

3. cellulit jest trochę mniejszy

4. zwiększyło się napięcie skóry

5. nauczyłam się jeść regularnie i zdrowo, pokochałam aktywność fizyczną

6. przeprowadziłam się

7. zaczęłam gruntownie sprzątać swoje otoczenie i pozbywać się wszystkiego, co zagraca moje życie

8. zaczęłam również budować moją garderobę w myśl zasady capsule wardrobe i mam z tego spory fun!

To tyle. Wiem, że efekty nie są spektakularne, ale nie liczyłam na takie. Chudnę bardzo powoli, tyję za to w tempie ekspresowym. Na pewno spory wpływ ma na to ED, z którym borykałam się jako nastolatka, a potem kilka naprawdę debilnych diet, które rozjechały mi metabolizm i tarczycę. Może kiedyś o tym napiszę, zobaczę. Póki co cieszę się z każdego kroku naprzód. Szkoda tylko, że uda, które są moim największym kompleksem nie zmieniły się przez ten miesiąc nic a nic... Znacie jakieś dobre ćwiczenia na odchudzenie ud, zwłaszcza ich wewnętrznej strony? Taak, ja wiem, że nie da się schudnąć z wybranej partii ciała, ale może ktoś, coś, gdzieś? ;)

...

Menu z wczoraj:

śn- kawa z mlekiem 2%, omlet owsiany z jabłkiem, serek wiejski i trochę orkiszu w miodzie w suszoną żurawiną

ob- mix sałat, wędzony łosoś, plaster sera pleśniowego

podwieczorek- duże jabłko

kol- mix sałat, 2 plastry żółtego sera (rzadko jem, a wczoraj wyjątkowo za mną chodził), tuńczyk

ruch:

hula hop- 1h

marszobieg- 1h

...

I menu z dzisiaj:

śn- kawa z mlekiem 2%, owsianka na wodzie z orzechami włoskimi i jabłkiem

ob- mix sałat z kurczakiem gotowanym i 1/2 woreczkiem kaszy gryczanej

podwieczorek- serek wiejski, 5 suszonych śliwek

kolacja- mix sałat, grzanki z chleba orkiszowego, 2 jaja na twardo

ruch:

callanetics- 45min

agrafka na uda- 100 powt.

...

Udanych Walentynek, laski ;)

10 lutego 2017 , Komentarze (4)

Jeszcze nie wiedziałam, w którą stronę pójść. Jeszcze nie wiedziałam, co dokładnie chcę zmienić i nie wiedziałam, co tak bardzo mnie uwiera. Zupełnie jakbym ciągle nosiła o dwa rozmiary za małe buty. Wiesz o co chodzi? Niby ok, nie dzieje się nic złego, ale coś z tyłu głowy szepce, że to nie tak, nie ta ścieżka i nie to odbicie w lustrze. Zastanawiałam się co jest nie tak. Czy to ze mną coś się stało, z moim mężem, dziećmi czy tak po prostu musi być? Takie zniechęcenie, monotonia, rutyna, która wcale nie daje radości, a tylko wpędza w jeszcze większe poczucie winy. Bo przecież o co mi do cholery chodzi?? Mam wszystko. Jest ok. Bla bla bla.

Założyłam pamiętnik na vitalii i to był pierwszy krok. Impuls. Nikt bliski o nim nie wie i się nie dowie. Potem już poszło. Ostatni miesiąc to rozprawianie się ze sobą dzień po dniu, godzina po godzinie. Wywalanie na wierzch emocji, wyrzucanie nie tylko zbędnych bluzek i swetrów, ale też zbędnych uczuć i uprzedzeń. Wszystko to zbiegło się z przeprowadzką, zmianą pracy, ogólnym chaosem. I dobrze. Czasami chaos jest tym, co najbardziej pomaga nam uporządkować rzeczywistość. Nie piszę tutaj o osobistych sprawach, a jeśli już piszę tak jak dziś, to bez szczegółów raczej i niech tak zostanie. 

Dieta- chociaż ja nie przepadam za tym słowem, bo dieta kojarzy mi się z czymś tylko na chwilę, a ja zmieniam się na całe życie- i ruch w moim przypadku to nie tylko forma dbania o figurę; dzięki temu zaczęłam ponownie łapać kontakt ze swoim ciałem i to jest bezcenne doświadczenie. Totalnie o sobie zapomniałam. Postawiłam się gdzieś na szarym końcu mojej listy i mimo że na co dzień głośno krzyczę o prawach kobiet, wyszczekana jestem jak diabli, to pozwoliłam sobie i innym wepchnąć mnie w ciasny gorset oczekiwań i roszczeń. 

To nie tak, że nie kocham mojej rodziny. Kocham ich tak bardzo, że dałabym się za nich pokroić, gdyby trzeba było, a dzieci są najlepszym co mnie w życiu spotkało. Ale. Zabrakło mi balansu w pewnym momencie. Dwoje dzieci, w tym drugie wymagające rehabilitacji i ciągłej uwagi, mąż który nie zawsze stał po mojej stronie i rodzina, która wymagała i oczekiwała, żebym była superheroską no matter what... przygniotło mnie to. Zażarłam to czekoladą. Schowałam się w szerokich tunikach do kolan. Zmyłam z twarzy czerwoną szminkę, którą tak lubię i pochowałam głęboko do szafy książki do nauki francuskiego. Pochowałam do tej nieszczęsnej szafy nie tylko książki, ale swoje marzenia również...

Niedługo kończę 34 lata i zaczyna do mnie docierać, że nie jestem wieczna. Nie ma sensu odkładać niczego na później, bo nikt nie ma pewności, że to "później" nadejdzie.

8 lutego 2017 , Komentarze (2)

I wyszedł negatywnie, a chwilę temu przyszła @.- morderca. Zdycham. Ja dziękuję za takie atrakcje, naprawdę. Mam teorię, że to wszystko przez stres, bo innej opcji nie widzę. Dzieciaki chore już drugi tydzień, ja zmęczona bezsennymi nocami, zimą i całym tym cyrkiem, który podział mi się ostatnio w życiu = totalne rozregulowanie. No nic. Będzie lepiej. Byle do wiosny. W ramach leczenia podłego samopopo nabyłam dzisiaj nową szminkę, o:

Chcę trochę poeksperymentować z kolorami, bo do tej pory używałam jedynie błyszczyków i szminek ochronnych. Marzy mi się trochę energii na ustach :) Zresztą nie tylko na ustach; w garderobie też. 

...

Jedzenie na dziś:

śn- kawa jak zwykle, paskudnie wyglądający, ale pyszny omlet malinowy z płatkami owsianymi i prażonym kokosem

IIśn- serek wiejski z orzechami włoskimi i jabłkiem

ob- gęsta zupa jarzynowa z soczewicą 

kol- warzywa na patelnię z łososiem i orkiszowym makaronem

7 lutego 2017 , Komentarze (11)

Wczoraj minęły 4 tygodnie dietowania. Nie ważyłam się ani nie mierzyłam, bo czuję się jak balon. Mam aktualnie chyba najgorszy pms w całym swoim życiu i czuję się strasznie po prostu. Jestem wielka, napuchnięta i mam przeokropną chcicę na czekoladę. Wczoraj pierwszy raz od prawie miesiąca zjadłam pół mlecznej czekolady. Nawet nie mam wyrzutów sumienia; tak bardzo mi się jej chciało, że sobie pozwoliłam. Raz nie zawsze. Dzisiaj już grzecznie, chociaż ciągnie mnie do złego, oj ciągnie... Przedwczoraj powinnam dostać @. Nie dostałam, chociaż zawsze mam jak w zegarku co 28 dni. Dwa razy w życiu spóźniała mi się @ i były to te dwa razy, kiedy byłam w ciąży. Aż się kurna boję myśleć :( Nie planujemy już więcej dzieci, a na pewno nie teraz. To jest fatalny moment, naprawdę FATALNY. Liczę na to, że cykl mi się przesunął przez stres związany z przeprowadzką, utratą pracy itd. i liczę też na fakt, że tabletki + prezerwatywy to jednak 100% pewności..... oby.

Nie wrzucam menu, bo jem właściwie ciągle tak samo. Owsianka na zmianę z jaglanką, omlety, warzywa na patelnię z łososiem albo z kurą, awokado, banany, orzechy.... Wkoło macieju. Widocznie czegoś tam mój organizm potrzebuje, skoro domaga się takich produktów. Poczekam aż się przejem tym wszystkim  i zacznie mi się chcieć innych rzeczy :)

A póki co dzisiaj odpuszczam ćwiczenia, może co najwyżej wybiorę się na szybki marsz po lesie. Totalny brak energii i niemoc mnie dopadła.

Bez odbioru.

3 lutego 2017 , Komentarze (5)

Zrobiłam czystki w mojej szafie, ale to takie czystki, że szafa i półki świecą pustkami ;) Została mi garstka ubrań. Wywaliłam 3 wieeelkie wory pełne za małych/ za dużych/ zniszczonych/ nie w moim stylu ciuchów. Część poszła do ludzi, a reszta out. 

Nareszcie zaczynam świadomie komponować zawartość garderoby. Powoli, z głową i rozsądnie. Zamiast trzech tanich bluzek wątpliwej jakości- jedna z wyższej półki. Taką filozofią chcę się od dzisiaj kierować- mało, ale dobrej jakości i przemyślane. Zresztą- nie tylko o ciuchy mi tu chodzi- o jedzenie i sprzęty do domu również. Koleżanka, kiedy jej o tym powiedziałam, stwierdziła, że na takie podejście trzeba mieć dużo pieniędzy. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Kupując co miesiąc 5 tanich, słabo jakościowych rzeczy, wydajesz w efekcie więcej kasy niż kupując jedną droższą i dobrej jakości rzecz. Zmęczyłam się erą "Ikei" po prostu... Kiedyś, kiedy byłam małą dziewczynką, kupowało się szafę i wiadomo było, że będzie to szafa na lata. Porządnie wykonana, solidna, trwała. Teraz mam wrażenie kupuje się jakieś rachityczne, ledwo stojące meble, które po roku trzeba wymieniać, bo coś tam się z nimi podziało... Taka trochę retro jestem ;) Uwielbiam styl vintage- na sobie i wokół mnie. Uwielbiam tamtą solidność w wykonaniu i tamto podejście do przedmiotów. Marzę, żeby kiedyś znaleźć na targu staroci piękny kredens, najlepiej taki jaki stał na wsi u mojej babci w kuchni, odnowić go samodzielnie i postawić na honorowym miejscu w mojej własnej kuchni. Kiedyś to zrobię :) 

No ale o chiuchach miało przecież być... Kupiłam rajstopy antycellulitowe Gatta. O takie:

Nie wierzę, że rajstopy same z siebie mogą usunąć cellulit, ale mogą wspomóc nasze działania, czyli dietę i ruch.

Polubiłam lumpeksy :) Serio. Ja, która jeszcze parę lat temu nawet do nich nie wchodziłam, dzisiaj buszuję między wieszakami aż miło :) Czasami zajrzę do dziesięciu i nie kupię nic, a czasami wyjdę z jednego z naręczem ciuchów. Tak jak dziś. Udało mi się ustrzelić prawdziwe perełki i to jeszcze z metkami :) Chciałam zrobić zdjęcia, ale w ferworze przeprowadzki cholera trafiła aparat, także tego... Kupiłam jeansową katankę Levis z metką, taką której szukałam od baardzo dawna, a cena mnie trochę odstraszała. Teraz mam taką za całe 20 zł :) Wzbogaciłam się też o kilka eleganckich koszul i piękną czarną klasyczną spódnicę z koła, wsio nowe :) No szał :) Czuję się jak wojownik po udanych łowach :p A Wy lubicie lumpeksowe polowania? ;)

...

wczoraj i dziś, żeby tradycji stało się zadość :)

wczoraj:

1. kawa z mlekiem 2%, omlet bananowy z 3 jaj

2. serek wiejski z nerkowcami

3. zupa jarzynowa z soczewicą

4. mix sałat z grillowanym kurczakiem, pestkami i olejem lnianym

ruch:

szybki marsz- 1h

hula hop- 1h

przysiady sumo z 5kg- 50

przysiady klasyczne z 5kg- 50

przysiady pełne z 5kg- 50

...

dziś:

1. kawa z mlekiem 2%, owsianka z bananem

2. serek wiejski z nerkowcami

3. warzywa na patelnię, 1/2 worka brązowego ryżu, łosoś

4. jaglany budyń jagodowy

ruch:

ćwiczenia na piłce