Podjechaliśmy na półwysep w Peniche. Warto było. Choćby dla niezwykłych formacji skalnych.
Ta skała przypomina mi orła.
Zrobiłam sobie selfa.
Dojechaliśmy do pięknej rybackiej wioski Nazare i poszliśmy na spacer plażą.
Dotarliśmy pod 300-metrową skałę, na której mieści się Sitio (dzielnica Nazare). Wygląda groźnie, jak taras nad przepaścią.
Do Sitio można się dostać z plaży, kolejką (Elevador da Nazare). To jedna z najważniejszych kolejek linowo-terenowych w Portugalii. Wagon porusza się po szynach. Napędzany jest elektrycznie a dodatkowo, przesuwającą się stalową liną.
Trasę tej kolejki widać w głębi. Na pierwszym planie, kolorowe łodzie rybackie.
Podczas spaceru, natrafiliśmy na stragan z suszonymi rybami. Zwróciła moją uwagę podsuszona ośmiornica.
Skróciliśmy pobyt w Nazare, bo zaczęłam marudzić, że chcę do Tomaru. Akurat był Dzień Dziecka i reszta ekipy żartowała, że zrobią mi prezent i pojedziemy tam wcześniej. Podczas poprzedniej wycieczki objazdowej po Portugalii, brakowało mi bardzo odwiedzin w Tomarze.
Tajemniczym Zakonem Templariuszy, fascynowałam się już od dzieciństwa, kiedy przeczytałam powieść Zbigniewa Nienackiego "Pan Samochodzik i Templariusze". Zakon rozkwitał od czasu założenia, w początkach XII wieku. Wtedy jego celem była obrona pielgrzymów, zdążających do grobu Chrystusa. Templariusze dobrze administrowali nadanymi dobrami i bogacili się. Bogactwo wywoływało zawiść. Klęskę zakonowi zgotował, dwieście lat później, król Francji - Filip IV Piękny (zadłużony u Templariuszy). Król wszedł w niecne porozumienie z papieżem Klemensem V. Sfingowano proces i torturami wymuszano fałszywe zeznania. Wielkiego Mistrza Zakonu Jacquesa de Molaya, spalono na stosie w 1314 roku. Według legendy, tuż przed śmiercią, Wielki Mistrz rzucił klątwę: na króla, na papieża i na ministra policji. Żaden z trójki nie przeżył nawet roku. Dokładnie opisał tę historię Maruce Druon, w swym powieściowym cyklu - "Królowie Przeklęci".
Ówczesny władca Portugalii, Dionizy I, nie pozwolił oddać portugalskich zakonników, sądom biskupim. Czym prędzej utworzył Zakon Rycerzy Chrystusa, w którym dał schronienie wielu templariuszom. I to nie tylko portugalskim.
W samym miasteczku, zobaczyliśmy główny plac - Praca da Republica, z gotyckim XV-wiecznym kościołem Sao Jao Baptista i jego malowniczą, ośmiokątną wieżę.
Przystanęliśmy przed bardzo dobrze utrzymanym, manuelińskim portalem.
We wnętrzu kościoła zwróciły moją uwagę:
- ta piękna, kamienna ambona
- i bogato zdobiony ołtarz główny. Kojarzy mi się ze schodami do nieba.
Ruszyliśmy pod górę, do Zamku Templariuszy. Został wzniesiony w 1162 roku, przez Wielkiego Mistrza. Skorzystano wtedy z pozostałości rzymskich fortyfikacji, na trudno dostępnym wzgórzu. Czyż nie robią wrażenie te warowne mury obronne?
Wspinaliśmy się w upale po kamiennych schodach.
Weszliśmy do klasztoru pod manuelińskim portalem, na którym widnieją inicjały jednego z najwybitniejszych portugalskich architektów, Joao de Castilho. Brał on czynny udział w tworzeniu kamiennych arcydzieł w Tomarze.
Weszliśmy na teren Klasztoru Zakonu Chrystusa (Convento de Cristo). Ze względu na swoją architektoniczną niezwykłość, klasztor został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Krużganek Cmentarny (nazwa pochodzi od odbywających się tam ceremonii pogrzebowych), został zbudowany jeszcze w XV wieku, za panowania Wielkiego Mistrza Zakonu, Henryka Żeglarza. Przebudowano go na początku XVII stulecia, za panowania Filipa Habsurga.
Ewa z Iwoną przysiadły w cieniu, na pogawędkę, przed wejściem do wnętrz klasztornych.
Ruszyliśmy do środka. Wędrowaliśmy takim wspaniałym korytarzem.
Spojrzałam na rozświetlony Krużganek Kruków.
Wyglądając przez jedno z okien zauważyłam, że nie wszystko zostało odrestaurowane. W ruinach wyrosło takie wspaniałe drzewo.
W trakcie spaceru, dotarliśmy do Krużganków Pralniczych (wzniesiono je wokół dwóch olbrzymich zbiorników wodnych - dzisiaj obsadzonych kwiatami). Z krużganków jest niezły widok na wieżę przy Rotundzie (Charola)
Czekamy na swoją kolej, żeby wejść do Rotundy.
Wchodząc, uniosłam głowę i zobaczyłam to wspaniałe sklepienie.
Sercem klasztoru jest XII-wieczna Charola. Jej centralny plan, wzorowany był na jerozolimskiej Rotundzie Grobu Pańskiego. Złocone rzeźby, freski i malowidła, najlepiej świadczą o dawnym bogactwie zakonu.
Półmrok rozjaśniało światło, wpadające przez to pięknie zdobione okno.
Poszliśmy dalej. Ten portal też zwrócił moją uwagę.
A tu było tak magicznie, że od razu wyobraziłam sobie mnichów, którzy przysiadali na tych ławach, by prowadzić swoje tajemne dysputy.
Kolejny krużganek ze wspaniałym, gotyckim sklepieniem i świetlistą perspektywą.
Wypatrzyłam takie manuelińskie okno, o którym przewodniki milczą. Musiałam dobrze pokombinować, żeby zrobić to zdjęcie (okno było w trudno dostępnym miejscu).
Ale najbardziej obfotografowanym elementem całego kompleksu jest to manuelińskie okno, na zewnętrznej ścianie kościoła. Jest dziełem kolejnego słynnego architekta, pracującego w Tomarze - Diogo de Arrudy. Dzieło pochodzi z lat 1510-1513 i składa się z kamiennych ornamentów, w stylu późnogotyckim.
Okno, wraz z ornamentami, przypomina drzewo, na którym opiera się Krzyż Templariuszy. A pod krzyżem widnieje królewski herb Portugalii.
Diogo de Arruda, na dole okna umieścił swoją brodatą podobiznę. Trudno ją wypatrzeć.
Idąc dalej korytarzem, zwieńczonym intrygującym, drewnianym sklepieniem, mijaliśmy wejścia do dawnych cel zakonnych.
A tu zobaczyliśmy tzw. Wielki Krużganek, z XVI wieku. Odzwierciedla on zamiłowanie króla portugalskiego Jana III, do renesansowej architektury włoskiej. W klatce naprzeciwko, ukryte są spiralne schody.
Oto te schody. Są strome i w nie najlepszym stanie.
Ten fragment ruin klasztoru, dzięki grze światła i cieni, zwrócił moją uwagę.
Zeszliśmy do niżej położonych części klasztoru.
W tej sali jadali kiedyś zakonnicy.
Weszliśmy do dawnej kuchni. Nie pozostawiono w niej żadnego wyposażenia.
Przez to okrągłe okno, podejrzałam widok sąsiedniej sali.
Jakie było przeznaczenia tego pomieszczenia, łatwo można się domyślić .
Kolejnym krużgankiem zmierzamy ku wyjściu.
Zagoniłam towarzystwo do zdjęcia grupowego
Dziarskim krokiem opuściliśmy Convento de Cristo i udaliśmy się do Fatimy.
Na miejsce dotarliśmy wieczorową porą.
Na pierwszym planie widać prostą Kaplicę Objawień (znajduje się podobno dokładnie w miejscu fatimskich objawień), a w głębi Bazylikę Matki Bożej Różańcowej. Bazylikę budowano w latach 1928-1953, w stylu neobarokowym, według projektu holenderskiego architekta, Gerarda Van Kriekena. Widoczna z daleka wieża Bazyliki, wznosi się na wysokość 65 metrów. Zwieńczona jest koroną z brązu (o wadze siedmiu ton) oraz krzyżem.
Za pancerną szybą, wystawiona jest figura Matki Bożej Fatimskiej. W jej koronie umieszczona została kula, wystrzelona do papieża Jana Pawła II, w 1981 roku.
Według przekazów kościoła katolickiego, rodzeństwo Jacinty i Francisca Marto, wraz Lucją Santos, doznało tu, w 1917 roku, objawień maryjnych. Podczas objawień, Maryja namawiała dzieci do codziennego odmawiania różańca, jako zadośćuczynienia za grzechy i w intencji nawrócenia grzeszników. Do dziś katolicy odmawiają różaniec - a szczególnie w październiku (który ogłoszono miesiącem Różańca Świętego). W stulecie objawień, papież Franciszek I, ogłosił rodzeństwo Marto, świętymi kościoła katolickiego. Są najmłodszymi świętymi (nie będącymi męczennikami). Ich groby znajdują się w bazylice.
Po krótkiej wizycie we wnętrzu bazyliki, ruszyliśmy do Porto.