Postanowienia noworoczne!
W związku z Nowym Rokiem chciałabym ziścić następujące marzenia:
1. Znaleźć pracę, która będzie dawała mi satysfakcję i radość,
2. Schudnąć do moich 27 urodzin (23.04) do 55 kg. Moja wymarzona waga :)
Chciałabym aby te marzenia się spełniły i by ten rok był lepszy od poprzedniego! :-D
nie udało się ...
Założenia zrzucenia kilogramów nawet na święta nie udały się... a to za sprawą mojego słabego charakteru. Dziś weszłam na wagę i 68,2kg... niestety przytyłam 1,2 kg... Teraz muszę na nowo układać swój plan dnia i ćwiczeń. Dziś pójdę na basen - zrobię chociaż pierwszy krok. A od jutra to chyba najszybciej na rowerku spalić nadmiar tłuszczyku. Nie wiem czy dam radę ostatnio mam jakąś chandrę... Podsumowanie roku się 'nasuwa' i jakoś nie widzę pozytywnych spraw... Pracy nie ma, choć mgr przed nazwiskiem jest i to po PWR, a walka z boczkami - niestety przegrywam, tym razem mnie pokonały moje słabości.
:(
I znowu waga w miejscu...
Stoi waga patrzę na nią a ona liczy i liczy i doliczyć się nie może. Nic się nie zmieniło - 67kg jak się patrzy. Chociaż staram się jak mogę, przestępuję z nogi na nogę, staję to wyżej, to niżej wyświetlacza i nic... cały czas to samo.... Dobrze, że chociaż nie tyję.. A w sumie i sportu używam i z jedzeniem nie przesadzam. No nic widocznie tak musi być...
Przygotowania do świąt trwają a tu nowa wiadomość - mój chłopak został wujkiem i ojcem chrzestnym:D Wczoraj Norbercik przyszedł na świat - nie chciał do Trzech Króli poczekać, a co tam. Woli spędzać wigilię przy stole, ewentualnie na kolanach Mamusi bądź Taty a nie w brzuszku:P Pływanie mu się już znudziło. Zdrowe to i silne ale przydałoby się jeszcze by przybrało na wadze... [nie to co ja:P] Maleństwo pewnie szybko się zaaklimatyzuje.
To dopiero DOBRA NOWINA:D:D:D:D:D
I tort był smaczny... :D
Hej!
Wprawdzie nie było mnie ponad tydzień na portalu, ale mimo wszystko udało mi się zrzucić pełny kilogram przez 7 dni! Dziwne to jakoś, bo nawet jadłam pizze oraz tort urodzinowy mojego Taty (rocznica 57). Widać, że jednak ćwiczenia coś działają:) I bardzo się z tego cieszę:D Nie udaje mnie się jednak trenować codziennie ale jakoś co drugi dzień coś robię. Ostatnio nawet udało mnie się przez godzinę pedałować na rowerku z prędkością ok. 27km/h i oglądać przy tym serial. Czasami też udało się ćwiczyć pół godziny (rozciągające przeważnie plus brzuszki niepełne). Mimo wszystko jestem zadowolona z rezultatów! Waga ruszyła z miejsca i nie o 500gram ale cały 1 kg! Więcej mi nie potrzeba do szczęścia tylko wytrwałości! Dziś oczywiście po wczorajszym rowerku i basenie (w wodzie jedynie stałam:P ) mam ochotę na przerwę. Zacznę od jutra męczyć swoje ciało by wyglądało lepiej do wiosny:)
Cieszę się tak jakbym zrzuciła już z 5 kg:P Ważne, że widać efekty - Tato zauważył zmianę:D Ale gorzej, że chudną mi przede wszystkim ramiona i piersi :((( wolałabym jednak UDA i brzuszek nie pomijając tylnej części ciała;P Cóż jednak nie można mieć wszystkiego.
Najbardziej cieszę się z tego, że mnie i mojemu Arkowi udało się namówić mojego Seniora na pływanie! Ma chore stawy (RZS) i bolący kręgosłup i w ogóle nie chciał o tym słyszeć. Pamiętam jednak jak był młody a ja malutka to często z nami chodził na basen. I faktycznie ostatni raz to było 20 lat temu... Wczoraj pół godziny tłumaczyłam Tacie, że ruch to zdrowie a w wodzie to już super zdrowie. Dał się przekonać ale obiecałam, że już więcej nie będę na niego naciskać. I racja - jak ma potem marudzić i cierpieć to lepiej by siedział w domu przed tv. Ale wstał dziś rano do pracy co oznacza, że kręgosłup działa jak należy i się nie przeziębił :)
Ciekawe czy teraz będzie nas namawiał na kolejne wizyty na basenie, czy raczej było miło ale się skończyło i nie zmieni siedzącego trybu życia. Mam nadzieję, że jednak to pierwsze...
Zmykam już sobie i obym za tydzień również miała dobre wiadomości :D
Dwa tygodnie....
I kilogram mniej... no w sumie więcej niż kilogram. Dziś po @ i dwóch tygodniach diety MŻ hehehe ważę równo na czczo 68kg. Ponieważ na początku moja waga to 69,6kg, to ok 1,6 kg mniej. Nie jest to może za wiele ale zawsze to coś! Dzisiaj dodałam do diety herbatkę na odchudzanie 20+ zobaczymy czy przez tydzień stosowania coś pomoże (piszą by pić ją 3 razy dziennie po saszetce, a takowych jest 20 w pudełku, więc prawie starczy na tydzień
).
Mikołajki minęły mi znakomicie - najbardziej jednak cieszy mnie ucieszona mina osoby, której prezent trafił w samo sedno! To nawet bardziej mnie cieszy niż własne trafione prezenty. Po prostu widok zadowolonego brata, który cały dzień przesiedział w szaliku w domku, czy siostry wąchającej piękny zapach maski do włosów (hihihih) szalenie mnie cieszy! Gdybym tylko dostała prezent w postaci miejsca pracy w renomowanej firmie na stanowisku biurowym, byłabym w pełni zadowolona. Oczywiście jeśli atmosfera byłaby miła a kadra ze mnie zadowolona;D hehehe mam wymagania nie?!
A tak poza tym jakoś dziś się lepiej czuję widząc, że są postępy w utracie wagi i moje starania (ograniczania) nie idą na marne. Wprawdzie wczoraj zjadłam garść chipsów, a także kilka michałków, ale jak widać dziś na wadze nie było tak źle. Mam jedynie nadzieję, że święta będą szczęśliwe i nie będę pochłaniała wszystkiego co jest na stole:P Obym utrzymała swoje postanowienia:P
Buźka!
:(
Zarówno wczoraj jak i dziś nie miałam ochoty na ćwiczenia. Wczoraj po prostu potrzebowałam chwili spokoju - bo cały dzień coś robiłam, a dziś dostałam@. Umieram zawsze z bólu i muszę brać tabletki z ibuprofenem 400 :( dziś zjadłam ich 4..... A i jeszcze stanęłam rano po śniadaniu na wagę- przeraziła mnie liczba 69,7. EEEEe nie wiem co powiedzieć. Wcale wiele nie zjadłam - zmieściłam się w 1500 kcal... Chyba to jednak ta @ tak działa :(
ZNOWU TEN SEN.... :(
Udaję taką twardzielkę, którą nic nie rusza i niczego się ni boi. Niestety może na jawie tego nie odczuwam, ale podświadomie jednak boję się odrzucenia. Nie chodzi tutaj o moją wagę, ale o poczucie własnej wartości?! Nie wiem...Odkąd jestem z moim boyem - a to już półtora roku (jak dla mnie dużo, bo nigdy nie kochałam ze wzajemnością...), ciągle mam sny, w których jakaś dziewczyna mi go odbiera... Na samym początku te sny bardzo często się powtarzały (z różną fabułą ale to samo przesłanie), mniej więcej dwa razy w tygodniu. Śniło mi się, że np. idę sobie z moim a tu jakaś laska się do niego uśmiecha, mruga przy mnie i nawet stara się go ode mnie odciągnąć w jakiś sposób. Początkowo reagowałam w śnie strasznie dramatycznie, wręcz agresywnie, bo potrafiłam złapać ją za włosy, kopnąć w 4 litery, itp. :P Nigdy w życiu taka sytuacja mi się w rzeczywistości nie przydarzyła - jakby już coś takiego miało się stać prędzej odeszłabym obrażona i zerwała z moim niż kogoś pobiła... A tutaj wychodzi na jaw we śnie, że jestem waleczna:P No ale nie jest mi wcale tak do śmiechu. Inne sny dotyczyły sytuacji bardzo podobnych. Od jakiegoś czasu - może pół roku, miałam jedynie ze 3 sny tego typu. No i dwa dni temu znowu to samo... Tym razem nie pobiłam dziewczyny ale dusiłam wszystko w sobie i poczułam się strasznie osamotniona, zagubiona i bezsilna. Tak jakby oprócz tego, że obawiam się odrzucenia, porzucenia, to jeszcze chciała zapanować nad uczuciami innej osoby na tyle, by wiecznie była mną odurzona... Miłość jest wieczna... ponoć. Tylko dlaczego tyle związków w około się rozpada, zdrady są na porządku dziennym, a faceci mając swoją dziewczynę oglądają się za innymi?! Nie chodzi tutaj nawet o mojego. Choć na początku to był problem, zdarzało mu się oceniać inne dziewczyny będąc ze mną na spotkaniu. Powiedziałam mu jak się wtedy czuje i jakby on się zachował, gdybym ja tak postąpiła. Chyba sobie nie zdawał sprawy jak to faktycznie wygląda, bo nawet nie musiałam demonstrować mu tego udowadniając:P Nie lubię stosować powiedzenia: Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Wolę rozmowę... jednak jakby ona nie odniosła odpowiedniego skutku to trzeba by zmienić środki perswazji. Okazało się to zbędne, bo już więcej nie okazał zainteresowania ubiorem (zbyt dużym dekoltem, czy wystającymi stringami) ani inną częścią nieznajomej dziewczyny w mojej obecności. Prawda jest jednak taka, że mnie chyba boli najbardziej fakt, że ja nie potrafię podziwiać innych chłopaków. Straciłam całkiem zainteresowanie innymi, nawet sprężyste, umięśnione ciałka na basenie nie robią na mnie wrażenia. Po prostu mój chłopak jest w centrum mojego zainteresowania jeśli chodzi o płeć męską. Wystarcza mi, że on widzi we mnie kobietę i mi to okazuje. Chyba jestem dziwna ;/ nie wiem oziębła czy cóś?! Mam nadzieję, że w przyszłości będę miała sny że ktoś mnie uwodzi a nie mojego boya :P hahahah
Waga po tygodniu
Spadła o 900 gram... Ważę z rana na czczo 68,7, a tydzień temu ważyłam 69,6. Nie jest to imponujący wynik, no ale nie ma co narzekać. W końcu drastycznej diety nie stosuje ani forsownych ćwiczeń:P
Oczywiście zima zaskoczyła wszystkich...
Łącznie z drogowcami (na co wskazują nieodśnieżone drogi i chodniki) ale także dyrekcję lodowiska, które miało mieć dzisiaj huczne otwarcie (łącznie z darmowym wejściem). Niestety śnieg zasypał wszystkich i nie wiadomo kiedy będzie można skorzystać bezpiecznie zarówno z dróg jak i lodowiska;) Dróg niestety nie da się zamknąć - jakoś trzeba dotrzeć do pracy, czy szkoły itp, ale lodowisko można ;-( No cóż - pomijając fakt, że już jest koniec listopada, faktycznie zima tego roku przyszła niespodziewanie ;)
W związku z tym czeka mnie pół godzinne wyciąganie się :P Będę ćwiczyć nie dam się:P Choć wcale nie mam na to ochoty... ale nic nie robienie nie sprawi, że wcisnę się w rozmiar jeansów 38:P No cóż... A jutro pierwsze ważenie... Zaczynałam od 69,6kg... Zobaczymy czy coś moja lekka zmiana diety i ćwiczenia dały :)
Na koniec wspomnę, że zjadłam dziś niewiele: bułkę z szynką i z pasztetem, ok 200gr łazanek, a na kolacyjkę i deser: jabłko, jogurt gruszkowy, kefir (150g) i mandarynka:D
Ćwiczyłam 30 min i idę jeszcze na wieczorny spacerek;D Pooglądam zimę:D
Ale za to niedziela
Niedziela minęła 'andrzejkowo' - choć nie do końca tak jak planowałam:P Nie byłam na żadnej imprezie ale mój boy wyciągnął mnie do knajpki na pizzę;) Śniadanie jadłam takie sobie, obiadek lepszy (jedna połówka bułki z serem białym półtłustym, druga z pasztetem, dwie łyżki ziemniaczków i pierś pieczona z kurczaka, do tego sałatka z czerwonej kapusty i łyżka majonezu) ale nie mogłam odmówić. Po 5 godzinach łażenia z ulotkami (ps. ludzie w niedzielę szaleją - tylko zakupy im w głowie;P ) zdecydowałam się na 1 kawałek małej pizzy z fetą i kebabem oraz colę. Ale to był koniec już mojego całodziennego pochłaniania kalorii. Jak sobie pomyślę, że jeszcze do niedawna zjadałam pizzę dużą z moim chłopakiem na spółkę plus do tego jakieś piwko itp. a w domku obiad wraz ze śniadaniem i kolacją to już wiem czemu ważę tyle ile ważę;P Nie dziwię się, że przemiana materii nie wyrabia - zresztą od zawsze miałam z nią problemy....
Dziś już pochłonęłam bułkę z plasterkiem szynki i pasztetem:-) czekają mnie jeszcze łazanki i chyba sobie zafunduję sport w postaci JAZDY NA ŁYŻWACH! Bo lodowisko z okazji otwarcia za free, a łyżwy dostałam w prezencie;-P Trzeba to wykorzystać! Buziaki dla wszystkich!