Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malgorzatalub48

kobieta, 63 lat, Rybnik

160 cm, 84.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 marca 2012 , Komentarze (10)
Najpierw będzie zdjęcie jak się wykluły, potem jak miały po parę piórek, a potem najnowsze, wczoraj zrobione...

 
Po 10 dniach już były upierzone...
 
 

Które wam się bardziej podoba? Słodziaczki obydwa, prawda? Ale ta siwulka jakoś bardziej mi do serduszka przylgnęła, chociaż...jak będzie miała taki charakter jak "mamusia" to będzie z niej niezła papuga. Taka rasowa, bo Pola faktycznie to papuga na imię. Wojtuś, jej partner zresztą też. Tak niesamowicie dbają o te młode, że aż miło popatrzeć.
No, a teraz wyglądają tak:

Zrzuciły już te pierwsze piórka i wyrosły im nowe.
Nie mam jeszcze imion dla nich. Może macie jakieś propozycje?
A młode już wyglądają z budki i chcą chyba już zobaczyć świat:
To młoda samiczka taka ciekawa...
No tak, a z jedzonkiem u mnie cały czas dietetycznie. Jem tylko już np. do drugiego dania 2 łyżki ryżu albo kaszy. Z chlebkiem białym pożegnałam się już chyba na zawsze. Strasznie mnie czasem kręci zapach świeżych bułek, więc tak marzę, że sobie sama upiekę kiedyś rano, może w niedzielę i się porozkoszuję...jedną. W każdym razie z Dukana czasem tylko praktykuję placuszki zamiast chleba, jeśli mi go akurat zabraknie (piekę wieloziarnisty sama, na zakwasie i jem 2 kromki dziennie), albo naleśniki dukanowskie z czymś tam.
Zasady zmienione przez dietę pozostały. Jeśli utrzymam tę wagę do końca roku, albo nieznacznie jeszcze schudnę będą najszczęśliwsza pod słońcem.
Wiem, że niektóre z was pewnie oburzą się, że nie stawiam sobie dalszych wyzwań i nie chcę na siłę chudnąć w dalszym ciągu, ale nie zamierzam zrzucać kilogramów tylko po to żeby osiągnąć jakiś wynik. W moim ciele jest mi teraz całkiem nieźle, a po co mam się doprowadzać do wyglądu starej, zasuszonej babeczki? W maratonie nie pobiegnę i na wybiegu też chodzić nie będę. Zresztą...jeszcze niejeden kilogram mi pewnie zleci, tylko powoli.
Wyjęłam już sobie płytkę z ćwiczeniami...no! Teraz tylko włożyć do odtwarzacza i można ćwiczyć! To już POSTĘP! A dziś pewnie okna będę myć (nareszcie) to gimnastyka sama w sobie. Potem odkurzanie, sprzątanie, pranie i...pewnie na takie ćwiczenia już ochoty nie będzie...
Wczoraj jak "odlepiłam" swoje szanowne siedzenia od fotela przy komputerze to padłam jak nieżywa i zasnęłam na 3 godziny. Kto by pomyślał, że praca umysłowa tak wykańcza. Dwa ostatnie dni siedziałam nad jedną trasą dla auta i w końcu dopiero dziś znalazłam. Makabra!
Inaczej auto, a razem z nim mój szanowny małżonek weekendowaliby w Koszalinie.
Ok. Teraz lecę pozwiedzać wasze pamiętniki, bo zaległości mam! dokładne!
Pozdrawiam Was wszystkie moje kochane Chudziaczki!
Miłego, spokojnego, wiosennego weekendu Wam życzę!



23 marca 2012 , Komentarze (4)
Waga 87,70 kg czyli praktycznie utrzymuje się na jednym poziomie od stycznia, no...może spadła o 0,50 kg. No i dobrze. Nie chcę już tak bardzo chudnąć, bo będę wyglądać jak pomarszczone jabłuszko. Odchudzanie w tym wieku trzeba przeprowadzać do czasu pierwszych wyraźnych zmarszczek w widocznych miejscach.... Wiosenne słońce potrafi wydobyć na światło dzienne wszystkie mankamenty naszej skóry. Skóra pod oczami, szyja...wszędzie widać, że skóra potrzebuje głębokiego odżywienia i nawilżenia. Brzmi jak wstęp do reklamy dobrej maseczki albo kremu...prawda? Więc...lecę do szafki i faktycznie polecam wam niezłą maseczkę i to baaaardzo kompleksową bo: *na twarz*szyję*pod oczy*dekolt...z firmy Celia. Nazywa się "KOLAGEN + algi + świetlik". Jest niesamowicie tania (ja zapłaciłam 6 zł) więc warto spróbować, szczególnie, że można ją na te najbardziej wrażliwe miejsca używać.
Ja tak smędzę reklamowo, bo dopiero co byłam na zakupach kosmetycznych więc jestem w temacie. Się zaopatrzyłam troszkę. Łaziłam też za jakimś fajnym czymś pod prysznic i kupiłam nieziemsko pachnący nawilżający żel pod prysznic z miodem akacjowym z Johnson's. Był też taki o zapachu migdałowym. Też fajny, ale coś musiałam wybrać. Pianka do włosów, lakier do włosów i ....kieszonkowe diabli wzięli, hihihi...No ale mam zapasik. Chciałabym zmienić szampon, bo zauważyłam, że Syoss, którego używam już którąś z kolei butlę jakoś mi włosy wysusza. Kilka razy użyłam odżywki Dove i jest trochę lepiej, ale na dłuższą metę muszę kupić coś co bardziej moim włosom będzie odpowiadać. Jedna z moich siostrzyczek, Kasia, podpowiedziała mi, że warto zmieniać szampon od czasu do czasu. Ona zna się na tym, bo sama farbuje włosy na blondy i wogóle zawsze eksperymentuje z kosmetykami...Jak tylko mam jakiś problem to zaraz "jak w dym" do niej dzwonię...
Eeeeech! Wspaniałe mam te siostrzyczki! Kasia zna się na kosmetykach czasem prześle mi fajny przepis na ciasto, albo sałatkę, Agnieszka na kucharzeniu i to moje "telefoniczne serduszko", bo wystarczy, że kliknę sms i już mam z kim pogadać...
(to dzięki niej schudłam 20 kg!, bo żeby nie jej pomoc i namowa do dziś bym łaziła z tym tłustym dupskiem!), a Ewunia też zawsze i radą wesprze mądrą i pocieszyć potrafi...No i powiedzcie same, czy można sobie wymarzyć większe szczęście?! No i Was przecież też mam, bo nieraz doświadczyłam jak wiele od was korzystam i zawsze mogę liczyć na Waszą życzliwość i wsparcie...
Dla wyjaśnienia ja jestem najstarsza, potem młodsza o 5 lat jest Ewa, potem młodsza o 11 lat jest Kasia i o 14 lat Agnieszka. Niezły rozrzut w latach, nie?! Właściwie to mogłabym być prawie mamusią tej najmłodszej. Ha!...I prawie tak było, bo pamiętam jak im pupy myłam zawsze latem po podwórkowych zabawach...Wspomnienia...
Dawno mnie tu nie było, więc będą dwa wpisy naraz, bo muszę wam przedstawić nowe papuzie pisklątka. Mają już piórka. Wkleję zdjęcia w nast. wpisie to sami zobaczycie.
 


1 marca 2012 , Komentarze (8)
No i sami widzicie jakie to żarłoki! 
Cyrk jest jeszcze z tym, że te młode (zaglądałam do tej budki, jak Pola na chwilę z niej wyszła "do ubikacji" - tak to nazywam, bo wychodzi na żerdkę załatwić tzw. swoją potrzebę, rozprostować piórka i rozejrzeć się po świecie - i te młode są całkiem golusieńkie i ciałka maja takie ciemnoczerwone. Piszczą parę razy dziennie a nawet w nocy. Biedni ci "rodzice". A cyrk był dziś, bo wszystkie pozostałe papużki zgłupiały, jak te młode się tak rozpiszczały na dobre. Będą musiały się jakoś przyzwyczaić do nowego towarzystwa.
Najbiedniejszy jest chyba Poldek, bo jak one zajadają w najlepsze, to on zawsze żałośnie z boku się skarży, że on też jest głodny...tylko do jedzenia podchodzi ostatni albo wcale. U papużek jest tak, że samce zawsze ustępują samiczkom (i kto by to pomyślał! takie ptaszki, a wiedzą jak się zachować...nie to czasem, te nasze...duże samce..). Wiki siedzi przeważnie na talerzu i sama wcina. Jakby podleciał Poldek albo Wojtek to zaraz by któryś dostał po głowie, więc samce nigdy jej nie przeszkadzają. Szczególnie Poldek. On to już "mojrowaty" jest jak nie wiem co. Woli nie pochodzić i nie próbować żeby się kłócić. Za to ciągle narzeka. Usiądzie w kącie, albo tyłem do towarzystwa a np. dzióbkiem do ściany, kiwa śmiesznie główką i skarży się jak potrafi głosem jak to go wszyscy zostawili i nikt go nie chce, a on tu głodny i biedny...Wołam go wtedy, no i widać, że jednak podnosi główkę i patrzy na mnie...jakby chciał powiedzieć...no dobrze, ale...jeszcze trochę sobie ponarzekam i przyjdę. I tak z reguły jest, bo za chwilkę przylatuje i je mi z łyżki ryż. Widocznie lubi żeby o nim też pamiętać. Wśród ludzi też są takie podobne charakterki, obrażalskie i lubiące jak się je o wszystko prosi.
Za to Wojtuś jest przebojowy. Może dlatego, że został ojcem...Nie patrzy tylko "zapyla" do jedzonka i je za dwóch. Musi wykarmić rodzinę. Dobrze się ma ta Pola przy nim. Odkarmiona i wcale nie widać po niej, że zniosła 4 jajeczka. 
Jak się ściemnia to wszystkie papużki dają koncert. Tak codziennie. Uwielbiam te trele. Są już zmęczone więc to nie są żadne krzyki tylko takie ćwierkanie. Chciałabym wiedzieć o czym one tak "trelują"..., ale ten język poznamy chyba dopiero na drugim świecie.
Allleż się rozpisałam. A miałam tylko zdjęcia wkleić. 
No to pa, buziaczki! Wieczorkiem zajrzę do was i zobaczę co słychać.

1 marca 2012 , Komentarze (3)
Na szczęście jest już kolejny kilogram mniej i to przy całkowitej niemal zmianie diety, bo Dukana to ja używam wtedy jak coś z nabiałem komponuję do jedzonka, ale ogólnie pilnuję zasad, czyli unikam uczucia głodu, dużo piję i jem beztłuszczowo (no, może czasem kapeczka oleju się trafi...) i bezcukrowo (z wyjątkiem np. szczypty fruktozy do smaku do sałatki).
Jem orzechy, migdały i musli, ale takie na bazie otrąb owsianych (z Sante są takie, bo zawierają ok. 60% "owsa").
Powoli odkrywam zupełnie nowe sposoby na dodatki do pieczywa, które też sama piekę. Przedwczoraj zrobiłam chleb mieszany na zakwasie (mąki: żytnia, orkiszowa i pszenna, ta pszenna musi być, bo inaczej chleb wychodzi gliniasty i do niczego) i wyszedł super. Takiego chleba nie zje się nigdy tyle co białego, bo jest bardzo sycący, no i wiadomo, że wybitnie pomaga w przemianie materii i jest wartościowy.
A te dodatki to jednak trzeba wymyślać, bo np. wędlinka odpada, bo z słona, a jaka albo twaróg na okrągło jeść nie można. Znalazłam takie coś:

Hummus to pasta z cieciorki popularna na Bliskim Wschodzie w kuchni arabskiej i żydowskiej. To genialnydodatek do kanapek a także do chleba pitta, używany również jako dip.

Składniki na hummus z cieciorki z pieczarkami

Hummus z cieciorki z pieczarkami

Hummus z cieciorki z pieczarkami

  • 2/3 szklanki cieciorki,
  • 4 pieczarki,
  • cebula,
  • pomidor,
  • 2 łyżki masła,
  • 3 ząbki czosnku,
  • przyprawy: sól, pieprz, świeża bazylia, majeranek.

Cieciorkę moczymy w wodzie przez noc (można użyć tej z puszki ? dla niecierpliwych). Gotujemy przez co najmniej godzinę. Kroimy pieczarki,cebulę i pomidora w kostkę. Wszystko razem podsmażamy.

Pierwszą blendujemy cieciorkę z masłem, dodajemy przyprawy oraz podsmażone pieczarki z cebulą i pomidorem. Hummus z cieciorki z pieczarkami gotowy! Smacznego!

albo:

https://www.youtube.com/user/kotlettv/search?query=pasta

Nie tak źle. Można coś zawsze wybrać. I fajnie, bo ciągle coś nowego.

Ja soczewicy np. wogóle nie znałam, a teraz kupiłam i czerwoną i zieloną i kombinuję co by tu z niej zdziałać, a można naprawdę sporo rzeczy wycudować.

Dziś na śniadanie jajecznica z dwóch jajek z cebulą, jedną parówką pokrojona w kostkę (indycza) i szczypiorem. Do tego kawa inka z mlekiem.

Obiad - reszta z wczorajszej piersi indyczej + biała rzodkiew i papryka czerwona.

Kolacja - jakieś musli pewnie z jogurtem i kawałek (albo dwa...) sernika dukanowskiego, bo wczoraj piekłam.

Znalazłam tez pomysł na musli:

Musli z patelni, czyli placuszki z ziarnem i suszonymi owocami

Przepis można znaleźć tu: https://app.vitalia.pl/2011/09/musli-z-patelni-czyli-placuszki-z-ziarnem-i-suszonymi-owocami/.
Fajna przekąska, albo nawet samodzielne danie. Korzystam często z przepisów z tej strony, bo zawsze znajdę coś dla siebie, czy smacznego i dietetycznego. Widać, że właścicielka tez dba o linię.
A ja i tak muszę dziś zrobić tradycyjne kotlety mielone, bo mężulo zjeżdża do domciu, a on lubi raczej tzw. konkrety, a nie jakieś "byle co" jak to on nazywa.
Aha, papużka Pola wysiedziała już trzy malutkie papużątka, więc mamy "przychówek" jak się patrzy. Popiskują często, bo domagają się od rodziców ciągłego karmienia. A Pola z Wojtkiem muszą jakoś temu podołać. Podkarmiam je dzikim ryżem. Uwielbiają go i mogłyby go jeść parę razy dziennie, ale przyzwyczaiłam je tylko rano. Wojtek jak usłyszy, że rano pukam łyżką o talerzyk to szaleje po pokoju jak zwariowany i daje mi znaki, żebym w końcu go nakarmiła. Jakbym tak weszła do pokoju bez tego smakołyku to podlatuje do mnie i siada mi niemal na ramieniu rozkrzyczany i nie mam wyjścia... A znów jak wejdę z tym talerzem, to krąży tak koło mnie i próbuje usiąść na talerzu.
Muszę w nowym wpisie te zdjęcia umieścić, bo tu mi nie wchodzą.


23 lutego 2012 , Komentarze (7)
Odważyłam się dziś zważyć... Waga niezmiennie ta sama. Niby dobrze, bo gorzej jakby była o jakieś kilo większa, no ale...może bym tak znów "ruszyła z kopyta", pomyślałam sobie i trochę ją popchnęła w dół...? Dlatego dziś rano były placuszki dukana, co prawda z trzema paróweczkami -morlinkami i ogórkiem konserwowym, ale na obiad będzie już tylko wątróbka drobiowa z kapusta kiszoną, a kolacja....niewiem jeszcze, ale postaram się żeby była baaaardzo dietetyczna. 
Ostatnio sobie pozwoliłam na różne smakołyki, takie jak orzechy laskowe, migdały, a przede wszystkim granole z Sante i to dość pokaźne porcyjki. Poza tym picie w normie i reszta też. Aha...jeszcze po 3 kosteczki gorzkiej czekolady z Goplany dziennie, No i jak ma waga nie stać w miejscu...Dochodzi też do tego permanentny brak ruchu. Co chwila siedzę w fotelu, no chyba że pracuję przy komputerze, ale też bez ruchu. Tęsknię już za słoneczkiem i możliwością wyjścia codziennie z domu. Tak jak pewnie większość z nas.
Pola wysiaduje te jajka i końca tego wysiadywania nie widać. Dziś zaglądałam do tej jej budki i jajka niewyklute. Nie wiem co o tym myśleć.  Pierwsze zniosła 3 lutego czyli do jutra powinno być jakieś pisklątko(ok. 18 dnia od wyklucia się pierwszego jajeczka). Może być i tak, że żadne się nie wykluje. Często po takim okresie samiczka sama niszczy jajka. Czytałam gdzieś o tym.
Wojtuś dzielnie się Polą opiekuje. Pilnuje budki i nieustannie karmi samiczkę. Przez to sam musi jeść za dwoje. Rano dopomina się najbardziej o gotowany ryż. Tak mu to jedzonko przypasowało, że jak wchodzę do pokoju z płaskim talerzem i łyżką potrafi fruwać koło mnie dookoła prawie milimetry od tego jedzenia, a potem jak stoję przy klatce to wchodzą mi na ten talerz i jedzą bezpośrednio z niego. Niedługo pewnie odważą się jeść z ręki, Narazie doskonale idzie im to z łyżki i z talerza. Wczoraj Wojtuś siedział mi dwa razy na ramieniu. Kiedy siedziałam przy komputerze i piłam kawę. Widocznie uznał, że jem coś a jemu nie daję, bo robił te kółeczka wokół mnie i nad kubkiem, a potem normalnie mi usiadł na tym ramieniu. 
Aaaa, zapomniałam, w poniedziałek przeleciał do drugiego pokoju i nie potrafił wrócić do tego z klatką. Nawoływał do innych papużek, te mu odpowiadały, ale co podfrunął do drzwi to znów wracał na przeciwległą ścianę na meblościankę. Wołałam go i pokazywałam drogę, ale stałam w przedpokoju, a ten drugi pokój przylega do tego gdzie był Wojtek, więc musiałby zrobić niezły zakręt żeby tam trafić. Kilka razy do mnie podfrunął i zdezorientowany znów wrócił. Aż w końcu wzięłam się na sposób i z talerzykiem, na którym wsypałam trochę ugotowanego ryżu i łyżką stanęłam niemal w drzwiach tego drugiego pokoju, w którym jest klatka. I w końcu jakoś doleciała do mnie i zrobił zakręt i wpadł do małego pokoju. Nie wiem co bardziej pomogło, ten ryż, czy to, że jednak papużki się nawołują i znalazł dzięki temu drogę, albo to że na tej meblościance usiadł już w prostej linii do mnie i miał inny widok niż z pozycji w której tkwił od 2 godzin, czyli spod okna.. Najważniejsze, że wrócił.
Zauważyłam tego samego dnia popołudniu, że mimo, że były zamknięte drzwi do pokoju, to Wojtuś z impetem i krzykiem wieszał się na framudze tych zamkniętych drzwi i wszystkie papużki za nim. Widocznie ta wycieczka do drugiego pokoju była dla niego na tyle ekscytująca, że nęci go kolejny taki wyczyn. Tak to jest z papużkami. Są ciekawskie i mądre. A zaczęło się od tego, że mąż jak wychodził z pokoju gdzie są papużki to wołał Wojtusia i pokazywał, że coś dla niego ma, a ponieważ przeważnie to był ryż to Wojtuś leciał za nim na złamanie karku. Tak prawdopodobnie wyleciał za mną, bo to ja najczęściej wychodzę do kuchni i one słyszą i widzą (bo "ślepa" kuchnia znajduje się pomiędzy tym pokojem, w którym latają papużki, łazienką i przedpokojem i ma dwa okna, które wychodzą do pokoju papużek, są zawsze uchylone i zasłonięte firanami. Papużki siadają zazwyczaj na tej firanie i podglądają co robię w kuchni. Kiedy w kuchni mam zapalone światło, a w pokoju papużek jest już trochę ciemno to mają najlepszy widok. Podglądacze.... 
W wolnym czasie wkleję zdjęcia jak papużki jedzą z talerza...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

11 lutego 2012 , Komentarze (5)
Kupiłam wczoraj "Granolę" orzechową z Santy i taką zwykłą też. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale łaziło za mną to musli już chyba ze dwa tygodnie. Niby wiem, że mogę sama zrobić na dukanie sobie musli ale te może (jeśli nie przesadzę z dzienną porcją...) też mi jakoś ujdą płazem. Czytałam o wartości kalorycznej i wychodzi tak:

1 porcja - 25 g                
Wartość energetyczna w 1 porcji [25 g]:          - 107,25 kcal
Białko w 1 porcji [25 g]:                                  -     2,33 g
Węglowodany w 1 porcji [25 g]:                      -   14,88 g
Tłuszcz w 1 porcji [25 g]:                                 -     4,28 g

To chyba nie ma tak dużo tych kcal? Nigdy nie przeliczałam w ten sposób.
Jem to musli z jogurtem tylko raz dziennie. No...dziś tam rękę w tej torbie zatopiłam i "zeżarłam" parę kulek na sucho, ale to chyba też nie taki wielki grzech.
Jakoś od tego Dukana odchodzę powolutku. Niektóre potrawy jem oczywiście cały czas, np. dziś rano naleśniki (jeden naleśnik..., bo usmażyłam dwa, ale jeden się "zmieścił") z twarożkiem. Jednak piekłam już bułeczki z otrębami owsianymi i mąką pełnoziarnistą i zakwas już"bulka" w słoiku, tak że za jakieś 3 dni pewnie upiekę chlebek. Czasem zjem pół jabłuszka albo 3 kostki gorzkiej czekolady. Wczoraj jadłam wątróbkę z sosu (sosu nieee)z łyżką ryżu ciemnego i surówką.
Jem surówki z pora, albo kapusty kiszonej, buraczków.
Muszę sobie zrobić taka przerwę w tym "dukaniu", bo jednak jest to strasznie monotonne. Zobaczę jak na tym wyjdę wagowo, ale myślę, że nie będzie źle, bo unikam wszystkich produktów tuczących i dużo piję.
Dziś na obiad - sałatka z indyka, pekinki, papryki, cebuli czerw. i ogórka konserwowego.
Sama nie wiem co o tym myśleć...tzn. o tej mojej diecie, bo powinnam albo kontynuować tę II fazę, albo wleźć na III, ale chyba krzywdy sobie nie zrobię jeśli będę jeść z umiarem i rzeczy mało kaloryczne.
Papużki dziś jakieś spokojniejsze. Dostały rano znów łyżkę ryżu, tego ciemnego. Wojtuś wszystko skrupulatnie wyjada, bo musi jeść za dwóch. Przecież Pola czeka aż jej coś z dzióbka poda. Śmiesznie wygląda z tej budki jak jej widać tylko główkę. Popiskuje wtedy do Wojtka i on już wie, że przyszła pora żeby ją nakarmić. Trzeba przyznać, że super się nią opiekuje. Pola nie jest chuda jak to było przy poprzednich lęgach. Poldek jednak lekceważył karmienie jej dokładnie. Niedawno dostały po kawałeczku jabłuszka, a teraz pewnie obiorę im marchewkę i będą dziobać aż jak ja to mówię "wióry" lecą, bo np. Wikusia wali dzióbkiem w ten kawałek marchwi i nie widać żeby coś jadła tylko odłupuje po kawałeczku i chyba tylko spija ten soczek języczkiem. W każdym razie lubią wszystkie marchewkę okrutnie. W necie pisze, żeby dawać im jeszcze jakieś zieleniny, ale ja myślę, że to wszystko jest hodowane na jakichś nawozach i nie ma co ryzykować żeby potem chorowały. Makaron jeszcze lubią tez tak bardzo jak ryż i marchewkę.
Kupiliśmy im przedwczoraj nowa karmę z jakimiś witaminami i widać, że bardzo im smakuje. Najlepsze są z Vitakraftu bo niestety polskie jakoś nie bardzo im podchodzą.
Aaaaa, zapomniałabym - Pola ma 4 jajeczka i już chyba koniec tego "rodzenia" Teraz będzie wysiadywać od 18 do 22 dni i...będą małe pisklaczki, które obydwoje rodzice będą karmić. Eeeech już się doczekać nie mogę jak będą wyglądać. Najpierw napewno golusieńkie, ale potem ciekawe jakie kolory piórka będą miały.."Tatuś" zielony, a "mama" błękitna...Ha! Który kolor przeważy? A może jakieś geny po "dziadku" się odezwą? Hihihihi...
Tu już widać, że Wojtuś wybrał Polę.....albo ona jego. A teraz są już rodzicami, ha!

9 lutego 2012 , Komentarze (5)
Chyba ma już trzy te jajeczka. Niemal nie wychodzi z "kadłubka" (po śląsku budka lęgowa). Samiec, czyli Wojtuś pilnuje żeby miała co jeść, tzn. zanosi jej w dzióbku pogryziony już pokarm. Ona tylko wystawia główkę z budki, a on jej wpycha do tego dzióbka po kilka razy to jedzonko. Najlepszy cyrk jest jak Pola kilka razy dziennie wychodzi na żerdkę, a Wojtuś zaraz rusza do ataku żeby zapłodnić kolejne jajeczko, czyli wskakuje jej na kuperek i...robi to co każdy samiec uwielbia najbardziej.... Pola daje mu odpowiednie znaki. Przysiada i wygina się cała w takie siodełko, a wtedy Wojtuś hyc! na Polę i seksują się aż klatka się trzęsie, hihihi. Drugi samiec Poldek chyba zazdrości Wojtkowi, bo próbuje mu przeszkadzać, ale Wojtuś zdąży i go odgonić i zrobić swoje. Trzeba przyznać, że nieźle się musi przy tym nalatać, ale...liczy się efekt, czyli zapłodnione jajeczka. Mamy zamiar zatrzymać potem przynajmniej 2 młode, ale trzeba będzie przebudować całą wnęke dla ptaszków, bo potem tak jest, że "tatuś" może zapłodnić córkę, Ha!, ale to już "nie uchodzi" i trzeba robi wszystko żeby tak nie było, dlatego najlepiej jest zrobić przegrody dla matki z młodymi, no i pilnować żeby nie doszło do kaziroctwa. Zanim samica dopuści do siebie partnera mija sporo czasu i można zaobserwować i zapobiec temu.
No tak. Ciągle piszę o papużkach, a to portal "odchudzaczy", ale sami wiecie jak to jest...Często pisze się o takich bzdurach, bo...to jest częścią naszego życia, a to znaczy, że jest ważne tak samo jak każdy inny temat.
A odchudzanko spokojniutko kontynuuję. Z mniejszym albo większym skutkiem. Trzymam się zasad...co nie znaczy, że czasem nie skubnę czegoś niedozwolonego, ale co tam! Jest zima, a organizm (jak słusznie zauważyła tu jedna z vitalijek) domaga się innego paliwa, czyli jedzenia, które daje energię. 
Waga spadła znów o 1 kg! Super! Po tym przestoju ucieszyło mnie to bardziej niż bym się spodziewała. Ważyłam się wczoraj, wagę wrzuciłam zaraz na pasek, ale nie zdążyłam już zrobić wpisu, bo "lataliśmy" z mężem po mieście. Opłaty, zakupy i...takie tam. Zimno jak diabli. Tak jakoś mokro-zimno, bo policzki niemal bolą od tego mrozu. Zasłaniam się czym mogę, ale to jeszcze gorzej, bo wtedy para z ust osiada bardziej na twarzy i w efekcie szczypie jeszcze bardziej. Może któraś z was zna jakiś dobry krem na wiatr i mróz? Ja używam "Pani Walewskiej", albo tłustego z Urody, ale wcale nie jestem pewna czy nie zawiera wody.. Może to jest powodem tego szczypania policzków...
Zajrzę teraz co tam u was słychać.
Buziole!

4 lutego 2012 , Komentarze (8)
Na początek chciałam serdecznie przeprosić Was Moje Kochane za to, że ostatnio tak rzadko tu wchodzę. Już się tłumaczę: otóż mam cały czas teraz w domu męża. Nie jeździ w trasy, bo nie ma narazie ładunków, a co za tym idzie ja mam więcej roboty w domu, a swoje w dodatku przy komputerze muszę odsiedzieć, bo codziennie tych ładunków na giełdzie szukam. W sumie pracuję na 2 etaty, bo kiedy wstanę od komputera to ruszam do kuchni, albo do innych obowiązków, a wieczorem już się nawet odpalać komputera nie chce. W dodatku mąż "cięgiem" siedzi przy kompie i albo gra w jakieś gry, albo siedzi na YT. Jak mi się uda dorwać w końcu do Vitalii to poczytam was trochę i już nic nie piszę, bo zaraz mąż przychodzi i śledzi co wypisuję, a to już niezbyt komfortowa sytuacja, więc...odpuszczam...

Nie ważyłam się jeszcze, bo waga leży gdzieś u góry na meblościance...i jakoś mi ciężko (?!) po nią sięgnąć. W weekend był siostrzeniec z rodzinką, on, żonka i roczny Filip i dlatego waga wywędrowała tak wysoko. Jest szklana, a maluszek już się nią zainteresował i baliśmy się, że np. spuści ją sobie na nóżki. W każdym razie wytłumaczenie jest..
..
Dietki pilnuję jak mogę. Jem dietetycznie, ale niekonicznie ściśle "dukanowo". Rano np. dziś zjadłam sałatkę z tuńczyka z jajkiem na twardo i czerwona cebulką z dodatkiem jogurtu i przypraw, ale już bułeczka (malutka) pełnoziarnista ale z otrębami owsianymi już nie była w pełni "dukanowska". Myślę, że ważne żeby nie jeść tych tłustych i słodkich rzeczy. Chociaż...teraz zdarza mi się zgrzeszyć malutkim kawałkiem rogalika (sama piekłam), albo jogurt z otrębami granulowanymi, śliwkowymi, ale jakoś się tym za bardzo nie przejmuję, bo większość posiłków jest prawidłowa. Piję też codziennie czerwoną herbatę, która działa wybitnie na przemianę materii, czego dowodem są dość częste wypróżnienia (na czystym Dukanie było z tym gorzej...) i dużo wody. 
Weszłam jednak na tę wagę, bo ktoś pomyśli, że...przybyło mi nie wiadomo ile, a tu prosz..., prosz..., waga stoi w miejscu 89, 30 kg no i trzeba brać pod uwagę, że ważę się w momencie kiedy mam "w sobie" już śniadanie, kawę, garniec herbaty 0,5 l i jogurt mały z tymi otrębami śliwkowymi. No, ale chciałam sprawdzić...Nie jest źle! Zważę się jak znów ruszę z kopyta z dietą. Teraz uznałam, że w taki mróz jak teraz trzeba jakoś zaopatrzyć organizm w potrzebne składniki. Zdarza mi się zjeść 2-3 orzechy, albo migdały...Ważne żeby nie przybywało kilogramów. Pewnie żebym wolała żeby spadały, ale przyjdzie na to czas. Byle utrzymać tę wagę, którą "wywalczyłam" i jej zamierzam bronić jak się da.
Muszę przyznać, że trochę znudziły mi się już te placuszki i baaardzo tęskniłam za jakąś kanapką. Teraz jedna malutka bułeczka z pełnego ziarna z otrębami wystarcza mi na cały dzień. Nie używam żadnego tłuszczu i stronię od tłustych mięs oraz sosów. Tak przecież zamierzałam - żeby zmienić te swoje zasady żywieniowe, które powodują przyrost wagi. 
Z "rozweselaczy" tylko od czasu do czasu 1-2 lampki wina półsłodkiego. Na zawsze pożegnałam ciężkie alkohole i piwko i dobrze mi z tym.
W lodówce znów do mojej dyspozycji jest sernik dukanowski, ale dziś będę piekła ciasteczka piernikowe (ciasto już leży w lodówce), bo tęsknię za nimi od świąt. Takie ciastka są świeże bardzo długo i jak (szczególnie wieczorami) mamy ochotę na coś słodkiego to można schrupać dwa ciasteczka i...po głodzie. Ja chyba bardziej piekę je ze względu na te orientalne, piernikowe zapachy niż na ochotę na ich jedzenie, bo jedno albo dwa małe ciasteczka czasami nie uważam za wielkie przestępstwo. Ktoś pomyśli: no dobra..., ale tu ciasteczko, tu bułeczka i w sumie efekt taki, że odchudzania brak. No tak..Może i tak, ale powiedzmy, że...zrobiłam sobie przerwę. Nie śpieszy mi się. Mam czas. 
Buziaczki dla Was! Trzymajcie się dietki bo wiosna tuż, tuż....
Ja jak widać za bardzo przykładem nie świecę...

26 stycznia 2012 , Komentarze (3)
...ale już jutro zamierzam to nadrobić. Dziś miałam dobre chęci, ale jakoś dużo się działo, a jeszcze zachciało mi się piec jabłecznik i pranie wypadło niespodziewanie i...aaaa tam!..."dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane"....
Pa! Kochanieńkie! Lecę skończyć co zaczęłam, czyli..pozmywać itp, itd. Proza życia!
Pozdrawiam

18 stycznia 2012 , Komentarze (7)
Faktycznie chyba po świętach usunęłam jedną czy dwie znajome, które nie piszą nic już od października, a pewnie jedna z nich usunęła mnie. Dobrze mi radzicie. Nie będę się już przejmować tymi punktami!