Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malgorzatalub48

kobieta, 63 lat, Rybnik

160 cm, 84.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 stycznia 2012 , Komentarze (8)
Jestem trochę zaskoczona. Nie mam pojęcia za co te -4, ale mniejsza o to. Napisałam do Vitalii i zobaczę co mi odpowiedzą. Muszę chyba w wolnym czasie poczytać czego należy przestrzegać na Vitalii, bo inaczej cały czas będę na cenzurowanym. Czuję się jak skarcone dziecko, które dostało burę, ale nie wie co przeskrobało ...
Wczoraj byłam w markecie na zakupach i wróciłam skonana. Rozpakowałam tylko mrożonki, a resztę dopiero dziś ulokuję gdzie trzeba. Poporcjuję mięso. Ceny oczywiście niesamowite. Chyba każda z was też zaobserwowała, że dziwnie w markecie wydajemy więcej, albo...to tylko takie wrażenie. Może kupujemy więcej, na zapas i dlatego...No i tyle drobiazgów niepotrzebnych się kupuje, takich, które potem czasem zalegają w szafkach i przypominamy sobie o nich dopiero jak się na nie natkniemy. Ja też wczoraj kupiłam cztery książki, bo były po okazyjnej cenie i nie wiem kiedy się do nich zabiorę.
Dostałam od jednej z vitalijek przepis na chleb mieszany więc robię dziś zakwas i może uda mi się w weekend upiec jakiś chlebek. Tęsknię już do jego smaku i zapachu. W III fazie Dukana można 2 kromki dziennie. Mnie to wystarczy. Spróbuję tej III fazy od poniedziałku. Podobno na niej też można chudnąć. Pod warunkiem, że nie przesadza się z ilością jedzenia. Jak waga stanie w miejscu to wrócę do początku i znów zaserwuję sobie I i II fazę. Nie mam nic do stracenia (a raczej mam jeszcze troszkę kilogramów...) ale muszę trochę urozmaicić dietę, bo placuszki i naleśniki dukanowskie już mi się trochę znudziły. W weekend wypiszę sobie jakiś jadłospis na tę III fazę. Zobaczymy pod koniec stycznia jaki będzie efekt. Ważenie w piątek i akurat będę miała jakiś graniczny wynik, tak żeby wiedzieć jak waga się potem zmieni. Siostrzyczka, która też jest na Dukanie pewnie mi powie, że zaraz wpadnę w jakieś jojo, ale spoko! Jak zauważę, że coś nie tak - wracam do poprzedniego "dukania". "Nie ma to tamto"...jak mówi p. Buczkowski...
Dziś na śniadanko - jeden placuszek duk. z ryba po grecku.
Obiad  - porcja kurczaka pieczonego z kapustą kiszoną.
Kolacja - ....jeszcze nie wiem. Będę piekła coś z sera, to może z tego zrobię sobie kolację, chyba że jeszcze będę głodna...Mam jeszcze rybę w zalewie octowej to może ją zjem. Zobaczymy.
Pozdrawiam was miluśko!
PS. Aaaaa, zauważyłam teraz, że mam już -3.9 punkta, więc mi odjęli już -0,1. To może za moje nieobecności na Vitalii...Sama nie wiem.

13 stycznia 2012 , Komentarze (10)
Waga o 0,70 kg w dół, ale....ważyłam się przed świętami więc muszę wziąć poprawkę, że praktycznie tydzień mam przestoju. No, ale źle nie jest! Bałam się, że po tym jedzeniu różnych smakowitości kalorycznych będzie gorzej. W sumie różnicę w cm najbardziej widać w udach. Zawsze jakiś cm mniej. Gorzej z brzusiem. Trzeba chyba się ostro wziąć za brzuszki, bo inaczej ten fragment ciała będzie i tak jakoś wystawał z "całości".
Z przyjemniejszych efektów to chyba mogę powiedzieć, że mam smuklejsze dłonie, palce. Można się śmiać, ale przy wzroście 158 cm i sporej nadwadze palce wyglądają jak małe serdelki, a teraz widać, że mają jakiś kształt, hihihi!
Często łapię się na tym, że przeglądanie się w dużym lustrze przedłużam troszkę, bo do mojej świadomości nie może jakoś dotrzeć, że to naprawdę ja tak wyglądam. Smuklej i zgrabniej i właściwie już teraz by mi to wystarczało, bo już dobrze się z tym czuję, ale wiem, że zrzucenie następnych 10 kg zrobię też dla własnego zdrowia, czyli jak zobaczę 7-mkę na początku wyniku wagowego to mogę już odpuścić. Jeśli chudnę średnio ok. 1 kg tygodniowo to do marca muszę ścisłą dietę trzymać. Potem III faza Dukana i to już będzie inna bajka.
No ale, pożyjemy - zobaczymy...
Na śniadanko - sałatka z twarożku wiejskiego z tuńczykiem i cebulką z jednym placuszkiem.
Obiad - będzie wczorajszy pieczony kurczak /udko/.
Kolacja...jeszcze nie wiem. No i może w międzyczasie jakiś sernik z jogurtem.
Śpieszę się was poczytać trochę, bo potem jeszcze chciałabym parę rzeczy zrobić, a czas goni.
Buziaczki dla wszystkich i...miłego, udanego weekendu! Pa! kochanieńkie!

12 stycznia 2012 , Komentarze (3)
Witam Was serdecznie po krótkiej przerwie. Czytałam Wasze pamiętniki, ale przeważnie nie starczało czasu, żeby odpisywać.
Chyba jednak nie mam odwagi na tę wagę wleźć, ale co tam...Jutro włożę w końcu te nową baterię i stanę na tej "wyroczni", żeby zobaczyć jak bardzo się rozbrykałam w te świateczno-noworoczne dni. Chciałam się zważyć w poniedziałek, ale na szczęście (albo i nie) okazało się, że bateria całkiem wysiadła i ...poczułam ulgę, bo przecież mogłam zobaczyć tam znów 9...kg na początku wyniku i byłabym szczerze zawiedziona, a tak może jeszcze ciut nadrobię dietkę i wynik będzie bardziej korzystny. Jutro zobaczymy.
Wczoraj właściwie żywiłam się naleśnikami (dukanowskimi) z twarogiem (twaróg, jogurt, papryka czerwona w kostkę, ząbek czosnku, szczypior, przyprawy), a na obiad dwa gołąbki i potem jeszcze dwa kawałeczki sernika (dukanowskiego) z jogurtem z karobem i otrębami. Dużo wody. Czuję to od razu, bo nerki działają i wręcz się odczuwa jak wszystko robi się luźne (ubranie). Trochę też widać po piersiach...niestety, ale to już chyba każda z nas przećwiczyła, że one najwcześniej dają znać kiedy chudniemy. Dobrze, że przed świętami kupiłam mniejszy biustonosz i "wszystko" jest na swoim miejscu...
Dzisiaj rano: 2 placuszki z 3 małymi kawałkami kabanosa (chude jak byk!...tzn...baaardzo chude..) i musztardą. Teraz będę piec kurczaka, ćwiartkę, tę z piersiami i zjem z ogórkiem konserwowym. Kolacja...jeszcze w zamyśle, może znów 2 kawałki sernika.

Przyznam, że trochę podjadałam niedozwolonych rzeczy, no. pare orzeszków, albo jedna suszona morela, albo pół jabłka, ale to takie ilości, że chyba nie powinny wpłynąć na wagę. Chociaż w święta pozwalałam sobie na winko i to ładnych parę lampeczek, hihihi...jak by to posumować to wyszłyby pewnie ze 2 butelki.....Nieźle nie!? I jakieś piwka..., ale niewiele. Przy tym zawsze pamiętałam o odpowiedniej ilości wody i herbaty. No...zobaczymy jutro...co pokaże waga. Ojjj! Żebym się nie zdziwiła..., ale chyba nie będzie tak źle. Po spodniach widzę (czuję), że są chyba luźniejsze niż przedtem to chyba nie przybyło mnie dużo...Albo...tylko się tak pocieszam...
A jak ta waga przed świętami już nie pokazywała "uczciwie" ile faktycznie ważyłam?!bo już mogła szwankować...!? Eeee tam! Poczekam do jutra.
Tymczasem lecę, biegnę czytać "Was", bo mam w tym niezłe zaległości.
Pozdrawiam Was wszystkie baaaaaardzo serdecznie!

22 grudnia 2011 , Komentarze (9)

No! Nareszcie 8-mka na początku wyniku wagowego!

89,30 kg. Efektu ważenia się nie spodziewałam, bo wsuwałam ostatnio Danio przez kilka dni, ale widocznie organizm nastawił się na redukcję tłuszczu i dobrze. Po dwóch tygodniach, bo tydzień temu nie robiłam żadnych pomiarów, okazało się, że też mnie ubyło i w talii i w biodrach. Tylko tłuszczyk na brzuszku nie daje za wygraną i trzeba będzie niestety poćwiczyć porządnie żeby się go pozbyć. Myślałam też o masażach, bo one też dają spodziewany skutek. Mam jakiś krem na cellulit to użyję, ale chyba dopiero po świętach. Teraz nie mam do tego głowy.
Dziś tylko przetrę meble i ustawię choinkę, a jutro Pan Domu (!) ją pięknie ustroi. Mogłabym sama, ale on robi to od lat i to jego główny wkład w przygotowania do świąt, więc nie mogę go tej przyjemności pozbawić...
Jutro rano popędzę na targ po karpie i śledzie, potem sprawianie ich i do lodówy. To nie lada wyczyn, to robienie ryb, bo ilość zawsze jest imponująca - 4-5 sztuk karpii! Dobrze, że na targu je zbijają od ręki, bo jeszcze z tym byłby kłopot. Nie można kupić ich wcześniej, chyba że ktoś chce zamrozić potem, ale już nie smakują tak jak świeże. Zasolę je zawsze na noc i rano wszystkie smażę, z tym, że kilka kawałków leciutko bo potem przed samą wigilią je dosmażam. Tu na Śląsku każda rodzina zaopatrzy się w kilka lub kilkanaście kilo karpii, bo jedzą je niemal przez całe święta. Ja wychowana na Mazowszu, gdzie wystarczyły dwie porcje na kolację na głowę, jakoś już przyzwyczaiłam się do tego.
Poza tym - śledzie, ryba po grecku, śledzie (zielone) w zalewie słodko-kwaśnej. Mięsa nie przygotuję, bo mąż i tak wcina przez 2 dni rybę. Jakieś wędliny, jakieś słodkości, galaretki jakieś jutro machnę i...już
Ja kupiłam sobie gorzką czekoladę Lindt /chyba dobrze napisałam.....) i mam zamiar ją zjeść do sylwka. Najwyżej przybędzie mi jakieś kg, ale to "smolę"!, jak tu na Śląsku gadają. Wszyscy będą wcinać nie takie ilości kalorii, a ja biedna tez muszę czymś zatkać tę swoją chętkę na słodkie. Zrobię sobie dziś wieczorem jakieś dukanowskie ciasto, albo ciasteczka upiekę. Nie będzie źle. Aaaaa, i winko sobie kupiłam, wytrawne, czerwone, tak że "rozweselacz" dla mnie też jest. Inny alkohol odpada stanowczo. Poza tym będę jeść prawie wszystko, tylko w znikomej ilości. Tak żeby posmakować tylko. Inaczej będę żałować po świętach, że sobie pozwoliłam za dużo. No i szkoda byłoby tych ostatnich fajnych pomiarów.
Dziś rano jadłam placuszek dukanowski z jedną parówą cielęcą. Na obiad będą wczorajsze pulpety indycze w rosole, a kolacja...jeszcze nie wiem. Może jakiś serek, a jak coś upiekę to zjem kawałek ciasta. Teraz często zapominam o jedzeniu i dopiero ssanie w żołądku mi o nim przypomni, dlatego może ta waga tak leci na dół.

Wpadnę tu jeszcze żeby Was poczytać (wpisy, ma się rozumieć...).
NarazieSerdeńka!

21 grudnia 2011 , Komentarze (5)
Zbieram siły żeby zrobić co zamierzam w domu. Niby nie ma tego dużo, ale jednak trzeba się spiąć, a ja jakoś nie mam dziś wigoru do tego.
Wstałam późno, bo wczoraj położyłam się też późno i może dlatego nie mogę "odpalić" ten swój wewnętrzny motorek. Już kiedyś pisałam, że należę do rodzaju "sów", więc potrafię siedzieć do późna w noc i wtedy żadna robota mi nie straszna, a rano....wiadomo... Godziny popołudniowe są dla mnie najlepsze do działania, a że w domu jestem samiuteńka, więc mogę sobie na to pozwolić.
Do ostatnich godzin miałam nadzieję, że pojedziemy na Święta do domu rodzinnego na Mazowszu i...nie wypaliło. Jakoś muszę się z tym pogodzić, ale już marzyłam o wspólnym z siostrami kolędowaniu i wspólnej wigilii...
Za oknem zrobiło się biało, a tu na Śląsku to pożądany kolor, bo jednak zmienia ten czarno-szary krajobraz w bardziej odświętny, chociaż...jutro ten śnieżek będzie już też siwy. Oby w wigilię tak przyprószyło chociaż ociupinkę...
Papużki wrzeszczą żeby je wypuścić, ale ja nie mam na to dziś czasu. To już drugi dzień jak je trzymam "w niewoli", ale nic na to nie poradzę, że nie chcą potem wrócić do klatki do 19-20 tej, a ja muszę jednak je pilnować żeby czegoś nie pobroiły. Nic im nie będzie. "Narzekają" przez 2-3 godziny, a potem bawią się w najlepsze w klatce. Są bardzo zmyślne i ciekawskie i mogą wleźć wszędzie. Filedendron powędrował do śmietnika, po wycięciu kilku kawałków do rozmnożenia, bo z tym siadaniem papużek na nim dopiero była bieda. Na gałęziach u góry musiałam wieszać jakieś szmatki, bo skubały te łodygi, a dla nich to może być trujące. Teraz trzeba wymyślić dla nich jakieś "siedzisko" bo teraz tylko na meblach mogą siadać albo na klatce.
Jutro ważenie cotygodniowe. Zobaczymy.
Trochę smutny ten wpis wyszedł...
Tak tu mi dobrze z Wami dziewczyny! Zawsze można wpaść i "poczuć", że  można się z Wami podzielić swoimi myślami...Bardzo sobie cenię znajomość z Wami i Wasze cenne rady. Naprawdę...
Życzę Wam zdrowych, wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia! - duuużo prezentów pod choinką                 i
przyjemnego spędzania czasu z najbliższymi!



14 grudnia 2011 , Komentarze (18)

To z mojej pierwszej pracy w banku...ileś lat temu. Ależ się człowiek zmienia! Waga też. Wtedy mogłam ważyć jakieś 62 kg. Rany! Chyba już nigdy nie osiągnę takiej.
 

14 grudnia 2011 , Komentarze (4)
Dziewczyny! Chyba jeszcze nigdy nie miałam takiego spadku wagi!
1,5 kg! przez tydzień!
A myślałam, że będzie zastój, bo i Danio sobie pozwalałam i zjadłam flaczki w niedzielę gotowane na mięsie nie całkiem chudym i kurczak pieczony ze skórą...., a tu proszę! No happy jestem i już!
Tyle, że trochę niedojadałam, ale dużo piłam. Może dlatego. No i najważniejsze, że na gwiazdkę będzie "8" z przodu wyniku! Nareszcie! Chyba od 10-15 lat nie miałam takiej wagi...A myślałam, że to tylko na początku Dukana tak waga spada.
Hej, hej...a może potem będzie STOP!? I waga ani drgnie...?Nieeee, no ale przy tym krzątaniu się przedświątecznym to też chyba sadełko się spali troszkę...Zobaczymy.
Eeeeech! Już pisałam kiedyś, że jak dobrnę do 20 kg to przejdę na III fazę, no i chyba że waga będzie wędrować do góry to wskoczę spowrotem na II. Zawsze przecież można. Obawiam się trochę tych świąt, bo wiadomo, że próbuje się różnych potraw, jakąś lampkę wina napewno wypiję i tak sumując to może się pojawić jakieś dodatkowe kilo, ale może jakoś przebrnę przez te dni...
Na śniadanko była jajecznica z dwóch jajek na brokule z kawałeczkiem mięsa z piersi indyczej pokrojonej w kostkę. smażona na podkładzie antytłuszczowym.
Na obiad będzie chyba sałatka z pekinki, papryki cz., ogórka, rzodkiewki i pieczonej piersi indyczej a kolacja...jeszcze nie wiem. Jak mnie chwyci jakiś niekontrolowany głód to sobie sernik wrzucę na ruszt.

Papużki dziś w klatce. Narzekają trochę i się skarżą, że je nie wypuszczam, ale trudno. Wczorajszy dzień to był horror z nimi, za to były tak zmęczone wieczorem, że siedziały na żerdkach zaspane jak diabli i tylko mruczały jak coś robiłam w tym pokoju, a to oznaka, że im przeszkadzam w odpoczynku. Rozrabiaki.
Miłego dnia życzę wszystkim!

13 grudnia 2011 , Komentarze (7)
Mam niby pracę komputerową w domu, więc powinnam zdążyć z porządkami przedświątecznymi, ale jakoś nic mi nie wychodzi. Mam zaplanowane co zrobię do żarcia to i to dobrze. Reszta....sama się jakoś zrobi...Takie podejście na 10 dni przed świętami mi nie pomaga, bo codziennie powinnam coś zdziałać, ale zawsze coś mi wypadnie nieplanowanego. Dziś papugi tak mi się dają we znaki, że sama się dziwię jak jeszcze wytrzymuję nerwowo, ale to po części tez moja wina. Miałam je nie puszczać na pokój przez kilka dni, ale jak tak rano się obudzą i wyglądają czy im tę klatkę otworzę czy nie, to nie mam serca tego nie zrobić...no i latają...Tylko chyba przyjęły, że ten pokój to ich woliera, a klatka służy tylko do korzystania z karmników...W takich sytuacjach zamykam im częściowo takim patykiem wejście do klatki i boja się wtedy, że się do niej nie dostaną i włażą przez tę szparę po kolei....Wszystko zależy wtedy czy zdążę na tyle szybko podejść do klatki i zamknąć drzwiczki..., a to sztuka nie lada, bo czasem trzy siedzą już w klatce, a jedna marudzi i nie chce wejść, to te trzy w międzyczasie się najedzą i fruuuu już ich nie ma. Poprostu robota wariata!Tzn. one ze mnie wariata robią...Jednym słowem - rozrywka jak byk!
Ostatnio z jedzeniem jestem na bakier, czyli albo nic nie zaplanuję i jem z przypadku, albo chodzę głodna jak wilk bo nie mam czasu coś zrobić.... Wczoraj w końcu (od soboty) upiekłam sernik w dwóch foremkach i nareszcie się go uczciwie najadłam, bo łaził już za mną niemiłosiernie. Wpałaszowałam dwie porządne pajdy z serkiem waniliowym Danon i mlaskałam potem jeszcze przez 10 min.
A dziś znów poplątanie z pomieszaniem, bo w piekarniku tkwi upieczona pierś z indyka, a ja nie mam czasu zrobić do niej sałatki z pekinki i pewnie będzie z tego raczej kolacja...No i dobrze....a raczej niedobrze, ale trudno.
Lecę coś podziałać w domku, bo wszystko co mam zaplanowane na dziś to jeszcze nie ruszone nawet. Jutro ważenie....oj, nie spodziewam się rewelacji, bo z tym jedzonkiem kiepsko. Dobrze, że przynajmniej sporo piję, herbaty zielona, czerwona i woda. Kupiłam u nas w zdrowej żywności taka zieloną na wagę o nazwie "Złota rosa". Babeczka-ekspedientka w tym sklepie właśnie ją sobie zaparzyła i stała z boku w kubeczku więc się zainteresowałam tym zapachem i....kupiłam. Dobry chwyt reklamowy, nie?
Polecam wam z czystym sercem, bo naprawdę fajna, jak na zielona ma się rozumieć. Trzeba tylko pamiętać (jak to przy zielonej), że parzy się ją nie wrzątkiem i tylko max do 3-5 min, bo potem to już nie ten smak. Za to można parzyć do nawet trzech razy, dopóki ma jaki taki smak.
Ufff, zabieram się do jakiejś roboty. Poczytam was chyba dopiero jutro, bo muszę od rana ślęczeć przy kompie to przy okazji będę miała trochę czasu na to.
Buziole dla wszystkich!

8 grudnia 2011 , Komentarze (8)
Dziś ważenie i spadek o 1 kg. Powinnam już się właściwie przyzwyczaić, że co tydzień będzie taka, a nie inna zmiana, ale jakoś mnie korci żeby jakaś inna była. Może 1,10 kg, albo 0,90..a tu niezmiennie tyle samo. Wiem, że marudzę, ale to aż dziwne, że tak książkowo mój organizm reaguje na te dietę.
Mój organizm od początku, czyli od pierwszej miesiączki tak "chodził jak w zegarku", tzn. miesiączki bez żadnych opóźnień i naprawdę czasem mogłam nie patrzeć w kalendarz, żeby wiedzieć, że jest któryś dzień miesiąca, bo @ był zawsze na czas.
Menopauza też....przyszła jak trzeba, czyli rok przed 50-tką, chociaż już wcześniej dało się zauważyć niektóre symptomy, to jednak główny "spektakl" (ostatnia @)) odbył się przed moimi 49-tymi urodzinami i odtąd już jest spokój i nie mam nawet tzw. uderzeń gorąca i innych rewelacji. Cieszyć to się nie ma z czego za bardzo, bo od tego miejsca tak naprawdę zaczyna się powolne starzenie się organizmu. Każda z nas ma wyliczoną ilość owulacji w swoim życiu i kiedyś to się kończy. Teściowa straszyła mnie kiedyś, że to tak łatwo nie przechodzi, że jeszcze @ może wrócić nie raz, no ale w moim przypadku tak się nie dzieje, z czego się bardzo cieszę, bo to znaczy, że hormonalnie jest jakaś równowaga.
Dziś ostatni dzień proteinek, a od jutra P+W. Znalazłam sporo nowych przepisów na dania dukanowskie na YT, np. http://www.youtube.com/watch?v=4UvoWo8YO78&feature=results_video&playnext=1&list=PL679E00B226747E7E.
Kanał nazywa się "skutecznie.tv" i jest tam mnóstwo przepisów dietetycznych nie tylko dla dukanowców. Polecam.
Dziś rano zjadłam owsiankę otrębową (zamiast płatków - otręby) z cynamonem, zagęszczana jajkiem. Jest bardzo sycąca i super smaczna. Możnaby dodać do niej jabłko, orzechy, lub rodzynki, ale to juz dla osób, które mogą.
Na obiad będą pulpety z indyka w rosole z kluseczkami twarogowo-otrębowymi, a na kolację sałatka z makreli z jajkiem, ogórkiem i czerwona cebulką. Przekąska - reszta sernika.
Dziś muszę wymyślić jakieś potrawy na weekend, szczególnie że mogę poszaleć z warzywami.  Chciałabym też upiec na próbę jakieś ciasteczka na choinkę, bo kupiłam fajne foremki. Nie mam tylko jeszcze jakiegoś konkretnego przepisu. W ostateczności upiekę kruche i dodam jakiejś przyprawy orientalnej dla ładnego zapachu. Chyba, że któraś z was ma jakiś wypróbowany przepis.
Dzień dziś szary i ponury. Zapowiadają deszcz ze śniegiem.
Dziś papużki są nieszczęśliwe bo nie wypuściłam ich jak codziennie rano. Powodem jest to, że wczoraj do późna Wiki nie chciała wrócić do klatki. Musiałam zgasić światło i złapać ją w ścierkę i dać do klatki. Trochę to niepedagogiczne, bo jak się chce, żeby ptaszki nam ufały to nie powinno się tak robić. Szkoda mi ich, bo trzy papużki cierpią na tym, że jedna jest niesubordynowana. Trudno. Jak posiedzą w klatce jeszcze jutro to znów sobie przypomną gdzie ich miejsce. Już kiedyś tak było w lato. Tak się przyzwyczaiły do długiego przebywania poza klatką, że nie chciały wogóle w niej siedzieć. Też wtedy przytrzymałam je tydzień bez latania i wszystko wróciło do normy. Teraz szczególnie, dni są krótkie, szybko robi się ciemno, więc na dobrą sprawę powinny szybko wracać do klatki, a one siedzą na niej u góry i śpią i o włażeniu nie ma mowy. Najbardziej podoba mi się jak rano
śpieszą się do latania.
Pierwsza przeważnie jest Wiki (ta niebieściutka). Pierwsza chce latać i okazuje się, że trudno jej do klatki wrócić.

W ciągu dnia są tak ruchliwe i ciekawskie, że chciałyby wleźć wszędzie. Najczęściej dobierają się do moich książek..A może próbują mi pomóc w przedświątecznych porządkach...


Pola nawet zaglądała w oczko od segregatora, czy to nie jakaś dziupla...
Nie można się na nie gniewać wiedząc i widząc jakie są bezbronne i zdane na łaskę człowieka. Są kochane te moje szczebiotki, buziaczki...
Życzę wam kochaniutkie duuużo siły i samozaparcia w tej przedświątecznej krzątaninie.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!




2 grudnia 2011 , Komentarze (15)
Człowiek, który nie ma zbytnich kłopotów zdrowotnych może śmiało na tej diecie schudnąć. Co innego jak komuś niedomagają nerki albo ma problemy z żołądkiem lub wątrobą to bardzo prawdopodobne, że tą dieta może sobie przysporzyć jeszcze kłopotów.
Po 3-ech miesiącach stosowania diety mogę już śmiało wyliczyć jej niewątpliwe zalety i wady.
ZALETY
- nie trzeba głodować, czyli ograniczać ilości posiłków,
- szybko widać efekty, a to motywuje najbardziej,
- zaparcia, ale na to są sposoby,
- oprócz 2-3 pierwszych tygodni dieta nie jest uciążliwa zdrowotnie (ale dla ZDROWYCH osób!), a III faza to już bajka!
- słodkie rzeczy są dozwolone ale z produktów zalecanych i bez cukru,

WADY
- trzeba dużo pić a co za tym idzie częściej odwiedzać łazienkę,
- trzeba ZMIENIĆ całkowicie niemal sposób odżywiania, nie na czas diety wg mnie, ale na zawsze.
- pożegnać się z ziemniakami, chlebkiem, słodyczami i alkoholem na długo, albo na zawsze, o ile słodycze i alkohol można sobie darować to chleb zawsze przyciąga zapachem ( w III fazie można już jeść niewielkie ilości).
I po co ja to piszę jak tyle jest tego w necie, że można czytać godzinami.
Najbardziej wkurza mnie jak ktoś pisze, że po diecie waga natychmiast wróciła do poprzedniej, czyli co? jak ktoś zrzucił 25 kg to w 2 m-ce przytył tyle samo? Nie wierzę! Jak wrócił do starych nawyków to może tak, ale jeśli przestrzega podstawowych zasad ludzi z tendencją do tycia to napewno nie.
Jak często to nasze polskie weekendowe balowanie jest powodem do wzrostu wagi? (coś wiem na ten temat, bo go ćwiczyłam baaaardzo długo...) "Rozweselacze", torty, sałatki z majonezem, wieprzowina i kluski...jeśli nie potrafimy odmówić gospodarzom spróbowania potraw, których nie powinniśmy tknąć to pewne jak w banku, że nasza waga po niedzieli pokaże +2/3 kg, a sami wiemy ile trzeba się napocić żeby je zrzucić. Może z alkoholi wybierzmy lampkę półwytrawnego albo półsłodkiego wina i unikajmy tłuszczu jak tylko to możliwe. Znalazłam u jednej z vitalijek taki dekalog na świąteczny czas, ale wypadałoby go stosować cały rok. Dla własnego dobra.

Zasady Zdrowych Świąt

DEKALOG VITALIKOWYCH ODCHUDZACZEK

1. Pomiędzy posiłkami zachowaj odstęp, najlepszym przerywnikiem pomiędzy talerzem z pierogami a kapustą z grochem jest spacer, pobaw się z dziećmi, porozmawiajcie z rodzinką - ale przy szklance wody, żarełko zostawcie na stole.

2.Nie dajmy się zwariować - nie licz kalorii przy stole Wigilijnym, nie biegaj z wagą kuchenną...nauczona doświadczeniem wiesz, że aby się zdrowo najeść wystarczy mała chochelka zupy, 2 pierogi i łyżka kapusty. Nakładaj różnych przysmaków w MAŁYCH porcjach! Nie miej poczucia krzywdy, że omijają Cię długo oczekiwane przysmaki, Święta to czas radosny - jeśli zastosujesz się do wszystkich zasad to i czas po świętach będzie miły i spokojny!

3.Jeśli gotujesz sama lub masz wyrozumiałą Mamę/Babcię/Teściową staraj się, aby dodać ODROBINĘ mniej cukru do ciast (zamiast szklanki to 3/4 szklanki), aby dodać mniej tłuszczu, aby nie smażyć a raczej piec, aby nie zagęszczać farszu bułką tartą czy mąką a otrębami, aby do zupy nie dodawać tłustej śmietany a raczej jogurt, aby sos do sałatki "odchudzić" pół na pół majonez + jogurt itp.znane nam, Odchudzaczkom MYKI!

4.Nie rób jedzenia NA ZAPAS, nie przesadzaj z ilością krokietów, pierogów i sałatek. Pamiętaj, że PO ŚWIĘTACH szkoda wyrzucić więc się zjada! Jeśli nawet zostały Ci świąteczne potrawy (lub wspaniałomyślnie zostaniesz obdarowana makowcem, sernikiem, pierogami i bigosem przez Mamę/Teściową) to pamiętaj o MROŻENIU! Popakuj w folie aluminiową, w hermetyczne pudełka i daj do zamrażarki za miesiąc-dwa będziesz miała wspaniały i ekspressowy obiad lub deser! Jeśli to Ty możesz kogoś obdarować to niech na pierwszy ogień idą te najbardziej kaloryczne potrawy, pozbądź się ich z domu.

5.  Jedz z GŁOWĄ, jeśli na paterze stoją ciasta z masą (typu orzechowiec, królewiec, krówka itp.) i ciasta bez masy (piernik, sernik, makowiec, piegusek, babka itp.) wybierz TE BEZ MASY, jeśli w domu zgodnie ze zwyczajem polewacie pierogi tłuszczem poproś o TE PROSTO Z WODY, jeśli do wędliny wszyscy sięgają po chleb TY ZJEDZ SAMĄ-znowu kłaniają się nasze Odchudzaczkowe MYKI!

6. Nie siedź w domu! Nawet przy dużym mrozie spacer może być przyjemnością, po to nam nasze zdobycze zakupowe w postaci czapki, swetra, rękawiczek i szala, aby ubrać się ciepło i wystawić nos na dwór! Warto o tym porozmawiać przed Świętami, aby Mąż/Narzeczony nie był zdziwiony, że nie chcesz oglądać Kevina na Polsacie...powiedz mu jakie to dla Ciebie ważne, abyście razem, wspólnie spędzili czas na świeżym powietrzu!

7.   Pamiętaj, że święta trwają 2,5 DNIA, od 27 grudnia wszystko WRACA NA SWOJE TORY, nie dojadamy kapusty 3 dzień ani po raz 3 z kolei w ramach deseru nie szamiemy piernika z makowcem, przygotuj na śniadanie owsiankę i sok ze świeżych cytrusów których na święta nigdy nie brakuje, ugotuj LEKKI OBIAD, może pomidorowa? A na deser musli z jogurtem i suszone śliwki.

8.  Może śmiesznie zabrzmi, ale pamiętaj o ZASADACH ZDROWEGO ODŻYWIANIA, które stosujesz na co dzień - jedz powoli, małymi kęsami, pij wodę/herbatę zieloną lub czerwoną, pamiętaj o odstępach czasowych pomiędzy posiłkami, nakładaj jedzenie na talerzyk o mniejszej średnicy itp.

9. Jeśli masz wpływ na prezenty jakimi zostaniesz obdarowana to poproś o karnet na siłownię/fitness/basen, o jakiś przyrząd do ćwiczeń np. dużą piłkę lub hula-hop. Będzie to dodatkowa motywacja do powrotu do ćwiczeń po Świętach.

10.Zadbaj o siebie, ubierz się ładnie, pomaluj, zrób włosy, paznokcie. Staraj się zachowywać elegancko i kulturalnie, może zrezygnujesz z dokładki kapusty z grochem jak uświadomisz sobie, że wywali Ci bęben i nie będziesz już tak atrakcyjnie wyglądała w swojej pięknej kreacji. Przy okazji będziesz mieć ładne zdjęcia ze świąt, pamiętaj - zawsze tragicznie wyglądamy uchwycone w pozycji "na głodomora" przeżuwając sernik lub wydłubując mak z zębów.

I co wy na to?

Znajdźcie w weekend czas na relaks, bo przecież czeka nas w grudniu mnóstwo roboty

Buziaczki dla wszystkich!

Hej!