Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od czego tu zacząć?? Może najpierw od tego, że kocham sport!! Dziwne?? No, ale prawdziwe... 8 lat trenowałam tenis stołowy, a 3 razy w tygodniu grałam rekreacyjnie w siatkówkę. Tęsknię za tym jak cholera!!! Po ukończeniu liceum najpierw rok pracowałam, a potem poszłam na wymarzone studia i moje życie diametralnie się zmieniło. Niestety na gorsze ;((( Jestem tu bo mam dość użalania się nad sobą i mam nadzieję, że zawalczę i wygram to, o czym śnię od dawna.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 21043
Komentarzy: 241
Założony: 17 listopada 2011
Ostatni wpis: 6 maja 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Leyla1203

kobieta, 34 lat, Wrocław

162 cm, 78.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

1. Śniadanie: 
- mizeria (pół pomidora, 2 rzodkiewki, ogórek, 5 łyżek jogurtu nat.) ok. 92 kcal
- 2 wafle ryżowe 70 kcal;
-  2 łyżeczki mojego twarożku ok. 40 kcal;
2. II śniadanie
- koktajl (3 marchewki, 3 brzoskwinie) ok. 105 kcal;
3. Obiad:
- 125g piersi drobiowej (duszonej na wodzie z czerwoną papryką i pieprzem ziołowym, bez soli oczywiście) 125 kcal;
- brokuł 27 kcal;
- fasola szparagowa 40 kcal;
- 6 łyżek sosu pieczeniowego 40 kcal;;
4. Podwieczorek: 
- jabłko 36 kcal;
5. Kolacja:
  - Jogobella 8 zbóż 155 kcal;

Tu również doliczam ok. dodatkowych 100 kcal, które są nabytkiem po pracy

Dywanówki. Nie biegałam - usnęłam, a jak!

26 sierpnia 2013 , Skomentuj

Sprawozdanie spóźnione z powodu małych problemów z łączem internetowym

Menu 23.08.2013
1. śniadanko:
-3 wafle ryżowe 105 kcal;
- 4 łyżeczki twarożku (serek wiedeński, jogurt naturalny, 2 rzodkiewki, szczypior, pieprz - ok. 110 kcal/100g) - 80 kcal;
- ogórek zielony 5 kcal;

2.II śniadanie: 
- koktajl (3 marchewki, 3 brzoskwinie) ok. 105 kcal;

3.Obiad:
- wątróbka drobiowa (duszona na 1 łyżeczce oliwy z cebulką) ok. 329 kcal
- brokuł na parze 27 kcal;

4.Podwieczorek:
- jabłko 36 kcal;

5.Kolacja:
- Jogobella 8 zbóż 155 kcal;

Doliczam jakieś 150 kcal które doszły mi w pracy podczas próbowania potraw. No cóż, nie wyeliminuję tego w 100%, ale z pewnością  w 200% ograniczę :)

Wieczorem moje dywanówki i 30 minut biegu :)

4 sierpnia 2013 , Komentarze (11)

 Od zawsze martwiłam się o szczęście innych: najbliższej rodziny, przyjaciół, znajomych. Nadal to robię i zdaję sobie sprawę, że mi to nie minie. Przypomniałam sobie jednak również o sobie. Dlaczego chociaż ten jeden, jedyny raz nie mogę uszczęśliwić siebie? Czy ktoś tak właściwie mi zabronił? OTÓŻ NIE! Sama sobie to wmówiłam i sama sobie to wymażę ze swojej świadomości :) Nic mnie nie uszczęśliwi bardziej, niż brak wstydu za własne ciało, ot co! Pomimo wczorajszej meeeega wpady z dietą (porcja frytek na kolację), dzisiaj nie zapomniałam o swoim postanowieniu i walczę nadal z podkulonym ogonem. Mam nadzieję, że wkrótce zdołam uszczęśliwić właśnie siebie, czego oczywiście życzę i Wam.
Mam pytanie do bardziej doświadczonych ode mnie: od jakiegoś czasu miewam dziwne osłabienia - podczas szybkiej zmiany pozycji ciała np. z kucającej  do wyprostowanej, pojawiają się mi mroczki przed oczami i zawroty głowy. Trwają bardzo krótko (5 sekund maksymalnie), ale nieco mnie niepokoją. Czym może być to spowodowane? Zbyt rygorystyczną dietą, za dużym obciążeniem fizycznym czy może po porostu tymi upałami? Jak można temu zaradzić? Z góry dziękuję za pomoc 
Wasza Leyla.

2 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

Muszę nauczyć się nad sobą panować. Muszę. Przeraża mnie, że czasem nie jestem w stanie decydować o tym, co robię. Jeśli nie potrafię zapanować nad swoim ciałem i wyimaginowanym głodem, to czy jestem w stanie kontrolować resztę swojego życia? Boję się i to cholernie... Potrzebuję lekcji pokory i powściągliwości.
Jak już wspominałam, pracuję w gastronomii. W domu nie mam problemu z utrzymaniem diety, w pracy - boję się na cokolwiek spojrzeć, by nie zrobić się głodną. Nie kontroluję siebie! Myślałam, że już wyszłam na prostą, ale tak nie jest. Naprawdę się boję, chyba pierwszy raz w życiu zdałam sobie z tego sprawę. Chrzanione żarcie! Dlaczego to ono nade mną panuje, dlaczego nie jest na odwrót??! 
Idę jeszcze pobiegać, pomyśleć, zapomnieć o tym syfie w mojej głowie (o ile tylko zdołam). Jutro kolejny ciężki dzień. Ale nie szkodzi. Gorzej już chyba być nie może, wiec pozostaje mi tylko uwierzyć w swoje siły.
Do usłyszenia - mam nadzieję, że kolejnym razem będę mieć lepsze wieści!

29 lipca 2013 , Komentarze (7)

Biegam, skaczę na skakance, pływam, ćwiczę mięśnie brzucha, ud, łydek, biceps, triceps i wszystko, o czym sobie przypomnę. Trzy dni odpoczywałam u mamy, także tego, nieco popuściłam sobie paseczek :P, ale to nic. Nadal chcę nie wstydzić się swego ciała. Od kilku dni jednak podchodzę do samej siebie z dystansem. Wiem, że może mi się nie udać zrzucić tych nadprogramowych kilogramów (nie byłby to pierwszy raz). Zdaję sobie również sprawę z faktu, że być może nikt, nigdy nie pomyśli o mnie: jaka śliczna kobieta. I dostrzegłam, że właściwie przestało mi to przeszkadzać. Jest mi niekiedy smutno z tego powodu, ale to chyba normalne - żeńskie hormony. Dotarło do mnie jednak coś zupełnie zaskakującego (przynajmniej dla mojej świadomości): stan, w którym się właśnie znajduję (czyli ta moja nadwaga i mała wiara w siebie z nią związana) pozwoliły mi nauczyć się zajebistej samodzielności, zaradności i pracowitości. Strach przed odrzuceniem, nie pozwala mi na proszenie o pomoc, na użalanie się nad sobą. Uczę się, pracuję (niekiedy zbyt dużo, ale to nic), dążę do postawionych sobie celów SAMA, bez niczyjej pomocy. Radzę sobie, po prostu. Mam nieco problemy z asertywnością, co niestety uważam również sprowadzić można do mojej nadwagi, ale uważam, że z czasem nauczę się bronić swojego zdania. No zobaczymy. 
Od dziś moim motywem przewodnim staje się DYSTANS DO AKTUALNEGO STANU RZECZY: nie będę narzekać na samą siebie - będę walczyć o lepsze jutro, ale nie po trupach. Ot co! 

Na koniec, co by dieta za dużo w głowach nam nie poprzewracała, wrzucam link z utworem A. Chylińskiej http://www.youtube.com/watch?v=Q_H-31Vn4OQ.

Pozdrawiam i do usłyszenia!

19 lipca 2013 , Komentarze (6)

Witam wszystkich po raz kolejny "z podkulonym ogonem"!
Wiele, wieeeele zmian w moim życiu, aż sama się dziwię, że tak wygląda moja obecna sytuacja. 
Przede wszystkim nie jestem już w związku. Ja i pan K. rozstaliśmy się. W między czasie obroniłam się i jestem licencjonowany ratownikiem medycznym bez pracy :P, bo o nią niezmiernie ciężko i trzeba nieźle się natrudzić, żeby dostać się do pogotowia. Póki co jednak zamierzam zająć się jakimś magisterium, ale nadal po głowie chodzi mi myśl, by poprawić maturkę i spróbować sił w medycynie. Tyle tylko, że jestem 4 lata po liceum, i czy realnym jest przystąpienie do egzaminu dobrze przygotowaną po takim długim czasie? Nie wiem, zobaczymy.
I do rzeczy: jak wyglądam? Chciałabym skrupulatnie opisać swoją sylwetkę, ale jest w tak opłakanym stanie, że aż nie znajduję słów. Eh, ja i moje 78 kg chyba nie prędko się rozstaniemy, co nie oznacza, że nie spróbujemy! Od kilku dniu staram się trzymać dietę bogatą w warzywa i owoce, bez zbędnych tłuszczów i węglowodanów (brak białego pieczywa - wyłącznie chrupkie bądź wafle ryżowe, brak czerwonego mięsa - wyłącznie drób, brak maseł i olejów - od czasu do czasu korzystam z oliwy w bardzo małych ilościach: max 1 łyżeczkę do obiadu, nie jadam również sera żółtego, kasz, ryżu, makaronów, zrezygnowałam z soli i cukru na rzecz aromatycznych i zdrowych przypraw, no i oczywiście napoje gazowane i soki z kartonu poszły w niepamięć, bo zastąpiła je woda i zielona herbata). Biegam prawie każdego dnia (około 20 - 25 minut), skaczę na skakance (10 min bo póki co nie jestem w stanie więcej), zaczęłam na powrót pływać, no i na koniec postanowiłam wyrzeźbić brzuch i uda (znalazłam gdzieś w niezgłębionym internecie takie ciekawe zestawienie, które dorzuciłam do tej notki). Wszystko to wygląda całkiem nieźle, ale obawiam się, że nie wytrwam. Przecież tyle razy się poddałam. Mam motywację, ale co z tego? Nie potrafię poręczyć za swoją silną wolę :( Sprzyja temu np. fakt, że pracuję w gastronomii, żeby się utrzymać. Nie mogę zrezygnować z pracy, gdyż nie posiadam żadnego stypendium, zapomogi studenckiej czy pomocy finansowej od mamy (sama wiąże koniec z końcem), tym bardziej, że całkiem nieźle (jak na jadłodajnię ) mi płacą. A tam tyle pokus... :( 
Chciałabym zapisać się na boks damski, ale się wstydzę swojej wagi, a przecież uwielbiam ten sport... Muszę pracować nad swoim ciałem, bo mój umysł i nastawienie do świata przy obecnej wadze, obecnym wyglądzie, nie chce współpracować ani ze mną ani z otoczeniem. Nie znoszę tego stanu.
Koniec smętów, zabieram się do pracy. 
P.S. Lubię się tu wyżalać i wypisywać o wszystkim, co spędza mi sen z oczu, mimo tego, iż zdaję sobie sprawę, że niewiele z Was to czyta. Taki paradoksik :) Pozdrawiam i  żywię nadzieję, że i Wam się uda.
Leyla


WSPOMNIANY ZESTAW ĆWICZEŃ:



MOTYWACJA:


20 lutego 2013 , Komentarze (5)

Powoli wracam. Mam taką przynajmniej nadzieję. Nie jest łatwo ale się nie poddam. Dociera do mnie wiele ważnych kwestii dotyczących mojego życia. Szkoda, że tak późno. Jestem zmęczona ale to nic - chcę walczyć. Postawiłam sobie zbyt wysoko poprzeczkę i dlatego nieco poległam. Niestety taka już jestem - na pozór żyjąca chwilą, a w rzeczywistości: cholerna perfekcjonistka. Tylko dlaczego tak perfekcyjnie nigdy nie zadbałam o swoje ciało? Perfekcyjna w szkole, w domu, wśród znajomych, w związku - zawsze musiałam być pierwsza. PIERWSZA i NAJLEPSZA. I co? Siedzę i użalam się teraz w głębi ducha, że ominęło mnie tyle przezajebistych chwil, których nie jestem w stanie teraz dogonić. To dość smutne, ale już tego nie zmienię, bywa. Zrozumiałam niedawno, że chciałam (i de facto nadal chcę) być perfekcyjną, tylko i wyłącznie dlatego, żeby ludzie mogli mnie zaakceptować. Bo czy można akceptować i szanować grubasa?? Zdaję sobie sprawę, że takie rozumowanie może śmieszyć wielu z was, ale cóż ja mogę poradzić na to, że tak podpowiada mi serce i rozum? Kurde przydałby się chyba jakiś psycholog. Ale JA I PSYCHOLOG?? Perfekcjonizm to choroba, albo wynik jakiejś choroby, dewiacji, złych doświadczeń. To nie jest normalne zachowanie.
No to nieco się wygadałam. Chyba mi lepiej.
Pozdrawiam, 
Leyla.

18 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Klapa. Totalnie. Jestem 9 kg cięższa niż na pasku. Ciężko mi z tym (i to dosłownie). Rano uczelnia, wieczorami i w weekendy praca. I tak błędne koło Macieja trwa już z pięć miesięcy. Efekty: katastrofalne. Żal mi mojego wysiłku, żal mi mojego czasu, który poświęciłam w zrzucenie tych zasranych kilogramów. Żal mi swojego ciała. Jedyną sprawą, która nie podlega mojej żałości jestem ja sama. Dlaczego? Bo to moja wina! Znowu się zapuściłam. Przestałam walczyć. Najgorszym jest jednak to, że chyba przestałam wierzyć, że mogę spróbować raz jeszcze. Potrzebuję pomocy. Tylko skąd? Moi najbliżsi są masę kilometrów z dala ode mnie, mój facet - nie potrafi pomóc, nie rozumie, znajomi - już ich nie ma, jeden incydent, który niedawno miał miejsce, uświadomił mi, że ludzie za którymi jeszcze kiedyś rzuciłabym się w otchłań piekieł, są nic niewarci. To przykre, ale może lepiej, że tak się stało. Uświadamiam sobie właśnie, że zostałam sama. Cały ten tłum, który mnie otacza, ma gdzieś co się ze mną dzieje. Tylko nieliczni czasem mnie zauważają. "Czasem", oznacza te sytuacje, gdy czegoś ode mnie chcą - a ja nie odmawiam. Taka jestem asertywna! A dlaczego tak się dzieje? Bo mam nadzieję, że ktoś w końcu zapyta mnie o pomoc, a ja odpowiem bez żadnego zażenowania: tak, jestem gruba i chcę schudnąć, chcę zmienić swoje życie, pomóż mi w tym! Naiwność to niestety cecha, która sztandarowo  mnie opisuje. Nikt za mnie tego nie zrobi, to jasne, ale cóż z tego, jeśli w głębi serca nieustannie liczę na dar od losu. Do tego dochodzą jeszcze te wszystkie kłopoty dnia codziennego. Zwłaszcza problemy z kasą. Dobija mnie ten kryzys kompletnie. Nie jestem w stanie sama tego wszystkiego ogarnąć, ale duma mi nie pozwala na prośbę o pomoc. I gdzie tu myśleć o diecie, o ćwiczeniach, o ukochanym bieganiu czy pływaniu???  Co jest ze mną nie tak? Jak sobie radzić w tak trudnych okresach? Kurcze moje zasoby energetyczne wyczerpały się. Oczekuję lepszych dni.
Z pozdrowieniami,

Leyla.

8 sierpnia 2012 , Komentarze (9)

No dobra... Chyba się pozbierałam. CHYBA. Nie jestem przekonana do tego na sto procent, ale wczoraj już biegałam ok.20 minut także jest OK. Nie jadłam świństw - to też dobrze świadczy. Dzisiaj mam wolne od pracy i jak na razie dobrze mi idzie. Jeszcze nie biegałam, ale pobiegam z całą pewnością. Póki co czekam na powrót K. z pracy - musimy poważnie porozmawiać na temat naszego związku, bo nie dzieje się między nami najlepiej i wydaje mi się, że tracę zapał do walki z nadwagą również z tego powodu. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem uparta i nie chcę niczyjej pomocy, że daję sobie w życiu sama świetnie radę. Ale to nie tak - często chowam się za kotarą i udaję tą silną i nieugiętą tylko po to, by życie mnie nie zdeptało, a w rzeczywistości potrzebuję wsparcia jak każda inna kobieta. Nie znaczy to również, że chcę by to ktoś walczył za mnie. Potrzebuję po prostu wiedzieć, że ktoś jest po mojej stronie. 
Ponadto wydaje mi się, że właśnie znalazłam się na rozdrożu w moim życiu i muszę podjąć decyzję. Sęk w tym, że jeszcze nie wiem czego ona dotyczy. Mam przeczucie, że powinnam coś wybrać, ale nie wiem co... Dziwne, zdaję sobie z tego sprawę, ale cóż, tak właśnie czuję.

Wiecie dlaczego chcę pozbyć się tych nadprogramowych 20 kg? Żeby czuć się  pewnie. Tak: "czuć się pewnie" to dobre sformułowanie. Życie konfrontuje nas z różnymi ludźmi, nie raz zdarzało się, że nie broniłam swoich racji, że nie wyrażałam swojego zdania, że nie chciałam poznawać nowych osób wyłącznie ze strachu, że ktoś powie mi: "morda w kubeł grubasie", albo "schudnij, a porozmawiamy". Wiem, że może to dziecinada, ale tak właśnie jest. Chcę przestać się bać. Chcę przestać się zmuszać do milczenia. Chcę cieszyć się każdą chwilą. Chcę być szczęśliwa.

Zastanawiam się czy którakolwiek z Was czyta te moje wypociny, bo zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że portal ten zajmuje się dietą i aktywnością fizyczną, i że pewnie wiele z Was jest poirytowanych tym, że piszę o swoim życiu osobistym, jednak moje życie osobiste kręci się wokół mojej wagi, a to jedyne miejsce gdzie mogę o tym komuś opowiedzieć. 

Dlatego z góry przepraszam, jeśli komuś nie podoba się mój wpis. 

Leyla

6 sierpnia 2012 , Komentarze (3)

Czuję się jak wrak człowieka, wrak kobiety... moja obecna waga jest wyższa od tej na pasku o 5 kg, a ja zamiast coś z tym zrobić siedzę i opycham się świństwami... nie mam sił już walczyć z głodem, nie mam motywacji, ja i K. to już prawie przeszłość, wciąż płaczę i się nad sobą użalam. Wiem, że robię źle, ale nie potrafię przestać.. Kurwa. Straciłam chęci, dlaczego? Dowiedziałam się wczoraj, że osoba, którą znam od blisko trzech miesięcy - mężczyzna, ważący ok 70 kg przy wzroście 180cm - schudł w przeciągu roku 40 kg! I dowiedziałam się również tego, że do tej pory odczuwa nieustanny głód. To smutne. O, i znowu ryczę. Mam dziwne napady gniewu, wszystko dookoła mnie złości. Co może być tego przyczyną? Błagam pomóżcie! Czy powinnam iść do psychologa? A może ja po prostu nie chcę być atrakcyjną, szczupłą kobietą? A może już przyzwyczaiłam się do obrazu tej grubej studentki, która boi się kompromitacji związanej z jej wyglądem i unika jakichkolwiek kontaktów z ludźmi? Boję się nawet spotkań ze starymi znajomymi, przyjaciółmi, wstydzę się siebie. Nie mam prawie żadnych swoich zdjęć, nawet z najbliższymi, rzadko chodzę na zakupy, no bo przecież nie znajdę nic, co będzie na mnie pasować, a pisząc to, poryczałam się z pięć razy, jakże to ja jestem biedna i nieszczęśliwa. Porażka: jestem taka słaba i głupia, nie ufam ludziom i wciąż ich okłamuję. Dlaczego? Żeby mi uwierzyli, że GRUBAS też może mieć ciekawe życie, ale to nieprawda. Świat nie akceptuje dewiacji, a już zwłaszcza otyłości. Coś ze mną jest nie tak. Jak się pozbierać do kupy? 
Mam wrażenie, że K. się mnie wstydzi. Ale w sumie to wyjebane w to! Chciałabym jedynie, tak bardzo bym chciała choć raz w życiu, przez małą chwilkę poczuć się piękną... Wiem, że to niemożliwe bo jestem zbyt słaba żeby o to zawalczyć. Chyba naprawdę potrzebuję rady specjalisty ;( albo kogokolwiek byle bym mogła tylko się komuś wyżalić na ramieniu bo nigdy tego nie robiłam, a to co się wokół mnie teraz dzieje to chyba zbyt dużo na moje grube barki...