Wczoraj wróciłam z kolejnej delegacji.Jechałam późnym popołudniem, prosto w słońce. Mimo klimatyzacji i ciemnych okularów dojechałam umęczona i jakaś taka rozbita. Żeby poprawić sobie humor, jak sfrustrowana Amerykanka, pożarłam puszkę lodów (1/2 l). Sama nie wiem czy było mi lepiej ale rano glukometr wiedział swoje -140 na czczo. W pracy było jeszcze gorzej bo dawali kolejne lody, co prawda już nie tyle, ale nie odmówiłam. Upał jest niemożebny, a lody przyjemnie chłodzą i tyle. Znaczy bezdenna głupota. Przez wyjazdy opuszczałam ostatnio basen, orbitrek też pokrył kurz. Kolejny objaw głupoty.
R a t u n k u !!! Znacie jakieś leki na taką głupotę. Pomogło by mi chyba motywujące towarzystwo, ale moje domowe jest raczej dołujące.
![]()
Ach, zapomniałam, byłam na zjeździe mojego roku - 30 lat od obrony. Byłam oczywiście najgrubsza ale i tak bawiłam się dobrze. Pocieszające - przez tę tuszę mam wśród naszych dziewczyn chyba najmniej zmarszczek. .
![]()
Spódnica nabyta na tę okazję nadaje się tylko do kościoła i to bez siadania w ławce, tak się potwornie gniecie. Chyba to była bawełna pościelowa a nie żadna włoska, ubraniowa. I po cho... tyle za nią płaciłam? Przecież do kościoła nie chodzę.