Dziś rano (6:00) było na wadze 81,60. Wlazłam jeszcze raz.. było 81,80. Wrrr.. Wlazłam kolejny raz... było 81,50.. Więc za oficjalny uznaję pierwszy pomiar! :-) Hurra! Jednak może nie osunę się w otyłość! Jako że moje bmi wreszcie wskazało, że mam nadwagę, ale już nie otyłość... Jednak nadwagę przy najgórniejszych jej granicach. Ale i to dobre.. bo półtora tygodnia temu już nawet w tunikach czułam się źle, bo spod nich wylewała się kaskadą fala tłuszczu na brzuszku..... Idziemy więc powoli w dobrą stronę....
A cały ranek jakaś śpiąca jestem.. wstałam o 6.00, zrobiłam sobie śniadanie ok 7.00. Jak zwykle owsianka - tym razem taka:
Mmm, pyszniusia była - ze słodkimi truskawami...
Wolicie taką, czy taką: ???
Bo tę - z poziomkami z własnego ogródka - miałam parę dni temu, tylko nie wstawiłam zdjęcia.
A do tego jeszcze była sałata - rewelacyjna, też z truskawkami i szpinakiem: Taka o:
Uwielbiam wiosnę i lato - właśnie za te wszystkie pachnące owoce i warzywa!
No, ale nie dokończyłam.. wstałam o 6.00, o 7.00 śniadanie, potem pouczyłam się do 8.00, a o tej ósmej, wyobraźcie sobie, padłam! Położyłam się na chwilę, i obudziłam się o 11.00... Nosz kurza melodia! I takie ładne 3 h zmarnowane.. Ale może to przez to ciśnienie.. jakoś dziś chmur więcej.. i ciążą mi na głowę i na powieki ;-). A że kawy nie piję ostatnio, to nie mam czym sobie tych powiek podnieść.. chyba, że zapałki..
Dziś jeszcze mam w planie popełnić kotleta ze słodkiego ziemniaka i z masła migdałowego. Potem wstawię fotę.
3mta się i bądźcie grzeczne! (jedzeniowo! w inne nie wnikam!) Ja letę kupić 3 litry wody!
Ps. A, i zmieniłam wagę startową jednak z 84,00 na 83,6 bo jednak tak chyba będzie uczciwiej.. W sensie, chyba zdążyłam się doprowadzić do większej wagi, niż 83,6, ale ta waga była ostatnią, którą widziałam WŁASNYMI OCZYMA. Bo potem się już bałam ważyć, i od razu zaczęłam się odchudzać.. Niech tam! Nie będę zawyżać swojego spadku i tak ładnego, bo 2-kilowego :-)