Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odjechana, wyjechana,
w
ogóle jakaś taka ...Chana (nie mylić z Montanna) Typ: par
adoksalny Osobowość:
złożona Charakter:
nieprzysiadalny Uroda
: nieprzeciętnie
przeciętna Średnio wypełniony bagaż doświadczeń życiowych, Kobieta po przejściach... Oto ja... To taki ktoś, kogo się kocha, albo nienawidzi... par excellence...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25657
Komentarzy: 335
Założony: 27 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 15 września 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
MagdaMaciaszek

kobieta, 46 lat, Bogatynia

163 cm, 93.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 czerwca 2016 , Komentarze (2)

System małych kroków - sposób, który u mnie sprawdza się na wielu płaszczyznach. Staram się nie myśleć o tych 30 kg do zrzucenia przez rok, czy też dwa lata. Zakładam, że w ciągu najbliższego miesiąca zrzucę 5 kg. Wyznaczam cele dwutygodniowe, miesięczne. Wydają się wtedy bardziej realne. Trzymam za siebie kciuki i za każdego, kto walczy :D

Cel na lipiec - 5 kg (waga ma pokazać 87 kg)

Przez najbliższe 2 tygodnie unikam cukru i pustych kalorii (wino na przykład).

Dołączyłam też do wyzwania 500 minut ćwiczeń w lipcu. 

26 czerwca 2016 , Skomentuj

Jestem pełna dziwnych sprzeczności. 

Nie cierpię wymówek, ale z pełną premedytacją zdarza mi się ich szukać. Mam 30 kg nadwagi, ale na 3 piętro wbiegam bez zadyszki, na orbitreku bez przerwy zasuwam 40 minut, nadal zrobię kwiat lotosu i dosięgnę podłogi płaską dłonią z wyprostowanymi nogami w skłonie. Ciało sportowca nie zapomina. 

Zdarza mi się komuś pomóc, doradzić, kopnąć w tyłek. No ale sama siebie przecież nie kopnę, magikiem ani kobietą gumą nie jestem. 

Zdarza mi się krytykować kogoś i popełniać jego błędy...

Zrezygnowałam z pracy. Powinnam być niesamowicie wypoczęta a jednak czuję się ciągle zmęczona. Jestem ciągle zmęczona a wieczorem mózg nie chce wyhamować i zdarz mi się 2 godziny zasypiać...

Dlaczego jestem gruba? Na to pytanie starałam się znaleźć odpowiedź pisząc poprzednie wpisy. BO PRZEGRYWAM Z WŁASNĄ PSYCHIKĄ. Z samą sobą...

26 czerwca 2016 , Komentarze (7)

No i jestem w roku 2011.

Nie napisałam jeszcze jednej ważnej rzeczy. Od 15 roku życia mam problem (mimo sportu) z kręgosłupem. To nie była poważna rzecz, ale 20 lat złego prowadzenia przez lekarzy, odsyłania, złych diagnoz no i oczywiście moich błędów, które prowadziły do nadwagi i obciążenia kręgosłupa, sprawiły, że od wielu lat nie znam życia bez bólu. Budzę się i zasypiam, żyję, funkcjonuję z bólem. Nie znam od 10 lat uczucia wypoczęcia, regeneracji, wyspania. Oczywiście nadwaga jest tu kluczowa! To nie tak, że cała wina w tym wypadku, lekarzach, błędnych diagnozach. Wszystko na raz i z osobna. 

Pod koniec 2010, przy okazji kolejnej akcji charytatywnej, ponownie na mojej drodze pojawiła się moja szkolna miłość. Dużo pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy... On żonaty, ja z ojcem mojej córki. Stwierdziliśmy, że nie będziemy rozwalać swoich związków. Wyjechałam na Węgry, ratować co się da... Poległam. Już dłużej nie dało się tak żyć...

Dzisiaj moja szkolna miłość jest od 3 lat moim mężem. :D Najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać na tym etapie. To on mnie odbudowuje od nowa, skleja mnie po kawałku i trzyma w kupie. Wreszcie jest bezpiecznie. 

Ostatnie 5 lat to ciągła walka. O zdrowie córki, o pieniądze, których wiecznie brakuje, o własne ja, o to, żeby wreszcie było dobrze. Kolejna próba (kilka wpisów z tego czasu jest) to rok 2012 - 2013 - przełom. Znowu 3-4 miesiące i 13 kg w dół. Pikuś. Był pikuś... Zaciskałam zęby i ćwiczyłam, ale ból mnie pokonał. I jak przystopowałam na chwilę to metabolizm "prawie czterdziestolatki" hamował podwójnie. JOJO za JOJEM i JOJEM pogania. 

Dodatkowo mam problem, chyba główną przyczynę moich problemów kilogramowych. Brak motywacji, konsekwencji i załamywanie się rutyną. Mam power przez 3 miesiące i potem wystarczy jedna choroba, zastój kilkudniowy i wypadam z rytmu. Bye bye odchudzanie. Moja osobowość czerpie energię z innych ludzi. Brakuje mi motywatora, osobistego kopacza w tyłek, krzykacza i dręczyciela. Kogoś, kto ciągnie w górę, gdy spadam. 

Tak to mniej więcej wygląda. Pytanie, czy na etapie pojawienia się mojego obecnego męża już mi się nie chciało? Już nie było motylków? CHCIAŁO SIĘ! Były motylki! Ale na tym etapie byłam już psychicznie za słaba, żeby to udźwignąć. Podnoszę się powoli, bo blizny ogromne. Bez niego nie byłabym nawet na tym etapie. Są dni, że sukcesem jest wstanie z łóżka i posłanie pościeli. Są lata, kiedy w szpitalu jestem 6 razy a 26 wyjeżdżam do lekarzy. Choroby i przypadłości mojej córki dają w kość, wyciskają energię jak cytrynę... 

Wszystko siedzi w głowie...

26 czerwca 2016 , Komentarze (3)

Zawsze twierdziłam, że zmiany trzeba zacząć od głowy. I od poznania odpowiedzi na pytanie: Dlaczego jestem gruba? Jak do tego doszło? Co zawiniło, a może kto? Tak na trzeźwo, bez wymówek, bez szukania usprawiedliwienia, bez zwalania winy na kryzys w Grecji i spadek wartości dolara do euro. No więc? Dlaczego JA jestem teraz jaka jestem?

Żeby się dowiedzieć muszę przeanalizować ostatnie 15 lat mojego życia. TAK - ja kiedyś byłam szczupła. To nie ten przypadek, że do szkoły chodził pulpecik, który od podstawówki do liceum przeszedł metamorfozę do wielkiego pulpeta. NIE!!! Zawsze był sport - piłka ręczna, gimnastyka sportowa, wygibasy wszelakie, aktywności różne. Ciągle w ruchu. Potem skończyłam studia i przyszedł ten moment zmian. Jakoś muszę to sensownie streścić, bo wyjdzie poemat ;)

1. Koniec studiów - początek poszukiwania pracy i zwolnienie metabolizmu. Porażki życiowe - podjadanie. Siedzenie w domu - błogie lenistwo. I tak 3 lata. Rezultat? 3 lata = plus 15 kg. Jak, kiedy, gdzie??? !!! Czyja to wina? MOJA!!! Straciłam kontrolę, nie pomyślałam, że jako były sportowiec zatrzymam metabolizm i wprowadzę organizm w szok. Pofolgowałam sobie, nie zwracałam uwagi na to, że tyję. Dodatkowo wyszłam za mąż zaraz po zakończeniu studiów, mój mąż pracował wiecznie za granicą. Dla kogo wyglądać? Dla kogo dbać o siebie? Zostawiona sama sobie, na łowie wszystko miałam głęboko gdzieś.

2. Rozwód - nowa miłość - STOP!!! Kiedy moja waga osiągnęła na skali 85 kg powiedziałam BASTA!. Zwłaszcza, że zmieniało się też moje życie osobiste. Nowy facet, rozwód. Chciałam się starać, chciałam wyglądać, chciałam być piękna. Motylki w brzuchu, ciągle poza domem, ruch, zakochanie i niejedzenie... Zawzięłam się i ćwiczyłam. Hura - 3 miesiące i - 15 kg. BRAWO JA!!! Chwalili mnie, ja sama się sobą zachwycałam. I chciałam jeszcze. Na skali 70 kg... Jeszcze 10 i będę gwiazdą. 

3. Rok 2005 - trauma. Dobrze mi szło. Aż do 25 października. Miałam wypadek samochodowy. Ja prowadziłam, wpadłam w poślizg. Nowy samochód, wymarzony, wyczekany. Chciałam sprawić babci, która miała raka, niespodziankę i zabrać ją po badaniach we Wrocławiu na Ostrów Tumski. Nie dojechałyśmy. Nic nam się nie stało. Ale do tej pory psychicznie się nie pozbierałam. Badania RTG bez zabezpieczenia, nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Urodziłam córkę - niepełnosprawną. Wtedy zmieniło się całe moje życie. Nie przytyłam w ciąży dużo, książkowe 12,5 kg. Ale pojawienie się dziecka niepełnosprawnego wywraca świat. O siebie się nie dba. Czasem nie ma czasu, czasem siły, czasem obie rzeczy na raz. A do tego dochodzi nieodpowiedzialny ojciec, który rozwala psychicznie, nie jest w stanie udźwignąć odpowiedzialności, nie rozumie poświęcenia. Taki cholerny Piotruś Pan. Rezygnacja z pracy, niedosypianie, lata zaniedbań. Kolejne plus 20 kg. Niepełnosprawność dziecka nie jest wymówką. Usprawiedliwieniem jest brak pomocy, wsparcia i wypompowanie - zarówno psychiczne, jak i fizyczne. 

4. Mówię DOŚĆ!!! W wyniku głupich decyzji, które podjęłam dla dobra nie swojego ale kogoś, kto na to nie zasługiwał, jestem w czarnej d... w jakieś wsi w Czechach, z chorym dzieckiem, sama ze wszystkim, naprawiam ogrzewanie, rąbię drwa i dźwigam gruz. Szanowny ojciec dziecka śpi, gra, pracuje, leży, śpi, gra, pracuje, leży - no czasem je. O nazywa mnie leniwym psem. Chcę ratować to wszystko, wyjeżdżam z nim do Budapesztu - jest Węgrem tak nota bene. Jest jeszcze gorzej. Śpię po 3 godziny dziennie, z ręki wylatuje widelec. Moje ciało nie jest w stanie się zregenerować, psychika w strzępach...

5. W lutym 2011 roku jadę w odwiedziny do rodziców... Nie wracam... mam 33 lata, 30 kg nadwagi i zaczynam od nowa...

CDN.

25 czerwca 2016 , Komentarze (7)

Wróciłam... Wróciłam na Vitalię i wróciłam do zgubionych kilogramów... Nie było mnie 3 lata... 

Czuję porażkę... I tak w ogóle to nie wiem, czy powrót tutaj ma jakiś sens? Zmieni to cokolwiek? Uda się znowu na chwilę?

Czasami sobie tak marzę. Zamykam oczy i widzę siebie... Szczupłą, w sukience... takiej zwiewnej... Buty na obcasie.... Figura nienaganna... I faceci się oglądają... No i paznokcie u stóp pięknie pomalowane na krwisty czerwony albo cudowny turkus... No i sama je pomalowałam i mogła nogętak wygiąć, żę nawet sobie je sama podmuchałam, żeby szybciej wyschły hahahaha. 

 

I taka marzy mi się sesja fotograficzna... Zwiewnie, zmysłowo i pięknie... 

 

Tak będzie.... Już za rok!!! 


Motyla noga - jak nie ja to kto??? Nikt za mnie 30 kg nie zrzuci, nikt za mnie nie wypoci, nikt za mnie nie wyćwiczy. 

I ten komfort kupowania... Wchodzę do sklepu i wybieram to, co mi się spodoba a nie to, co akurat pasuje na mnie... a nie koniecznie pasuje do reszty mojej garderoby... Aha no i cel mega ważny - BIKINI!!! Chyba nigdy nie nosiłam bikini... Może jako dziecko jakiś strój dwuczęściowy, ale kiedy to było... 

W szafie czeka 14 par spodni. Nie wyrzuciłam. Leżą cierpliwie... Już ja was kiedyś założę! Jeszcze się znosicie, wytrzecie i będziecie nadawały do wyrzucenia!!!

No i tak można do znudzenia. Więc dlaczego się nie udaje? Mam pewne przypuszczenia. Jutro samoanaliza osobowości (rachunek sumienia wzlotów i upadków)

1 maja 2013 , Komentarze (2)

Niestety stoję na razie z wagą. To normalne, że pierwsze 5 kg idzie jak woda bo to nie tylko przenośnia. Najpierw pozbywamy się wody w organizmie.
Ale to nie jest tak, że się poddałam. O nie... Uziemiło mnie to i tamto w nogach i kręgosłupie, czeka mnie rehabilitacja, to się oszczędzam. Ćwiczę na rowerze stacjonarnym przynajmniej 3 razy w tygodniu po 40 minut (to jakieś 20 km, 300 kcal przy tempie 33 km/h i średnim pulsie 167/min.)

Zaczęłam właśnie lekkie 8-minutowe cardio i chcę je robić codziennie, potem dojdą interwały. Czekam z nimi dopóki nie przestanie boleć stopa.

No i woda, woda i jeszcze raz woda.
- 2 szklanki po przebudzeniu aktywują organy wewnętrzne
- 1 szklanka pół godziny przed posiłkiem pomaga strawić jedzenie
- 1 szklanka przez kąpielą lub prysznicem obniża ciśnienie
- 1 szklanka przed zaśnięciem zmniejsza ryzyko ataku serca


6 marca 2013 , Komentarze (4)

Pierwszy etap zmian miał trwać do moich urodzin, które były wczoraj. Trwał miesiąc. Przeszłam na "program zero" czyli: zero kawy, alkoholu, cukru, napojów słodzonych (tylko woda). Założyłam małe odstępstwa w ramach zdrowego rozsądku. Czas na podsumowanie.

- 3 kg z czego jestem zadowolona.

Z małych grzechów: 5 kaw, pół batonika, jeden lód Magnum, kilka chrupek serowych, kilka kieliszków wina (dokładnie 6 w ciągu całego miesiąca), 4 szklanki soku (2 jabłkowego, 2 multiwitaminowego). W sumie nieźle się trzymałam. Aha no i oczywiście pączki w tłusty czwartek ;)

Od jakiegoś czasu trenuję górne partie mięśni. Dolne na razie odpuszcza ze względu na problemy ze stopą i odcinkiem K-L kręgosłupa. Ale mam nadzieję, że będzie wreszcie lepiej.

Planuję za miesiąc przejść na intensywny trening P90X.

Kolejny etap właśnie się zaczął. Założenia:
- nadal realizacja programu zero
- koncentracja na mięśniach brzucha i wzmacnianie rąk, ramion, pleców.
- codzienny trening naprzemienny - raz brzuch, raz plecy i ręce.
- jeśli wyzdrowieje stopa - nordic walking 1-2 razy w tygodniu.

Ja trzymam za siebie kciuki ;)


15 lutego 2013 , Skomentuj

Po 14 dniach muszę podsumować plan zmian:

Zobowiązanie numer 1: piję tylko wodę niegazowaną. No i piję ją. Jednego dnia wypiłam 2 szklanki soku jabłkowego. Poza tym trzymam się twardo.

Zobowiązanie numer 2: zero alkoholu. Postanowienie złamane tylko raz - kilka kieliszków wina. No ale przecież od życia trzeba coś mieć, zwłaszcza jeśli goście przychodzą. ;D

Zobowiązanie numer 3: zero słodyczy. Wyjątek zrobiłam w tłusty czwartek i bez pączka się nie obyło. Oprócz tego zjadłam pół batonika z płatków nesquick. A tak to muszę przyznać z dumą, że daję radę. Chociaż bardzo chce mi się lodów!!!

Zobowiązanie numer 4: zero kawy. Złamane 3 razy. Dwa w szpitalu - bo inaczej nie da się funkcjonować po godzinie snu. A trzeci dwa dni temu dla swojej egoistycznej przyjemności. W imię zasady: nie dajmy się zwariować.

No to tyle. I muszę przyznać że po 2-3 cm ubyło to tu to tam.

7 lutego 2013 , Komentarze (1)

6 dni za mną bez jednego grzeszku - zero cukru, zero alkoholu, zero gazowanych i słodkich napojów, zero kawy... Piję tylko wodę, nie jem słodyczy...

Ale ponieważ dzisiaj mamy tłusty czwartek więc w ramach zdrowego podejścia do życia jeden pączek zaliczony.

A poza tłustymi czwartkami robię sobie słodkie przekąski z jogurtu naturalnego, muesli, banana i łyżeczki miodu z zaprzyjaźnionej pasieki. Czasami przegryzam marchewki ;D

Dzielna JA!!!

Jeszcze się nie ważyłam - ale cudów się nie spodziewam.

3 lutego 2013 , Komentarze (2)

Trzeci dzień zmian. Może to nie jest jakaś rewolucja... Żadne tam 1000 kalorii, żaden potężny trening, żaden plan żywieniowy. Zaczynam bardzo małymi kroczkami, bo tak po prostu moja głowa mi podpowiada.

Nigdy nie byłam dobra w programach wytrzymałościowych. Wkurza mnie uczucie głodu i wiecznej "celibatu żywieniowego". Nie jestem osobą, która obżera się bez pamięci, topi stres w batonikach albo codziennie odwiedza MacDonalds'a. Moje obecne problemy wynikają z braku ruchu. To moja bolączka - brak motywacji do ćwiczeń. Wystarczyłaby godzina dziennie i pół roku... No cóż.

Dlatego też wymyśliłam sobie tak: Jeśli teraz waga trzyma mi się na stałym poziomie to na początek wystarczy dać organizmowi mniej pustych kalorii. Na początek zaznaczam. O ćwiczeniach pomyślę później. Dlaczego? Bo kondycja mojego kręgosłupa - obciążonego wypadkiem, wadami, przeforsowaniem w pewnym momencie mojego życia no i oczywiście nadwagą nie pozwala na intensywne treningi. Chcę go najpierw trochę odciążyć. 5 - 8 kg na początek...

No ale to założenia... Trzymam za siebie kciuki ;)