Ostatnio dodane zdjęcia

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 17533
Komentarzy: 173
Założony: 9 listopada 2012
Ostatni wpis: 10 października 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
helena1970

kobieta, 54 lat, Kłobukowice

163 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2013 , Skomentuj
Wszystko wraca do normy. Od piątku imprezki: najpierw koleżeńska, w sobotę imieniny siostry i szwagra, w niedzielę małe poprawinki, kawa, ciasto... Nie mogło być dobrze. Po co mi to? Nie dość, że były oczywiście odstępstwa od mojej diety, to zero ruchu, stres i dzisiaj czuję się okropnie. Brzuch jakiś taki duży i rozgardiasz w domu. Znowu zaczynam sobie wszystko układać...A było już tak fajnie. Czułam kontrolę i byłam naprawdę w dobrej kondycji. Co się ze mną dzieje? Fakt, jestem przeziębiona i zmęczona, ale wracam na właściwe tory.
Jeszcze 7 dni abonamentu na Vitalii- moja wiara w jakikolwiek spadek wagi w tym tygodniu- bliska zeru! Mój cel - osiągnąć wiarę, stabilizację i dobre samopoczucie sprzed weekendu. To da się z pewnością zrobić. I zlikwidować tą opuchliznę brzuszną.
Pamiętaj, robisz to dla siebie!

31 stycznia 2013 , Komentarze (3)
Dzień zaczynam od płacenia rachunków. Włączam internet i...najpierw zaglądam do pamiętnika. Jutro mam się oficjalnie zważyć. Dzisiaj znowu 65. Dlaczego nie chudnę? 
Wczoraj nadrobiłam w końcu zaległy trening. Nie zmęczyłam się nawet troszeczkę. Tu efekty są chyba najlepsze! Po skakance zero zadyszki. Jestem w znacznie lepszej formie, ćwiczenia są dla mnie zbyt łatwe, przerwy za długie, ogólnie nudzę się, ale ćwiczę dla czystego sumienia. Dojrzewa myśl o jakiejś dodatkowej aktywności, chyba w grupie- muszę coś wymyślić.
Jem naprawdę mało, piję wodę, ale nie wypijam całej butelki, nic słodkiego, ciemny lub chrupki chlebek, wędlinka drobiowa, sałata, warzywa, owoce...regularne posiłki. Jestem uparta, nie dam się. Wyobrażam sobie 5 kg cukru, których chcę się pozbyć. Naprawdę są ciężkie. Kilogram z brzucha, po kilogramie z ud i zostają jeszcze 2 na resztę ciała. Boże, jaka będę szczupła! Tylko kiedy? Czy starczy mi cierpliwości i samozaparcia?Nie wiem, czy przedłużyć dietę na Vitalii, mam do 10 lutego i co dalej?Podobno nie wchodzi się 2 razy do tej samej wody. Nie wiem, co robić, muszę to sobie jeszcze przemyśleć. Mam dzisiaj dużo wątpliwości... Trzeba zapłacić rachunki, bo nie ma nic za darmo...

30 stycznia 2013 , Komentarze (3)
Odchudzanie spowodowało zmiany w moim zachowaniu. Więcej mi się chce. Najbardziej dziwią mnie chęci do porządkowania. Kuchnia błyszczy- to bardzo miłe uczucie, wystarczy parę minut na ogarnięcie i już porządek! Zabrałam się za moją szufladę ze skarbami ( może nie będę wymieniać, co tam było, ale wiele niepotrzebnych rzeczy), jestem sentymentalna i ciężko mi pożegnać się ze wspomnieniami. Wszystko poukładałam, trochę powyrzucałam, trochę powspominałam i trochę poznajdowałam...
Wszystko wyprasowane, wyprane... Czy ja mam więcej czasu?
Może jedzenie pochłaniało go zbyt dużo. Fakt,że gdy zaczyna mnie kusić, aby coś podjeść wypijam szklankę Muszynianki i zabieram się za coś konkretnego. Tym sposobem jestem spokojniejsza i jakoś da się wytrzymać do następnego posiłku.
Wypisałam sobie sprawy do załatwienia: te pilne i ważne oraz te odkładane od dłuższego czasu, bo mniej pilne... trochę tego jest i zaprząta głowę. Nie lubię tego uczucia. Zabieram się za ich realizację. Tak oto dieta zmienia moje życie.
Na jodze było super, spokojnie ale sympatycznie i dowcipnie. Nie jest łatwo stanąć w prostej pozycji pamiętając,że kość łonowa do góry, kość ogonowa w dół, rzepki kolan podciągnięte, mocne nogi, pośladki luźno, długi tył szyi, barki odciągnięte...a to dopiero początek. Wróciłam skonana i jak zwykle było mi strasznie zimno. Tradycyjna herbatka z miodem, kołderka i trochę telewizji w miłym towarzystwie. Waga 65.

29 stycznia 2013 , Komentarze (1)
Rutyna dnia codziennego sprzyja diecie, żadnych niespodzianek, zaplanowane posiłki, mało pokus, przemyślane zakupy... Do piątku może waga spadnie poniżej 65. Na razie się utrzymuje. To grzeszki weekendu. Poznałam już trochę swój metabolizm. Dodatkowa kawa, mały kawałeczek ciasta, mniej wody, nieregularne posiłki, rodzinny obiad u mamy, spotkanie z rodzeństwem, dodatkowy posiłek, nieplanowana porcja sałatki, zero treningu. Nazbierało się. Nie, od tego nie przytyję. Ale czy o to mi chodziło? Miałam chudnąć, a z takimi grzeszkami mój cel się oddala. Mam jeszcze szansę na spadek w tym tygodniu, ale nie mogę już odstąpić od moich zasad: 5 posiłków dziennie, 1,5 l wody, tylko 2 małe kawki, dania z jadłospisu- bez modyfikacji, bo wtedy najczęściej liczba kalorii wzrasta, no i trening. Było już tak dobrze, a teraz znów zmuszam się do ćwiczeń. To dobry pomysł, by zrobić je jak najwcześniej, nie odkładać na później. To dawało dobre rezultaty. Zostało mi już mało czasu na Vitalii. Nauczyłam się planowania swoich posiłków, tak by nie przekraczały 1300 ckal.
Zasady znam, stosuję, dobrze się czuję. Bluzki są za duże, a spodnie leżą bardzo fajnie. Założenia były bardziej optymistyczne. Cieszę się jednak z tego, co osiągnęłam. No i udowodniłam sobie,że jednak to możliwe. Mogę schudnąć i mogę być szczuplejsza. W piątek musi drgnąć wskazówka. Musi! Musi! Musi!

28 stycznia 2013 , Komentarze (2)
Cały wpis usunęło, został tylko tytuł! Może tak miało być. Wpis zrobiony, więc zabieram się za kuchnię. Dziś będzie jak z katalogu ( rzadko mi się to zdarza, bo lubię mieć na wierzchu, to z czego często korzystam). Przyprawy, woda, soki, witaminy, świeczka, kwiatek, gazeta i rysunek na lodówce, miseczka z orzechami, pusty słoiczek, pędzle, serwetka, sokowirówka....idę zobaczyć, co tam jeszcze mam...przyrządy do gotowania, deski do krojenia...robi się bałagan. Od czasu do czasu mam chęć pozbyć się tego wszystkiego z pola widzenia. Dziś tak mam i robię generalny porządek w kuchni, choć wiem, że nie będzie trwał wiecznie, bo nie potrafię tak ciągle wszystkiego chować. Jak tak wysprzątam to udowadniam sobie,że potrafię i czuję się przez chwilę dobrze. Czy to się  opłaca?
Co do diety- znów po weekendzie wracam na prostą. Nadrabiam zaległy trening, piję wodę i myślę..!

25 stycznia 2013 , Komentarze (1)
W końcu osiągnęłam długo oczekiwaną wagę 65 kg. Utrzymuje się ok. 4 dni.
Myślałam,że będę w jakiejś euforii, ale nic z tych rzeczy. Już planuję następny, bardzo mały kroczek. Sprawić, że wskazówka zejdzie poniżej tej granicy. I tyle. Na razie nic więcej.
Podobno przyczyną tak małej utraty wagi może być zatrzymanie wody lub zbyt duży wysiłek fizyczny. Postaram się pić więcej, ostatnio się pod tym względem zaniedbywałam. Co do wysiłku to nie sądzę- nie wyciskam z siebie ostatnich potów. Ani nie jestem zbyt aktywna.
Dzisiaj ma zamiar zrobić sałatkę z cykorii. Nigdy nie robiłam. Pomóżcie!Poszukam w necie, ale może ktoś ma wypróbowaną, dietetyczną?
A co do psychologii- podobno jestem zewnątrzsterowna, tzn. moje działania są sterowane z zewnątrz, robię coś dla kogoś, chcę zadowolić innych itp. Skąd się to bierze ? Podobno z wychowania, dzieciństwa. To może się nawet zgadzać. Bardo mnie ciekawią psychologiczne podstawy naszych działań, dieta, a psychologia?- ciekawy temat.
Lubię się zastanawiać dlaczego jesteśmy tacy, a nie inni. Co nas tak naprawdę kształtuje.
Dlaczego reagujemy w określony sposób, skąd się biorą nasze deficyty? Czy możemy się zmienić i jak to zrobić? Wolałabym być wewnątrzsterowna. I próbuję. Dla siebie.

23 stycznia 2013 , Komentarze (2)
Dzisiaj na wadze znów 65. Cieszę się,że ta waga się utrzymuje,bo byłam już całkiem zrezygnowana. To znaczy nie wierzyłam, że będę dalej chudła. Przeszła mi nawet przez głowę myśl,że chyba ze mną coś nie tak i trzeba zrobić jakieś badania. Nie zdążyłam, wskazówka w końcu drgnęła.
Wczoraj byłam na jodze 1,5 godz. Super. Chyba się uzależniłam. Jest super atmosfera, nie ma rywalizacji, jesteś ze sobą i swoim ciałem. W końcu możesz poczuć, że masz ciało.Każdy może spróbować, kto nie pasuje w końcu sam odpada. Ćwiczę już prawie dwa lata, raz w tygodniu. Bardzo mi się podoba. Samodoskonalenie. Nawet moje odchudzanie zaczęło się od jogi, bo po prostu nie mogłam sprostać niektórym pozycjom przez mój brzuszek i tłuszczyk.
A może tak mi się tylko wydawało. W każdym razie zmotywowało do rozpoczęcia diety.
Mój pamiętnik. Chyba się uzależniłam. Dzięki wpisom czuję jakąś kontrolę nad tym, co się dzieje w mojej diecie. Wiem,że nie mogę tak łatwo zrezygnować, bo są osoby, które mi pomagają i wierzą we mnie. Dziękuję za komentarze. Zawsze czytam je uważnie i zaglądam do Waszych pamiętników. Jak więc mogę odpuścić?
W rodzince zaczęli zauważać moje postępy. Pytają, co robię, jak jem. Jestem dumna i chętnie opowiadam o mojej diecie. Nie pytana, nie mówię o jedzeniu. To moje postanowienie, bo bardzo mnie to denerwowało w wykonaniu innych odchudzających się. Wyjątek to mój pamiętnik. O - tu to chyba nikomu nie przeszkadza?

22 stycznia 2013 , Komentarze (2)
Wczoraj wykonałam swój zaplanowany trening ok. 1 godz. Trochę skakałam na skakance, trochę brzuszków, rozciąganie...W podsumowaniu pierwszy raz oceniłam trening jako "zbyt łatwy". Po skakance też nie czułam zbytniego zmęczenia. Przypominam sobie jak byłam zmęczona po pierwszych treningach, zdyszana, nie mogłam złapać tchu... Z tego wynika,że jestem w lepszej formie i rzeczywiście czuję się lepiej. 
Na wadze znów 65. Cieszę się, że się utrzymuje. Już wiem ,że na piątkowe ważenie pracuję właśnie teraz. To jakaś magiczna granica. Myślę,że gdy ją pokonam, będzie już z górki.
A wczoraj dodatkowo odśnieżałam podwórko. Mrozik, śnieg, spokój- sprawiało mi to przyjemność. Takie proste czynności pozwalają mi odpocząć. M. był zdziwiony, gdy wrócił z pracy, że miałam tyle siły.
Mój pamiętnik miał być dla mnie, o mnie...
Miałam nie wspominać o dzieciakach i M.
Niezbyt mi się to udawało.
I tak długo wytrzymałam.
Więcej grzechów nie pamiętam.
Postaram się trzymać tej zasady.
Jeszcze 3 tygodnie na Vitalii, a co później?
Zaczynam się zastanawiać.

21 stycznia 2013 , Komentarze (2)
Dzisiaj rano po trudnym, jak zwykle weekendzie ważyłam 65 kg. Przypuszczam więc, że na aktualną wagę pracujemy kilka dni wcześniej. Bo tak naprawdę i w sobotę, i w niedzielę miałam imprezki, więc zjadłam więcej niż zwykle. Niestety jeśli to prawda to za 2-3 dni znów będzie większa waga. W poprzednim tygodniu byłam taka grzeczna,ćwiczyłam, trzymałam dietę i dopiero teraz mam nagrodę, gdybym odpuściła byłoby kiepsko. Jestem z siebie dumna, bo na imprezkach nie poszalałam. Same dietetyczne potrawy i to z umiarem. Jedyne odstępstwo to kawałeczek ciasta kakaowego- ale było to zaplanowane i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Poza tym woda, herbatka, mięsko, sałatki, barszczyk- wszystko w niewielkich ilościach. I jeszcze śledzik- uwielbiam. A jakie wszystko pyszne! Jestem wyczulona na smaki i zapachy, ale nie jestem głodna, naprawdę. Sama się dziwię. Domowe choroby przeszły bardzo szybko. Wszystko jest już o.k. Gdy mam chore dzieciaki bardzo się mobilizuję. Chory ma u nas w domu szczególne prawa. A ja jestem wtedy jak lwica. Później wszystko wraca do normy. 
W sobotę byłam na zakupach, światła są tam okropne, widać wszystkie niedoskonałości w przymierzalniach, ale jest lepiej niż było... Kupiłam sobie bluzeczkę w mniejszym rozmiarze!
Chyba mój tłuszczyk spływa w dół- siła grawitacji? Ramiona, pas, brzuszek- nie są takie złe. Im niżej, tym gorzej- choć niektórym się podoba!

18 stycznia 2013 , Komentarze (4)
To najcięższy kilogram, jaki w życiu widziałam... W tym tygodniu nie było odstępstw od diety, a wczoraj nawet zaliczyłam dzisiejszy trening, także nie mam sobie nic do zarzucenia. Ten cholerny kilogram, ile może ważyć? Tak długo już z nim walczę, ale podobno do sukcesu nie ma windy i trzeba iść po schodach. No to pójdę. Oczyma wyobraźni widzę to 65, ale tak naprawdę jest troszkę więcej, no może nie pół kg, ale żeby było sprawiedliwie... Stałam się bardzo skrupulatna podczas ważenia, a moja waga nie może temu podołać, bo to zwykła waga z ikei i jest mało dokładna. Dobrze,że podchodzę do tego mojego odchudzania troszkę z przymrużeniem oka, bo inaczej bym się załamała. Ale mając trochę doświadczenia życiowego niełatwo mnie załamać, życie mnie nauczyło, doświadczyło, mam inne priorytety, to nie jest cel mojego życia, ani mój największy problem. Naprawdę nie warto skupiać się na tym, co nam się nie udało. trzeba robić to, co nam sprawia satysfakcję i przyjemność. Moją największą zmorą jest to, czego nie zrobiłam, zaniechałam, tak zaniechanie. Marnować czas na roztrząsanie porażki, wierzcie mi szkoda czasu,życie biegnie tak szybko, jest takie nieprzewidywalne... Doświadcza nas, czasem ciężko, z wiekiem stajemy się bardziej pokorni...Długo szukamy swojego miejsca, ale gdy już je znajdziemy, wierzcie mi, wtedy czujemy szczęście i żaden, nawet najcięższy kilogram nie może tego zepsuć. 
Z moich fałdek prawie nic nie zostało!
Czuję się lepiej na diecie!
Znów mi wszystko smakuje!
Potrafię odmawiać ( najlepiej wychodzi mi to w domu, w dzień powszedni)!