Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 września 2017 , Komentarze (16)

Od piątku nie liczę kalorii… czy liczę czy nie liczę stoję w miejscu… zobaczymy co będzie przy najbliższym ważeniu. To nie tylko kwestia braku efektów - prawda jest taka, że nie nadążam. Remont dalej trwa, muszę poświęcić czas Michalinie, muszę poćwiczyć, przygotować obiad itp… i czasem na liczenie kalorii po prostu brakuje mi czasu. Zobaczymy jak zakończę ten tydzień. Wolę poświęcić czas na trening niż na liczenie kcal - tu nawet jeśli nie schudnę to przynajmniej będę sprawniejsza.

W sobotę mieliśmy gości i kolejna zapowiada się tak samo. Śmieję się, że na ten i na przyszły tydzień “zestaw obowiązkowy” czyli odtwarzam te same potrawy. Wiem, że to miejsce gdzie każdy na diecie, ale ser pleśniowy z tego przepisu mnie urzekł! Szybko się przygotowuje, a smakuje……. niebo w gębie! Tylko ja dałam mniej miodu, bo było trochę za słodkie (ale to kwestia indywidualna) i miałam tylko orzechy włoskie.

Spróbujcie w ramach cheatu czy po prostu, żeby sobie zrobić przyjemność :)


https://mgotuje.pl/pieczony-camembert-z-miodem-i-orzechami/


Pogoda mnie dołuje. Kiedy wstaję rano jest jeszcze ciemno, na dodatek ten deszcz…. Dzień podsumowuję ostatnio 3 filiżankami kawy. Powoli zbliżamy się do podjęcia ponownych starań, a ja mam wrażenie że jestem w jakimś letargu. Nie mam tej radości, która towarzyszyła pierwszej decyzji o dziecku. Boję się - boję się powtórki z rozrywki. Coraz częściej myślę, że może ta jedna Michalina nam wystarczy? Cały czas dręczą mnie myśli, że coś jest nie tak…. Na dodatek ten sen… dwa tygodnie po zabiegu śniło mi się, że jest zima, a ja znowu leżę w szpitalu….. nawet by pasowało do najbliższych planów…. Jestem przez to wszystko nerwowa. Dzisiaj chyba dam sobie wycisk…..

13 września 2017 , Komentarze (6)

pomyślałam, że skoro jest PMS (pre-menstrual syndrom) to może i jest POS (pre-ovulation syndrom)?? Ja już któryś cykl na niego cierpię. W okolicach owulacji jestem poddenerwowana/smutna/płaczliwa i pewnie jeszcze kilka innych dołujących objawów bym się doszukała. A powinnam przecież wyglądać i czuć się jak milion dolarów? A tu co?? Najwyżej jakieś pół centa. Trzymajcie kciuki, żebym nie "zajadła" tego swojego stanu!

12 września 2017 , Komentarze (28)

Już sama nie wiem co myśleć co robić, więc w sumie na razie nie zmieniam nic. W piątek waga 63,5, a w niedzielę nawet 64. Dzisiaj rano 62,7. Czekam i chyba tylko tyle mogę zrobić. Ważę się teraz często, bo chcę zobaczyć jak się waha ta waga po treningach, ze względu na dzień cyklu, na ilość wypitej wody itp. Ot taka obserwacja...

Nie pisałam ostatnio, bo po prostu nie miałam kiedy.... W weekend trochę odpuściłam treningi, bo zajmowaliśmy się skręcaniem mebli i ostatnimi szlifami w nowym pokoju Michaliny, ale jest już gotowy! Jadłam przez ten weekend chyba trochę mniej niż powinnam - nie było czasu liczyć kcal.  Z ogólnego efektu jesteśmy bardzo zadowoleni, a i Miśka chyba lubi swój pokój, bo spędza w nim dużo więcej czasu niż w poprzednim :) Fajnie jest patrzeć jak dziecko się cieszy - wtedy nawet niedospanie jakoś mniej się odczuwa :) Poniżej trochę zdjęć przed/po (choć ciężko oddać perspektywę, bo pokój nie jest zbyt duży). Łóżko ze strony producenta, bo jakoś nie weszło w kadr :)

Wczoraj już wróciłam do treningów i był trening HITT z Martą :) Tak sobie myślę, że póki co bardziej skupię się na treningach ogólnych/spalających. Sztangę na razie odstawię - wolę jak Mąż mnie asekuruje jak ćwiczę, a teraz zajęty jest dalszą częścią remontu. Niby miał być drobny remont, a schodzi. Ale jak robimy to tyle co po pracy to musi to trwać...

POZDRAWIAM!!!!!!!!!

8 września 2017 , Komentarze (11)

biorąc pod uwagę jakieś lekkie zawirowania wagi oznacza to tyle, że od dwóch tygodni stoję w miejscu. I to chyba tyle w temacie...

5 września 2017 , Komentarze (19)

Podczas piątkowego ważenia (3 dzień cyklu) waga o 300g wyższa niż tydzień temu. Potem już się nie ważyłam, bo stwierdziłam, że wytrzymam do kolejnego piątku i wtedy zobaczę.


W piątek moja Miśka poszła pierwszy raz do przedszkola. Zniosła to super - od razu pobiegła do sali, potem wyszła uśmiechnięta. Tyle, że wieczorem dostała gorączki. Myślałam na początku, że to kwestia emocji, ale raczej jakiś wirus. Już jest ok, ale do środy posiedzi z babcią. Byłam bardzo zaskoczona jak marudziła w niedzielę, że nie puszczę jej do przedszkola. Musi jej się tam naprawdę podobać :)


Dietowo weekend dość trudny. W sobotę wieczorem zamówiliśmy z Mężem “indyjską” kolację z okazji jego urodzin. Była przepyszna… i zapijana węgierskim winem przywiezionym z urlopu. W ciągu dnia kalorii przyoszczędziłam trochę, ale i tak ciężko mi stwierdzić jak to wypadło na tle limitu. W niedzielę zaprosiliśmy moją mamę na urodzinowy tort - meeeega czekoladowy. nawet nie chcę myśleć ile miał kalorii…. ale wiecie co?? Nie żałuję. Nie mogę wszystkiego sobie odmawiać! Co to to nie! W ramach rekompensaty trzasnęłam wieczorem killera i zrobiłam całego paląc przy tym 291 kcal.


Wczoraj miałam pierwsze zebranie w przedszkolu. Trwało 2,5h…. wypisywanie oświadczeń/upoważnień, wybór trójki “klasowej”, kwestie organizacyjne itp….. Wróciłam padnięta o 19.30. Wykąpałam Miśkę, położyłam ją spać, a potem obiad na dzisiaj, przygotowanie jedzenia do pracy, wbicie wszystkiego w fitatu…. poszłam spać koło 23…. choć może padłam??

Remont trwa - pokój Michalinki już pomalowany - pozostaje nam tylko powiesić żyrandol, kupić i wstawić meble, ew. jakieś drobne poprawki malowania. Ale żeby pochwalić się jaką jestem dobrą żoną - zdjęcie z piątkowego wieczoru. Mąż skończył malować po 22 i mówi, że ma ochotę na kakao - no to żona zrobiła :) Niby mamy dosyć, a już myślimy jak "ufunkcjonalnić" łazienkę :) Po 5 latach mieszkania pewne rzeczy zrobilibyśmy zupełnie inaczej....

Dzisiaj po pracy idę na kontrolę do ginekologa. Zobaczymy czy październik jest realnym terminem na myślenie o kolejnej ciąży. Pewnie znowu późno wrócę, a tu jeszcze dzisiaj trening, przygotowanie posiłków na jutro…. Ostatnio doba jest za krótka…. I w pracy i w domu niestety...

31 sierpnia 2017 , Komentarze (16)

Dobrze, że nikt nie obiecywał :p Wczoraj popołudniu przyszedł okres. Trochę za wcześnie, trochę za krótka druga faza cyklu…. może to mieć związek z potencjalną płodnością, więc oczywiście już świruję, ale nie o tym… bo to miejsce o kreowaniu lepszej siebie :D Niemniej to może być klucz do mojej zmierzłości i zmęczenia ostatnio, bo wczoraj już wytrzymałam do 23 bez problemu, choć i tak cały czas na wysokich obrotach.I o dziwo nie miałam parcia na jedzenie! 

Dałam Marcie radę, ale wyssała ze mnie 275 kcal. Taka drobna ta Marta, a taki power! Cardio rewelka, choć brzuch dla mnie trochę za słaby. Nad tym popracuję przy okazji treningów z obciążeniem.



Dzisiaj idę do fryzjera. Moja córka i ja będziemy podcinać włosy. Nie liczcie na spektakularne zmiany :) Miśka pierwszy raz będzie miała ścinane z długości (może jej się trochę poprawią te jej cieniaski), a ja końcówki. Przyzwyczaiłam się już do długich włosów, podobam się sobie, a i przy treningach lepiej z długimi, bo można związać. Nie muszę już szukać opasek i miliona wsuwek lub męczyć się z przyklejonymi do czoła włosami :) Ostatnio nawet koleżanki w pracy mi powiedziały, że dużo lepiej mi w długich :) Niech żyje tangle teezer, bo tylko ona pozwala mi cieszyć się długimi włosami. Wcześniej nigdy nie mogłam ich rozczesać i zawsze kończyło się krótkimi :)


Bilans 30.08. 1812 kcal

Ś: owsianka na mleku z żurawiną i kakao, inka

IIŚ: batonik dobra kaloria, śliwki, kawa z mlekiem

L: sałatka - mix sałat, suszone pomidory, pestki słonecznika, serek wiejski, 2 wafle (sałatka popełniona z “braku laku”, a wyszła rewelacyjna - na pewno powtórzę, foto poniżej)

O: czerwona soczewica, pieczone udo z kurczaka, pomidor

K: płatki żytnie na mleku (dużo tego mleka, ale lubię i nie mam problemów z jego trawieniem :) )


30 sierpnia 2017 , Komentarze (16)

Przynajmniej kalorycznie. Dzień w dzień mieszczę się w limicie. Nie dojrzałam jeszcze do skrupulatnego przestrzegania makro, ale może i do tego dojdę? Dzisiaj na trening przewidziałam cardio i brzuch Marty z Codziennie Fit.


Średnio trzymam się z wysypianiem i zmęczeniem. Przez ten cały remont (a trwa dopiero tydzień) nie dosypiam, całe dnie spędzam na wysokich obrotach i po prostu czasem padam na twarz. Wczoraj skończyłam literki - wcześniej różowe były czerwonymi. Białe nie uległy modyfikacjom.

Powoli zrobiłam sobie zestawienie mebli do pokoju Miśki, cały czas grzebię w poszukiwaniu dodatków… czeka mnie jeszcze do przemalowania jej stolik. Skąd mój Mąż ma tyle siły?? Jemu jeszcze wieczorem się figli chce!!


W piątek Michalina staje się przedszkolakiem. Idzie pierwszy dzień do przedszkola, a jutro żegna się ze żłobkiem - dzisiaj pieczemy “pożegnalne” ciasto. Na razie sprawia wrażenie zadowolonej, uśmiechniętej…. choć chyba ma “risefiber”, bo ostatnio budzi się w nocy i wędruje :) Zakup nowej piżamki i kapci to nie lada wyzwanie dla niespełna 3-latki. To grymaszenie przy wyborze, wybór tego co jest przyciasnawe itp. Kiedy to zleciało, że ona już idzie do przedszkola?? Ze żłobka też jestem super zadowolona i jak będę miała kolejne dziecko to również chciałabym je zapisać do tamtego żłobka. Super kadra, własna kuchnia. Michalina bardzo fajnie się rozwinęła. Nawet moja mama, która była przeciwna żłobkowi przyznała, że jednak mieliśmy rację i dobrze, że poszła. Myślę, że wszyscy którzy alergicznie reagują na “żłobki” mają dalej w głowie instytucje rodem z PRL. Moja córka przez prawie 2 lata płakała może 10 razy na wejściu, a zazwyczaj nawet nie zdąży mi dać całusa, bo tylko zmieniamy buty i już pędzi na salę. Jednym słowem...  :D


Bilans 29.08. 1781 kcal

Ś: Chleb żytni, twaróg, domowy dżem truskawkowy, inka

IIŚ: Jogurt naturalny 150g, mix  śniadaniowy (ziarna i otręby)m borówki, brzoskwinia ciasteczkowa, kawa z mlekiem

L:Kotlety curry z kaszy jaglanej z mieszanką sałat

O: Risotto z cukinią i pomidorami

K: jajecznica z 3 jajek, oliwki

29 sierpnia 2017 , Komentarze (12)

Nie mam pamięci do robienia tych zdjęć.... masakra! Wczorajszy bilans to 1786 kcal.

Ś: Inka, owsianka na mleku z borówkami, żurawiną i kakao

IIŚ: jogurt naturalny z pestkami dyni, jabłko, kawa z mlekiem

L: pełnoziarnista tortilla z szynką, serkiem typu almette i sałatą, papryka

O: ryż basmati, udo z kurczaka pieczone bez skóry, surówka z gotowanego buraka, chrzanu i jogurtu naturalnego (po obiedzie 2 kawka)

K: kilka śliwek po treningu, twarożek z rzodkiewką

Trening: ćwiczenia ze sztangą 190 kcal spalone.

Zdjęcie to zlepek różnych posiłków z różnych dni (nawet załapały się lody z soboty) :)

28 sierpnia 2017 , Komentarze (13)

Dacie wiarę?? Chodakowska mnie pokonała!!!! Dałam radę tylko 25 min…. prawie 200 kcal spalone. Ania - pisałaś coś, że kondycja mi wraca?? Jest masakra! Ale nic to - w środę kolejne podejście (dzisiaj sztanga) - nie odpuszczę dopóki nie przebrnę przez cały trening! ]:>


Weekend przebiegł w miarę gładko:

Piątek - 1804 kcal

Sobota 1928 kcal (z uwzględnieniem treningu i wina wypitego wieczorem - zmieściłam się, żeby wyjść na zero)

Niedziela - nie liczyłam.


Wczoraj byliśmy na urodzinach mojej chrześnicy i po prostu nie potrafię liczyć kalorii na oko, bez wagi i tabeli z kaloriami. Rano zjadłam śniadanie - kanapki z jajkiem na twardo, pomidor, potem w biegu szybka kawa, kilka śliwek, borówek i jedna brzoskwinia przed wyjazdem. Na obiad zjadłam gotowaną roladkę z marchewką i szynką, ze 4 pieczone ziemniaki, surówkę z czerwonej kapusty, trochę kapusty zasmażanej i jakąś surówkę z buraczków. Potem była kawa, tort, pół kawałka tarty z borówkami, a koło 17.30 kawałek ciasta drożdżowego, bo po prostu byłam głodna, a nic innego nie było. W domu zjadłam kolację. Myślę, że jak na “urodzinowy” dzień to szału nie ma. Nie sądzę, żebym jakoś drastycznie przekroczyła kalorie….. dzisiaj już wszystko grzecznie, pod wagę i linijkę. (impreza)


Remont dalej trwa - w mieszkaniu totalna rozpierducha…… Salon mamy tak pozastawiany, że strach w nocy wstawać siku (śpimy teraz na sofie), że się o coś potknę. Oczywiście wszędzie pył z gładzi i kwadraciki na ścianach z próbnikami farb. Ja działam z literkami dla córki - miała w pokoju biało czerwony napis “Michalina” i teraz nijak nie będzie pasował do nowego pokoju, więc mama przemalowuje. Mąż przygotowuje pokój, a ja planuję i “dodatkuje”. Sama jestem ciekawa jak to wszystko wyjdzie. Dokumentujemy stan przed i po, więc Wam też uchylę nieco rąbka tajemnicy.


Skutki upadku ze schodów okazały się być na szczęście tylko potłuczeniem. Nadal nie mogę klękać (bo mam takie siniory na kolanach), ale z każdym dniem jest lepiej. Może to kwestia tego, że smaruje te miejsca zelem na urazy. Moje nogi wyglądają strasznie - długie spodnie lub spódnice obowiązkowe - siniak przy siniaku. Dobrze, że tylko tak to się skończyło.

25 sierpnia 2017 , Komentarze (21)

Mam spadek 0,9kg! Na razie sama chyba w to nie wierzę - w końcu idzie w dół! I to na 1800 kcal! Kiedyś byłabym pewna, że to niemożliwe. Na razie nie muszę lecieć na marsa :)

Mam nadzieję, że wzorowo przetrwam weekend, choć w niedzielę szykują się urodziny mojej chrześnicy. Ale co tam - ja nie dam rady???!!! Ale mi się pysio śmieje!

Wczoraj zadzwoniłam ws wyników posiewu moczu i okazało się, że wyszły ujemnie… czyli wszystko ok. Albo pomylili się w pierwszym laboratorium, albo 3 dni furaginy i żurawiny dały radę.

Wczorajszy dzień zakończył się na 1786kcal:

Ś: kiwi, kawa inka, kanapki z żółtym serem, z polędwicą, pomidorki

IIŚ: śliwki, orzechy włoskie, kawa

L: jogurt naturalny z mixem śniadaniowym, jabłko

O: jaglane kotlety z curry i surówką z kiszonej kapusty

K: płatki żytnie z mlekiem

Trening - sztanga 183 kcal

ps. spadłam dzisiaj ze schodów - potłukłam podudzia i kolana…. :( Dobrze, że Miśkę ochroniłam.  Mam nadzieję, że nie wyłączy mnie to z treningów. Na jutro przewidziałam killera Chodakowskiej…