Dziś pogoda nie rozpieszcza, bo wichura duje okrutnie, plaża zalana do połowy, co widać na podglądzie telewizyjnym. Ale to nie powód, aby nie uczestniczyć w akcji trwającej od 30 lat. WOŚP to coś, co podnosi na duchu, jednoczy ludzi we wspólnym celu, stajemy się empatyczni chociaż na chwilę. My z mężem już po "puszkowaniu" i będziemy śledzić z ciekawością, jak akcja się rozwija. To datki dobrowolne i chwała ludziom za to, ale cel jej powinien ( moje zdanie) uzmysłowić każdemu , że to będzie potrzebne i twojej sąsiadce, i panu ze sklepu i kuzynce z innego miasta. Już od dawna lekarze ze szpitali potwierdzają, że gdyby nie zakupy sprzętu od WOŚP, to diagnostyka w Polsce leżałaby ugorem. Dlatego nie rozumiem ludzi, chociaż to ich prawo, którzy oświadczają, że nie dokładają się do puszki, bo nie, niech inni dają. Oby tych innych było jak najwięcej, chociażby dla organizacji pozarządowych, pozostawionych bez możliwości działalności przepisami rządu. Mój wpis to nie żadna reklama WOŚP, ale odruch potrzeby i duma, że jest więcej tych chętnych do dzielenia się. Od dawna wiadomo, że dzielenie się z innymi, pomoc innym to niesamowita radość, a często to dobro wraca do nas w innym wymiarze. To są moje przemyślenia wieloletnie, dlatego zawsze pomagam w zbieraniu przez Orkiestrę, pomagam finansowo OKO.press, zawsze daję napiwki kelnerom/nerkom. To mój niewielki wkład w Polskę prawdziwą. A wracając do tematyki vitaliowej, dziś rosół z makaronem, bo taką czułam potrzebę, duszona marchewka z białą rzodkwią ( ukłon w stronę męża), filety z polędwiczek indyczych. Przed chwilą wypiliśmy koktajl z 1/2 banana, awokado, ogórka zielonego, jabłka i zielonej pietruszki. Dodałam jeszcze nasiona chia i imbir. A za oknem duje bez ustanku. A, jeszcze nowość u mnie, przerzuciłam się na napój migdałowy do kawy, zamiast mleka oczywiście. Nawet takie bez laktozy niekorzystnie wpływało na mój organizm. Wczoraj kilak razy rozciągałam powięzi i mięsień gruszkowaty. Pomogło, będę powtarzać.